Entropijny Związek Radziecki musiał pożerać suwerenne, rozwinięte gospodarczo państwa, by przetrwać. Wiedział o tym Stalin, który początkowo liczył na szybkie podbicie Europy jeszcze w latach 20. i musiał odwlec realizację swych marzeń, by zapewnić niezawodną ich realizację. Najpierw konieczne było powstanie przemysłu i strategii bojowego zastosowania jego wytworów.
Przeciwnikowi nie wolno było pozostawić żadnej szansy obrony. Czerwony walec miał zmieść wszelkie przejawy oporu już w pierwszym uderzeniu. Planując podbój Europy Zachodniej, a potem reszty świata, sowiecki dyktator korzystał z wytworów intelektu rozmaitych teoretyków wojskowości. W kwestii strategii uderzeń wojsk lądowych wyrocznią był dlań Triandafiłłow. W dziedzinie lotnictwa zaś, od 1940 roku, Stalin ufał profesorowi i zarazem kombrygowi (odpowiednik generała brygady) Aleksandrowi Nikołajewiczowi Łapczyńskiemu.
Gdyby, jak twierdzą nadal piewcy Wielkiego Sowieckiego Kłamstwa, biedny Stalin naprawdę szykował kraj do obrony przed złym Hitlerem, najlepszym narzędziem byłaby zgodna z doktryną Douheta potężna siła w postaci bombowego lotnictwa strategicznego. Mogłaby ona szybkimi ruchami sparaliżować hitlerowski przemysł, zwłaszcza paliwowy i metalowy, a także siać panikę wśród ludności miast i robotników Zagłębia Ruhry, doprowadzając do szybkiej klęski. Początkowo faktycznie Stalin chciał mieć lotnictwo strategiczne, by sterroryzować nim cywilizowane kraje Europy Zachodniej. W tym celu zorganizowano jednostki strategicznego lotnictwa bombowego dalekiego zasięgu i skonstruowano, oblatany w 1936 roku, ciężki bombowiec TB-7, konstrukcji Petlakowa, później nazwany Pe-8. Czterosilnikowe monstrum miało w kadłubie piąty silnik, którego jedynym zadaniem było napędzanie sprężarek, zaopatrujących pozostałe jednostki napędowe w powietrze na dużej wysokości.
Rozpoczęto produkcję, ale niejako „po drodze” zwrócono wodzowi ZSRR uwagę na fakt, że zrównanie z ziemią przemysłu i miast nowoczesnych państw zachodnich mija się z celem – po zajęciu ich terytoriów nie będzie możliwości czerpania z nich korzyści gospodarczych. Wspomniany Triandafiłłow, wspierany przez Łapczyńskiego, przekonał Stalina, że Związek Sowiecki, planując zmasowany atak na Europę, musi postawić na budowę lotnictwa taktycznego, wspierającego w ruchu nacierające wojska. Lotnictwo takie pozwalało w zakresie tych samych środków zbudować więcej sztuk samolotów – Pe-2 Petlakowa miał tylko dwa silniki na przykład, wobec 4/5 w Pe-8, i pochłaniał mniej trudno dostępnych materiałów.
Lotnictwo strategiczne ma zerowy sens istnienia, jeśli chce się zniewolić narody krajów uprzemysłowionych i zmusić je do pracy na chwałę ZSRR. Spalona ziemia i zburzone zakłady produkcyjne niczego nie wytworzą. Produkcję Pe-8 uruchamiano i zatrzymywano kilkakrotnie, by poprzestać na zbudowaniu kilkunastu sztuk, zaś lotnictwo strategiczne okrojono organizacyjnie w listopadzie 1940 roku. Samolot Pe-8, gdyby faktycznie wykorzystano go do ataków na cele w głębi Niemiec, miałby spore szanse powodzenia – jednym z płatowców Mołotow poleciał w 1942 roku z Moskwy do Wielkiej Brytanii, a potem do USA. Samolot, lecący nawet na wysokości 12000 metrów, przeleciał bezpośrednio nad okupowaną Europą (!), lekceważąc niemieckie myśliwce i artylerię przeciwlotniczą.
Łapczyński przekonywał towarzysza Stalina, że dla uzyskania sukcesu, gigantyczne taktyczne lotnictwo musi zaatakować, wraz z wojskami lądowymi, terytorium wroga przy całkowitym zaskoczeniu, bez wypowiedzenia wojny i skupić się na początku na zniszczeniu lotnictwa nieprzyjaciela na ziemi. Wówczas nawet kiepskie myśliwce z pilotami-idiotami czy samoloty szturmowe bez pancerza i tylnego strzelca sobie poradzą – nie będą bowiem mieć nad polem walki żadnej konkurencji. Zgodnie z tymi założeniami budowano do 1941 całe sowieckie lotnictwo bojowe. Dobry przykład stanowi pierwsza wersja produkcyjna samolotu Ił-2 (tego samego, do którego dorobiono później heroiczną legendę), jednomiejscowa. O ile sprawdzić się mogła w ataku z zaskoczenia, w obronie przed świetnie wyszkolonymi pilotami Luftwaffe była tylko celem do strzeleckiego treningu. Sowieccy mechanicy zaczęli wycinać prowizoryczne dziury w kadłubie, w które wsadzano strzelców pokładowych, broniących samolotów od tyłu – dopiero wówczas podjęto decyzję o zbudowaniu wersji dwumiejscowej.
Zgodnie z doktryną Łapczyńskiego postanowiono zaprojektować i zbudować przeznaczony do masowej produkcji nowy samolot szturmowy. Decyzję o konkursie na projekt tego samolotu przedstawicielom przemysłu osobiście przedstawił Stalin, nadając samolotowi kryptonim „Iwanow”. Tu dygresja – „tow. Iwanow” to rodzaj kryptonimu, przyznanego przez Stalina sobie. Często mówił o sobie w ten sposób w trzeciej osobie, a wierni obywatele potrafili tak adresować dziękczynne listy do nieomylnego wodza (wystarczyło na kopercie napisać: „Tow. Iwanow. Kreml”). Konkurs wygrał Suchoj z projektem samolotu, który nazwano Su-2. W tradycyjnych książkach o historii II wojny światowej ten typ samolotu się zwykle pomija milczeniem, albo opisuje jako przestarzały. Hm, jakże mógł być przestarzały w 1941 samolot, który wprowadzono do uzbrojenia w roku poprzednim?
Zwinny dwumiejscowy samolot do atakowania celów naziemnych napędzany był silnikiem M-82, rozwiniętym z licencyjnego, amerykańskiego Wright Cyclone i osiągał prędkość maksymalną 485 km/h. Dla porównania, polski PZL-23 Karaś, uznawany za przestarzały w 1939 roku, miał prędkość maksymalną ograniczoną instrukcją eksploatacji do 319 km/h. I teraz uwaga: Karasie, zdobyte na lwowskim lotnisku w Skniłowie po ataku na Polskę, Sowieci uznali za nadające się do wcielenia do sowieckiego lotnictwa bojowego. Zabranych bezprawnie internowanych Karasi Rumuni używali na froncie, przeciw Sowietom, aż do 1943 roku. To zaraz: skoro Karaś nadawał się do zastosowania bojowego, wolniejszy i znacznie starszy od Suchoja Su-2, jeszcze w dwa lata po ataku niemieckim na Sowietów, to dlaczego szybki i skuteczny samolot radziecki miałby być przestarzały w 1941 roku? Bez sensu.
„Iwanow”, zdolny do operowania z kiepskich lotnisk polowych, miał wspierać działania wojsk lądowych, niszczyć stanowiska artylerii, punkty oporu i nie bać się myśliwców wroga – te bowiem miały zniszczyć z zaskoczenia, w uprzedzającym i niespodziewanym ataku, poprzedzonym szeroka maskirowką, inne jednostki sowieckiego lotnictwa. Myśliwce sowieckie miały być użyte w tym samym, obezwładniajacym ataku tylko jako wsparcie, a nie środek do zdobycia przewagi w powietrzu. Sam Stalin określił potrzebny mu samolot o kryptonimie „Iwanow” jako „samolot czystego nieba”. To jasna definicja samolotu do zastosowania w druzgocącym ataku, nie w defensywie.
Przygotowano produkcję 100-150 tysięcy sztuk, między innymi w nowej fabryce w Charkowie. Zdążono zbudować tylko ok. 600 egzemplarzy do czerwca 1941 roku – dlaczego nie więcej? Plan był taki, że sąsiedzi ZSRR zorientowaliby się, dzięki raportom własnego wywiadu, że ruszyła kolosalna produkcja samolotu do atakowania celów naziemnych, tak kolosalna, że wystarczy na podbój całego cywilizowanego świata. Zaplanowano więc, że początkowa produkcja będzie relatywnie niewielka, aby pozwolić dopracować sam samolot i proces jego wytwarzania. Po pierwszym uderzeniu na Zachód miano uruchomić produkcję w pełnej skali, bo już nie byłoby niczego do ukrycia. Uruchamianie tejże po niemieckim ataku nie miało sensu, samolot Su-2 nie odpowiadał już bowiem wcale wymogom nowej sytuacji.
W kolejnym odcinku zajmiemy się słynnymi czystkami w wojsku.
cdn.