Wilhelm Maybach.

MAYBACH: PRAWDZIWY TWÓRCA NOWOCZESNEGO SAMOCHODU

Historia przemysłowego wytwarzania pojazdów bez koni w Europie zaczyna się w roku 1886. Jako pionierów, bez których samochód by się nie narodził, najczęściej wymienia się Karla Benza i Gottlieba Daimlera. Większość zapomina o Wilhelmie Maybachu. To wyjątkowy człowiek, który jest ojcem europejskich automobili.

Historia długo o nim milczała, ale nie zapomniała. Warto wiedzieć, co współczesne samochody zawdzięczają rodzinie Maybachów oraz jaka relacja łączyła WIlhelma z Gottliebem Daimlerem. Jeden miał ogromny talent techniczny, drugi kontakty i możliwości. Nie byli w stanie odnieść sukcesu samodzielnie. Związali się na większość życia i razem stworzyli podwaliny współczesnej motoryzacji oraz marki Mercedes.

Aby zrozumieć ich dzieje, musimy cofnąć się o dobrych kilkaset lat. Rodzina Maybachów notowana była w annałach okręgu Heilbronn już w XVI wieku. Zwykle byli kowalami, a niemal bez wyjątku – rzemieślnikami (ojciec Wilhelma Maybacha był z zawodu cieślą), naprawiali też rozmaite urządzenia mechaniczne. Mały Wilhelm urodził się w 1846 roku w wiosce Löwenstein w dzisiejszej Badenii-Wirtembergii. Miał ciężkie dzieciństwo. Najpierw umarła mu matka, potem ojciec, a krewni zaniechali wychowania sierot po jakimś czasie.

Oddali Wilhelma i jego czterech braci na wychowanie do niejakiego Gustava Wernera, pastora i filantropa. Młody Maybach dobrze rysował, więc wysłano go do kreślarni w pobliskiej fabryce, miast kazać mu uczyć się piekarskiego fachu, co pierwotnie planowano. Zakłady mechaniczne Bruderhaus w Reutlingen, w których terminował Wilhelm, miały dyrektora technicznego w osobie Gottlieba Daimlera. Młodziutki adept sztuki projektowania technicznego szybko dostrzegł, że talentem przytłacza Daimlera, ale szanował go za umiejętności organizacyjne i ze względu na wiek, a także za objęcie go opieką niemalże rodzicielską. Daimler patentował wynalazki Maybacha jako swoje i wykorzystywał jego umiejętności na własną korzyść. Wilhelm spędził w fabryce 13 lat, część w biurze projektów, dzięki protekcji odchodzącego Daimlera, a potem został zaproszony przez tego ostatniego do fabryki Deutza w Karslruhe.

Pierwszy jednocylindrowy silnik konstrukcji Maybacha. (Wikimedia Commons)

W 1876 roku amerykański generał George Custer dostawał wielkie lanie od Indian, a Wilhelm Maybach pojechał do USA jako przedstawiciel Deutza i w ten sposób stał się pierwszym niemieckim inżynierem, który poznał amerykański przemysł. Wkrótce z różnych powodów Deutz pozbył się Daimlera, a Maybach zdecydował się odejść wraz z nim. Wilhelm miał 37 lat, gdy w ślad za Daimlerem przeniósł się do Cannstatt. Zostali wspólnikami i pracowali w szklarni w ogrodzie przy Taubenheimerstrasse. Powstawały kolejne projekty silników, nadal bardzo niedoskonałe.

Daimler Reitwagen, zaprojektowany przez Maybacha w 1884 roku. (Wikimedia Commons)

W 1885 roku Maybach zbudował drewniany Reitwagen – motocykl napędzany silnikiem spalinowym. Konstruktor przejechał na swoim sprzęcie trzy kilometry bez kłopotów. Po wymianie przedniego koła na płozę uzyskał z kolei pierwszy na świecie skuter śnieżny! Podobnie jak dziś, możliwości transportowe motocykla były ograniczone. Daimler zamówił w specjalistycznej firmie powóz i – po zamontowaniu w nim silnika – stworzył pierwszy czterokołowy pojazd marki, która wzięła się od jego nazwiska. Zaraz potem zbudowano też łódź motorową, kolejkę wąskotorową oraz użyto motoru w pierwszym sterowcu. Silniki Daimlera kupowali producenci drezyn kolejowych czy tramwajów.

Pierwszy czterokołowy pojazd Daimlera, w całości zaprojektowany przez Maybacha. Pokazano go publicznie w Paryżu w 1889 roku. (Archiwum Mercedes-Benz).

Klienci coraz częściej skarżyli się, że jednocylindrowy silnik jest za słaby. Maybach więc skonstruował motor w układzie V2 i niedługo potem, po uzyskaniu zgody szefa, zamontował go w czterokołowcu na stalowych kołach. Sporo czasu poświęcił także układowi chłodzenia silnika, bowiem wówczas automobiliści musieli bardzo często zatrzymywać się przy studniach i strumykach, by uzupełniać wodę. Maybach wymyślił obrotowy pojemnik na wodę, który dodatkowo spełniał funkcję koła zamachowego, ale nie było to rozwiązanie przyszłościowe. Wilhelm opracował więc układ chłodzenia z chłodnicą z rurek z wentylatorem, wymuszający przepływ powietrza, co umożliwiało uzyskanie lepszych osiągów jednostki napędowej. To także Wilhelm Maybach skonstruował pierwszy nowoczesny gaźnik z komorą pływakową, potrafiący dokładniej dawkować paliwo. Odtąd silniki mogły pracować sprawniej i na wyższych obrotach.

Pierwszy gaźnik pływakowy Maybacha. (Wikimedia Commons)

Aż do masowego wprowadzenia układów wtryskowych paliwa, gaźniki budowano według zasad wymyślonych przez Maybacha. Trudno przecenić wartość tego rozwiązania. Mówimy o milionach silników samochodowych i lotniczych, które równomierną pracę zawdzięczały niemal zapomnianemu niemieckiemu wynalazcy z kompleksem niższości. Silnik systemu Maybacha z gaźnikiem i chłodnicą, napędzający koła auta poprzez zębatkową przekładnię to w istocie fundament nowoczesnego samochodu.

Chłodnica o konstrukcji ulowej, opatentowana przez Wilhelma Maybacha w grudniu 1900 roku. (Archiwum Mercedes-Benz).

O życiorysie Wilhelma można by napisać książkę, ale czas przejść do epoki, w której Maybach projektował pierwsze Mercedesy dla Daimlera. Simplex, którym w 1902 roku hrabia Eliot Zborowski dojechał do mety wyścigu Paryż-Wiedeń na drugim miejscu, też wyszedł spod ręki Maybacha i miał opatentowaną przez niego chłodnicę z rurkami w układzie plastra miodu. Prostszą w produkcji i zawierającą więcej czynnika chłodzącego.

Silniki stosowane do napędu wyczynowych Mercedesów (takich jak ten, w którym wspomniany hrabia Zborowski zginął rok później podczas wyścigu górskiego Nicea-La Turbie) również tworzył niestrudzony Maybach. Użyto ich także do napędu pierwszych sterowców hrabiego Zeppelina. Po 1907 roku Wilhelm stopniowo oddawał prowadzenie działu konstrukcyjnego synowi Karlowi.

Rozrząd silnika lotniczego Maybacha z okresu pierwszej wojny światowej z trzema zaworami na cylinder. (Piotr R. Frankowski)

Karl i Wilhelm Maybachowie zostali zmuszeni do odejścia z firmy Daimler w 1907 roku. Już po śmierci Gottlieba, który zmarł na zawał w 1900 roku. Wówczas porozumieli się z hrabią Zeppelinem i założyli z nim wspólnie, tuż obok hangarów sterowcowych we Friedrichshafen, zakład o nazwie Motorenbau GmbH. Wspólnie rozpoczęli wytwarzanie silników lotniczych i sterowcowych, które musiały sprostać niesamowitym wymaganiom. Stosowano na przykład zapłon z dwiema świecami na cylinder, przy czym każda ze świec połączona była z osobnym iskrownikiem. Układ świec był optymalny pod kątem spalania mieszanki nawet według wiedzy z XXI wieku!

Pierwszy samochód firmy Maybach-Motorenbau GmbH (przełom roku 1924 i 1925), model W 3. Karl Maybach drugi od prawej. (Archiwum Mercedes-Benz)

Traktat wersalski zabronił Niemcom produkcji samolotów, więc firma prowadzona przez Karla przerzuciła się na samochody. Pierwszy prototyp powstał jeszcze na podwoziu Daimlera z silnikiem sześciocylindrowym. Pierwszy seryjny model W3 budowano od 1921 do 1926 roku. Kolejny W5 do 1929 roku, w którym zmarł Wilhelm Maybach. Pierwszy 12-cylindrowy Maybach DS powstał w 1929 roku, by rok później zastąpił go DS7 Zeppelin. Samochód z 7-litrowym motorem o mocy 150 KM i 2-stopniową preselekcyjną przekładnią zautomatyzowaną, zdolny do osiągnięcia 150 km/h. Ośmiolitrowa wersja DS8 budowana była od 1931 do 1940 roku. Później wybuchła wojna i silniki Maybacha napędzały wiele modeli czołgów i innych pojazdów bojowych Trzeciej Rzeszy.

Karl Maybach z Adolfem Hitlerem w 1935 roku. (NAC)

Po wojnie zakłady Maybacha we Friedrichshafen stały się fabryką silników dla statków i lokomotyw, przetrwały do dziś jako MTU Solutions/Rolls-Royce Solutions GmbH. Firma jest spółką zależną brytyjskiego koncernu Rolls-Royce Power Systems i wytwarza potężne silniki wysokoprężne. Sam Wilhelm Maybach został prawie zupełnie zapomniany.

Słynne nazwisko przypomniał fanom motoryzacji koncern DaimlerChrysler w 2002 roku, który postanowił ożywić kultową markę i wytwarzać pod nią luksusowe limuzyny, konkurentów Rolls-Royce’a. Powstały modele Maybach 57 i 62 różniące się rozstawem osi. Nazwy pochodziły od długości nadwozia: 5,7 m oraz 6,2 m. Wraz z „nowożytnym” Maybachem do łask wróciło nawet nazwisko Zeppelin, które zostało użyte do nazwania najbogatszej wersji wyposażenia. Powstało nawet zbudowane na bazie dłuższego modelu 62 nadwozie landaulet z otwieraną tylną pasażerską częścią. Nowy Maybach nie był wielkim sukcesem rynkowym, głównie z powodu tego, że ożywienie ultraluksusowej marki po niemal 60 latach jest prawdziwym wyzwaniem i dlatego, że dyrekcja koncernu Daimler-Benz dość nieporadnie podeszła do kwestii wizerunku auta (początkowo miało przypominać aktualną wówczas S-klasę, a gdy podjęto decyzję o reaktywacji osobnej marki, na zmianę wyglądu było za późno).

Maybach 62 Landaulet przed zamkiem Solitude. (Mercedes-Benz)

Mercedes się nie poddał. Najbardziej eleganckie odmiany klasy S są dziś nazywane Mercedes-Maybach, czyli są już tylko podwariantami modelu Mercedesa – inaczej niż przy okazji pierwszej reaktywacji marki Maybach. Współczesne Mercedesy-Maybachy wyróżniają się charakterystycznym dwukolorowym lakierem, a na ich nadwoziach pyszni się trójkątne logo z podwójnym M. Nazwisko króla konstruktorów przetrwało, a wraz z nim jego legenda. Od lat 90. zaczęli ją przypominać historycy przemysłu samochodowego. Niestety nadal wiele tekstów drukowanych i internetowych wszystkie wynalazki Maybacha przypisuje Daimlerowi…

Przedwojenny emblemat marki Maybach. (Piotr R. Frankowski)
Próba atomowa w atolu Bikini w 1946 roku. (San Diego Air and Space Museum/Wikimedia Commons)

WSZYSTKO ATOMOWE

Po drugiej wojnie światowej ludziom wydawało się, że energia atomowa rozwiąże wszystkie problemy i poprowadzi ludzkość ku świetlanej przyszłości. Media prześcigały się w wymyślaniu zastosowań dla reaktorów jądrowych, ale wystarczy się porządnie rozejrzeć, by stwierdzić, że niewiele z tych prognoz się sprawdziło. Może i dobrze, bo ludzie z czasem stawali się coraz mniej odpowiedzialni.

Buick Le Sabre, prototyp koncepcyjny z 1951 roku. (General Motors)

Ameryka, która w powojennej euforii spodziewała się, że każdy przedmiot będzie przypominał odrzutowiec albo rakietę – co znalazło odzwierciedlenie w komiksach, kreskówkach i innych dziedzinach sztuki popularnej – oczekiwała także samochodów o podobnych atrybutach wizualnych.
Prototyp koncepcyjny Buicka Le Sabre z 1951 roku wskazywał kierunek: motywy wlotów powietrza, stateczniki pionowe, brakowało tylko skrzydeł. Jednocześnie naród amerykański słuchał coraz to nowszych informacji o próbach jądrowych w Newadzie, które rzekomo nikomu nie szkodziły. Słowo „nuklearny” miało taką samą popularność jak spodnie dzwony czy samochody „turbo” dwadzieścia lat później. Tylko w Związku Sowieckim ludzie nie marzyli o samochodach z napędem nuklearnym i wyglądzie odrzutowców, bo im nie było wolno.

Prototyp samolotu z napędem nuklearnym Tupolew Tu-95LAL, napędzany silnikami turbośmigłowymi konstrukcji Standartenfuhrera SS Ferdinanda Brandnera. (Wikimedia Commons)

Rządy obu supermocarstw na poważnie myślały o nieoczywistych zastosowaniach energii jądrowej. Nikogo nie powinien dziwić fakt, że Sowieci oblatali prototyp samolotu bombowego Tu-95LAL z reaktorem jądrowym na pokładzie, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że Amerykanie nie tylko myśleli o czymś takim, ale nawet zbudowali statek powietrzny, na pokładzie którego odbywała się jądrowa reakcja łańcuchowa – chociaż pewnie o zdrowie ludzi sowieckich mniej dbano podczas badań w locie.

Rysunki poglądowe samolotu Tu-119, zwanego także Tu-95LAL, zaopatrzonego w reaktor jądrowy. (Wikimedia Commons)

Samolot nazywał się NB-36H i był prototypowym wariantem bombowca strategicznego B-36, napędzanego sześcioma gwiazdowymi silnikami tłokowymi i czterema odrzutowymi. Prototyp, zbudowany na bazie płatowca uszkodzonego przez tornado na jednym z lotnisk, wykonał 47 lotów doświadczalnych, trwających w sumie 215 godzin, z czego przez prawie 90 godzin reaktor był aktywny (ważył 16 ton i miał moc 3 megawatów, załogę chroniła 12-tonowa izolacja ołowiano-gumowa).

Samolot Convair NB-36H z reaktorem jądrowym na pokładzie. (Wikimedia Commons)
Samolot Convair NB-36H, jeszcze z pierwotnym oznaczeniem XB-36H. (U.S. Air Force photo/Wikimedia Commons)

Eksperymenty miały doprowadzić do zbudowania bombowca strategicznego o pełnym napędzie jądrowym, a co za tym idzie, nieograniczonym czasie przebywania w powietrzu Chodziło o stałe patrole z gotową do użycia odwetową bronią jądrową na pokładzie. O ile załoga amerykańskiego prototypu okazała się skutecznie chroniona przed promieniowaniem, łatwo sobie wyobrazić katastrofalne konsekwencje wypadku z udziałem takiego samolotu – i to był właściwie, oprócz kosztów programu, główny powód jego przerwania.

Kabina załogi samolotu Convair NB-36H. Osłony przed promieniowaniem ważyły 12 ton, a szyby kabiny miały grubość ponad 30 cm. W szyku z prototypem latały zawsze dwa samoloty transportowe, wypełnione uzbrojonymi spadochroniarzami, którzy w razie wypadku NB-36H mieli zabezpieczyć rejon katastrofy – i potem zapewne umrzeć w mękach. (US Air Force Materiel Command/Wikimedia Commons)

Twórcom przyświecała wizja, że energia jądrowa to panaceum na wszelkie zgryzoty ówczesnego świata. Inne projekty obejmowały atomowe lokomotywy, wiertnice, rakietowy silnik jądrowy NERVA (który zresztą testowano, a jego koncepcja nie umarła do dziś), a w 1964 opracowano w NASA projekt pojazdu kosmicznego o napędzie jądrowym, w którym kapsuła załogi znajdować się miała na szczycie konstrukcji, chroniona specjalną tarczą przed zabójczym promieniowaniem. Powstawały także okręty wojenne napędzane energią jądrową, które były w stanie przebywać bardzo długo na patrolu bez konieczności tankowania tradycyjnego paliwa.

Sowiecki atomowy lodołamacz „Lenin”. (RIAN/Wikimedia Commons)

Te ostatnie stały się trwałym składnikiem wielu flot na świecie. Pierwszym okrętem podwodnym o napędzie nuklearnym był USS Nautilus, potem dołączyły do niego następne jednostki podwodne i lotniskowce. Rosjanie, poza okrętami podwodnymi, wyspecjalizowali się w budowaniu lodołamaczy o napędzie atomowym. Pierwszy z nich nazywał się – jakżeby inaczej – „Lenin”.

Arbel-Symetric z 1958 roku. (Wikimedia Commons)

W takiej atmosferze, na początku lat 50., także producenci samochodów ulegali presji mody na atom. Jednym z najmniej znanych był francuski Arbel, który istniał w latach 1951-58. Jedynym stworzonym modelem był Arbel-Symetric, powstały w kilku prototypach. Pięciometrowa limuzyna z dwiema panoramicznymi szybami, odsuwanymi drzwiami i nadwoziem z włókna szklanego miała spalinowo-elektryczny napęd hybrydowy. To nie pomyłka i nie fake news. Pan Arbel za pieniądze swego brata, który miał w Indochinach linię lotniczą, zbudował pojazd, w którym generator wytwarzający prąd elektryczny był napędzany przez 45-konny silnik benzynowy o pojemności 1,1 litra. Uzyskany prąd poruszał cztery silniki elektryczne w piastach kół.

Pokazana na salonie paryskim w 1953 roku druga wersja rozwojowa samochodu zainteresowała francuskie ministerstwo obrony narodowej – urzędnicy dostrzegli, że samochód miał skuteczne i bardzo uproszczone sterowanie. Kierowca oprócz kierownicy miał do dyspozycji tylko jeden pedał plus hamulec awaryjny (auto nie miało żadnej przekładni). Hamowanie odbywało się poprzez usunięcie nacisku na jedyny pedał (dziś niektóre samochody elektryczne mają seryjnie taką możliwość). Co ciekawe, auto hamowało rewelacyjnie, potrzebując tylko 40 metrów do zatrzymania z prędkości 100 km/h, gdy inne samochody z tej samej epoki potrzebowały 60-80 metrów.

Kolejny prototyp wytwarzał prąd dzięki silnikowi zasilanemu olejem napędowym. Zbudowano także atrapę nieco innego napędu. Spodziewając się, że rząd francuski w przyszłości zabroni spalania paliw kopalnych, zaprojektowano napęd z termicznym generatorem jądrowym o mocy 40 kW, paliwem dla którego miały być dwie kapsuły, wypełnione… zużytymi materiałami radioaktywnymi. Spalania benzyny ostatecznie nie zakazano i firma Arbel zniknęła.

Simca Fulgur. (Wikimedia Commons)

Nie była jedyną, która bawiła się ideą jądrowego napędu samochodów. W 1959 roku francuska Simca pokazała koncepcyjny prototyp Fulgur o niezwykle lotniczych kształtach, zaprojektowany przez Roberta Oprona. Tego samego, który później stworzył między innymi przepiękne modele GS i SM dla Citroena.
Model Fulgur pokazywał, jakie będą samochody w roku 2000. Powyżej prędkości 150 km/h miał poruszać się tylko na dwóch kołach – dzięki stabilizacji żyroskopowej. Zakładano sterowanie myślami, zastosowanie radaru oraz… napęd atomowy.

Makieta samochodu Simca Fulgur w Paryżu. (Wikimedia Commons)

Także amerykański Ford nie ustrzegł się nuklearnego epizodu: wśród prototypów pokazanych w 1958 roku znalazł się model samochodu o nazwie Nucleon. Według koncernu, gdyby auto naprawdę powstało, miałoby zasięg aż 8000 kilometrów, bez wymiany rdzenia reaktora. Planowano zastosowanie w nim reaktora jądrowego podobnego typu do tych używanych w atomowych okrętach podwodnych, czyli o zredukowanych wymaganiach obsługowych. Reakcja łańcuchowa miała prowadzić do wytwarzania pary, która z kolei poruszałaby serię turbin. Funkcjonalnego prototypu nigdy nie zbudowano. Moda na planowanie samochodów o napędzie atomowym minęła wraz z końcem lat 50., ale obydwaj z Mirkiem, pomysłodawcą i szefem niniejszego bloga, po raz pierwszy zobaczyliśmy atomowego Forda w tej samej Encyklopedii PWN – i nigdy o tym malutkim zdjęciu nie zapomnieliśmy.

Model samochodu Ford Nucleon. (Ford)

Czego uczy nas historia samochodów o napędzie atomowym? Nawet jeśli coś wydaje się być rozwiązaniem idealnym dla przyszłości, wcale nie musi się takim stać, bo przyszłość nie jest tworem statycznym. Pierwsze Porsche 911 Targa zbudowano dlatego, że pojawiła się wiarygodna plotka, iż rząd amerykański zabroni sprzedaży samochodów typu kabriolet pozbawionych pałąka przeciwkapotażowego. Rynek USA był dla niewielkiej jeszcze wtedy firmy Porsche niezbędny do przetrwania. Targa powstała, a zapowiadanych przepisów nigdy nie wprowadzono, choć ikoniczna forma nadwozia zarabia do dziś dla marki z Zuffenhausen grube miliony. Czy zatem jedynym sensownym rozwiązaniem napędu w przyszłości będzie napęd elektryczny? Czas pokaże. Samochody elektryczne już kiedyś były bardzo popularne w miastach. Ponad sto lat temu, ale na długi czas zostały zapomniane. Jak będzie tym razem? A może wrócimy do napędu atomowego?

Rysunek koncepcyjny samochodu Ford Nucleon. (Ford)
Samolot Aichi M6A1 Seiran (Smithsonian Air and Space Museum A19630308000/Wikimedia Commons)

SAMOCHODY, SAMOLOTY I WOJNA cz. 10

Gdy mówimy o historii firm samochodowych, często wspominamy o ich związkach z przemysłem zbrojeniowym i ogólnie z wojną, ale rzadko przyglądamy się tym związkom szczegółowo. Postanowiłem zatem napisać dłuższy materiał o koneksjach przemysłu samochodowego, zbrojeniowego, lotniczego, który – być może – rozjaśni nieco w głowach entuzjastów automobilizmu.

Zbombardowana fabryka samolotów Mitsubishi. Nagoya, prawdopodobnie rok 1945. (Wikimedia Commons)

Japonia cd.

Czemu japoński przemysł samochodowy tak naprawdę zawdzięcza swój światowy sukces, ściśle powiązany z reputacją w kwestii jakości wykonania, która w swoim czasie deklasowała wszelkie auta europejskie i amerykańskie? Tak naprawdę istnieją dwie główne przesłanki. Po pierwsze zanik przemysłu zbrojeniowego wraz z zakończeniem wojny spowodował, że nadmiar niepotrzebnych już fachowców musiał szukać pracy w branżach cywilnych. Część trafiła do przemysłu elektrotechnicznego, część do samochodowego i motocyklowego. Wnieśli do cywilnych przedsiębiorstw wiedzę i perfekcjonizm, które wcześniej były znane tylko w japońskim przemyśle zbrojeniowym – cywilny bowiem od lat 30. lekceważono. Drugim powodem, dla którego japoński przemysł mógł szybko zdobyć silną globalną pozycję było upowszechnienie metod zarządzania jakością, które w Japonii wprowadził… Amerykanin.

W. Edwards Deming. (Wikimedia Commons)

W. Edwards Deming to niesamowita postać. Statystyk i specjalista od analizy produkcji, zyskał sławę w USA podczas wojny, tworząc systemy zarządzania produkcją wojskową w cywilnych przedsiębiorstwach. Studiował w latach 30. między innymi pod kierunkiem Jerzego Spławy-Neymana, polskiego matematyka i statystyka. Zafascynowany pracami Waltera Shewharta na temat statystycznej kontroli procesów, rozwijał własne idee w tym zakresie. W 1940 roku wziął udział w organizacji spisu powszechnego w USA, a następnie włączono go do pięcioosobowego zespołu o nazwie Emergency Technical Committee – chodziło o optymalizację produkcji wojennej. Współtworzył także nowy system amerykańskich norm przemysłowych. Niestety wraz z zakończeniem wojny jego talent i kolosalna wiedza przestały być potrzebne w USA – rozwój np. przemysłu samochodowego zatrzymał się, tak wielkie bowiem było zapotrzebowanie na amerykańskie samochody, że ich doskonałość techniczna i jakość przestały mieć znaczenie. Deming znalazł jednak swoje miejsce gdzie indziej.

Długa kolejka po racje żywnościowe. Ginza, Tokio, rok 1946. (Wikimedia Commons)

W 1947 roku wysłano go do okupowanej przez USA Japonii. Na polecenie generała MacArthura miał pomóc przy organizacji spisu powszechnego i – pośrednio – w przygotowaniu podwalin do odbudowy kraju. Na zaproszenie japońskiego stowarzyszenia naukowców i inżynierów (JUSE), Deming zaczął prowadzić wykłady, w których udowadniał zależność między wysoką jakością i obniżeniem kosztów produkcji, a także wysoką jakością i wydajnością pracy oraz procentowym udziałem w rynku. Wielu liderów nowego japońskiego przemysłu wzięło sobie do serca metody i idee Deminga, był wśród nich na przykład legendarny założyciel koncernu Sony, Akio Morita. Powszechne zastosowanie metod amerykańskiego statystyka w japońskim przemyśle stało się główną przyczyną japońskiego cudu gospodarczego w późniejszych latach.

Profesor Deming i prezes Toyota Motor Corporation Fukio Nakagawa podczas ceremonii wręczenia Nagrody Deminga w 1965 roku. (Toyota Global)

Na bazie jego idei powstała koncepcja „kaizen”, w uproszczeniu mówiąca o ciągłym, cyklicznym ulepszaniu jakości produktu. Deming wierzył, że zaprojektowanie urządzenia tak, by dzięki konstrukcji jakość stała się wyższa jest znacznie lepsze od niechlujnego projektowania i rozbudowywania działu kontroli jakości; uczył także metod badania rynku. Ufundowana przez JUSE Nagroda Deminga jest wręczana do dziś jako uhonorowanie wyjątkowych osiągnięć w zakresie kontroli jakości oraz zarządzania jakością (początkowo ufundowano ją dzięki honorariom za wykłady, których zrzekł się Amerykanin). W 1960 roku premier Japonii udekorował W. Edwardsa Deminga orderem w imieniu cesarza Hirohito. Przemysł japoński, w tym także samochodowy, nigdy nie uzyskałby znanej nam dziś pozycji, gdyby nie idee Deminga i nadmiar bezrobotnych inżynierów lotniczych. Spory wpływ miała też wojna koreańska – dzięki niej między innymi Toyota uniknęła bankructwa. O ile Toyota próbowała na początku produkować auta własnej konstrukcji o nazwie Toyopet, Nissan wytwarzał na licencji Austina A40, a i inne firmy japońskie podpierały się licencjami. W latach 60. to się jednak zmieniło…

Toyopet Super R z 1954 roku. (Wikimedia Commons)

Aichi

Aichi to niezwykle ciekawa japońska firma. Od założenia zakładów lotniczych w 1920 roku firma korzystała aż do lat czterdziestych z wiedzy i technologii niemieckiej firmy Heinkel. Pod wpływem zamówień ze strony Cesarskiej Marynarki Wojennej Japonii zaczęła budować wodnosamoloty, w których wykorzystywano patenty brytyjskiej firmy Shorts. Wśród typów samolotów, produkowanych przez Aichi, znalazły się modele rozpoznawcze, szkolno-treningowe, bombowce nurkujące i torpedowe, a także myśliwce nocne. Aichi D3A Typ 99, samolot bojowy przeznaczony do bombardowania celów z lotu nurkowego, stanowił trzon grupy uderzeniowej, która zaatakowała bazę amerykańskiej Floty Pacyfiku w Pearl Harbor 7 grudnia 1941 roku.

Bombowiec nurkujący Aichi D3A startuje z pokładu lotniskowca Akagi do ataku na Pearl Harbor. (Wikimedia Commons)

Firma Aichi produkowała także (równoległe z zakładami Kawasaki) silniki lotnicze Daimler-Benz DB601A jako Aichi Atsuta. Co ciekawe z dzisiejszej perspektywy, japońska produkcja seryjna tych silników okazała się być obciążona wieloma problemami z jakością – niedokładnie wykonane i źle wyważone wały korbowe powodowały katastrofalne awarie tych jednostek napędowych – a wytwarzane we Włoszech przez Alfa Romeo na licencji te same silniki nie cierpiały na żadne chroniczne usterki. Po wojnie Aichi Kokuki nie mogło już produkować samolotów, zajęło się zatem projektowaniem i produkcją mikrosamochodów (tzw. Kei, o określonych wymiarach i silnikach o pojemności do 360 cm³) pod nazwą handlową Cony. Wzrost konkurencji na japońskim rynku spowodował po pewnym czasie osłabienie pozycji Aichi i firma została powoli wchłonięta przez Nissana (choć ostateczne przejęcie miało miejsce dopiero w 2012 roku). Inżynierowie Aichi byli odpowiedzialni za stworzenie modeli Sunny i Vanette/Serena dla Nissana, a zakład produkcyjny został wykorzystany do produkcji seryjnej Nissana Cherry.

Samochód Aichi Cony 360 Sedan. (Wikimedia Commons)

Kawasaki

Marka, która dziś kojarzy nam się wyłącznie z motocyklami, może poszczycić się bardzo złożoną historią. Założone w 1918 roku zakłady skorzystały we wstępnym okresie działalności z pomocy niemieckich fachowców. Doktor Richard Vogt, późniejszy główny konstruktor fabryki Blohm & Voss, przez dziesięć lat pracował w Japonii, kształcąc i wspomagając japońskich inżynierów. Firma Kawasaki zakupiła także od Dorniera dokumentację konstrukcyjną łodzi latających. W okresie międzywojennym i podczas wojny zakłady Kawasaki produkowały kilkadziesiąt typów samolotów, a także, na licencji, silnik Daimler-Benz DB601A, który otrzymał nazwę Kawasaki Ha 40. Japończycy stworzyli także własną jednostkę napędową, złożoną z dwóch sprzężonych silników Ha 40, połączonych poprzez wspólną przekładnię. Produkowany przez Kawasaki samolot myśliwski Ki-61 okazał się bardzo dobry i odnosił nawet pewne sukcesy wobec bombowców B-29, ale prześladowały go problemy z hydrauliką i kiepską jakością licencyjnego silnika Mercedesa.

Samolot myśliwski Kawasaki Ki-81-II Hien z produkowanym na licencji niemieckiej silnikiem
Kawasaki Ha 40. (Wikimedia Commons)

Po wojnie część zakładów produkcyjnych przeznaczono na inną działalność, zgodnie z poleceniem władz okupacyjnych. Po wojnie w Korei, w 1954 roku, możliwy stał się powrót Kawasaki do produkcji lotniczej. Choć zaczęto od licencji amerykańskich, wkrótce firma skonstruowała swoje pierwsze własne samoloty. W latach 70. XX wieku przedsiębiorstwo Kawasaki połączyło siły z niemieckim konsorcjum
Messerschmitt-Bölkow-Blohm i stworzyło niezwykle udany śmigłowiec MBB/Kawasaki BK117. Wiropłat ten po zmianach własnościowych MBB był dalej rozwijany i na jego bazie powstały niezwykle popularne śmigłowce Eurocopter EC 145, dziś znane jako Airbus H145. Dziś Kawasaki wytwarza między innymi nowoczesne wojskowe samoloty transportowe Kawasaki C-2, a także kooperuje z licznymi globalnymi wytwórcami samolotów i wiropłatów.

Samolot transportowy Kawasaki C-2. (Piotr R. Frankowski)

A skąd zatem motocykle? Powstała w latach 30. japońska firma Meguro sprytnie wykorzystała Wielki Kryzys i zakupiła od podupadłej marki Harley-Davidson dokumentację, technologie i maszyny. Najważniejsze były jednak metody utwardzania metali stosowanych w produkcji skrzyń biegów. Przed wojną zakład Meguro rozpoczął produkcję jednego modelu motocykla, ale nakaz władz zmusił firmę do przerwania produkcji i zajęcia się wytwarzaniem podzespołów dla samolotów. Już w 1948 roku udało się wznowić produkcję motocykli, które pod względem doskonałości technicznej szybko wyprzedziły motocykle brytyjskie, produkowane przez inne japońskie firmy na licencji. W latach 50. tylko Honda sprzedawała w Japonii więcej motocykli niż Meguro. W następnej dekadzie Kawasaki związało się z Meguro celem pozyskania różnych technologii, by stopniowo wchłonąć całą firmę. Początkowo jednoślady nazywały się Kawasaki-Meguro, a potem pozostały tylko przy nazwie Kawasaki. W 2021 firma Kawasaki przywróciła do życia legendarną markę Meguro i zaprezentowała seryjny motocykl Meguro K3.

Motocykl Meguro S2. (Wikimedia Commons)

Kawanishi

Przedsiębiorstwo powstało w 1920, a sfinansował je ten sam wielki konglomerat, który finansował firmę Nakajima. Zakłady Kawanishi zasłynęły głównie z produkcji znakomitych łodzi latających dalekiego zasięgu (H6K i H8K), które mocno dały się Amerykanom we znaki podczas wojny na Pacyfiku. Ta sama firma stworzyła także świetny myśliwiec N1K, który dzięki systemowi automatycznych klap, pozwalających na zwiększenie siły nośnej w ciasnych zakrętach, a także dzięki potężnemu uzbrojeniu strzeleckiemu uważany był za jeden z najlepszych samolotów myśliwskich drugiej wojny światowej – potrafił nawiązać równą walkę z najnowszymi typami amerykańskich samolotów. Dlaczego wspominam o Kawanishi, choć nie ma to przedsiębiorstwo zbyt wiele wspólnego z samochodami? Otóż to praktycznie jedyna japońska firma lotnicza, która przetrwała do dziś, nie stając się po drodze producentem motocykli czy części samochodowych. Co najciekawsze, firma nazywa się teraz ShinMeywa (wcześniej Shin Meiwa) i nadal buduje rewelacyjne łodzie latające – a dokładniej amfibie patrolowe!

Amfibia ShinMaywa US-2 podczas startu. (Wikimedia Commons)

Nakajima

Producent bardzo dobrych samolotów bojowych dziś istnieje w zmienionej formie, nadal słynąc z wysokiej jakości produktów, ale o tym za chwilę. Ten pierwszy powstały w Japonii producent samolotów został założony już w 1918 roku przez pana Chikuhei Nakajima. Nakajima produkowała ogromna liczbę typów samolotów dla marynarki wojennej i sił powietrznych Cesarstwa Japonii: samoloty szkolne, bombowce nurkujące, bombowce torpedowe, myśliwce, ciężkie bombowce… To ona stworzyła pierwszy japoński samolot odrzutowy, Nakajima Kikka, ona produkowała na licencji amerykańskie samoloty transportowe Douglas DC-2 i DC-3, to ona wreszcie wytwarzała bardzo dobre lotnicze silniki gwiazdowe, między innymi dla myśliwca Mitsubishi Zero. Myśliwiec Nakajima Ki-84 Hayate był najszybszym japońskim samolotem z silnikiem tłokowym i odnosił sukcesy w zwalczaniu latających na dużych wysokościach bombowców B-29.

Nakajima Ki-84 Hayate. (Wikimedia Commons)

Po wojnie władze okupacyjne zakazały firmie Nakajima prac nad konstrukcjami lotniczymi. Koncern został podzielony na 12 małych przedsiębiorstw, a spora część kadr przeszła do przemysłu samochodowego. Ryoichi Nakagawa, niezwykle utalentowany inżynier, który zaprojektował najlepsze myśliwce Nakajima oraz znakomity silnik lotniczy Homare, trafił do jednej z 12 mniejszych firm, Prince Motors, gdzie odpowiadał za stworzenie takich samochodów jak Prince Skyline, Prince Gloria oraz sportowego Prince R380. Po wchłonięciu Prince Motors przez Nissana, Nakagawa został w 1969 roku dyrektorem wykonawczym tego koncernu – w dużym stopniu to jemu właśnie Nissan zawdzięcza swój sukces z lat 70. i 80.

Ryoichi Nakagawa w wieku 26 lat. (Wikimedia Commons)

Kolejną z 12 małych firm, na które podzielono konglomerat Nakajima, było Fuji Heavy Industries. Z działem konstrukcyjnym obsadzonym całkowicie przez konstruktorów lotniczych, firma zaczęła powojenną karierę od skutera Fuji Rabbit. Wymuszone przez władze zmiany własnościowe zaowocowały uruchomieniem produkcji samochodów pod nazwą Subaru – pierwszy model z 1954 roku nazwano po prostu Subaru 1500. Wyprodukowano go tylko 20 sztuk, między innymi wskutek zawirowań wokół silnika (jednostki Peugeota zaadaptowanej przez Prince Motors). Większym sukcesem był samochodzik klasy Kei, Subaru 360 z 1958. Obecnie Subaru, spadkobierca koncernu Nakajima, jest częściowo własnością Toyoty, zaś dwie oryginalne lokalizacje przedwojennych fabryk istnieją do dziś, jedna jest własnością koncernu Panasonic, w drugiej są produkowane auta marki Subaru.

Pierwszy samochód marki Subaru z 1954 roku. (Wikimedia Commons)