Ab ovo, czyli wielkanocna etymologia jajeczna

Co było pierwsze, jajo czy kura?

Badania archeologiczne i genetyczne sugerują, że kury (Gallus gallus domesticus) udomowiono mniej więcej na początku II tysiąclecia p.n.e. (często podawane wcześniejsze datowania są mało wiarygodne). Przodkiem kur był głównie dziki podgatunek G. g. spadiceus, zamieszkujący (także w naszych czasach) lasy południowo-zachodnich Chin, Tajlandii i Birmy. Z tej praojczyzny kur ich hodowla rozszerzyła się szybko na całą Azję Południową, a dzięki żeglarzom austronezyjskim również na wyspy Oceanii. Tam, gdzie żyły inne dzikie gatunki i podgatunki rodzaju Gallus – na subkontynencie indyjskim wraz z Cejlonem, w Indochinach, na Filipinach i wyspach Indonezji – krzyżowały się one z drobiem domowym i dodawały swój skromniejszy wkład do jego DNA. Z Indii już około 1200 lat p.n.e. hodowla kur dotarła do Iranu i Mezopotamii. Na początku I tysiąclecia p.n.e. kury były rozpowszechnione na Bliskim Wschodzie; zaczęły też pojawiać się w Afryce i w Europie.1 Od VIII w. p.n.e., zapewne dzięki Fenicjanom i Grekom, hodowano kury na wybrzeżach Morza Śródziemnego, a około 500 r. p.n.e. można je było spotkać w Europie od Wielkiej Brytanii po Morze Czarne. Przodkowie Słowian poznali je nieco później.

Nie ma jednej indoeuropejskiej nazwy kur domowych. Zamiast tego mamy nazwy lokalne, zwykle o przejrzystej etymologii. Na przykład w językach germańskich koguta nazywano *xanan-/*xanin- (mianownik *xanô, patrz niemieckie Hahn, staroangielskie hana), co pierwotnie oznaczało ‘śpiewaka’ lub ‘śpiewającego ptaka’ (praindoeuropejskie *kan-on-). Nie znaczy to, że znaczenie ‘kogut’ jest praindoeuropejskie; zostało po prostu przeniesione na nowo poznanego ptaka o donośnym głosie. Różne pochodne od tego słowa oznaczały z kolei kurę lub kurczaka (stąd niemieckie Huhn, angielskie hen itd.). Nie brakuje też nazw ewidentnie onomatopeicznych, jak *kukka- > angielskie cock, a do tego cała seria germańskich pochodnych od podstawy słowotwórczej *kjuk-, w tym angielskie chicken i staronordyjskie kjúklingr.

Tymczasem wspólne słowo oznaczające ‘jajo’ jest starsze o tysiąclecia i szeroko rozpowszechnione w językach indoeuropejskich. A zatem z językowego punktu widzenia jajo (przynajmniej indoeuropejskie) jest starsze od kury. W naszej części świata na długo przed pojawieniem się kur zaczęto udomawiać gęsi, dostępne były zatem jaja gęsie. Jednak słowo o znaczeniu ‘jajo’ istniało wcześniej niż ptactwo domowe. Wybieranie jaj z gniazd dzikich ptaków było praktyką znaną ludziom od najdawniejszych czasów. Także symbolika jaja jako źródła życia jest znacznie starsza niż hodowla jakiegokolwiek gatunku drobiu. Ale za chwilę przekonamy się, że jeśli chodzi o etymologię, od jaja starszy jest ptak.

Ryc. 1.

Od ptaka do jaja

Znamy kilka praindoeuropejskich słów oznaczających różne gatunki ptaków. Istniało też słowo ogólne, obejmujące wszelkie ptactwo: *h2awi-/*h2wej-. Od tego prasłowa pochodzi na przykład łacińskie avis. Niemal wszyscy specjaliści są zgodni, że to od tej indoeuropejskiej podstawy utworzono słowo pochodne, rekonstruowane tradycyjnie jako *ōwjom ‘jajo’. Szczegóły pokrewieństwa między ‘ptakiem’ a ‘jajem’ są jednak trudne do zrekonstruowania. Przeważa opinia, że mamy do czynienia z formą przymiotnikową zawierającą wzdłużoną samogłoskę *o, której towarzyszy przyrostek samogłoskowy o znaczeniu dzierżawczym tzn. *h2ōwi- + *ó- → *h2ōwjó- ‘należące do ptaka’. Trzeba ten pogląd traktować z pewną rezerwą, bo niezależne przykłady takiego procesu słowotwórczego są nieliczne, trudno więc uznać zagadkę pochodzenia ‘jaja’ za w pełni rozwiązaną. Ponieważ jednak hipotezy alternatywne budzą jeszcze poważniejsze zastrzeżenia, przyjmijmy roboczo, że rekonstrukcja *h2ōwjóm jest poprawna. Na jej korzyść świadczą formy zachodnioirańskie, takie jak średnioperskie xāyag < *Hāwya(-ka)- < *h2ōwjo- (z przyrostkiem zdrabniającym). W tej grupie języków spółgłoska *h2 zachowała się na początku wyrazu jako h- lub x- (wymawiane jak polskie ch), można więc uznać jej obecność w ‘jaju’ za potwierdzoną. Ogólnie zresztą języki irańskie zachowały praindoeropejską nazwę jaja bardzo dobrze, z czym kontrastuje jej zanik w językach indoaryjskich: w sanskrycie widzimy zamiast starej formy neologizm āṇḍá- ‘jajo’ (oznaczający także ‘jądro męskie’).

Kombinacja dźwięków *-ōwj- (z dwiema półsamogłoskami po długiej samogłosce) była rzadka i nietypowa; łatwo ulegała nieregularnemu uproszczeniu przez utratę którejkolwiek z półsamogłosek. Powstawały wówczas warianty *h2ōwom lub *h2ōjom. Pierwszy z nich widzimy w łacińskim ōvum, a drugi w słowiańskim *aje (do którego jeszcze wrócimy).2 W języku starogreckim nastąpiła prawdopodobnie asymilacja *ōwjóm > *ōjjón > ōión (z wariantami dialektalnymi nie zawsze łatwymi do wytłumaczenia). W grece hellenistycznej długi dyftong ōi stracił drugi element: ōión zmieniło się w ōón. Stąd mamy w terminologii naukowej grecki element słowotwórczy oo- (np. oocyt ‘niedojrzała komórka jajowa’, oogeneza ‘powstawanie jaja’, oologia ‘nauka o jajach’). Natomiast owulacja ma etymologię łacińską (od średniowiecznego łacińskiego ovulum ‘jajeczko’, czyli zdrobnienia od ovum). Łaciński zwrot ab ōvō, oznaczający dosłownie ‘od jaja’, a metaforycznie ‘od samego początku’, wprowadził Horacy, który był zdania, że dobry poeta powinien wzorem Homera zaczynać opowieść in mediās rēs (czyli wkraczając w środek akcji), natomiast opowiadanie w nudnym porządku chronologicznym, poczynając od chwili, gdy z jaja złożonego przez Ledę wykluła się Helena, należy pozostawić grafomanom.

W epoce hellenistycznej greckie ōón miało liczbę mnogą ōá. Z rodzajnikiem określonym tworzyło połączenie ta ōá. W grece średniowiecznej samogłoska ō uległa skróceniu. Dalszy rozwój fonetyczny wyglądał mniej więcej tak: [taoa] > [tawa] > [tava] > dzisiejsze greckie [tavɣa] (pisane ta abgá) ‘(te) jaja’. Od formy tej urobiono współczesną postać liczby pojedynczej, to abgó [avɣo]. Związek tego wyrazu ze starogreckim ōión jest jak najbardziej realny, ale przestał być oczywisty.

W języku praceltyckim dawne *ō poza sylabą końcową zmieniło się w *ā, stąd praceltyckie *āwjom ‘jajo’. Słowo to zachowało się w brytońskiej grupie języków celtyckich, dając na przykład walijskie wy, wymawiane jako długi jednosylabowy dyftong [uːɨ], i bretońskie vi. Na tym zakończę przegląd, bo rozważania na temat albańskich czy armeńskich nazw jaja prowadziłyby do dyskusji zanadto specjalistycznej.

Osobliwe jaja germańskie i kłopoty z porozumieniem się po angielsku

Rozwój germańskiej nazwy jaja był mniej więcej następujący: *h2ōwjo- > *ōwjo- > *owjo- > *ojjo- > pragermańskie *ajja-. I tu zaczyna się jedno z dziwniejszych rozwidleń ewolucyjnych w historii języków germańskich. Na samym początku swojej historii rozpadły się one na dwie gałęzie: wschodnią (obecnie wymarłą) i północnozachodnią. Ta druga wkrótce uległa kolejnemu rozszczepieniu na grupę zachodniogermańską (języki takie jak niemiecki, niderlandzki, fryzyjski czy angielski) i północnogermańską, czyli skandynawską (tu należą islandzki, norweski, farerski, duński i szwedzki). Sekwencja *-jj- rozwinęła się na trzy różne sposoby: w grupie wschodniogermańskiej powstało z niej *-ddj-, w północnogermańskiej *-ggj-, a w zachodniogermańskiej *-ij- (pierwsze *j utraciło charakter spółgłoski i połączyło się w dyftong z poprzedzającą je samogłoską).3 W konsekwencji nazwa jaja rozwinęła się odpowiednio we wschodniogermańskie *addja-, północnogermańskie *aggja- i zachodniogermańskie *aija-.

Jedynym językiem wschodniogermańskim, jaki zachował się w zabytkach pisanych, był gocki. Dysponujemy częściowym przekładem Biblii na ten język, spisanym ok. 369 r., ale tak się składa, że nie ma w tym przekładzie mowy o jajach. Jednakże Goci w początkach naszej ery stworzyli państwo na terenach dzisiejszej Ukrainy, a choć zostało ono zniszczone przez Hunów pod koniec IV w., jeden z dialektów gockich istniał na Krymie jeszcze w XVI w. (była o tym mowa tutaj). Lista około setki słów, jakie z niego wynotowano, zawiera krymskogockie ada, przetłumaczone jako ‘jajo’, ale prawdopodobnie będące formą liczby mnogiej (oczekiwane formy w klasycznym biblijnym gockim brzmiałyby: l.poj. *addi/l.mn. *addja). Jest to jeden z dowodów na to, że język Gotów krymskich był w rzeczy samej wschodniogermański.

Jajo zachodniogermańskie, czyli *aija-, reprezentowane jest np. przez niemieckie Ei i staroangielskie ǣġ, wymawiane [æːj].4 W grupie zachodniogermańskiej przesunięto ‘jajo’ do deklinacji tzw. tematów na *-z rodzaju nijakiego. Oznacza to w praktyce, że w liczbie mnogiej dawną końcówkę * zastąpiło *-izō > zachodniogermańskie *-iru > staroangielskie -ru. Zatem po staroangielsku na jaja mówiło się ǣġru [æːjrʊ]. W języku średnioangielskim (XI–XV w.), a w każdym razie w jego dialektach południowych, jajo nazywało się ei, a jaja eiren.5 Formy te pisano też ey/eyren. Dla porównania – współczesny język niemiecki ma Ei/Eier (stąd ajerkoniak, czyli koniak z jajami). Podobieństwo jest naturalne i oczekiwane, bo języki angielski i niemiecki są bliskimi kuzynami.

Ale skąd w takim razie wzięło się dzisiejsze angielskie egg? Przywędrowało z północy, gdzie od VIII–IX w. osiedlali się Skandynawowie mówiący dialektami języka staronordyjskiego. W ich języku jajo nazywało się egg < *aggja- (patrz dzisiejsze duńskie æg, szwedzkie ägg, islandzkie i norweskie egg). Ludność północnej Anglii była mieszana etnicznie i w dużym stopniu dwujęzyczna, toteż dialekty angielskie tego regionu przejęły bardzo wiele słów północnogermańskich. Jak przystało na zapożyczenie, egg zostało zaliczone do najbardziej regularnej klasy rzeczowników, otrzymując liczbę mnogą egges (dzisiejsze eggs). Choć słowa ei/eiren i egg/egges były z sobą blisko spokrewnione, odrębny rozwój zachodniogermański i skandynawski spowodował, że przestały brzmieć podobnie. Z biegiem czasu nazwa zapożyczona od wikingów rozszerzała swój zasięg na południe, wypierając oryginalne słowo staroangielskie.

William Caxton, pierwszy drukarz angielski, zwierzał się w przedmowie do wydanego przez siebie w roku 1490 przekładu Eneidy, jak trudno jest wydawcy ustalić jeden standard literacki dla języka angielskiego z powodu zmian językowych i współistniejących różnorodnych wariantów. Zilustrował swoje rozważania anegdotą o tym, jak pewien kupiec z północy, czekający wraz z towarzyszami u wybrzeży Kentu na pomyślne warunki, aby wyruszyć w rejs do niderlandzkiej Zelandii, udał się do gospodarstwa na lądzie, żeby kupić nieco żywności. Poprosił gospodynię o egges, ta zaś, nie rozumiejąc, o co gościowi chodzi, odparła, że nie rozumie po francusku. Na to kupiec zapałał złością, ponieważ także nie znał francuskiego, powtarzał jednak, że życzy sobie egges. Dopiero gdy ktoś lepiej zorientowany w regionalnych dialektach wytłumaczył gospodyni, że chodzi o eyren, zakupy doszły do skutku.

Słowiańskie jaje i – za przeproszeniem – jajca

Wspomniałem już wyżej, że *h2ōwjom > *ō(w)jom dało prasłowiańskie *aje. Był to rozwój całkowicie regularny, bo zarówno dawne *ā, jak i *ō utożsamiły się jako prasłowiańskie *a, a ich krótkie odpowiedniki zlały się w *o. Już w języku prasłowiańskim w sekwencji *jo sąsiedztwo „miękkiej” półsamogłoski powodowało zmianę *o w *e, mamy zatem następujący ciąg form: *ōjo- > *ajo- > *aje. Słowianie już w tych prastarych czasach uwielbiali zdrobnienia. Najczęściej używanym sufiksem zdrabniającym było *-iko-, które w języku prasłowiańskim przekształciło się w *-ьko-, a następnie w *-ьce (wskutek procesu znanego jako palatalizacja progresywna). Obok słowa *aje pojawiło się zatem *ajьce. Słowiańska niechęć do rozpoczynania wyrazu samogłoską powodowała, że słowa zaczynające się na *a- otrzymywały regularnie „podpórkę” fonetyczną w postaci półsamogłoski *j. Proces ten długo pozostał żywy w gwarach polskich – zob. ludowe formy imion takie jak Jagna (od Agnieszki) albo Jambroży. Mamy zatem prasłowiańskie *agnę, *ablъko, ale polskie jagnię, jabłko. Z tego samego powodu *aje, *ajьce przekształciły się w staropolskie (piętnastowieczne) jaje, jajce, a w liczbie mnogiej jaja, jajca.

W XVI w. jaje było formą wyłączną (nie istniał jeszcze wariant jajo), nastąpiła jednak dziwna redystrybucja form odmiany. Liczba pojedyncza jajce wyszła z użycia, rzadka stała się także liczba mnoga jaja. Pozostałe formy, osierocone, postanowiły się połączyć w nową parę. Dlatego w szesnastowiecznej polszczyźnie mamy rzeczownik jaje, którego liczba mnoga brzmi niemal zawsze jajca.6 Dotyczyło to zarówno jajec (rzadko jåj)7 ptasich, jak i jajec (jąder) męskich. Zilustruję to dwiema fraszkami Jana Kochanowskiego z Czarnolasu (1584). W pierwszej (Na ucztę) narzeka on na wygórowane ceny toalet publicznych (zwanych wychodami) w renesansowym Krakowie:

Szeląg dam od wychodu, nie zjem, jeno jaje:
Drożej sram, niźli jadam; złe to obyczaje.

W drugiej fraszce (zatytułowanej Do fraszek) istotna jest dwuznaczność ostatniego słowa:

Fraszki, za wszeteczne was ludzie poczytają
I dlatego was pewnie uwałaszyć mają.
A tak ja upominam: Nie mówcie plugawie,
Byście potym nie były z wałachy na trawie;
Ale mówcie przykładem mego Mikołajca:
„Co to niesiesz?” – „Gospodze, z odpuszczeniem: jajca”.8

Ryc. 2.

Ale jaja! Ewolucja jajek nowopolskich

Tymczasem stary przyrostek *-ьce (widoczny także np. w słowach słońce i serce) w języku polskim zatracił swoją dawną funkcję zdrabniającą, podobnie jak jego odpowiednik męski *-ьcь (ociec, wieniec) i żeński *-ьca (owca). Polacy jednak nadal lubili zdrobnienia, toteż gdy stare się zużywały, tworzyli nowe za pomocą najbardziej produktywnych procesów słowotwórczych. Jako najpopularniejszy formant zdrabniający wyspecjalizował się przyrostek -ek/-ka/-ko (dający się zastosować w każdym rodzaju gramatycznym). Na wzór oknookienko (w XV w. istniała jeszcze starsza forma okieńce) powstało nowe zdrobnienie, jåjko. Istnieje ono od czasów staropolskich, ale jeszcze w XVI w. znacznie ustępowało częstością występowania słowu jaje przynajmniej w tekstach (jak było w języku mówionym, nie mamy pojęcia). Miało jednak pewną drobną przewagę: liczba mnoga była całkowicie regularna: jåjka. Regularność produktywnych zdrobnień jest jedną z przyczyn ich popularności: jeśli dziecko nie jest pewne, czy powiedzieć w celowniku kotu, czy kotowi, może zastosować sprytny unik, mówiąc kotkowi. Ktoś, kto wahał się, czy użyć formy jajca, czy jaja, mógł wybrnąć z dylematu, mówiąc jåjka. Dlatego z biegiem czasu jajko i jajka coraz częściej zastępowały jaje i jajca.

Doszło wreszcie do tego, że słowo jajko zaczęło być odczuwane jako neutralne, niezdrobniałe, a jaje (od XIX w. zastępowane przez jajo na wzór rzeczowników twardotematowych) nabrało nacechowania formalnego albo zgrubiałego. Jego odmiana uległa wyrównaniu do zwykłych form rodzaju nijakiego: jajo/jaja, natomiast do liczby mnogiej jajca dorobiono analogiczną liczbę pojedynczą jajco. Mamy dziś zatem bogaty wybór form, z których w języku potocznym zdecydowanie dominuje jajko/jajka, rozumiane najczęściej w sensie dosłownym (jajko kurze itp.). Wariant jajo/jaja jest w tym znaczeniu bardziej formalny (i używany np. jako termin biologiczny), natomiast często stanowi synonim jądra i wówczas nabiera zabarwienia potocznego. Wariant jajco/jajca jest cokolwiek rubaszny. Zwykle używamy go w liczbie mnogiej w znaczeniu ‘wygłupy, kpiny’ lub ‘kłopotliwa, żenująca sytuacja’. Podobnie funkcjonują jaja, np. w wyrażeniu robić sobie jaja. Oczywiście robić sobie jajka można jedynie w sensie kulinarnym. Stara i szacowna forma jaje niemal całkowicie wyszła z obiegu. Może tylko czasem ktoś zacytuje fredrowskie od kury mędrsze jaje w wersji oryginalnej.

W ten sposób, wraz z neutralizacją słowa jajko, zużyło nam się kolejne zdrobnienie, tracąc swoją wartość ekspresywną. Ale od czego mamy słowotwórstwo? Dodajemy do jajka (lub, co na jedno wychodzi, do jajca) kolejny przyrostek zdrabniający i otrzymujemy jajeczko. A zatem życzę wszystkim Czytelnikom wesołego jaja, jajca, jajka lub jajeczka.

Przypisanki

  1. O tym, skąd przyszły, świadczy starogreckie określenie koguta, używane m.in. przez Arystofanesa, persikòs órnis, czyli ‘perski ptak’. ↩︎
  2. Rzecz szczególna: podczas gdy języki bałtyjskie całkowicie straciły odziedziczoną nazwę jaja, słowiańskie znakomicie ją zachowały. Przypomina to wspomnianą wyżej sytuację indoirańską. Być może bliskie związki kulturowe słowiańsko-irańskie miały wpływ na słownictwo dotyczące jaj. ↩︎
  3. Dla porządku dodam, że równolegle pragermańskie *-ww- rozwinęło się we wschodnio- i północnogermańskie *-ggw- oraz w zachodniogermańskie *-uw-. Oba procesy były z sobą ściśle związane. ↩︎
  4. Pomimo pisowni słowo ǣġ pochodzi od *āj < *aij i nigdy nie zawierało *g. Litera g była po prostu używana przez skrybów staroangielskich między innymi do zapisu głoski [j]. Taką „miękką” wymowę oznacza się dla wygody dzisiejszego czytelnika kropką: ġ. ↩︎
  5. Z dodatkową końcówką liczby mnogiej -en dodaną do odziedziczonej formy ǣġru > eire, która widocznie wydawała się zbyt słabo nacechowana jako liczba mnoga. ↩︎
  6. Istniała też liczba podwójna: dwie jai. ↩︎
  7. Zaznaczam tu i poniżej (w słowie jåjko) samogłoskę „pochyloną” å [ɒ], cofniętą artykulacyjnie i wymawianą z lekkim zaokrągleniem warg. Kontynuowała ona staropolską samogłoskę długą, a w literackiej polszczyźnie mniej więcej do połowy XVIII w. była odróżniana od zwykłego a [a]. W wielu gwarach rozróżnienie nadal istnieje („ptok wysiaduje jojka”). ↩︎
  8. Innymi słowy: „Jaśnie panie, za przeproszeniem – jaja”. Czasownik uwałaszyć oznacza ‘uczynić wałachem’, czyli ‘wykastrować’. ↩︎

Opis ilustracji

Ryc. 1. Bankiwa (Gallus gallus spadiceus), dziki protoplasta kur domowych. Foto: Sam Hambly 2023. Lokalizacja: Song Phi Nong, prowincja Phetchaburi, Tajlandia. Źródło: iNaturalist (licencja CC BY-NC 4.0).
Ryc. 2. Ukraińskie pisanki wielkanocne. Barwienie i zdobienie jaj znane są w wielu kulturach, ale europejskie jaja wielkanocne, zaadaptowane przez chrześcijaństwo, mogą kontynuować irańskie tradycje święta Nowego Roku (perskie Nowruz) obchodzonego w dniu równonocy wiosennej. Foto: Luba Petrusha 2011. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 3.0).

Wziąść: jeszcze jeden krótki wykład o względności norm

Wpisy powiązane tematycznie: Czy znacie język polski? − Cykl

Zagajenie

Każdy, kto przejmuje się poprawnością językową, wie, że nie mówi się wziąść, tylko wziąć. Ale językoznawcę powinno interesować nie to, co obwieszczają stróże poprawności, tylko jak naprawdę działa język. Na przykład: dlaczego pomimo zaleceń poprawnościowych mnóstwo ludzi nie mówi wziąć, lecz wziąść? Przecież nie robią tego na złość Radzie Języka Polskiego tylko z jakiegoś powodu, który zapewne da się zrozumieć w świetle ewolucji języka. A skoro już zadajemy pytania, to może wypada zadać jeszcze jedno: skąd się w ogóle wzięło słowo wziąć?

Ryc. 1.

Bardzo krótki czasownik

Zacznijmy od tego, że wziąć należy do większej rodziny czasowników, obejmującej np. pojąć, ująć, wyjąć, odjąć. Powstały one przez dołączanie rozmaitych przedrostków do czasownika dokonanego, który po prasłowiańsku brzmiał *ęti. Jeśli odczepimy od niego końcówkę bezokolicznika, to zostaje nam niewiele: rdzeń czasownikowy *ę-. Czasem używamy jeszcze tego czasownika w stylu książkowym w postaci „czystej”, bez przedrostka, jako jąć ‘zacząć’, odmienianego w czasie przeszłym (jął mi się przyglądać). Teoretycznie powinien posiadać także czas przyszły1, ale nikt prócz garstki językoznawców nie wie nawet, jak by wyglądała odpowiednia forma, gdyby pozostała w użyciu (bo owszem, kiedyś istniała).

Czasownik jąć pochodzi zatem od prasłowiańskiego *ę-ti, a to z kolei od praindoeuropejskiego *h1em-/*h1m̥- ‘chwycić, wziąć’. Takie krótkie, dwuspółgłoskowe rdzenie często były przyczyną zamieszania w językach potomnych, bo najmniejsza zmiana fonetyczna mogła je zmienić nie do poznania i spowodować, że odmiana stawała się nieregularna. Tu na dokładkę spółgłoską nagłosową było *h1, wymawiane jako słaby przydech [h], który już we wczesnej historii języków indoeuropejskich zanikł, zostawiając *em-, a w wariancie nieakcentowanym samo sylabiczne *m̥-. W języku prabałtosłowiańskim zrobiło się z tego *em-/*im-, a w prasłowiańskim – *ę-/*ьm-. W języku polskim pierwszy wariant rozwinął się w ję- (jęty, jęła) lub ją- (jąć, jął), a drugi, w zależności od pozycji w zdaniu i otoczenia fonetycznego, w im- lub jm- (a nawet m-).2

Czasownik łatwiej było odmieniać, gdy miał oparcie w przedrostku i dzięki temu nie był taki niezręcznie krótki. Łatwiej jest powiedzieć po-jmę, u-jmę, za-jmę (czas przyszły odpowiadający przeszłemu po-jął, u-jął, za-jął) niż zastanawiać się nad wyborem: imę czy jmę (a może ?). Dlatego formy z przedrostkami przeżyły i mają się dobrze, natomiast formy niezłożone w dużej części wymarły. Co prawda i z przedrostkami zdarzały się problemy. Na przykład formy prasłowiańskie *ьz-ęti/*ьz-ьmǫ powinny były rozwinąć się regularnie w coś w rodzaju ziąć, *źmę, ale odmiana stawała się wskutek tego mało przejrzysta i robiła wrażenie nieregularnej. Poradzono sobie, tworząc formy na wzór u-jąć, u-jmę, czyli z-jąć, ze-jmę. W tej pierwszej pojawiło się epentetyczne [d] (zjąć > zdjąć) w celu rozbicia fonetycznie niewygodnej grupy spółgłoskowej. Następnie przez analogię przeniesiono je także do innych form czasownika (zdejmę). Gdyby w XV w. istniała Rada Języka Polskiego, zapewne potępiałaby surowo formy zdjąć, zdjął, zdejmę, bo przecież w polskim nie ma przedrostka zd(e)-.

Skutki dodania w(e)z-

Przedrostkiem często używanym z czasownikiem *ęti był *vъz-, przodek współczesnego polskiego wz-/wez-, oznaczającego ruch w górę (‘chwycić i podnieść’ = ‘wziąć’). Odmiana wyglądała tak: bezokolicznik *vъz-ęti > wziąć; czas przeszły *vъz-ęlъ > wziął; czas przyszły *vъz-ьmǫ > weźmę z późniejszym stwardnieniem spółgłoski: wezmę.3 Czasownik wziąć różni się nieco od swoich bliskich kuzynów, bo ze względu na szczególnie dużą częstość występowania nie uległ tendencjom wyrównawczym i zachował dość wiernie strukturę prasłowiańską. Zapłacił za to mniejszą przejrzystością budowy. 

Ciekawe były losy trybu rozkazującego *vъz-ьm-i > staropolskie weźmi. Końcowe [i] rozkaźników było w dawnej polszczyźnie traktowane niekonsekwentnie: albo zanikało, albo przeciwnie – było wzmacniane przez dodanie po nim -j. Wynik mógł być zatem rozmaity: albo weźmi > weźḿ > weźm > weź (z nieregularnym uproszczeniem końcowej grupy spółgłosek), albo weźmi > weźmij. W tym przypadku wygrał ostatecznie wariant jednosylabowy. Zwróćmy uwagę na jego dziwną budowę: składa się z przedrostka wez- i czasownika tak zredukowanego, że jego jedynym śladem jest zmiękczenie ostatniej spółgłoski przedrostka. Przez analogię do weź powstały także uproszczone rozkaźniki liczby mnogiej: weźmy, weźcie (zamiast weźmmy, weźmcie lub weźmijmy, weźmijcie).

Podobne wahania występowały po innych przedrostkach. Nie rozwiązano tego problemu kompleksowo, stosując jedną zasadę do wszystkich przypadków, tylko dla każdego czasownika rozstrzygano osobno, czy używać formy krótszej, czy dłuższej. Skutkiem jest panująca do dziś niekonsekwencja. Mówimy weź, ale wyjmij, ujmij, a formy przyjm, zdejm (oboczne warianty rozkaźników przyjmij, zdejmij) nie są wcale rzadkie. Można kwestionować ich poprawność i w ten sposób je deprecjonować, ale przecież powstały na podobnej zasadzie jak weź (albo napełń obok napełnij) i bywają używane przez ludzi w pełni wykształconych.

Dalsza rodzina

Rdzeń *ę-/*ьm- wcześnie uzyskał podpórkę fonetyczną w postaci półsamogłoski [j] w nagłosie: *ję-/*jьm-, dlatego wiele pochodzących od niego wyrazów uległo przeobrażeniu: czasownik pierwotnie mający postać *sъn-ęti/*sъn-ьmǫ (o znaczeniu ‘zebrać do kupy’) został przerobiony na *sъ-jęti/*sъ-jьmǫ. Choć wcześnie zanikł w języku polskim, pamiątką po nim jest rzeczownik pochodny *sъjьmъ > staropolskie sjem ‘zebranie, zgromadzenie’.4 Zgodnie z tzw. prawem Havlíka zawarte w nim słabe samogłoski (*ъ, *ь) rozwijały się różnie zależnie od końcówki odmiany; na przykład miejscownik *sъjьmě dał staropolskie (w) sejmie. Dawna odmiana sjem/w sejmie uległa wyrównaniu analogicznemu, stąd dzisiejsze sejm/w sejmie. Podobną innowacją jest współczesny rozejm (zamiast szesnastowiecznego rozjem, patrz rozjemca), natomiast rzeczownik najem/najmu oparł się wyrównaniu. Przy okazji można zauważyć, że od czasownika zająć tworzono rzeczownik zajem ‘zajęcie, wzięcie w posiadanie’.  Wyrażenie przyimkowe w zajem oznaczało ‘do użytku, do dyspozycji’. Ponieważ było często używane przy transakcjach i pożyczkach, zaczęło się kojarzyć z dwustronną wymianą przysług, stąd jego dzisiejsze pochodne: wzajemny, nawzajem.

Podstawowy czasownik dokonany *ęti ‘wziąć’ tworzył także czasowniki pochodne. Jednym z nich było niedokonane *imati ~ *jьmati, stąd polskie imać się ‘brać się (do czegoś), trzymać się’ (imałem się różnych zajęć, tego miecza rdza się nie ima). Natomiast czasownik *jьměti oznaczał rezultat czynności: ‘mieć’ (wziąłem, a zatem mam). W XV w. czasownik mieć miał jeszcze formy oboczne imieć, jmieć i szeroki zakres znaczeń: ‘mieć, posiadać, trzymać’. O ile nietrudno się domyślić jakiegoś związku łączącego wziąć, jąć, a być może nawet imać, to pokrewieństwo z mieć (albo pochodnymi typu mienie) nie jest wcale oczywiste i współczesny użytkownik języka polskiego już go nie odczuwa.

A oto kilka innych przykładów słów pochodzących z tego samego gniazda słowotwórczego: imadło ‘narzędzie do przytrzymywania’ pochodzi oczywiście od czasownika imać (w znaczeniu ‘chwytać, trzymać’). ‘Wzięty, pojmany’ to inaczej jęty (*ętъ), stąd rzeczownik *ętьcь > jęciec ‘człowiek wzięty w niewolę’. To staropolskie słowo miało dopełniacz jęćca, którego umowa uległa uproszczeniu do jeńca. Odmiana jęciec/jeńca stała się wskutek tego nieregularna, toteż – jak to bywa w takich razach – uległa wyrównaniu: jeniec/jeńca. Starszą wersją sejmu było (poświadczone w XV w.) śnimanie ‘zgromadzenie’ od czasownika *sъn-imati (niedokonany odpowiednik *sъn-ęti ‘zebrać’).

Nie taki błąd straszny

Prawda, że można się w tym pogubić? Nic więc dziwnego, że już kilkaset lat temu Polacy przestali rozumieć, jaka dokładnie jest struktura wewnętrzna czasownika wziąć, wezmę, wziął, wzięty, weź i do czego właściwie dołączony jest w nim przedrostek w(e)z-. A kiedy brak takiej świadomości, zniekształcenia szerzą się łatwo, bo nikt nie wie, na jakiej podstawie jedna mało przejrzysta forma miałaby być uznana za lepszą od innej. Skoro odmiana i tak jest nieregularna, to przecież jedna więcej drobna mutacja nie jest w stanie jej popsuć.

Dlatego już w XVI w. pojawił się w bezokoliczniku wariant wziąść – zapewne wskutek kontaminacji, czyli przypadkowego skojarzenia form takich jak wziąć i wsiąść (wcześniej, w XV w., zdarzały się też formy źwiąć, wźwiąć). Odtąd wziąść koegzystuje sobie z odziedziczoną formą wziąć. Gdyby mówił tak jedynie prosty lud, zwaliłoby się wszystko na brak wykształcenia i byłoby po sprawie.5 Ale wśród ludzi regularnie używających wziąść na piśmie był na przykład Adam Mickiewicz, a to już trudno zatuszować. Jeśli traficie na wydanie Pana Tadeusza, w którym zamiast Zamku żaden wziąść nie chciał widnieje Zamku żaden wziąć nie chciał, to wiedzcie, że macie do czynienia z ingerencją wydawców współczesnych „poprawiających” wieszcza i fałszujących jego język. Formy wziąść używał także Juliusz Słowacki, choćby w Balladynie (Ale Bóg jedną tylko wziąść pozwala), a do kompletu również trzeci z wieszczów romantycznych, Zygmunt Krasiński.

Ryc. 2.

Spotykamy wziąść u Cypriana Kamila Norwida, Aleksandra Fredry (ryc. 2), Henryka Sienkiewicza (ryc. 1), a także u niezliczonych innych szanowanych autorów, w których wykształcenie, kulturę i świadomość językową nie sposób wątpić. Nie były to przypadkowe lapsusy, tylko po prostu swobodne używanie formy obocznej, która nikogo wówczas zbytnio nie raziła i której nie korygowali wydawcy. Dopiero w XX w. (i to nawet nie od początku stulecia) językoznawcy preskryptywni jęli tępić wziąść z zapałem godnym lepszej sprawy.6 Tymczasem nie ma w tej formie – udokumentowanej od prawie 500 lat i bynajmniej nie przestarzałej – nic zdrożnego. Owszem, jest ona „etymologicznie nieuzasadniona”, ale dokładnie to samo można powiedzieć na przykład o bezokoliczniku iść (staropolskie < *iti ~ *jьti, zob. czeskie jít, ukraińskie itý), którego jakoś nikt się nie czepia. Poza tym – tak z ręką na sercu – kto z Szanownych Państwa zna się na historii i etymologii języka ojczystego na tyle, żeby odróżnić formy historycznie uzasadnione od nieuzasadnionych?

Przypisy

  1. W języku polskim czasowniki dokonane nie mają czasu teraźniejszego. ↩︎
  2. O rozwoju polskich samogłosek nosowych można przeczytać więcej tutaj. ↩︎
  3. Zapewne po zaniku słabej samogłoski przedniej *ь mówiący nie rozumieli, dlaczego [z] miałoby być zmiękczone przed twardym [m]. ↩︎
  4. W polskim (ale nie we wszystkich językach słowiańskich) uległy utożsamieniu dwa przedrostki różnego pochodzenia: *ьz- ‘ze środka na zewnątrz’ oraz *sъn-/*sъ- ‘razem, całkowicie’. Ten drugi tracił końcowe [n], jeśli był dołączany do wyrazu zaczynającego się na spółgłoskę. Oba te elementy funkcjonowały też jako przyimki. Po ich utożsamieniu powstał jeden polski przedrostek pisany z-, ze-, s- lub ś- (który odziedziczył oba znaczenia) oraz jeden przyimek z(e), łączący się z dopełniaczem lub narzędnikiem w zależności od swojej genealogii (np. z książki, z książką). Bezdźwięczne [s] w słowie sjem > sejm jest zatem utrwalonym archaizmem, podobnie jak staropolskie śnieść ‘zjeść (do ostatka)’, śniadać ‘zjadać (zwłaszcza poranny posiłek)’ < *sъn-ěsti, *sъn-ědati (pochodzące od jeść/jadać). Pamiątką po nich jest zachowane słowo śniadanie. ↩︎
  5. Oczywiście istnieje cały szereg form autentycznie gwarowych, np. weznę, weźnie, a w czasie przeszłym wzión, wziena, którymi nie zajmuję się w tej skrótowej prezentacji. Nie są to w żadnym razie formy wykolejone ani barbarzyńskie, tylko wyniki alternatywnej ewolucji dialektów języka polskiego, równie „normalnej” jak to, co zaszło w polszczyźnie standardowej. Zasługują na badanie, ale nie na piętnowanie. ↩︎
  6. Przedwojenny Słownik języka polskiego Karłowicza, Kryńskiego i Niedźwieckiego (1900–1927) kwalifikuje wziąść jako formę rzadszą, ale nie niepoprawną. Tolerowali ją tym bardziej leksykografowie dziewiętnastowieczni, poczynając od Samuela Bogumiła Lindego. Prawdziwa walka z wziąść zaczęła się po II wojnie światowej. Jej skutkiem jest irracjonalnie wysoka temperatura dyskusji wszczynanej, ilekroć jakaś osoba publiczna powie lub napisze wziąść. ↩︎

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Jak nie argumentować w dyskusji o języku − zob. polszczyzna.pl. Na dole − reality check: pierwsze wydanie Potopu z roku 1886 (domena publiczna).
Ryc. 2. Aleksander Fredro, Zemsta (ok. 1833, opubl. 1838). Wydanie Księgarni Polskiej, Lwów, 1897 (domena publiczna).

Etymologie wiosenne

Wiosna na błoniach

Pisząc o zimie, wspomniałem, że wiosna jest drugą porą roku której nazwa wyraźnie się utrwaliła w językach indoeuropejskich. Aczkolwiek w niektórych gałęziach drzewa rodowego słowo oznaczające wiosnę rozwijało się nieco osobliwie i szczegóły tego rozwoju oraz ustalona na ich podstawie rekonstrukcja to nadal kwestie sporne1, możemy z grubsza stwierdzić, że najdawniejsza dająca się odtworzyć forma wyglądała tak: *wēs-r̥ w mianowniku/bierniku, *wes-n- (z odpowiednimi końcówkami odmiany) w przypadkach zależnych, takich jak celownik, dopełniacz itd. Bez trudności wyprowadzamy z tego źródła słowa takie jak starogreckie éar ‘wiosna’ czy staroindyjskie vasar-.

Mieliśmy już (we wpisach poświęconych nietoperzom i słońcu) do czynienia z rzeczownikami heteroklitycznymi zaopatrzonymi w przyrostek, którego spółgłoska wymieniała się w zależności od przypadka (najczęściej *r/*n). Przypisywano im rodzaj nijaki (czyli w zasadzie nieożywiony, jeśli mówimy o epoce praindoeuropejskiej). Napomknąłem też wcześniej, że tworzyły one przysłówki typu *wes-er, *wes-en ‘wiosną’, funkcjonalnie odpowiadające miejscownikowi. Formy te dały początek kolejnej generacji słów pochodnych, takich jak choćby prasłowiańskie *vesna (*wes-n-ah2). Polskie wiosna jest wynikiem przegłosu *e > o przed twardą spółgłoską przedniojęzykową.2 Jeśli następna sylaba zawierała samogłoskę przednią, powodującą zmiękczenie spółgłoski, przegłos nie zachodził. Dlatego celownik/miejscownik *vesnĕ i przymiotnik *vesnьnъ(jь) powinny były dać polskie *wieśnie i *wieśnien/*wieś(n)ny. Istotnie, w XV w. spotykamy jeszcze wieśnie w znaczeniu ‘wiosną’, ale analogia szybko doprowadziła do uproszczenia odmiany, wyrównując ją według formy mianownika: wiośnie, wiosenny.

W językach bałtyjskich, choć są one blisko spokrewnione ze słowiańskimi, indoeuropejska nazwa wiosny występuje z przyrostkiem zawierającym *r i ze zmienionym znaczeniem: litewskie i łotewskie vasara oznacza ‘lato’, natomiast pavasaris (o pierwotnym znaczeniu ‘przedwiośnie’) przejęło rolę określenia wiosny. Co do przyrostka, widocznie w epoce prabałtosłowiańskiej konkurowały jeszcze z sobą różne warianty dawnej odmiany heteroklitycznej. W językach słowiańskich zwyciężyło *n, w bałtyjskich *r. Jeśli natomiast chodzi o znaczenie, podobna zmiana semantyczna zaszła w językach romańskich. Późnołacińskie wyrażenie prīma vēra ‘początek wiosny, przedwiośnie’ przyjęło znaczenie ‘wiosna’. Klasyczne słowo vēr, a raczej jego późne, ludowe pochodne w niektórych językach wymarły, a w innych zmieniły znaczenie na ‘lato’. Mamy zatem rumuńskie primăvară oraz włoskie, hiszpańskie, portugalskie i katalońskie primavera ‘wiosna’, podczas gdy rumuńskie vară, hiszpańskie verano i portugalskie verão oznaczają ‘lato’.

Ryc. 1.

Czy można ustalić, skąd się wzięło słowo praindoeuropejskie? Nie jest to łatwe po tysiącach lat, ale spróbować można. W praindoeuropejskim istniał rdzeń czasownikowy *wes-/*wēs- ‘paść (się)’, widoczny np. w hetyckim wesi- ‘łąka, pastwisko’, wesiye/a- ‘paść (się)’ i wēstara- ‘pasterz’, w tocharskim A wsäryās (biernik l.mn.) ‘pastwiska, błonia’, w awestyjskim vāstar- ‘pasterz’, w germańskim *wesa-/*wisi- ‘ucztować’, *wistiz ‘żywność, zaopatrzenie’, *wisund-/*wesand- ‘żubr’ (niemieckie Wisent)3, w łacińskim vēscor ‘żywić się’ itd. Zwłaszcza bogate poświadczenie rdzenia w słownictwie hetyckim dowodzi, że mamy do czynienia z naprawdę starodawną rodziną słów. Pasterstwo było jednym z najważniejszych zajęć ludów mówiących po praindoeuropejsku, nie byłoby więc niczym dziwnym, gdyby nasi dalecy przodkowie definiowali wiosnę jako nastanie pory wypasu, kiedy stepy zaczynały się zielenić.

Marsowy miesiąc

Pierwszym wiosennym (lub przedwiosennym) miesiącem jest marzec. W języku polskim jest to jedna z dwu nazw miesięcy przejętych z łaciny (drugą jest maj). Alternatywną nazwą staropolską w przybliżeniu odpowiadającą marcowi było słowo brzezień < *berzьnь. Chyba nie każdy wie, skąd ta nazwa, choć jest oczywiste, że ma związek z brzozą (*berza). Otóż mniej więcej w marcu na całej Słowiańszczyźnie − podobnie jak w krajach bałtyckich i skandynawskich, a także w Szkocji − pozyskiwano oskołę, czyli sok brzozowy, używany do sporządzania napojów i leków.4 Rodzima nazwa marca zachowała się np. w języku czeskim (březen), ukraińskim (bérezenʹ) i serbsko-chorwackim (brezan). Z kolei w staro-cerkiewno-słowiańskim brězьnъ oznaczało ‘kwiecień’, podczas gdy marzec nazywano suxъ (dosłownie ‘suchy’). Takie przesunięcia nazw miesięcy w kalendarzach słowiańskich były częste i naturalne (o czym pisałem tutaj).

W wielu językach słowiańskich swojska nazwa marca została wyparta przez łacińskie mārtius, zapożyczone albo bezpośrednio ze średniowiecznej łaciny, albo za pośrednictwem innych języków: bizantyjskiej greki (mártios) lub dialektów zachodniogermańskich (patrz niemieckie März). W zasadzie oczekiwalibyśmy w polskim formy *marc, ale już w XV w. słowo to upodobniło się pod względem odmiany do takich rzeczowników rodzimych z ruchomą samogłoską (dawnym jerem) jak korzec/korca lub dworzec/dworca (w znaczeniu ‘dwór wiejski, gospodarstwo’).

Ryc. 2.

A skąd się wzięła nazwa mārtius? Był to miesiąc poświęcony bogu wojny Marsowi (łacińskie Mārs, dopełniacz Mārtis). W starszej łacinie imię boga było nieco dłuższe i brzmiało Māvors (dopełniacz Māvortis), a najstarsze inskrypcje (ok. 600 r. p.n.e.) i świadectwo innych języków italskich wskazują na formę oboczną Māmart-. Wcześniejsze dzieje imienia Marsa okrywa mgła tajemnicy. Niewykluczone, że zostało zapożyczone z któregoś z nieindoeuropejskich języków starożytnej Italii (ale nie z etruskiego, w którym imię boga wojny brzmiało Laran). W najstarszych kalendarzach rzymskich marzec był pierwszym miesiącem roku. Mars był bogiem wojowników, ale także rolników. Czczono go szczególnie w marcu i październiku, które wyznaczały początek i koniec zarówno prac rolnych, jak i sezonu odpowiedniego do prowadzenia kampanii wojennych.

Marcowe porzekadło z morałem

Powiedzenie w marcu jak w garncu tłumaczy się współcześnie tym, że pogoda podczas przedwiośnia jest zmienna i wszystkie pory roku mieszają się jak składniki potrawy w garnku. Taką interpretację przyjmuje Wikisłownik, jak również internetowy Wielki Słownik Języka Polskiego. Tak też tłumaczy się sens porzekadła dzieciom w szkołach. Sprawa nie jest jednak całkiem oczywista. W języku średniopolskim używano porównania ciepło jako w garncu (XVI w.), a gdy gdzieś panowały zgiełk i kotłowanina, opisywano to słowami jako w garcu albo wre jako w garku (oba wyrażenia podaję za Pamiętnikami Jana Chryzostoma Paska, lata 1660 i 1672). Można też było zamieszać [wrogów podczas bitwy] jako w garcu kaszę (Wacław Potocki). Zasadne jest więc pytanie, czy w porzekadle chodziło pierwotnie o to, że marzec to okres wiosennego ocieplenia po miesiącu lutym (czyli dosłownie ‘srogim’), czy o to, że marcowa pogoda jest kapryśna, a może o to, że zaczyna się sezon prac polowych i związanej z tym krzątaniny „jak w ukropie”. Odpowiedzi nie znamy, ale użytkownicy języka mają swoje prawa i próżno polemizować z ich wyborem. W dzisiejszych czasach powiedzenie w marcu jak w garncu interpretowane jest jednoznacznie tak, jak podają słowniki.

Jak być może przed chwilą zauważyliście, w dawnej polszczyźnie (od początku epoki piśmiennej), odmieniając słowa garniec, garnek często pomiajno literę n (garca, garcem, garce, garki itp.). Pisownia naśladowała w tym przypadku wymowę: skomplikowaną grupę spółgłoskową upraszczano przez usunięcie najsłabiej słyszalnego, środkowego elementu. Podobnie ziarnko często pisano ziarko; na tej samej zasadzie ł znikało w słowach takich jak jabłko, ździebłko, bedłka. Wymowa taka (w odróżnieniu od pisowni) nadal jest poprawna i – jak widzimy – ma oparcie w wielowiekowej tradycji. Mamy dziś w stylu oficjalnym skłonność do wymowy hiperstarannej, naśladującej pisownię. Jednak przysłowia takie jak w marcu jak w gar(n)cu lub ziar(n)ko do ziar(n)ka, zbierze się miarka brzmią naturalniej i rymują się gładko, gdy nie próbujemy za wszelką cenę udowodnić, że potrafimy wymówić [n] między spółgłoskami.

Przypisy

  1. Dotyczy to np. łacińskiego vēr i germańskiego *wēra-, zob. Gąsiorowski 2012 ↩︎
  2. W niektórych dialektach polskich przegłos nie zachodził po spółgłoskach wargowych (takich jak *v), stąd mamy regionalne formy oboczne typu wiesna, spotykane też w języku literackim w dawniejszej polszczyźnie (na wiesnę, w pół wiesny). ↩︎
  3. Jeśli ta etymologia jest poprawna, germańska nazwa żubra oznaczała dosłownie ‘pasący się’. Na początku naszej ery słowo germańskie zapożyczyli Rzymianie w nieco zniekształconej postaci jako bisōn (l. mn. bisōntēs). Pliniusz Starszy, pisząc o faunie Germanii, wyraźnie odróżnia żubra (posiadającego grzywę) od lepiej znanego Rzymianom tura, zwanego ūrus – silnego, szybkiego i (jak pisze uczony) mylonego przez ciemny lud z bawołem. ↩︎
  4. Brzoza miała dla Indoeuropejczyków szczególne znaczenie, czego dowodzi szeroki zasięg jej nazwy, opartej na rdzeniu *bhreh1ǵ- ‘jaśnieć, błyszczeć’ (występującym też w słowie brzask). ↩︎

Opisy ilustracji

Ryc. 1. La Primavera (Wiosna), obraz Sandra Botticellego, namalowany ok. 1481 r. Tytuł nadał mu Giorgio Vasari ok. 70 lat później. Choć jest to najbardziej znana alegoria wiosny, nie ma pewności, czy dokładnie taka była intencja malarza. Galeria Uffizi, Florencja, Włochy (domena publiczna).
Ryc. 2. Zwiastun wiosny, śnieżyczka przebiśnieg (Galanthus nivalis), roślina z rodziny amarylkowatych, kwitnąca od lutego do kwietnia. Foto: Piotr Gąsiorowski (16 marca 2023). Lokalizacja: Puszcza Zielonka, Wielkopolska (licencja CC BY-SA 3.0).