Tabu językowe (3). Co warto wiedzieć o umieraniu i zdychaniu

Inne części tego cyklu
1. Dziki, kosmaty miodożerca
2. Fizjologia i seks, czyli ***** zakazy

Patrz też: Etymologiae. O pochodzeniu słów.

Zagajenie

Mamy w polskim dwa czasowniki, umrzeć i zdechnąć, o podobnym znaczeniu (‘zakończyć życie’). Skąd się wzięły i dlaczego przyjęło się uważać, że „zwierzę zdycha, a człowiek umiera”? Oczywiście od tej zasady istnieją wyjątki, bo zdechnąć w stylu potocznym może dotyczyć także człowieka i nie musi być wcale nacechowane pejoratywnie (zdechnę od tego upału); z kolei pszczelarze rezerwują dla pszczół czasownik umrzeć. Najzagorzalszym tradycjonalistom nie przeszkadza stwierdzenie, że drzewo umiera (bo trudno powiedzieć, że zdycha). Zgódźmy się jednak, że konserwatywny uzus w języku polskim podkreśla przede wszystkim odrębność śmierci ludzkiej i zwierzęcej, mimo iż chodzi przecież o ten sam proces fizjologiczny. Nie ma podobnego rozróżnienia w przypadku takich czasowników jak żyć albo rodzić (się). Tylko śmierć zwierzęcia (innego niż człowiek) – czyli końcówka życia, a nie jego początek lub przebieg – została objęta tabu: zdaniem części Polaków nie należy mówić o zwierzęciu, że umarło, bo nie wypada zrównywać wartości jego życia z wartością życia ludzkiego.

Na wszelki wypadek przypominam, że człowiek (Homo sapiens) jest zwierzęciem należącym do typu strunowców, a w jego obrębie do gromady ssaków, rzędu naczelnych i rodziny człowiekowatych. Kiedy umiera, dzieje się z nim to samo, co z każdym innym zwierzęciem: jego procesy życiowe (w tym funkcje mózgu) nieodwracalnie ustają i zaczyna się rozkład martwych tkanek. Jest to zjawisko nieprzyjemne, ale stare jak życie na Ziemi, naturalne i nieuniknione. Wiele języków (zapewne zdecydowana większość, choć nie badałem dokładnie tej kwestii) używa tego samego czasownika dla wszystkich istot żywych i nikomu nie przychodzi do głowy, żeby miało to oznaczać deprecjację ludzkiego życia i ludzkiej śmierci. Po angielsku mówi się my cat died podobnie jak the Queen died bez żadnej ujmy dla królowej lub kota. Czy w polskim obecne rozróżnienie istnieje „od zawsze”? Wrócimy do tego pytania, ale najpierw przyjrzyjmy się pochodzeniu obu słów.

*mer- i śmierć

W języku praindoeuropejskim istniał pierwiastek czasownikowy *mer- oznaczający ‘zakończyć życie/istnienie’. Mógł on się odnosić do wszystkiego, co żyje, a także do rzeczy nieożywionych, które znikają lub odchodzą w zapomnienie. Wśród jego licznych pochodnych mamy prasłowiańskie *merti (formy osobowe *mьretь, *mьrǫtь) > polskie mrzeć (mrze, mrą), dziś zazwyczaj używane z przedrostkami: umrzeć, zemrzeć, wymrzeć itp. Oprócz tego prasłowiański miał też formę oznaczającą proces rozciągnięty w czasie: *mirati, stąd staropolskie umirać, zamirać > współczesne umierać, zamierać.

Ale na tym nie koniec. Już w epoce praindoeuropejskiej tworzono causativum, czyli czasownik przechodni *mor-éje- ‘spowodować, że ktoś lub coś umrze, zabić’, stąd prasłowiańskie *moriti > polskie morzyć. Coś, co powodowało śmierć (np. choroba), mogło być określane jako *mor-o-s > prasłowiańskie *morъ > polskie mór, pomór (patrz też nazwa muchomor, o której pisałem przy innej okazji). Osobnik, który umarł, był *mr̥-tó-s, ale pod wpływem kontrastującego przymiotnika *gwih3wos ‘żywy’ niektóre języki indoeuropejskie dodały do tej formy *w (*mr̥twos), stąd łacińskie mortuus i prasłowiańskie *mьrtvъ > polskie martwy. Podobne było znaczenie słowiańskiego imiesłowu *mьrlъ, od którego pochodzi polski czas przeszły marł i przymiotniki takie jak zmarły, umarły, wymarły.

Warto jeszcze wspomnieć rzeczownik abstrakcyjny *mr̥-tí-s ‘śmierć’, od którego pochodzi np. łacińskie mors (dopełniacz mortis) i litewskie mirtis. W języku prasłowiańskim dodano do niego przedrostek *sъ- oznaczający coś pozytywnego (z praindoeuropejskiego *h1su- ‘dobry’); stąd mamy *sъ-mьrtь > staropolskie śmirzć > śmierć. Być może był to eufemizm mający udobruchać śmierć (żeby nie przyszła przedwcześnie), a może określano w ten sposób pierwotnie jakiś pożądany rodzaj rozstania się ze światem (np. śmierć naturalną „we własnym łóżku” bądź przeciwnie – zaszczytną śmierć na placu boju) – tego zapewne już się nie dowiemy.

Zauważmy, że choć wiele osób razi mówienie o dowolnym zwierzęciu, że umarło, nie dotyczy to niektórych wyrazów pokrewnych, także pochodzących od pierwiastka *mer-. Chyba nikt (nawet profesor Jerzy Bralczyk) nie zaprzeczy, że zwierzę może być martwe, że jakiś gatunek może wymrzeć albo nawet jest już wymarły, że zwierzęta można morzyć głodem, ani że pewien groźny wirus powoduje afrykański pomór świń. Nie spotkałem się też z opinią, że to, co spotyka w końcu każdy organizm z człowiekiem włącznie, należy określać jakoś inaczej niż śmierć. Każde zwierzę można oczywiście uśmiercić. Oddam zresztą głos samej Śmierci, która w słynnej Rozmowie tak to wyjaśniała Mistrzowi Polikarpowi w połowie XV w.:

Nikt się przede mną nie skryje,
Wszytkiem żywem utnę szyje:
Sama w lisie jamy łażę,
Wszytki liszki w zdrowiu każę;
Za kunami łażę w dzienie,
Łupieże dam na odzienie;
Ja dawię gronostaje
I wiewiorkam się dostaje;
Jać też kosą siekę wilki,
Sarny łapam drugiej filki;
Przez płoty chłopie
Gonię żorawie i dropie;
Z gęsi też wypędzam duszki,
Pierze dawam na poduszki –
Zwierzęta i wszytki ptaki
Ja posiekę nieboraki.
Co koli martwym niosą,
Ci byli pod mą kosą.

Tabu nie dotyczy zatem rdzenia *mer-, ale głównie jednej z jego pochodnych – czasownika umrzeć i form blisko z nim związanych. Brak w tym logiki, ale w końcu nikt nie wymaga od języków naturalnych, żeby były do końca logiczne. W każdym razie dla autora Rozmowy było jasne, że śmierć nas łączy z resztą świata żywego i że nie ma istotnej różnicy między śmiercią lisa, wiewiórki, dropia czy człowieka.

Ryc. 1.

*dhwes-: zdychanie, dech i dusza

Drugi interesujący nas rdzeń to praindoeuropejskie *dhwes- ‘tchnąć, zrobić wdech lub wydech’. Jest on nieco słabiej poświadczony, ale jego status prajęzykowy nie budzi zastrzeżeń. Jak każdy pierwiastek indoeuropejski miał on kilka możliwych wariantów, w tym tzw. stopień redukcji *dhus-, w którym samogłoska *e zanikała, a półsamogłoska *w była realizowana jako samogłoska *u. Od niego można było utworzyć przymiotnik *dhews-ó- ‘oddychający’ za pomocą procesu słowotwórczego opisanego tutaj. Fakt, że pełna samogłoska była wstawiana nie tam, gdzie teoretycznie było jej miejsce, nie przeszkadzał Indoeuropejczykom. Przymiotnik oznaczał ‘oddychający’, a zdolność do oddychania była utożsamiana z życiem. Dlatego na przykład w językach germańskich *dhews-ó- zostało zaadaptowane jako rzeczownik rodzaju nijakiego *deuza- o znaczeniu ‘coś, co oddycha, zwierzę’.1 Stąd pochodzi staroangielskie dēor ‘dzikie zwierzę (zwłaszcza jeleń)’. We współczesnym angielskim znaczenie deer uległo zawężeniu do ssaków jeleniowatych, ale wyrazy pokrewne w innych językach germańskich (gockie dius, niemieckie Tier, niderlandzkie dier czy szwedzkie djur) oznaczają ogólnie ‘zwierzę’.

Języki słowiańskie odziedziczyły pierwiastek czasownikowy na stopniu redukcji, *dhus-. Gałąź bałtosłowiańska wraz z indoirańską odznacza się kilkoma wspólnymi zmianami fonetycznymi, w tym tzw. regułą RUKI, o której można przeczytać więcej w tym wpisie. Wskutek działania tej reguły końcowe *s zmieniło się w *š, które w językach słowiańskich zachowało się przed samogłoskami przednimi lub *j, a w pozostałych pozycjach przeszło w *x (polskie ch). Stary czasownik dokonany *dhus-new- zmienił się w prasłowiańskie *dъxnǫti, od którego pochodzi staropolskie dchnąć. Po asymilacji spółgłoski dźwięcznej do bezdźwięcznej zrobiło się z tego tchnąć. Istniała też utworzona od tego samego pierwiastka forma niedokonana *dyxati > polskie dychać. Jak zwykle w językach słowiańskich, do czasownika podstawowego można było dołączać rozmaite przedrostki, otrzymując różne odcienie znaczenia: odetchnąć/oddychać, westchnąć/wzdychać.

Jednym ze słowiańskich przedrostków, które mogły się łączyć z czasownikiem *dъxnǫti był *jьz- (występujący także jako samodzielny przyimek) o znaczeniu ‘z’, a ściślej ‘ze środka na zewnątrz’. Połączenie *jьz-dъxnǫti oznaczało ‘wydać z siebie tchnienie’, a metaforycznie ‘umrzeć’ (zakładając, że tchnienie było ostatnie).2 W języku staropolskim, w epoce eliminowania słabych samogłosek, czyli jerów *ъ i *ь (o których więcej pisałem tutaj), nastąpiło wbrew etymologii utożsamienie dwóch przedrostków, *jьz i *sъ(n)-. Ten drugi oznaczał wspólne wykonanie czynności albo wykonanie jej do końca, a jako przyimek miał znaczenie ‘razem z’. Z tego pomieszania narodził się hybrydowy przedrostek z(e)- (pisany też s- lub ś- zależnie od kontekstu), łączący funkcję obu przodków. Tak samo oba przyimki połączyły się we wspólne z(e).

Co się zatem stało z czasownikiem *jьz-dъxnǫti? Wyewoluował w staropolskie zedchnąć > zetchnąć, nadal o tym samym znaczeniu ‘wydać ostatnie tchnienie’; był zatem nieco eufemistycznym synonimem starszego czasownika umrzeć. Miał do pary formę niedokonaną zdychać. W czasie przeszłym odmieniał się zgodnie z tzw. prawem Havlíka, opisującym zanik lub wzmocnienie jerów: on (jest) zdechł, ona (jest) zetchła. Istniał też przymiotnik zetchły. Dopiero po pewnym czasie nastąpiło wyrównanie odmiany przez uogólnienie formy zdech- wyizolowanej z męskiej formy czasu przeszłego. Po ujednoliceniu odmiana zaczęła przypominać dzisiejszą: zdechnąć, zdychać, zdechł, zdechła, zdechły.

Rzeczownik *dhusos ‘oddech, tchnienie’ rozwinął się w prasłowiańskie *dъxъ, a następnie w staropolskie dech, dopełniacz dchu > tchu (znów wskutek rozszerzenia bezdźwięczności na całą grupę spółgłosek). Do dziś zachowaliśmy tę starą odmianę, choć gdy rzeczownik poprzedzony był przedrostkiem, następowało wyrównanie przez analogię: zamiast dawnego wydech/wytchu mamy dziś ujednolicone wydech/wydechu, mimo że pokrewny czasownik brzmi nadal wytchnąć (a nie np. *wydechnąć).

Inne derywaty pierwiastka *dhwes- odziedziczone przez języki słowiańskie to *dhowsos > prasłowiańskie *duxъ i *dhowsjah2 > prasłowiańskie *duša. Ich kontynuacją są oczywiście polskie duch i dusza. Oznaczały one mniej więcej to samo: siłę, dzięki której to, co żyje, oddycha. Jeśli coś przestawało oddychać, wyobrażano to sobie jako ucieczkę siły życiowej przez usta (stąd wyrażenie wyzionąć ducha). Zauważmy, że w słowach tchnąć, oddychać, dech, duch, dusza nie ma nic pejoratywnego. Oddychać może zarówno człowiek, jak i dowolne inne zwierzę. Żaden konserwatysta językowy nie będzie chyba się upierał, że stwierdzenie człowiek oddycha odbiera nam godność, ponieważ krowa, mrówkojad i zaskroniec też oddychają. Z punktu widzenia naszych dalekich przodków duch i dusza, jako pojęcia ściśle związane z oddychaniem, również nie podlegały ograniczeniom gatunkowym. Dopiero chrześcijaństwo nadało im nowy abstrakcyjny sens teologiczny, zrywający związek semantyki z etymologią.

Kość niezgody

I tu bierzemy byka za rogi: przechodzimy do sedna sporu, który od czasu do czasu rozgrzewa internet. Kto zdycha, a ko umiera? Otóż różnie to bywało w historii. W tekstach z XV w. czasowniki zetchnąć i zdychać zachowywały jeszcze swój pierwotny sens etymologiczny i zapewne nie miały odcienia pejoratywnego. Nie oznaczały śmierci „gorszego sortu”, tylko po prostu „wyzionięcie ducha”, czyli śmierć. Pojawiały się w odniesieniu do człowieka w poważnych tekstach religijnych, jak przekłady Biblii. Na przykład w Biblii królowej Zofii (lata pięćdziesiąte XV w.) czytamy w księdze Rodzaju:

Rzekł k niemu Bóg: Zdechniesz, przeto iżeś wziął żonę, boć ma męża.

No, skoro sam Bóg tak mówił, to chyba nie wypada polemizować. Zdechniesz (już z wyrównaniem morfologicznym zamiast starszego zetchniesz) jest tu tłumaczeniem łacińskiego moriēris, słowa znaczącego po prostu ‘umrzesz’, bez żadnego nacechowania emocjonalnego. Mój ulubiony przykład pochodzi z Rozmyślania przemyskiego, zapisanego w pierwszej połowie XVI w. Wśród wielu apokryficznych opowiastek o życiu Jezusa mamy tam między innymi Czcienie (czytanie) 106:

Czcienie o dziecięciu, ktore sie swaliło z skały i zdechło, a to miły Jesus wskrzesił z martwych
Jednego dnia dziecię miły Jesus wyszedł na pole, a za nim dzieci naśladowały, wielika tłuszcza. Tako są weszli na jednę gorę wielmi przykrą i poczęli igrać każdy swoję igrę, ktora sie komu widziała, a Jesus siedział niedaleko, ich przyglądając. Bieżąc jedno dziecię nieopatrznie i zwaliło sie z onej gory, to jest z skały, padnie na ziemię i zdechnie.

Z drugiej strony mamy w staropolszczyźnie przykłady użycia czasowników mrzeć, umrzeć, zemrzeć w odniesieniu do zwierząt, choćby w protokołach sądowych takich jak poniższy (z roku 1404).3

Jako przy tem był, kiedy Staszek dzielił s kmieciem skot, kiedy się Staszkowi dostała krowa, a kmieciewi wół, a trzecie umarło.

Z kolei w opisie potopu w Biblii królowej Zofii mamy, co następuje:4

I z gorami wszytko stworzenie, csoż jest było na ziemi, ptacy i źwierzęta, i wszytko płożące, jeż to płozi po ziemi, zmarło jest.

Konkluzja

Nacechowanie pejoratywne słowa zdechnąć nie jest zatem w języku polskim odwieczne. Rozwijało się stopniowo. Zaczęto unikać go w stosunku do ludzi przynajmniej w stylu oficjalnym. Jednocześnie ograniczano użycie umrzeć, zemrzeć, gdy mowa była o zwierzętach. Podobny proces zachodził równolegle w kilku językach słowiańskich. Jeśli wyrażało się w tym postrzeganie zwierząt w naszym zakątku Europy jako istot z zasady „gorszych” i niezasługujących nawet na to, żeby ich śmierć opisać czasownikiem niezabarwionym negatywnie, to moim zdaniem nie wystawia to dobrego świadectwa Słowianom sprzed kilkuset lat.

„Tradycyjny uzus” utrwalił ten stan rzeczy, a wraz z nim stereotypowy obraz świata, w którym człowiek jest czymś z zasady lepszym od wszystkich swoich kuzynów, bliższych i dalszych. A jako superistota stojąca ponad światem zwierząt i przepełniona niekoniecznie uzasadnionym samozadowoleniem nie jest zobowiązany do empatii wobec innych żywych istot choćby na poziomie formułowania myśli w języku polskim. Pies umarł ma nas razić jako nadające psiej śmierci nienależną godność (choć jakoś nie razi martwy pies, śmierć psa ani wymarła rasa psów). Takie symboliczne deprecjonowanie zwierząt (z wyjątkiem pszczół, za co chwała pszczelarzom) powinno należeć do przeszłości, ale stereotypy mają twardy żywot.

Ryc. 2.

Jak już wykazałem powyżej, uzus to nic świętego ani zakonserwowanego na wieki wieków. To tylko tymczasowy zwyczaj, w którym odbija się językowy obraz świata charakterystyczny dla danej epoki. Nie żyjemy obecnie w XVII w. i nie musimy się kurczowo odwoływać do dawnych systemów wartości. Argumenty typu „uważam, że tak należy mówić, bo tak się dotąd mówiło” nie tylko opierają się na błędnym kole logicznym, ale są także małostkowe i krótkowzroczne. Zmienia się nasza wrażliwość i wiedza o świecie, a w ślad za tymi zmianami ewoluuje język. Tak było zawsze i tak będzie w przyszłości. To, co „rozumiało się samo przez się” w pojęciu pokoleń minionych i odchodzących, może się okazać żenująco anachroniczne dla pokoleń wkraczających w życie i przyszłych. Pies umarł to – jak w Rozmowie mistrza Polikarpa ze Śmiercią – trzeźwiące przypomnienie, że w kwestii cierpienia i śmierci nie różnimy się od innych gatunków. Biologia wygrywa tu z cywilizacją, choćbyśmy stawali na rzęsach. Przy czym akurat w przypadku psa chodzi konkretnie o zwierzę, które od około 25 tys. lat jest naszym najwierniejszym towarzyszem i przysłowiowym „najlepszym przyjacielem”. Pytanie tylko, czy z wzajemnością.

Przypisy

  1. Analogicznym przykładem jest łacińskie określenie zwierzęcia jako animal, pochodzące od animus lub anima ‘oddech, siła życiowa, życie, dusza’, z praindoeuropejskiego *h2anh1-mo- od pierwiastka *h2enh1 ‘oddychać’. Ściśle pokrewnym słowem jest greckie ánemos ‘wiatr, podmuch’. ↩︎
  2. Tak samo w łacinie exspīrō (pisane też expīrō) znaczyło zarówno ‘wydycham’, jak i ‘umieram’. ↩︎
  3. W razie, gdyby ktoś nie wiedział, skot oznacza ‘bydło’. ↩︎
  4. Uwaga! Słowo jeż to w tym przypadku zaimek względny o znaczeniu ‘które’, nie nazwa kolczastego ssaka z rzędu owadożerów; płozi znaczy ‘pełza’. ↩︎

Dodatkowa lektura

Opinia prof. Mirosława Bańki, wyważona, ale z mocną konkluzją, z którą się zgadzam: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/umrzec-zdechnac;14051.html

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Karta tytułowa drukowanego wydania Rozmowy mistrza Polikarpa ze Śmiercią z roku 1542, odkrytego przez prof. Wiesława Wydrę (UAM) w 2017 r. Żródło: Wikipedia (domena publiczna).
Ryc. 2. Rzymski nagrobek psa z Praeneste (dzisiejsza Palestrina), II w. n.e. Epitafium głosi:
AEOLIDIS TVMVLVM FESTIVAE
CERNE CATELLAE,
QVAM DOLVI INMODICE
RAPTAM MIHI PRAEPETE
FATO.
[Patrzcie, oto nagrobek Aeolis, wesołej suczki, której porwanie przez skrzydlaty los sprawiło mi niezmierny ból]. Już w paleolicie zdarzało się, że psom urządzano pochówki równie pieczołowicie jak ludziom. Źródło: Epigraphik-Datenbank Clauss/Slaby (fair use).

Uzupełnienie multimedialne

Skecz Monty Pythona o papudze, która umarła, zdechła, wyzionęła ducha lub wącha kwiatki od spodu.

Skąd się wzięły słowa, które łamią nam język

Ten wpis jest częścią cyklu: Etymologiae. O pochodzeniu słów

W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie
f ʂtʂɛbʐɛʂɨɲɛ xʂɔw̃ʂtʂ bʐmi f tʂʂtɕiɲɛ
Jan Brzechwa

Tak się składa, że słowa jednego z najsłynniejszych polskich łamańców językowych, postrachu ludzi uczących się naszego języka, są interesujące nie tylko połączone w zdanie, ale również indywidualnie. Nie ma w tym nic dziwnego, bo słowa trudne w wymowie są nieraz trudne właśnie dlatego, że rozwijały się w jakiś ciekawy, nietypowy sposób. Dzięki temu często stanowią wyzwanie dla etymologów.1 Zajmiemy się nimi kolejno, pomijając tylko przyimek w. Nie dlatego, żeby nie był interesujący, ale po prostu nie wygląda osobliwie i nie sprawia wielkich trudności fonetycznych.

Szczebrzeszyn

Szczebrzeszyn to nazwa dziwna, nadana w XIV w. i od początku występująca w tej samej formie. Ponieważ kilkaset lat później nikt już nie pamiętał, skąd się wzięła, wymyślono kilka etymologii ludowych, czasem zabawnych, ale z naukowego punktu widzenia bezwartościowych. Widoczna w niej końcówka -in (po niektórych spółgłoskach -yn) zazwyczaj tworzy nazwy własnościowe od imion zakończonych na -a. To, że mamy z nią do czynienia w przypadku Szczebrzeszyna, potwierdza tradycyjna forma przymiotnika szczebrzeski (dziś oficjalnie szczebrzeszyński, ale w Zamościu nadal istnieje ulica Szczebrzeska). W dawnej polszczyźnie przed dodaniem formantu -ski usuwano niektóre przyrostki tworzące nazwy miejscowości, jak -in/-yn, a także -ice. Dlatego puszcza leżąca blisko Niepołomic nazywała się dawniej Niepołomska. Od imienia takiego jak Jarota (skrócona wersja Jarogniewa, Jaromira czy Jarosława) tworzono nazwę miejscowości Jarocin, a od niej przymiotnik jarocki (zachowany jako nazwisko).

Biorąc to wszystko pod uwagę, mamy prawo przypuszczać, że nazwa Szczebrzeszyna pochodzi od imienia *Szczebrzecha (a może *Szczebrzesza). Pojawia się tu jednak pewna trudność: takie imię nie jest nigdzie udokumentowane. Trudno w nim nawet wyróżnić jakikolwiek sensowny składnik słowiańskich nazw osobowych – czy to polskich, czy staroruskich. Gdybym miał postawić na najbardziej prawdopodobną hipotezę, założyłbym się, że mamy do czynienia ze zniekształconym imieniem pochodzenia germańskiego: Sigiberht > niemieckie Siebrecht. Wiemy, że nasi przodkowie adaptowali je czasem jako Czebracht/Szczebracht – stąd Szczebrachcice, dawna nazwa Skarbiszowic w województwie opolskim. Szczebrzeszyn, choć pełen słowiańskiego szelestu, być może nie jest aż tak arcypolski, jak by się zdawało.2

Chrząszcz

Nazwa chrząszcz < *xręstjь ma, jak się można domyślić, związek z chrzęstem i chrząstką. Wszystke te wyrazy zawierają słowiański rdzeń czasownikowy *xręst- ‘chrzęścić, chrupać, trzeszczeć’, tworzący różne formy pochodne (np. *xręstiti, *xręstati). Istniał też równolegle inny wariant rdzenia, z samogłoską nosową tylną: *xrǫst- (stąd takie nazwy chrząszcza jak staropolskie chrąst lub chrąszcz, ukraińskie xrušč, czeskie chroust).3 Przyczyna tej wariantywności nie jest jasna. Być może rzeczownik ulegał wpływowi czasownika i starszy chrąst zmienił się w chrząszcza przez analogię do chrzęszczenia, a może zatarła się różnica znaczenia między dwoma pokrewnymi wyrazami (*xręstjь mogło oznaczać chrząstkę, żwir i w ogóle wszystko, co chrzęści, więc i owada o twardym pancerzyku).

Bliskoznacznym i podobnym słowem jest chrabąszcz, także poświadczony już w najdawniejszej polszczyźnie. Chrabąszcz wydaje się związany etymologicznie z prasłowiańskim *xrobati (w polskim zachowała się forma częstotliwościowa chrobotać, a także derywat *xrobakъ > chrobåk > robak).  W dość licznych wyrazach słowiańskich nagłosowe *x- jest obocznym wariantem *sk- (często właśnie przed spółgłoską *r), a zatem *xrobati to alternatywna forma słowa *skrobati > skrobać, które z kolei pochodzi od praindoeuropejskiego pierwiastka czasownikowego *skrebh o tym samym znaczeniu (patrz też prasłowiańskie *skrebti > rosyjskie skrestí ‘zdrapywać’). Istnieje kilka rdzeni indoeuropejskich o podobnym brzmieniu i znaczeniu, choć niesprowadzalnych do jednej formy. Były one niezależnie utworzonymi wyrazami dźwiękonaśladowczymi sugerującymi skrobanie lub drapanie  (wystarczy wspomnieć kraby, skarabeusze itd.). Zauważmy, że takie onomatopeje nie muszą być świeżej daty: niektóre utworzono tysiące lat temu, a mimo to do dziś zachowały swój „chrzęszczący” charakter.

Chrabąszcz wygląda na twór hybrydowy – wynik kontaminacji, czyli wpływu jednego słowa na inne o podobnym znaczeniu: chrząszcz × chrob-chrabąszcz. Ale wróćmy do chrząszcza, który po prasłowiańsku nazywał się *xrǫstъ, ewentualnie *xręstjь. Jego dzieje przedsłowiańskie nie są jasne, choć zapewne także pierwotnie zaczynał się na *skr- i także miał wartość dźwiękonaśladowczą. Obawiam się, że musimy na tym poprzestać, bo dalsza dyskusja byłaby zbyt specjalistyczna i jednocześnie zbyt spekulatywna. I tak już sporo się dowiedzieliśmy o historii i koneksjach chrząszcza.

Ryc. 1.

Brzmieć

Z całego zdania o chrząszczu najmniej zagadkowy jest czasownik brzmi. Kiedy w języku polskim wyraz zaczyna się na dziwną i trudną w wymowie grupę trzech spółgłosek, możemy śmiało domniemywać, że grupa ta powstała wskutek zaniku jednego z dwóch prasłowiańskich „jerów” (samogłosek krótkich i nienapiętych o wysokiej artykulacji, z tendencją do redukcji w warunkach, o których już kiedyś pisałem): przedniego *ь lub tylnego *ъ. Ponieważ rz pochodzi od dawniejszego ř, które z kolei było wynikiem zmiękczenia słowiańskiego *r przed samogłoskami przednimi, wszystko jest jasne: polskie brzm- musi pochodzić od prasłowiańskiego *brьm-. Tu pominę różne etapy rozumowania językoznawców historycznych i wyjawię od razu, że *brьm- wywodzi się z bałtosłowiańskiego *brim- odzwierciedlającego jeszcze wcześniejsze *bhrm̥- (kółeczko oznacza sylabiczność spółgłoski), stanowiące tzw. stopień redukcji pierwiastka indoeuropejskiego *bhrem- o znaczeniu ‘brzmieć’.

Istniał też inny podobny pierwiastek, *ghrem-, od którego pochodzą polskie słowa grom, grzmieć i grzmot. Te dwa rytmujące się rdzenie nie były z sobą spokrewnione, ale utworzono je w podobny sposób, wykorzystując głoski często pojawiające się w słowach nacechowanych symbolizmem dźwiękowym – niekoniecznie onomatopeicznych w ścisłym sensie, ale w każdym razie o właściwościach fonetycznych skorelowanych ze znaczeniem.4

Stopień pełny *bhrem- widzimy np. w łacińskim fremō/fremere oznaczającym ‘wydawać głośny dźwięk (np. ryczeć, rżeć, warczeć, buczeć)’. Czasownik polski pochodzi od jednego z tematów czasownikowych opartych na tym samym pierwiastku, *bhrm̥-h1je-, który rozwinął się w prasłowiańskie *brьměti. Jak widać, język praindoeuropejski też nie należał do łatwych w wymowie.

Trzcina

Etymologia słowa trzcina jest pełna niespodzianek. Zacznijmy od tego, że widoczny na jego końcu formant -ina tworzył rzeczowniki oznaczające nagromadzenie czegoś (np. brzezina, dębina, sośnina, olszyna, buczyna). Trzcina rośnie gromadnie, więc łatwo utożsamić nazwę rośliny z tworzonymi przez nią zaroślami. Zatem trzcina to nagromadzenie… no właśnie – czego? Co to jest „trzć”? Jak już wiemy, tam, gdzie język polski zawiera jakąś dziwną zbitkę spółgłosek, musi się czaić jakiś prasłowiański jer. Ale który i gdzie? W tym przypadku mamy pewien problem, bo spółgłoski stłoczone po zaniku samogłoski mogą ulegać modyfikacjom artykulacyjnym, jak gdyby próbowały się umościć na nowo w nagłosie wyrazu. Zaciera się przez to ich pierwotna wymowa, jak widzieliśmy kiedyś w przypadku słowa deszcz/dżdż-.

Pójdźmy więc na skróty i zamiast zgadywać, zadajmy sobie pytanie, jak nazywano trzcinę w najstarszej polszczyźnie. Odpowiedź jest zaskakująca: nazywano ją treść. A ponieważ samogłoska e w tym przypadku pochodziła od jeru (tylnego *ъ, skoro nie zmiękczał poprzedzającej go spółgłoski), zanikała ona przy dodawaniu większości końcówek fleksyjnych. Wyraz odmieniał się tak jak wesz/wszy albo wieś/wsi, tzn. w dopełniaczu brzmiał trści. W tym czasie rz wymawiane było jeszcze jak wibrująca spółgłoska szczelinowa (ř), a średniowieczni Polacy, słysząc otoczone innymi spółgłoskami, interpretowali je jako ubezdźwięczniony wariant ř. Wskutek tego część mówiących sądziła, że dopełniacz brzmi trzci; dopasowywano wtedy do niego formę mianownika, zastępując treść/trści przez trześć/trzci (analogicznie do cześć/czci). Te modyfikacje przeniosły się także do słów pochodnych takich jak trścina ‘trzcinowisko’. W XVI w. pospolite były warianty oboczne takie jak trcina i wreszcie trzcina. Ten ostani przeżył i zastąpił pierwotną, krótszą nazwę rośliny.

Współczesny język słowacki poradził sobie trochę inaczej, uogólniając w całej odmianie brak samogłoski. Słowakom to nie przeszkadza, bo w ich języku występuje r sylabiczne, które może funkcjonować jak samogłoska. Po słowacku trzcina nazywya się trsť, dopełniacz trsti (dwie sylaby). Czeski przeszedł ewolucję podobną jak polski i ma dziś słowo třtina z niesylabicznym ř, pochodzące od staroczeskiego trstina. Natomiast w rosyjskim czy ukraińskim uogólniono obecność pełnej samogłoski pochodzącej od jeru: tróstʹ, dopełniacz trósti.

Ryc. 2.

Co się stało ze staropolską trścią? Otóż istnieje nadal i ma się dobrze, tylko że – podobnie jak w rosyjskim – przypadki zależne dopasowano do mianownika. Mamy zatem treść/treści zamiast dawnego treść/trści. Ponadto oczywiście zaszła zmiana semantyczna: treść oznacza dziś ‘zawartość’, zwykle abstrakcyjną, ale czasem konkretną, jak np. treść żołądka w terminologii medycznej. Jakim cudem znaczenie ‘trzcina’ wyewoluowało w tak dziwnym kierunku? Otóż słowo treść oznaczało najpierw roślinę o grubych, twardych źdźbłach5 (jak trzcina lub pałka w sensie botanicznym), ale też rurkę zrobioną z takiej rośliny i używaną w rozmaitych celach. Mogło oznaczać piszczałkę, rózgę do wymierzania chłosty, a także treść pisarzową, czyli maczane w inkauście pióro z odpowiednio przyciętej trzcinki.6 W wielu zastosowaniach trzcinowych rurek (a używano ich nawet do lewatyw) istotna była nie tyle sama trzcina, co wypełniająca ją substancja. Łatwo sobie wyobrazić, że można było na przykład przelać treść na pergamin albo wypełnić czystą stronę rękopisu trścią (później treścią). Wystarczyło już tylko potraktować treść metaforycznie oraz zapomnieć o jej najstarszym znaczeniu.

Dla formalności zauważmy, że prasłowiańskim prototypem słowa treść ‘trzcina’ było *trъstь, pochodzące od dawniejszego *trustis. Podobne słowa oznaczające trzcinę spotykamy w językach bałtyjskich: litewskie triušis, trušis, łotewskie trusis. Różnią się od słowiańskich nieobecnością sufiksu *-t-, ale są niewątpliwie pokrewne. Trop jednak urywa się poza grupą bałtosłowiańską, bo nie widać przekonujących odpowiedników w innych językach indoeuropejskich.

Uff! Dość zagadek jak na jedno zdanie poety.

Przypisy

  1. Jan Brzechwa kochał rzadkie i ciekawe słowa, czego najlepszym dowodem jest to, że jedno z nich przyjął jako swój pseudonim literacki. ↩︎
  2. Pozostaje pytanie, po co Słowianie aż tak komplikowali nagłos zapożyczonego imienia. Na to pytanie trudno odpowiedzieć, znamy jednak precedensy, np. imię Teodoryk (Theodoricus/Dietrich < *Þeuda-rīk-) przyswajano w różnych dawnych okresach nie tylko jako Dzietrzek, Wietrzych itp., ale także C(z)edrzyk lub Szczedrzyk. ↩︎
  3. Prasłowiańskie *xrǫstati, *xrǫstnǫti występują w polskim jako chrustać, chrusnąć (z dialektalną utratą nosowości), a obok chrzęścić mamy też gwarowe chruścić. Wskutek podobieństwa brzmienia Polacy – na zasadzie etymologii ludowej – skojarzyli te słowa z niespokrewnionym z nimi staropolskim chróst ‘krzak, wycięte gałęzie’ (w l.mn. chrósty ‘zarośla’). Słowo to pochodzi od prasłowiańskiego *xvorstъ, od którego powstały też nazwy zbiorowe *xvorstьje > chrościé i *xvorstina > chróścina ‘gąszcz krzaków’ (albo zapożyczona z czeskiego chraścina; zob. tutaj o rozwoju prasłowiańskiej grupy *or i średniowiecznej modzie na bohemizmy). Historycznie *xvorstъ nie miał nic wspólnego z chrzęszczeniem, ale skojarzenie doprowadziło do utożsamienia w świadomości mówiących słów chróst ‘krzak’ i chrust (*xrǫstъ) ‘chrzęst, trzask’. Ostatecznie zaczęto pisać chróst przez zwykłe u (na przekór etymologii), a znaczenie słowa zawęziło się do ‘drobnych suchych gałęzi’. Formę chrust zadekretowała reforma ortografii z roku 1936. ↩︎
  4. Nawet moje psy błyskawicznie pojęły, że brum-brum oznacza samochód. ↩︎
  5. To jest dopiero łamaniec językowy dla cudzoziemców! A jak było ze źdźbłem, sprawdźcie tutaj. ↩︎
  6. Po łacinie zwane calamus ‘trzcina’, co wyjaśnia genezę słowa kałamarz. ↩︎

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Błotnica kosaćcówka (Plateumaris sericea), chrząszcz, który z powodzeniem może brzmieć w trzcinie, ponieważ żeruje na roślinach bagiennych i błotnych. Rodzina stonkowatych (Chrysomelidae), podrodzina rzęsielnic (Donacinae). Ten piękny gatunek jest, jak widać, bardzo zmienny kolorystycznie, co kojarzy mi się ze zmiennością słowiańskiej nazwy chrząszcza. Foto: Olexander Gubin 2016, obwód tarnopolski, Ukraina. Źródło: Wikimedia (licencja CC BY-SA 4.0).
Ryc. 2. Trzcina pospolita (Phragmites australis ssp. australis), czyli staropolska treść. Foto: Piotr Gąsiorowski 2023, Zalasewo, powiat poznański (licencja CC BY-SA 4.0).

Uwaga, barszcz! Suplement: O szczecinie i Szczecinie

Pozostałe części cyklu
1. Kosmata roślina
2. Inwazja olbrzymów i zemsta Stalina

Ten wpis jest także częścią cyklu: Etymologiae. O pochodzeniu słów

Opowiadając o genezie nazwy rośliny barszcz (prasłowiańskie *bъrščь < *bъrstjь < indoeuropejskie *bhr̥sti- + *-o-) wspomniałem o pokrewnym słowie germańskim, *burstiz ‘włosek, szczecina’ (zwykle rodzaju żeńskiego). Stąd mamy staronordyjskie burst o tym samym znaczeniu oraz rodzinę słów pokrewnych, w tym bursti ‘szczecina, szczotka’ (rodzaju męskiego). Końcowe -i w tym przypadku oznacza przynależność do pragermańskiej  deklinacji z sufiksem nosowym *-an-. Mniejsza o szczegóły techniczne, ale warto wiedzieć, że ten sam formant był często używany w imionach osobowych o charakterze przydomków lub zdrobnień; stąd liczne imiona dawnych Skandynawów zakończone na -i. Przymiotnik svartr oznaczał ‘czarny’, ale z końcówką -i, jako Svarti, zmieniał się w przydomek określający np. bruneta lub mężczyznę o ogorzałej cerze. Łatwo sobie wyobrazić, że w epoce wikingów jakiś osobnik o fryzurze bądź brodzie przywodzącej na myśl szczotkę lub szczecinę przezywany był Bursti. Nie trzeba nawet nadużywać wyobraźni, bo taki przydomek jest faktycznie poświadczony w tekstach staroislandzkich.1

Związek etymologiczny słów oznaczających szczecinę i szczotkę nie powinien nas dziwić, bo występuje oczywiście także w językach słowiańskich. Mamy mianowicie słowiańskie słowo *ščetь ‘szczeć’, oznaczające mniej więcej to samo, co *ščetina, z tą tylko różnicą, że to drugie słowo zawiera  formant tworzący nazwy zbiorowości, a zatem ma wyrazistsze znaczenie kolektywne (nie pojedyncze włoski, ale ich nagromadzenie). Dodatkowo w języku polskim szczeć występuje od XV w. jako nazwa kłującej rośliny z rodziny przewiertniowatych (rodzaj Dipsacus, zob. ryc. 1). Pokrewnym słowem jest *ščetъka ‘szczotka’; jest ono udokumentowane najlepiej właśnie w tej formie, z formantem zdrabniającym, zdrobnienie zakłada jednak istnienie formy niezdrobniałej *ščeta o tym samym lub podobnym znaczeniu – starszej, choć słabiej poświadczonej.

Początkowe *šč- w tej rodzinie słów widzimy w językach wschodniosłowiańskich (np. rosyjskie ščetína, ščótka), zachodniosłowiańskich (np. czeskie štět, štětina, štětka) i w słoweńskim. Natomiast w grupach dialektalnych serbsko-chorwackiej i bułgarsko-macedońskiej widzimy warianty z nagłosowym *č- (np. serbsko-chorwackie četina ‘igliwie’, četka ‘szczotka’). Głębsza historia prasłowiańskiego rdzenia *(š)čet- jest niejasna, nie wiemy nawet, z jakiego okresu pochodzi oboczność widoczna w nagłosie; oczywiste jest natomiast, że znaczeniowo *(š)čet- odpowiada dokładnie germańskiemu *burst- i mimo różnego pochodzenia tworzy bardzo podobną pod względem semantycznym rodzinę słów, odnoszących się do rozmaitych rzeczy nastroszonych i kłujących, przypominających zwierzęcą szczecinę albo z niej wykonanych.

Ryc. 1.

Dzisiejsza samogłoska [ɔ] w słowie szczotka wywodzi się z dawnego *e, które na obszarze dialektów polsko-pomorskich (ale nie w wymarłym języku połabskim) przechodziło w *o przed spółgłoską przedniojęzykową, pod warunkiem że następna sylaba zawierała samogłoskę tylną (czyli przed „twardym” *t, *d, *s, *z, *n, *l, *r). Ta zmiana, zwana przegłosem polskim, nie zachodziła przed spółgłoskami, po których następowała samogłoska przednia. Dlatego pierwotnie w języku polskim celownik/miejscownik od rzeczowników siostra, żona (z prasłowiańskiego *sestra, *žena) brzmiał siestrze, żenie, z zachowanym pierwotnym *e (prasłowiańskie *sestrě, *ženě). Współczesne formy siostrze, żonie są wynikiem działania analogii gramatycznej, skłaniającej użytkowników języka do wyrównania systemu odmiany przez uogólnienie jednej z form obocznych. Z XV w. znamy też przymiotniki dzierżawcze siestrzyn ‘należący do siostry’ i żenin ‘należący do żony’ z historycznie regularnym brakiem przegłosu (prasłowiańskie *sestrinъ, *ženinъ).

Przypuśćmy, że ponad tysiąc lat temu gdzieś na Pomorzu Zachodnim żył sobie lokalny wódz słynący z zarostu lub fryzury, którym zawdzięczał przydomek *Ščeta albo *Ščota (w wersji polskiej byłoby Szczota, ale można mieć wątpliwości, czy przegłos typu polskiego sięgał tak daleko na zachód). Niezależnie od brzmienia formy mianownika celownik i miejscownik brzmiały *Ščete (Sczczecie), a przymiotnik dzierżawczy − *Ščetinъ (Szczecin) ‘należący do Szczoty’.2 Gród (*gъrdъ zgodnie z pomorskim rozwojem fonetycznym opisanym tutaj) zbudowany lub przejęty przez Szczetę (lub być może Szczotę)  nazywano *Ščetinъ gъrdъ (Szczecin gard), albo po prostu *Ščetinъ (Szczecin) z pominięciem rzeczownika domyślnego.3 Jak to często bywa w przypadku nazw miejscowych pochodzenia przymiotnikowego, rodzaj gramatyczny mógł się wahać, co widać w  kaszubskim Szczecëno (rodzaju nijakiego).4

Ryc. 2.

Spróbujmy dokonać przekładu tej nazwy na język staroislandzki. Szczeta/Szczota to Bursti, a dopełniacz od tego imienia brzmiał Bursta.5 Gród/gard to staroislandzkie borg (z pragermańskiego *burg-). Podsumowując: dokładnym staroislandzkim odpowiednikiem wyrażenia *Ščetinъ gъrdъ byłoby Bursta borg. Dokładnie taka nazwa (Burstaborg) pojawia w islandzkiej Knýtlinga saga (Sadze o potomkach Knuta), relacjonującej dzieje królów duńskich od X do XII w., a odnosi się do jednego z grodów w kraju Wendów (Vinðland), nad którymi ustanowił swoją raczej symboliczną i niezbyt trwałą zwierzchność król Waldemar II. Etymologię tę wzmacnia fakt, że innym zachodniopomorskim grodem wymienionym w sadze był Steinborg ‘kamienny gród’, co z kolei wygląda na islandzką kalkę nazwy Kamień (Pomorski). Co prawda w źródłach duńskich Szczecin i Kamień występują niemal wyłącznie pod nazwami słowiańskimi (Stetin, Camin). Trudno po ośmiu wiekach odgadnąć, dlaczego kronikarz islandzki posłużył się odpowiednikami skandynawskimi. Być może w tradycji poetyckiej przetrwało dwujęzyczne nazewnictwo z czasów, gdy w okolicy działały wikińskie emporia (jak na poły legendarny Jómsborg). W każdym razie taka podwójna zbieżność raczej nie jest dziełem przypadku.

Przypisy

  1. Ponadto imię Gullinbursti ‘mający złotą szczecinę’ nosił mityczny dzik, towarzysz boga Freja. ↩︎
  2. W czasach, o których mówimy, samogłoski *ь i *ъ (tzw. jery, o których więcej można przeczytać tutaj) były jeszcze wymawiane we wszystkich pozycjach, także na końcu wyrazu. ↩︎
  3. W przypadku imion (zdrobnień, przydomków) zakończonych na -a (także męskich, których było wiele) odosobowe nazwy miejscowości regularnie kończyły się na -in: Boguta, Jarota, Kita, Chwalęta Bogucin, Jarocin, Kicin, Chwalęcin/Falęcin. ↩︎
  4. Rodzaj zależał od tego, jaki był pominięty rzeczownik domyślny. Mogło to być np. *město ‘miejsce, lokalizacja’, zob. współczesne polskie miasto i pochodzące od niego miejsce < mieśćce < *městьce. ↩︎
  5. Odmiana rzeczowników męskich zakończonych na -i była w staroislandzkim banalnie łatwa: wszystkie przypadki prócz mianownika miały w liczbie pojedynczej końcówkę -a. ↩︎

Opis ilustracji

Ryc. 1. Szczeć pospolita (Dipsacus fullonum), Owińska (Wielkopolska). Foto: Piotr Gąsiorowski 2022 (licencja CC BY-SA 4.0).
Ryc. 2. Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie, zbudowany na miejscu dawnej osady słowiańskiej istniejącej od VIII w., a następnie rozbudowanej w gród obronny. Założyli ją prawdopodobnie Wkrzanie, wschodni odłam ludu Wieletów. Foto: Kapitel 2021. Źródło: Wikimedia (licencja CC BY-SA 4.0).