Hrabia Stanisław Czaykowski przed Grand Prix de Pau we Francji, we wrześniu 1930 roku. Źródło: Agence Rol/Bibliotheque Nationale de France

WYŚCIGOWY HRABIA cz. 2

Wyścig 24h Le Mans organizowany jest od 1923 roku. Gdy w 2014 wystartowałem w Le Mans Classic jako kierowca oficjalnego teamu Renault, samochodem Alpine M65 z 1965 roku, polska flaga po raz pierwszy załopotała nad trybunami francuskiego toru. Sprawdzałem to dla pewności wielokrotnie – okazałem się pierwszym obywatelem Polski, który wziął udział w zawodach samochodowych w Le Mans. Przede mną już raz startował w Le Mans Polak, który jednakże polskim obywatelem nie był, hrabia Stanisław Czaykowski, posiadacz paszportów holenderskiego i francuskiego.

Hrabia pozbierał się szybko po wypadku w Genewie. Wóz naprawiono i zawodnik stawił się na starcie Grand Prix de la Marne, wyścigu organizowanego na trójkącie dróg publicznych w okolicach Reims – czyli na czasowym torze Reims-Gueux. Po 400 kilometrach zaciętej walki Czaykowski wywalczył w pełni zasłużone trzecie miejsce. Kilka tygodni później – kolejny wyścig, czterogodzinne zmagania o Grand Prix Dieppe. W potwornej ulewie, wzmocnionej silnym wiatrem, Czaykowski nawet przez jakiś czas prowadził w wyścigu, by w końcu w dobrym stylu obronić drugie miejsce – pod koniec wyścigu pokazał klasę, stopniowo zmniejszając stratę do lidera. Dla recenzentów sportu samochodowego sprawa była jasna: polski hrabia z francuskim paszportem uczciwie zapracował sobie na miejsce wśród najlepszych kierowców Europy.

Hrabia Stanisław Czaykowski w swoim Bugatti podczas GP de Provence 1932. (Wikimedia Commons)

Kolejny wyścig, dwa tygodnie później, okazał się niezbyt fortunny dla naszego bohatera – tor Circuit du Dauphiné pod Grenoble, zlany deszczem, nie stanowił problemu dla Czaykowskiego, który od początku wyścigu walczył o miejsce na podium. Problemem okazał się jeden z zaworów w silniku, który postanowił właśnie wtedy rozpaść się na kawałki. Podczas Grand Prix Comminges, na trasie, którą hrabia znał dobrze ze swego debiutanckiego wyścigu, poszło znacznie lepiej. Zacząwszy wyścig z pierwszego szeregu pól startowych, hrabia wyszedł na prowadzenie, zarazem zdobywając nowy rekord okrążenia. Na kolejnych okrążeniach prowadził zacięta walkę z kilkoma rywalami, przy czym grupa liderów rozciągała się na przestrzeni zaledwie 200 metrów. Przebiwszy oponę, zjechał do boksów, gdzie mechanicy uporali się ze zmianą koła w 18 sekund. Korzystając z błędów adwersarzy, Czaykowski poprawiał pozycję. Mimo bardzo szybkiego tempa i zdobycia kolejnego rekordu okrążenia, nie udało mu się dogonić Philippe’a Etancelin w bardzo szybkiej Alfie Romeo Monza – ale drugie miejsce na mecie po raz kolejny dowodziło posiadania przez polskiego hrabiego solidnej dawki talentu i determinacji.

We wrześniu 1931 roku Stanisław Czaykowski wystartował w GP Włoch na skrajnie niebezpiecznym torze Monza. Rozsądnie zdecydował się na skorzystanie z wolniejszego Bugatti T.35C z własnej stajni, dając sobie szansę na nauczenie się toru w mniej wymagającym aucie. W pierwszym biegu na prowadzenie wysunął się od razu Ruggeri w Maserati (i nie oddał go do końca), ale tuż za nim trzymali się Czaykowski i znacznie bardziej doświadczony Włoch Clemente Biondetti. Hrabia uległ Biondettiemu, ale solidne trzecie miejsce dowiózł do mety bez trudu. Zakwalifikował się do finału, ale podobnie jak koledzy z czołówki klasy poniżej dwóch litrów, postanowił nie startować w nim: walka ze znacznie mocniejszymi samochodami zwyczajnie nia miała sensu. Niedługo potem Czaykowski wygrał wyścig aut sportowych, znów jadąc modelem 35C, w nowym wyścigu o Grand Prix Brignolles, zorganizowanym na drogach na północ od Tulonu. Finałowy bieg dla najlepszych aut ze wszystkich klas dał mu trzecią pozycję. Należy sądzić, że sezon 1931 przyniósł polskiemu artystokracie, zamieszkałemu głównie na Riwierze, dostateczną satysfakcję, bo intensywnie przygotowywał się do kolejnego sportowego sezonu.

Skan z czasopisma Les Annales Coloniales. (Bibliotheque Nationale de France)

Wyścig o Grand Prix Tunisu w kwietniu 1932 roku miał imponującą listę startową. Nazwisko naszego hrabiego widniało na niej obok takich nazwisk jak Varzi, Chiron, Veyron, Fagioli, Dreyfus czy Etancelin. Porządku na trasie pilnowało 200 uzbrojonych żołnierzy wojsk kolonialnych, a zwycięzcy poszczególnych klas otrzymywali wysokie nagrody pieniężne. Zawodom przyglądało się 50 tysięcy widzów. Zaraz po starcie Czaykowski znajdował się poza pierwszą dziesiątką, ale stopniowo odrabiał straty. Po pięciu okrążeniach zajmował już ósmą pozycję, a po dziesięciu – szóstą. Potężne, pięciolitrowe Bugatti T.54, którymi jechali Wimille, Lehoux i von Morgen, przegrzewały się, a zbyt małe hamulce zupełnie nie sprawdzały się w ciężkim samochodzie. Jadący równo i bezbłędnie hrabia musiał zatrzymać się na wymianę świec zapłonowych, co zajęło minutę i 12 sekund (wymiana świec podczas wyścigu na dystansie prawie 500 km była czymś normalnym) i dotarł do mety na solidnym piątym miejscu. Otwarcie sezonu 1932 okazało się zatem udane.

Wyścig o Grand Prix Monako, 1932. (Wikimedia Commons).

Grand Prix Monako 17 kwietnia z kolei nie zapowiadało się zbyt dobrze. Stanisław Michel Frederic Marie Czaykowski, za kierownicą T.51, najwyraźniej nie czuł się swobodnie na wąskich i śliskich uliczkach księstewka. Treningi poszły kiepsko, wolniej od Czaykowskiego początkowo pojechał tylko Divo piekielnie trudnym Bugatti T.53 z napędem na cztery koła. Z każdym treningiem Czaykowski nabierał pewności siebie i poprawiał czasy okrążeń. Gdy po 26 okrążeniach hrabia plasował się około 11. miejsca, prowadzący w wyścigu Louis Chiron zaczął dublować zawodników z końca stawki. Do Czaykowskiego zbliżył się wtedy, gdy ten czterokołowym poślizgiem pokonywał szykanę. Chiron czuł na plecach oddech atakującego skutecznie Nuvolariego i popełnił rzadki błąd: spróbował przecisnąć się obok Bugatti Polaka. To się naturalnie nie udało, Chiron zawadził o worek z piaskiem, jego auto przekoziołkowało, a kierowca wypadł z niego i stracił chwilowo przytomność. O spowodowanie wypadku obwiniał Polaka, ale oczywiste było, że winę ponosił on sam: próbował wyprzedzać tam, gdzie wyprzedzać się nie dało. Wyścig wygrał ostatecznie Nuvolari, choć na ostatnich okrążeniach miał problemy z samochodem i dogonił go Niemiec Caracciola, także w Alfie Romeo. Relacje samego Caraccioli, spisywane w różnych okresach są sprzeczne, ale ewidentnie niemiecki kierowca pozwolił kierowcy z Mantui wygrać – miało to związek z dalszymi startami Caraccioli Alfą Romeo, w tym w Grand Prix Lwowa.

cdn.

Hrabia Czaykowski. Źródło: Agence Rol/Bibliotheque Nationale de France

WYŚCIGOWY HRABIA cz. 1

Wyścig 24h Le Mans organizowany jest od 1923 roku. Gdy w 2014 wystartowałem w Le Mans Classic jako kierowca oficjalnego teamu Renault, samochodem Alpine M65 z 1965 roku, polska flaga po raz pierwszy załopotała nad trybunami francuskiego toru. Sprawdzałem to dla pewności wielokrotnie – okazałem się pierwszym obywatelem Polski, który wziął udział w zawodach samochodowych w Le Mans. Przede mną już raz startował w Le Mans Polak, który jednakże polskim obywatelem nie był.

W historii europejskich sportów motorowych jest to postać absolutnie wyjątkowa, a jednak całkowicie zapomniana. To człowiek, który zawsze o sobie mówił, że jest polskim arystokratą, choć legitymował się francuskim obywatelstwem. Skuteczny kierowca najszybszych wyczynowych Bugatti, zdobywca rekordów prędkości, hrabia Stanisław Czaykowski.

Autor w samochodzie Alpine M65 z 1965 roku na trasie wyścigu Le Mans Classic w 2014 r. (Bernard Canonne/Renault Classic)

Badanie życiorysu tego utalentowanego kierowcy okazało się trudnym zadaniem – większość żródeł powtarza te same, nierzadko sprzeczne informacje. Krótka sportowa kariera człowieka, który w sumie startował siedmioma egzemplarzami samochodów Bugatti, umknęła uwadze sportowych kronikarzy. Można domniemywać, że jedna gałąź rodu Czaykowskich, prawdopodobnie herbu Dębno (wzmiankowana już przez Jana Długosza), wyniosła się z podzielonej między zaborców Polski w okresie tzw. Wielkiej Emigracji i osiadła w Holandii. Czy tak było w istocie, niepodobna sprawdzić ponad wszelką wątpliwość: może kiedyś jakiś poważny historyk pokusi się o zbadanie genealogii polskiego kierowcy Grand Prix. Źródła współczesne hrabiemu uznawały jego arystokratyczne pochodzenie za pewnik.

Urodzony w Hadze 10 czerwca 1899 roku Stanisław podobno dysponował sporym majątkiem rodzinnym. Jak pokazał jednak dalszy przebieg jego życia, nie miał zamiaru siedzieć biernie w kosztownej rezydencji i przyglądać się bezczynnie, jak mija czas. W wieku 17 lat zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej i wziął udział w pierwszej wojnie światowej. Weteran krwawych bojów nad Marną i Sommą, Czaykowski był człowiekiem niezwykłej łagodności i wrażliwości. Rzadko mówił o wojnie, zdarzyło mu się kiedyś o 3 rano w Le Mans wspomnieć o niej przyjacielowi. Porównał wówczas brutalne chwile pobudki w okopach, przed świtem, w chłodzie i wilgoci, do konieczności zrywania się na obowiązkowy nocny trening przed 24-godzinnym wyścigiem.

Czaykowski przed Grand Prix de Pau w roku 1930. (Agence Rol/Bibliotheque Nationale de France)

Podobno prowadził rozległe interesy w Wielkiej Brytanii i to one pozwoliły mu pomnożyć majątek. Być może to obserwacja życia na Wyspach skłoniła go do zainteresowania się wyścigami samochodowymi? Swoją przygodę ze sportem samochodowym rozpoczął w roku 1929. Nie miał statusu fabrycznego kierowcy Bugatti, dopłacił więc sporo za przygotowanie swojego T37A na takim samym poziomie jak aut z oficjalnego zespołu, ale nie skąpił środków na własne starty. Auta zawsze kupował za pośrednictwem agenta Bugatti, Ernesta Fridericha, którego salon znajdował się w Nicei, nieopodal jednej z rezydencji Czaykowskiego, znajdującej się w Cap d’Ail na Lazurowym Wybrzeżu.

Salon Bugatti Fridericha w Nicei. (Wikimedia Commons)

Mechanikiem hrabiego został Jean Georgenthum – arystokrata pozostał mu wierny do samego końca swej kariery. Alzacki mechanik zaczął swą karierę od obsługi m.in. silników lotniczych, a następnie pracował w fabryce Bugatti. Tam znalazł go polski hrabia i namówił do porzucenia Molsheim. Auta Czaykowskiego Georgenthum obsługiwał w warsztacie Fridericha przy Rue de Rivoli 21 w Nicei, a dla wykonania poważniejszych robót zawoził je do producenta specjalnie przebudowaną ciężarówką Chevrolet. Podobno hrabia lubił wołać na mechanika „Jerzy”, przez co do Alzatczyka przylgnął na całe życie przydomek „Yéri”.

Ernest Friderich w Bugatti. (Bibliotheque Nationale de France)

Stanisław Czaykowski zaczął karierę zawodniczą od wyścigu Grand Prix du Comminges, organizowanego na pętli dróg między miejscowościami St. Gaudens i Montrejeau w departamencie Haute-Garonne. Debiut przebiegł nieźle, bo pozornie niedoświadczony Czaykowski ze spokojem wygrał w klasie do 1500 cm³ (na drugiej pozycji do mety dojechał inny Polak, zamieszkały w Paryżu Jan Bychawski, także za kierownicą Bugatti).

Jan Bychawski z Paryża w swoim Bugatti. (Agence Rol/Bibliotheque Nationale de France)

Zachęcony sukcesem hrabia Czaykowski pozostał przy małolitrażowym Bugatti i nadal startował w tej samej klasie. W sezonie 1930 zaliczył starty Bugatti T35A w pięciu wyścigach rangi Grand Prix. W czerwcu zakupił kolejne Bugatti, model 35C z silnikiem zaopatrzonym w sprężarkę. Tym właśnie samochodem pojechał w Grand Prix Francji, gdzie zajął czwarte miejsce (niektóre źródła twierdzą, że był to model 35B). Rok 1931 przyniósł starty w GP Tunisu (6. pozycja w wyścigu, po bardzo dobrej sesji kwalifikacyjnej) oraz Monako, gdzie dojechał do mety jako dziewiąty, a zarazem ostatni sklasyfikowany zawodnik. To ostatnie rozczarowanie po niemożności nawiązania walki z czołówką, jadącą mocniejszymi autami, skłoniło Czaykowskiego do dokupienia kolejnego samochodu. Naturalnie Bugatti. Szybszego od poprzedniego.

Grand Prix de Comminges. (Wikimedia Commons)

Nowiutki egzemplarz modelu T51 okazał się skuteczną bronią w rękach hrabiego. Stanisław Czaykowski, który w tym samym 1931 roku otrzymał francuskie obywatelstwo, szybko nauczył się samochodu. Wyścig o Grand Prix Casablanki zakończył się jego zwycięstwem. Niestety nie wiemy, jak Francuz o polskim sercu i słowiańskiej urodzie fetował sportowe triumfy. Był żonaty, lecz o jego życiu towarzyskim praktycznie nic nie wiadomo. Wiemy za to, że Grand Prix Genewy na ulicach Meyrin nie było łatwym wyścigiem. Czaykowski, startujący w klasie aut o największej mocy, dobrze radził sobie w kwalifikacjach, a podczas samego wyścigu wziął udział w poważnym incydencie. Próbując uniknąć kolizji z nieuważnym zawodnikiem Klingerem, skręcił w drogę wjazdową do willi państwa Zaninetti, rozbił werandę, na której siedzieli mieszkańcy, obserwujący wyścig. Jego Bugatti wyryło długi ślad w murze domu, rozbiło drugą werandę i zatrzymało się do góry kołami. Niestety jeden z mieszkańców willi stracił życie. Czaykowski złamał żebro i zranił się w nogę.

Po zwycięstwie w GP Casablanki w 1931 roku. (Wikimedia Commons)

cdn.

Grenlandia. Część 3: Czasy nowożytne

Pozostałe części cyklu

Część 1. Historia naturalna
Część 2. Dawni odkrywcy
Część 4. Ludy i języki

Patrz też: Wypadek jądrowy na Grenlandii – 1968 (Mirosław Dworniczak)

Powrót Europejczyków

W pierwszej połowie XV w. kontakt między osadnikami na Grenlandii a Europą urwał się zupełnie. Nie oznacza to, że o istnieniu Grenlandii zapomniano całkowicie. Około pół wieku po zniknięciu Osiedla Wschodniego wyprawy Kolumba i jego następców uświadomiły Europejczykom istnienie kontynentów półkuli zachodniej.1 Rozwój techniki budowy statków i nawigacji umożliwił podróże transoceaniczne i ułatwił eksplorację dalekich lądów. Wielorybnicy, odkrywcy, awanturnicy i poszukiwacze legendarnego „przejścia północno-zachodniego” zaczęli się regularnie pojawiać także na dalekiej północy, często zahaczając o Grenlandię. Jedna z wypraw, która wylądowała na południu wyspy w 1540 r. odkryła zmumifikowane zwłoki skandynawskiego osadnika, nie natknięto się jednak na żywych Europejczyków. Spotykano za to Inuitów i prowadzono z nimi handel wymienny. Okazji było niemało, bo Brytyjczycy, Holendrzy, Niemcy, Skandynawowie, Francuzi, Portugalczycy, a także baskijscy wielorybnicy zapuszczali się w te strony regularnie. Grenlandia widnieje na słynnej mapie Mercatora z 1569 r. (jej kontur jest zdumiewająco zgodny z rzeczywistością). Na początku XVIII w. średnio kilkadziesiąt statków rocznie przybijało na krótko do brzegów Grenlandii.

Choć nikt nie podejmował prób ponownej kolonizacji wyspy, powrócił problem jej statusu. Po zerwaniu przez Szwecję w 1523 r. unii kalmarskiej, która od lat czterdziestych XV w. jednoczyła wszystkie państwa skandynawskie, kolonie zamorskie pozostały formalnie w rękach królestwa Danii i Norwegii. Wielorybnictwo na wodach grenlandzkich stało się tak lukratywne, że w 1636 r. armatorzy kopenhascy uzyskali królewski przywilej, który miał im zapewnić monopol na tę działalność. Zachęcano ich przy okazji do uprowadzania młodych Inuitów w celu ich eksperymentalnego „nawrócenia”, „ucywilizowania” i zbadania przez uczonych w Norwegii lub Danii. Podobnego procederu dopuszczali się Holendrzy i Brytyjczycy. Większość ofiar porwań umierała szybko na europejskie choroby, wobec których ich system odpornościowy był bezsilny, zakazano więc w końcu takich praktyk.

Misja Hansa Egedego

W 1721 r. wyruszyła z Bergen na Grenlandię misja luterańskiego duchownego Hansa Egedego, objęta oficjalnym patronatem królewskim. Sponsorowali ją kupcy, którzy założyli Bergeńską Kompanię Grenlandzką w nadziei na zyski z eksploatacji wyspy. Około pół setki kolonistów, w tym Egede z żoną i dziećmi, płynęło na statku Håbet (Nadzieja) z zamiarem stworzenia na Grenlandii zalążka kolonii europejskiej. Nie było wówczas jasne, czy jacyś potomkowie wikingów przeżyli na wyspie. Jeśli tak, to zachodziła obawa, że po trzystu latach stoczyli się w pogaństwo, czcząc Thora, Odyna i Freję, albo – co gorsza – pozostali papistami. Zaginęły stare dokumenty opisujące położenie dawnych osiedli; wszystko trzeba było odkrywać na nowo. Po dwóch miesiącach wyprawa wylądowała w Grenlandii Południowo-Zachodniej. Nie znaleziono wikingów, natomiast założono osadę i nawiązano kontakt z okolicznymi Inuitami. Wyznawali oni animistyczny szamanizm, uprawiali poligamię i hołdowali daleko posuniętej swobodzie seksualnej, co nie mogło przypaść do gustu misjonarzowi tytułowanemu „apostołem Grenlandii”. Hans Egede postanowił zmienić ten stan rzeczy, narzucając Inuitom chrześcijaństwo i europejski model rodziny.

Ryc. 1.

W 1728 r. Egede przeniósł swoją kwaterę główną do nowej osady nazwanej Godthåb (Dobra Nadzieja – dzisiejsze Nuuk, stolica Grenlandii); w kolejnych dziesięcioleciach założono kilka nowych kolonii. Ich losy były początkowo niepewne. Nie przynosiły spodziewanego zysku; nowy król Danii–Norwegii to tracił, to odzyskiwał wiarę w celowość przedsięwzięcia; kolonistów dziesiątkowały szkorbut i ospa, której ofiarą padła między innymi pani Egede. Część Skandynawów wróciła do ojczyzny. Był wśród nich sam Hans Egede, przybity niepowodzeniami i śmiercią żony. Jednak synowie kontynuowali jego misję. Pozwolono również działać na wyspie ewangelickiej wspólnocie braci morawskich z Saksonii. Wielu kolonistów, w tym misjonarze, opanowało zachodni dialekt języka grenlandzkiego (kalaallisut), którym posługiwali się okoliczni Inuici.2 W 1744 r. Poul Egede, syn Hansa, opublikował przekład czterech ewangelii na grenlandzki we współpracy z niezwykle utalentowaną Inuitką o imieniu Arnarsaq. W 1750 r. ukazał się jego słownik grenlandzko-duńsko-łaciński, a w 1460 r. gramatyka grenlandzka.

Grenlandia staje się duńska

Aczkolwiek rządy duńsko-norweskie na Grenlandii były łagodniejsze niż kolonializm europejski w wielu innych częściach świata, Inuici musieli długo czekać, aby uzyskać jakiekolwiek prawa publiczne i wpływ na zarządzanie sprawami wyspy. Niemniej decyzja Hansa Egedego, żeby samemu nauczyć się języka Inuitów, zamiast zmuszać ich do uczenia się duńskiego, prawdopodobnie uratowała grenlandzki przed wymarciem. Wykształcił on odmianę literacką, a do tego stał się językiem kościoła Grenlandii3, co zapewniło mu pozycję pozwalającą wytrzymać konkurencję z duńskim. Sto lat później większość ludności miejscowej potrafiła już czytać we własnym języku. Edukacja w szkołach powszechnych prowadzona była po grenlandzku. W roku 1847 założono w Jakobshavn (Ilulissat) kolegium szkolące nauczycieli, a w 1861 ukazało się pierwsze czasopismo grenlandzkojęzyczne, Atuagagdliutit, wydawane przez duńskiego geologa i administratora Hinricha Rinka, rozprowadzane bezpłatnie wśród Inuitów. Dwujęzyczność była rozpowszechniona, tym bardziej, że istniało wiele rodzin mieszanych. Jednak aby awansować w hierarchii społecznej, trzeba było biegle posługiwać się językiem duńskim, a wykształcenie wyższe można było zdobyć tylko poza Grenlandią.

Unia duńsko-norweska rozpadła się w roku 1814. Na mocy traktatu kilońskiego Dania, znalazłszy się po przegranej stronie wojen napoleońskich, zmuszona była oddać Norwegię Szwecji, przy czym zdanie Norwegów nie było przez nikogo brane pod uwagę, a Szwecja błyskawicznie stłumiła ich próbę wybicia się na suwerenność. Terytoria zamorskie, które uprzednio formalnie podlegały Norwegii – Wyspy Owcze, Islandia i Grenlandia – przypadły Danii. Gdy w roku 1905 Norwegia wreszcie odzyskała niepodległość, nikt nie miał zamiaru zwracać jej utracone posiadłości. Symboliczne próby Norwegów ustanowienia swojej zwierzchności nad niemal całkowicie bezludną Grenlandią Wschodnią w 1931 r. nie odniosły skutku. Międzynarodowy trybunał w Hadze przyznał Danii całą Grenlandię. Norwegii na pociechę pozostał uzyskany wcześniej Svalbard (Spitsbergen).4

W ten oto sposób – za sprawą kaprysów historii – Grenlandia pozostała kolonią duńską. Miała dla Danii niebagatelne znaczenie gospodarcze. W Ivittuut w Grenlandii Południowo-Zachodniej istniały (wyczerpane obecnie) złoża kriolitu (Na3AlF6), rzadkiego minerału wykorzystywanego najpierw w produkcji sody, a później jako topik przy elektrolitycznym otrzymywaniu glinu. Duże dochody przynosiło także wydobycie grafitu. Na wodach wokół Grenlandii kwitło rybołówstwo, które stopniowo stawało się ważniejsze niż polowania na foki. Ludność, licząca niewiele ponad 5 tysięcy około roku 1800, podwoiła się w ciągu XIX w. i nadal powiększała się szybko na początku XX w., choć wśród Inuitów szerzyły się przywleczone z Europy choroby, zwłaszcza gruźlica. Około 90% populacji stanowili Inuici lub Grenlandczycy mieszanego pochodzenia, jednak władza polityczna i administracja pozostawały w rękach Duńczyków. Dopiero w 1926 r. wszyscy Grenlandczycy uzyskali obywatelstwo duńskie. Władzom Danii nie zależało na otwieraniu Grenlandii na świat, co zagrażałoby utrwalonej stabilności systemu kolonialnego i ścisłej kontroli rządu duńskiego nad sprawami wyspy. Wszelki import i handel objęty był monopolem państwowym.

Druga wojna światowa i schyłek kolonializmu

O dalszych losach Grenlandii znów zdecydowały kaprysy historii. Niemiecka okupacja Danii w 1940 r. i podporządkowanie polityki duńskiej interesom Trzeciej Rzeszy spowodowały, że Grenlandia niechcący stała się „wolną Danią” – niezależną nie tylko od Niemców, ale i od Kopenhagi. Administracja grenlandzka ogłosiła wyspę terytorium samorządnym. Strategiczne położenie Grenlandii spowodowało nagłe zainteresowanie nią ze strony walczących państw. Wyspa była w zasadzie bezbronna5, choć Wielka Brytania, zająwszy Wyspy Owcze i Islandię, utrudniała Kriegsmarine operacje w pobliżu Grenlandii.

Stany Zjednoczone (wówczas jeszcze nie biorące udziału w wojnie) zgodnie z doktryną Monroego traktowały półkulę zachodnią jako swoją strefę wpływów i w kwestii Grenlandii nie życzyły sobie oddawać inicjatywy Wielkiej Brytanii lub Kanadzie. Duński ambasador w Waszyngtonie, Henrik Kauffmann, który wypowiedział posłuszeństwo rządowi okupowanej Danii, ale był uznawany przez USA, w 1941 r. „w imieniu króla” upoważnił Amerykanów do zapewnienia Grenlandii bezpieczeństwa przez ulokowanie tam amerykańskich baz wojskowych. USA gwarantowały w zamian poszanowanie statusu Grenlandii. Niebawem same stały się stroną walczącą. Ponieważ import z Danii nie był możliwy w czasie wojny, zastąpiła go wymiana handlowa ze Stanami Zjednoczonymi, stanowiąca dla Grenlandczyków nowość.

Gdy wojna się skończyła, nowy rząd duński natychmiast zrehabilitował Kauffmanna (wcześniej oskarżonego o zdradę) i uznał ważność traktatu zawartego z USA. Odrzucił natomiast amerykańską ofertę odkupienia Grenlandii za 100 mln dolarów. Nowy traktat z roku 1951 usankcjonował stałą obecność wojsk amerykańskich w rozbudowanej w tym celu Bazie Lotniczej Thule (obecnie Baza Kosmiczna Pituffik).6 Dokładano jednak starań, żeby uniemożliwić lub przynajmniej utrudnić kontakty Inuitów z personelem amerykańskim. Służyło temu przesiedlenie miejscowej ludności z okolic Thule.

Modernizacja szokowa

Pod koniec lat czterdziestych władze duńskie podjęły próby dostosowania się do realiów świata powojennego, aby przełamać stagnację gospodarczą Grenlandii, unowocześnić jej infrastrukturę, poprawić fatalny stan opieki zdrowotnej i ucywilizować nieco stosunki panujące na wyspie. W 1953 r. Grenlandia przestała być formalnie kolonią i stała się pełnoprawną częścią królestwa Danii, a administracyjnie – jednym z jej okręgów z własną symboliczną reprezentacją w parlamencie duńskim (Folketingu). Polityka władz zmierzała do tego, aby zmusić Grenlandczyków do rezygnacji z tradycyjnego trybu życia i „zurbanizować” społeczeństwo. W praktyce oznaczało to zwykle, że Inuici mieli mieszkać w blokowiskach, pracować jako nisko wykwalifikowani robotnicy w przetwórniach dorsza czy krewetek, a w ostateczności zdać się na łaskę opieki społecznej. Nie wszyscy potrafili sobie poradzić z narzuconymi zmianami, stąd rozpowszechniony alkoholizm i rosnąca liczba samobójstw. Udało się jednak zwalczyć plagę gruźlicy, dzięki czemu spadła śmiertelność, znacznie wydłużyła się średnia długość życia Grenlandczyków, społeczeństwo odmłodniało, a między rokiem 1950 a 1970 liczba ludności uległa podwojeniu .

Ryc. 2.

Ten wzrost zaniepokoił władze, które w latach 1966–1975 postanowiły ograniczyć związane z nim koszty w sposób wyjątkowo perfidny, naruszający prawa człowieka. Dochodzenie w sprawie tej akcji, ujawnionej dopiero w 2022 r., jeszcze się nie zakończyło. Pod pozorem okresowych badań lekarskich kilku tysiącom młodych kobiet, a nawet nastolatek inuickich założono – mniej lub bardziej przymusowo, zwykle bez wiedzy i zgody pacjentek lub ich rodziców – wkładki domaciczne. W ten sposób potraktowano około 50% kobiet grenlandzkich w wieku rozrodczym.7 Konsekwencją było zredukowanie tempa wzrostu ludności inuickiej o połowę. Skutki demograficzne „afery ze spiralami” (po duńsku spiralsagen) odczuwane są do dziś.

Ponieważ uznano, że nauka duńskiego jest podstawą nowoczesnego wykształcenia (Grenlandia nadal nie miała własnych szkół ponadpodstawowych oprócz kolegiów nauczycielskich), w 1950 r. duński stał się głównym językiem nauczania. Podminowało to prestiż społeczny języka grenlandzkiego. Młodych ludzi, którzy pragnęli osiągnąć wyższy szczebel edukacji, wysyłano do specjalnych szkół dla Grenlandczyków, utworzonych w Danii. Taka polityka sprzyjała asymilacji Inuitów, którzy z biegiem czasu stopniowo porzucaliby własny język i tradycje, stając się przykładnymi Duńczykami.

Droga do suwerenności

Tymczasem jednak rodzimi Grenlandczycy mieli już własną elitę społeczną i wzrastała ich determinacja, aby wziąć we własne ręce sprawy wyspy i ratować swoją tożsamość. Proces ten nasilił się w latach siedemdziesiątych, a jego skutkiem była przygotowywana przez cztery lata ustawa o samorządzie krajowym, która weszła w życie w roku 1979. Za sprawy zagraniczne, wojsko, wymiar sprawiedliwości i policję miała nadal odpowiadać Dania, jednak Grenlandia uzyskała własny parlament (Inatsisartut) i rząd (Naalakkersuisut), zajmujące się pozostałymi dziedzinami życia publicznego.

Stolica Godthåb została przemianowana na Nuuk; wiele innych nazw miejscowych także zostało zastąpionych przez odpowiedniki inuickie. Grenlandzki stał się pierwszym językiem oficjalnym; dopiero w starszych klasach szkoły wprowadzano obowiązkową naukę języka duńskiego, a następnie angielskiego. W 1985 r. Grenlandia opuściła Europejską Wspólnotę Gospodarczą, zachowując z nią uprzywilejowane stosunki. Przyczyną była niemożność uzgodnienia przepisów dotyczących rybołówstwa, wielorybnictwa i handlu skórami foczymi. W tym samym roku Grenlandia zaczęła używać własnej flagi.

Kolejnym krokiem ku większej niezależności był samorząd Grenlandii, wprowadzony w 2009 r. W gestii Danii pozostały już tylko sprawy zagraniczne i obronność. Choć nie w pełni suwerenna, Grenlandia cieszy się wysokim stopniem autonomii. Grenlandczycy uznawani są za odrębny naród, a grenlandzki jest w teorii jedynym językiem oficjalnym wyspy. W praktyce duński pozostał w dużej części roboczym językiem administracji, a w wyższych klasach szkoły średniej i na studiach wyższych jest de facto językiem nauczania. Aczkolwiek Grenlandia pozostaje poza Unią Europejską, Grenlandczycy mają status obywateli Unii. Mimo dążenia do pełnej niepodległości, Grenlandia musi się liczyć z zależnością finansową od Danii, która dotuje budżet Grenlandii sumą ponad trzech miliardów koron rocznie. Liczba ludności ustabilizowała się w ostatnich dziesięcioleciach na poziomie ok. 56 000. Podobną liczbę mieszkańców mają Wyspy Owcze, także stanowiące terytorium autonomiczne wchodzące w skład królestwa Danii.

Ryc. 3.

Co dalej z Grenlandią?

Grenlandia sprawuje obecnie kontrolę nad swoimi bogactwami naturalnymi, które są znaczne i różnorodne, ale nie do końca zbadane i tylko w małym stopniu eksploatowane (częściowo ze względu na regulacje środowiskowe). Stanowią szansę dla Grenlandczyków, ale także wabią cynicznych polityków postrzegających Grenlandię jako nieruchomość, która łatwo mogłaby zmienić właściciela. Do szczególnie pożądanych zasobów należą złoża ziem rzadkich, należące do największych na świecie.8 Z powodu stosunkowo niskiej koncentracji cennych pierwiastków w rudzie ich pozyskanie i oczyszczenie nie byłoby łatwe ani tanie; wiązałoby się także z ryzykiem środowiskowym. Jednak kluczowe znaczenie pierwiastków ziem rzadkich dla przemysłu i techniki oraz fakt, że Chiny niemal całkowicie zmonopolizowały ich produkcję, prędzej czy później zmuszą resztę świata do poszukiwania ich alternatywnych źródeł. Nie do pogardzenia są także grenlandzkie złoża uranu, gazu ziemnego i ropy naftowej. Ponadto topnienie lodowców może odsłonić bogactwa dotąd niedostępne.

Pamiętajmy jednak, że Grenlandczycy aspirują do pełnej niezależności i chcą być gospodarzami własnej ziemi. Zaszli na tej drodze tak daleko, że trudno sobie wyobrazić, by mieli z niej dobrowolnie zawrócić. Ich terytorium nie jest po prostu własnością Danii. Nie można się targować o jego cenę ponad ich głowami tak, jakby jeden posiadacz ziemski sprzed kilkuset lat kupował od drugiego ziemię i wioski wraz z chłopami. Choć ludność Grenlandii jest niewielka, a jej dobrobyt zależy od współpracy z innymi państwami, Grenlandczycy zasługują na to, żeby szanować ich dążenia, godność i ocaloną tożsamość. Aby lepiej zrozumieć, kim są, w kolejnym odcinku tego cyklu przyjrzymy się bliżej samym Grenlandczykom pod względem etnicznym i językowym.

Przypisy

  1. Wypada tu wspomnieć o wątku polskim. Według bardzo wątpliwych i nie dających się zweryfikować przekazów, w latach siedemdziesiątych XV w. flotylla kilku duńskich statków z polecenia króla Chrystiana I miała dotrzeć do Grenlandii Zachodniej i być może aż do Labradoru, aby poznać losy zaginionej kolonii. Wśród uczestników wyprawy wymienia się niejakiego Jana Scolusa lub Scolvusa, identyfikowanego też jako Jan z Kolna, polski żeglarz w służbie duńskiej. Postać ta i jej polski rodowód mogą jednak być tworami wyobraźni późniejszych autorów, bo brak o niej wzmianek w źródłach z końca XV lub początku XVI w. ↩︎
  2. Według legendy, która nie jest niestety prawdziwa, Hans Egede przełożył wiadomy fragment „Ojcze nasz” jako „Foki naszej codziennej daj nam dzisiaj”, jako że Inuici nie znali pojęcia chleba. To prawda, że Egede miał kłopot z przetłumaczeniem „chleba”, ale w rzeczywistości wybrnął z tego, nie odwołując się do fok. ↩︎
  3. Mówiąc dokładniej, grenlandzki był językiem obu kościołów obecnych na wyspie: luterańskiego oraz kościoła braci morawskich. ↩︎
  4. W 1925 archipelag, wcześniej nazywany Spitsbergenem, przemianowano oficjalnie na Svalbard, zachowując nazwę Spitsbergen dla jego największej wyspy. W Polsce używano też nazwy Spitsberg, przejętej z tradycji francuskiej. Historyczna nazwa archipelagu nadal jest używana w wielu językach (np. niemieckim, niderlandzkim i rosyjskim). ↩︎
  5. W obliczu klęski Dania zatopiła swoją flotę wojenną; na Grenlandii pozostały tylko dwie jednostki. ↩︎
  6. Patrz wpis Mirosława Dworniczaka o bazie Thule i niebezpiecznym wypadku z roku 1968, wskutek którego rozbił się bombowiec strategiczny B-52, a radioaktywne szczątki czterech bomb wodorowych rozproszyły się w okolicach bazy. ↩︎
  7. Praktykę taką (stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy etnicznej) można uznać za formę ludobójstwa na mocy konwencji ONZ. ↩︎
  8. Warto przypomnieć sobie nieco podstawowych informacji o pierwiastkach ziem rzadkich. Pisał o nich Lucas Bergowsky. ↩︎

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Hans Egede straszy Inuitów wizerunkiem diabła i mąk piekielnych. Autor litografii: Louis Moe (1857–1945). Biblioteka Uniwersytetu w Aarhus (domena publiczna).
Ryc. 2. Blok P – monstrualny i ponury blok mieszkalny zbudowany w Godthåb (obecnie Nuuk) w 1965/66 r., wyburzony w 2012. Foto: Peter Løvstrøm 2009. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY 2.0).
Ryc. 3. Flaga narodowa Grenlandii, zaprojektowana przez Thuego Christiansena, obowiązująca od 1985 r. (domena publiczna).

Lektura dodatkowa