Chociaż „klasyczne” języki indoeuropejskie, jak łacina, greka czy staroindyjski używane były przez ludy posiadające rozbudowane systemy religijne z całym panteonem bóstw, stosunkowo niewiele teonimów (imion boskich) sięga czasów praindoeuropejskich. Najbardziej znanym z nich, ważnym także ze względu na dużą liczbę słów pochodnych pełniących ważne funkcje kulturowe, jest imię boga światła dziennego (i jednocześnie określenie nieba), *djēws. Nieco węższy zasięg (ze względu na brak poświadczenia w językach anatolijskich) ma imię bogini świtu (i jednoczenie rzeczownik pospolity o znaczeniu ‘świt, poranek, jutrzenka’), *h₂áwsōs (dopełniacz *h₂ussés > *h₂usés z regularnym uproszczeniem podwójnego *s). Jej greckim refleksem jest imię bogini Eos („różanopalcej Jutrzenki”, jak ją określał Homer). Ponieważ w greckim zanikała nie tylko spółgłoska laryngalna *h₂ (jak w większości języków indoeuropejskich), ale także – przynajmniej w niektórych pozycjach – także *s i *w, a konsekwencje ich zaniku bywały różne w zależności od dialektu, to z imienia bogini pozostały w grece głównie samogłoski, i to różne w różnych odmianach starożytnej greki. Bez wchodzenia w szczegóły zrozumiałe tylko dla specjalistów, zacytuję dwa główne warianty: attyckie Héōs i jońskie Ēṓs.
W staroindyjskim rzeczownik przybrał trochę inną formę, *h₂usós- > uṣás- (imię bogini w mianowniku: Uṣā́s, w wersji spolszczonej Uszas). W łacinie mamy *h₂áwsōs > praitalskie *ausōs-ā (rozszerzone o przejrzystą końcówkę rodzaju żeńskiego) > starołacińskie *auzōza. Wskutek rotacyzmu (zmiany, o której wspominałem w części pierwszej) w IV w. p.n.e. ostatnia z wymienionych form przekształciła się w aurōra (i imię bogini świtu Aurōra). Można opisać językoznawcę historycznego jako kogoś, kto potrafi pokazać, że imiona Eos, Uszas i Aurora są „w oczywisty sposób” spokrewnione. Wszystkie pochodzą od rdzenia czasownikowego *h₂wes- (z wariantem *h₂aws-) o znaczeniu ‘rozjaśniać się’ (dobrze zachowanego w językach indoirańskich i bałtyjskich). Pochodzi od niego także rzeczownik oznaczający pewną błyszczącą substancję, *h₂a-h₂us-o-m > praitalskie *ausom > łacińskie aurum ‘złoto’ (Au), z odpowiednikami w językach bałtyjskich. Reduplikacja (powtórzenie nagłosowej spółgłoski z dodaną samogłoską, jak przy jąkaniu) przypuszczalnie podkreślała migotliwość złota.
Dlaczego wspominam o bogini świtu? Ponieważ Wenus w funkcji Gwiazdy Porannej łatwo sobie wyobrazić jako wysłannika Słońca zapowiadającego nadchodzący dzień (jak w greckim Heōspʰóros ‘przynoszący świt’). Dlatego w niektórych językach nazwa Wenus i określenie świtu są z sobą ściśle związane. Zapewne z przyczyn psychologicznych ludzie gorliwiej wypatrywali świtu niż zmierzchu (nic nie wiadomo o tym, żeby istniało praindoeuropejskie bóstwo wieczora i nadchodzącej nocy), toteż więcej uwagi poświęcano Gwieździe Porannej niż Wieczornej. Starożytne ludy Europy spoza basenu Morza Śródziemnego nie były w astronomii aż tak mocne jak Babilończycy czy Grecy, ale Wenus jest jednak trzecim co do jasności obiektem astronomicznym i trudno nie zwrócić na nią uwagi, tym bardziej że pojawia się okresowo w charakterystycznych częściach nieba (Merkury niby też, ale ze względu na bliskość Słońca znaczniej trudniej go zaobserwować). Dlatego częściej niż inne planety posiadała jakąś nazwę własną.
Od góry: Ziemia, Jowisz, Wenus, Księżyc. Foto: Scott Kelly z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Źródło: NASA.
W wielu językach indoeuropejskich od rzeczownika *h₂áwsōs tworzono miejscowniki typu *h₂uss-er lub *h₂awss-er > *h₂user(i), *h₂awser(i), funkcjonujące samodzielnie jako przysłowki o znaczeniu ‘rano, wcześnie, o świcie, o brzasku’. Od nich z kolei tworzono przymiotniki takie jak *h₂awsr-o- ‘poranny, związany ze świtem’, które można było bezpośrednio przekształcić w rzeczowniki (tak jak funkcjonują w polskim słowa typu dobro, prosta albo uczony) albo rozszerzyć przez dodanie przyrostka formalnie tworzącego rzeczownik. Tak powstało na przykład germańskie słowo *Austrō(n), imię bogini świtu, którą czczono podczas wiosennego przesilenia. Zostało ono zaadaptowane (żeby nie rzec uprowadzone) przez chrześcijan jako określenie święta Wielkanocy (niemieckie Ostern, angielskie Easter). Oczywiście z tego samego źródła pochodzi nazwa ‘wschodu’ jako kierunku świata (Ost, east).
Ten sam element można spotkać w pojawiającej się tu i ówdzie pragermańskiej nazwie, która – jak się wydaje – odnosiła się do Wenus: *Au(z)ra-wandilaz ‘poranny wędrowiec’ albo dokładniej ‘poranna planeta’, bo drugi element ma dokładnie takie samo znaczenie jak greckie słowo planḗtēs ‘wędrowiec, włóczęga’ (a metaforycznie ‘wędrowna gwiazda’, czyli planeta). Badacza literatury anglosaskiej z Oksfordu prof. J. R. R. Tolkiena (Exeter College) tak zachwycił dźwięk tego słowa w wersji staroangielskiej, Ēarendel, że podwędził je z poematu Crist i wykorzystał w mitologii Śródziemia, tworząc postać żeglarza Eärendila. Poza światem starogermańskim i uniwersum Tolkiena (gdzie „gwiazda Eärendila” odgrywa rolę Wenus) Ēarendel znalazł sobie miejsce także we współczesnej astronomii. Nazwano tak najdalszą znaną gwiazdę, WHL0137-LS, zaobserwowaną przez teleskop Hubble’a w 2022 r. dzięki soczewkowaniu grawitacyjnemu. Powstała ona niecały miliard lat po Wielkim Wybuchu, a jej obecna odległość od Słońca w układzie współrzędnych współporuszających się wynosi ok. 28 miliardów lat świetlnych.
W językach bałtosłowiańskich również występuje słowo *h₂awsro- w sensie rzeczownikowym np. w postaci litewskiego aušra, łotewskiego austra i prasłowiańskiego *u(s)tro (wszystkie o znaczeniu ‘świt, brzask, rano’). Często się zdarza w wielu językach, że słowo ‘rano’ przybiera ubocznie znaczenie ‘jutro’ (tzn. nadchodzące rano), tak jak ‘wieczór’ przybiera znaczenie ‘wczoraj’ (tzn. zeszły wieczór). Na przykład w rosyjskim útro oznacza ‘rano’ ale zwrot *za utra > závtra oznacza ‘jutro’. We współczesnym polskim *u(s)tro > jutro całkowicie straciło pierwotne znaczenie, choć w XV w. jeszcze można było „wstać z jutra” (tzn. o świcie), Zachowały je niektóre derywaty, zwłaszcza jutrzenka (do XVI w. także justrzenka), słowo nie tylko oznaczające brzask poranny, ale używane również jako nazwa Wenus (w roli Gwiazdy Porannej, lecz i Wieczornej, bo do ówczesnych Polaków dotarła już elementarna wiedza astronomiczna). Pochodzi ono od prasłowiańskiego przymiotnika *ustrьnъ (staropolskie jutrzny ‘poranny’), a ten z kolei od prabałtosłowiańskiego *aušrinas. Po stronie bałtyjskiej mamy litewski przymiotnik aušrinis, także o znaczeniu ‘poranny’, i jego żeńską formę przerobioną na rzeczownik, aušrinė, odpowiadającą znaczeniowo słowiańskiej jutrzence. W folklorze litewskim Aušrinė to także nazwa Wenus i imię bogini świtu.
I kto by pomyślał, że skromne słowo polskie jutro posiada koneksje etymologiczne z boginiami świtu w mitologii indoeuropejskiej (Eos, Uszas, Aurora), a pośrednio także z planetą Wenus, z żeglarzem Eärendilem i najdalszą gwiazdą, jaką znamy?
Jedna z naszych Czytelniczek zapytała na Twitterze, jakie jest pochodzenie słowa księżyc, zatem wyjaśniam. W II/III w. naszej ery Goci, mówiący językiem z wymarłej grupy wschodniogermańskiej, przemieścili się z północnej Polski na południowy wschód i ostatecznie osiedlili się nad Morzem Czarnym. Wschodni odłam Gotów zajął tereny stepów ukraińskich. Ich sąsiadami na wschodzie były ludy irańskojęzyczne, a na północy – Prasłowianie. Kontakty gocko-słowiańskie trwały aż do najazdu Hunów około 370 r. Ich śladem są zapożyczenia językowe, głównie z gockiego do prasłowiańskiego. Rzadkim przykładem pożyczki w drugą stronę jest gockie słowo plinsjan ‘tańczyć’ z prasłowiańskiego *plęsati (polskie pląsać).
Język pragermański miał kilka określeń, które można z grubsza przetłumaczyć jako ‘król’, a które oznaczały wodzów lub władców organizacji plemiennych. Jednym z nich było *kuningaz, od którego pochodzą takie słowa jak staroangielskie cyning (dzisiejsze king), staroislandzkie konungr, staro-wysoko-niemieckie kuning (dzisiejsze niemieckie König), niderlandzkie koning itd. Słowo to musiało istnieć także w gockim jako *kuning(a)s, choć przypadkowo nie udokumentowały go źródła pisane, bo jedyny długi tekst gocki, jaki się zachował, to częściowy przekład Biblii z końca IV w., gdzie ‘królów’ biblijnych określano innym słowem, þiudans. Jednak Prasłowianie przejęli słowo *kuning-, adaptując je do swojego języka.
Już po tym zapożyczeniu w języku prasłowiańskim zaszła tzw. palatalizacja progresywna: spółgłoski tylnojęzykowe zmiękczały się w specyficzny sposób, jeśli poprzednia sylaba zawierała samogłoskę *i, *ī lub sekwencję *in (chyba – to w tym przypadku ważne – że następna sylaba zawierała długie *ū). W szczególności *g zmieniało się w tej pozycji w *dz. W ten sposób powstało słowo *kunindzi(s). Jego żeńską formą (feminatywem) było *kuningūnī, gdzie palatalizację zablokowało *ū. Po dalszych zmianach prasłowiańskich otrzymujemy formy wyjściowe, z których rozwinęły się pokrewne słowa w poszczególnych językach słowiańskich: *kъnędzь i *kъnęgyni (jeśli chodzi o wymowę *ъ i *ь, patrz wpis o jerach).
Po zaniku jerów w języku staropolskim początkowe *kń (ze zmiękczeniem wywołanym przez *ę) zmieniło się w kś. Stąd mamy słowo ksiądz, którego głównym znaczeniem jeszcze w XV w. było ‘władca państwa lub dzielnicy’ (odpowiadające łacińskiemu dux lub princeps). Znaczeniem ubocznym, które jednak później stało się głównym, było ‘członek hierarchii kościelnej’, pierwotnie arcybiskup lub biskup; z czasem jednak słowo ksiądz stało się tytułem przydawanym dowolnej osobie duchownej. W zastosowaniu do władzy świeckiej używano zdrobnienia (gramatycznie rodzaju nijakiego) książę (*kъnęžę). Od słowa ksiądz można też było utworzyć określenie syna/potomka władcy, księżyc (*kъnęžitjь), z tym samym przyrostkiem co w słowach dziedzic, rodzic, panic lub królewic (dzisiejsze panicz, królewicz). Słowo księżyc jest poświadczone w tym sensie w XV w., choć już wtedy mogło także oznaczać Księżyc jako ciało niebieskie, zwłaszcza Księżyc w nowiu, a także pierwszy dzień miesiąca.
Caspar David Friedrich (ok. 1819), Dwaj mężczyźni kontemplujący księżyc (młody, czyli tuż po nowiu). Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork (domena publiczna).
O refleksach i pochodnych słowa *kъnędzь można by było łatwo przeprowadzić dwugodzinny wykład. Tu tylko wspomnę, że mają one swoje odpowiedniki w całej grupie słowiańskiej, m.in. staroruskie knęzь > knjazˊ, które zostało zapożyczone przez język polski jako kniaź w znaczeniu ‘posiadacz tytułu książęcego w Rusi lub Wielkim Księstwie Litewskim’. Oczekiwana forma żeńska *księgini nie zachowała się w polskim wprost, ale znana jest w formie ściągniętej ksieni ‘przełożona klasztoru, przeorysza’ oraz jako zapożyczona z ukraińskiego kniahyni ~ kniahini (żeński odpowiednik kniazia). Takie skrócenie, które ma źródło w szybkiej mowie, często przydarza się słowom używanym jako tytuły przed imieniem lub nazwiskiem (dlatego mamy dziś np. dopełniacz księcia zamiast pełnej formy książęcia).
Ale dlaczego zaczęto w języku polskim nazywać naturalnego satelitę naszej planety ‘synem księcia’? Nie znamy szczegółów tej historii, ale można sądzić, że w folklorze słowiańskim „młody” Księżyc na początku pierwszej fazy cyklu wyobrażano sobie jako syna „starego” Księżyca, odradzającego się w kolejnym miesiącu, a ponieważ Księżyc był władcą („księdzem”) nocnego nieba, to co 29–30 dni pojawiała się jego reinkarnacja w postaci „syna władcy”. Jak nazywał się Księżyc przed tą zmianą? Tak, jak dotąd bywa nazywany w języku poetyckim: miesiąc (prasłowiańskie *měsęcь). Jest to słowo rodzime o rodowodzie praindoeuropejskim, spokrewnione z łacińskim mēnsis ‘miesiąc’, greckim mḗn, staroindyjskim mā́s, angielskim moon (a także month), litewskim mėnuo lub mėnesis itd. Od tysięcy lat mogło oznaczać zarówno Księżyc, jak i jednostkę czasu zdefiniowaną jako długość cyklu księżycowego. Wyraz słowiański pochodzi najprawdopodobniej od formy zdrobniałej, zniekształconej przez przestawkę spółgłoski nosowej już po oddzieleniu się języków słowiańskich od bałtyjskich: *mē(H)ns-ikos > *mēsinkas > *měsęcь. Tu także zmiana *k > *c jest przykładem palatalizacji progresywnej.
Słowiańskim synonimem słowa *měsęcь jako nazwy ciała niebieskiego (ale nie jednostki czasu!) było *luna (stąd rosyjskie luná ‘Księżyc’ i staropolskie łuna w tym samym znaczeniu). Słowo to oznaczało albo sam Księżyc, albo jego blask. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie jest to zapożyczenie łacińskiego lūna ‘Księżyc’, ale forma pochodząca od tego samego słowa indoeuropejskiego *lowk-s-nah₂ ‘nocne światło niebieskie, gwiazda, planeta lub Księżyc’ (dosłownie: ‘świetlista’). Zostało utworzone od rdzenia *lewk- ‘świecić, jaśnieć’, od którego mamy także takie pochodne, jak łacińskie lūx i lūmen (*lewk-s-mn̥) ‘światło’, angielskie light, a także grecki przymiotnik leukós ‘biały’. Współczesny język polski zachował słowo łuna w znaczeniu ‘światło na niebie, odblask’, ale już nie w sensie astronomicznym. I na koniec ciekawostka: w językach staroirańskich *lowksnah₂ zmieniło się w Rauxšnā. Było to imię kilku znanych arystokratek z okresu dynastii Achemenidów. Najsławniejsza z nich to księżniczka baktryjska, małżonka Aleksandra Wielkiego. Jej imię, trudne do wymówienia w języku greckim, przekształciło się w Rhōksánē, czyli Roksana. Związek Księżyca („syna księcia”) z faktem, że Roksana była córką księcia, jest oczywiście czysto przypadkowy.
Czy znacie klasyczną dziewiętnastowieczną nowelę grozy Prospera Meriméego, Lokis? Jeśli nie, to przeczytajcie, bo warto. Albo przynajmniej obejrzyjcie jej polską ekranizację z 1970 r. w reżyserii Janusza Majewskiego. Rzecz się dzieje na Żmudzi, a czym jest tytułowy lokis, wyjaśnia motto noweli: „Meška su lokiu, abudu tokiu”, co w swobodnym przekładzie z litewskiego oznacza: Misiek czy niedźwiedź, oba jednakie (czyli ganc pomada). Występują tu dwa określenia niedźwiedzia brunatnego (Ursus arctos): jedno zapożyczone ze staroruskiego (mešьka lub mečьka), drugie rdzennie litewskie (lokys).
Meška to eufemistyczne zdrobnienie oficjalnego staroruskiego słowa medvědь, mającego krewnych we wszystkich językach słowańskich. Językoznawcy bardzo je lubią, bo jest ciekawym przykładem archaicznego złożenia z czasów prasłowiańskich. Rekonstruowane *medvědь wywodzi się z jeszcze starszego *medwēdis, a to powstało ze połączenia dwóch elementów, *medu- plus *-ēdi-, i oznacza ‘miodojada’. Kojarzenie niedźwiedzia z miodem jest stare jak świat. Co prawda niedźwiedź brunatny włamuje się do uli i barci głównie dla pożywnych larw pszczelich, ale miodem bynajmniej nie gardzi, więc na opinię łasucha zasłużył. Oba człony złożenia mają etymologię indoeuropejską (*medʰu ‘miód pitny’ i *h₁ed- ‘jeść’), ale samo złożenie nie może być praindoeuropejskie. Po pierwsze występuje wyłącznie w grupie słowiańskiej (pomijając zapożyczenia z języków słowiańskich, jak węgierskie medve ‘niedźwiedź’). Po drugie praindoeuropejskie *medʰu oznaczało fermentowany napój na bazie miodu, a nie surowy miód pszczeli, który nazywano *melit. Przejęcie przez *medʰu obu znaczeń nastąpiło tylko w kilku gałęziach rodziny indoeuropejskiej, w tym w językach bałtosłowiańskich i indoirańskich.
Poranek w sosnowym lesie (1889) Iwana Szyszkina i Konstantyna Sawickiego. Dziełem tego drugiego są niedźwiadki (*medvědьje, *tlākiai, *beraniz, *h₂ŕ̥tḱoes). Żródło: Wikipedia, domena publiczna.
W polskim słowie niedźwiedź (występującym od XV w. obok dawniejszego miedźwiedź) widzimy nietypowy rozwój pierwszej spółgłoski. Najprawdopodobniej wynikł on z pomieszania form dialektalnych. Już bardzo dawno temu w dialekcie mazowieckim zaczęto wymawiać miękkie [mʲ] jako [mɲ] (mniasto, mniód, kamnień). W niektórych gwarach zmiana poszła dalej: zbitka uprościła się do [ɲ] (niasto, niód, kanień). Stąd regionalne mylenie początkowych spółgłosek w wyrazach zawierających [mʲ], [mɲ] lub [ɲ]. Czasem zamiast oczekiwanego [ɲ] pojawia się [mʲ] (Mikołaj obok staropolskiego Nikołaj, gwarowe Miemiec ‘Niemiec’ albo śmiadanie ‘śniadanie’), czasem na odwrót (niedźwiedź), a czasem po prostu unika się zbitki [mɲ], podejrzewanej o gwarowość nawet tam, gdzie gwarowa nie jest – stąd np. wymowa hiperpoprawna przynajmiej albo przynajniej zamiast przynajmniej albo poziomica (przyrząd, nie linia na mapie) zamiast poziomnica.
Bałtowie, najbliżsi kuzyni językowi Słowian, mieli dla niedźwiedzia własne określenie, widoczne właśnie w litewskim lokys (litera y służy do zapisu długiego [iː]). Po łotewsku niedźwiedź nazywa się lācis – oczywiście oba słowa są pokrewne. Dawniej popularna była etymologia łącząca bałtyjską nazwę niedźwiedzia z czasownikiem oznaczającym ‘lizać, chłeptać’ (litewskie lakti), ale nie da się ona pogodzić z danymi języka staropruskiego, gdzie nazwą niedźwiedzia było clokis (klokis) z wariantem tlok- zachowanym w krzyżackich zapisach nazwy miejsowej Tlokunpelk ‘Bagno Niedźwiedzi’ (leżało ono gdzieś między rzekami Nidą a Orzycem). Pozwala to zrekonstruować formę prabałtyjską jako *tlākijas, z rzadką, nietypowo ewoluującą zbitką *tl- w nagłosie. Dopiero niedawno staranna analiza pozwoliła ustalić istnienie słowiańskiego odpowiednika, *tlaka ‘sierść, kudły’. Także w językach słowiańskich połączenie *tl rozwijało się, dając nietypowe refleksy, np. *kl- w nagłosie wyrazu i *-dl- (dialektalnie upraszczane do *-l-) w śródgłosie. Stąd mamy polskie kłaki i prasłowiańskie złożenie *vьlko-tlakъ ‘mający wilcze kudły’ > wilkołak, czeskie i słowackie vlkodlak. A zatem prabałtycki *tlākijas to ‘kudłacz’.
Trzecią grupą indoeuropejską z własną nazwą niedźwiedzia są języki germańskie. Tam z kolei mamy staroangielskie bera (angielskie bear), staro-wysoko-niemieckie bero (niemieckie Bär), staronordyjskie bjǫrn – wszystkie sprowadzalne do pragermańskiego *berô (temat *beran-). Tradycyjna etymologia, nie do przyjęcia z przyczyn formalnych, ale wciąż powtarzana, zwłaszcza w internecie, utrzymuje, że niedźwiedzia nazywano od koloru sierści ‘brunatnym’. Oparta jest na czysto powierzchownym podobieństwem nazwy niedźwiedzia do zachodniogermańskiego przymiotnika *brūna- (angielskie brown, niemieckie braun). W żaden sposób nie da się jednak utworzyć od niego rzeczownika *beran-. Znacznie bardziej przekonująca jest hipoteza, że początkowe *b pochodzi od indoeuropejskiej zbitki spółgłoskowej *ǵʰw-. Słowo germańskie można wówczas zanalizować jako rzeczownik *ǵʰweron- utworzony od przymiotnika *ǵʰwero- ‘dziki’ (występuje on w tym znaczemiu w łacinie jako ferus). Ten zaś pochodzi od rzeczownika *ǵʰwēr, znanego nam świetnie jako polskie słowo zwierz (prasłowiańskie *zvěrь), litewskie žvėris, a także greckie thḗr ‘dziki zwierz’ (odnoszące się zwłaszcza do dużych drapieżników).
[DYGRESJA] Od zwierza mamy słowiańskie zdrobnienie zwierzę, natomiast Grecy zdrabniali thḗr do thēríon. Stąd mamy (po zlatynizowaniu) element therium, pojawiający się w niezliczonych nazwach „łacińskich” nadawanych ssakom, szczególnie kopalnym. Miło jest wiedzieć, że ma on odpowiednik polski wywodzący się od tego samego wspólnego przodka [KONIEC DYGRESJI]. Podsumowując: germańska nazwa niedźwiedzia najprawdopodobniej oznaczała ‘dziki’. Trzy nazwy niedźwiedzia – germańska, bałtyjska i słowiańska – składają się na zwięzłą charakterystykę niedźwiedzia: dziki, kosmaty i lubi miód.
Tymczasem istniała także praindoeuropejska nazwa niedźwiedzia, poświadczona licznymi refleksami w pozostałych gałęziach rodziny. Rekonstruujemy ją jako *h₂ŕ̥tḱos, z ezoterycznymi symbolami, za którymi kryje się wymowa [ˈχr̩tkʲos]. Wygląda na to, że Indoeuropejczycy musieli się trochę nacharczeć, żeby ją wyartykułować. Co szczególnie ważne, nazwa ta występuje w językach anatolijskich (hetycki zapis klinowy har-tag-ga-aš odpowiada wymowie rekonstruowanej w przybliżeniu jako [ˈχr̩dkas]). Jest to gwarancja indoeuropejskości nazwy, bo języki anatolijskie są siostrzane względem całej reszty rodziny. W tej drugiej odnodze drzewa rodowego mamy m.in. greckie árktos, łacińskie ursus, walijskie arth, staroindyjskie ṛ́kṣas, awestyjskie arṣ̌ō i perskie xers. Możliwym zapożyczeniem indoeuropejskim jest też baskijskie hartz. Nazwa niedźwiedzia należy do najlepiej utwalonych indoeuropejskich nazw zwierząt. Dlaczego zatem trzy gałęzie rodziny, ulokowane (być może nieprzypadkowo) nieopodal siebie w północno-wschodniej i środkowej Europie, zastąpiły odziedziczoną nazwę niedźwiedzia innowacjami leksykalnymi? Na dokładkę zastąpiły ją tak skutecznie, że dawna nazwa, wraz z całą otoczką słownictwa pochodnego, wyparowała ze słownika bez śladu.
W takich przypadkach rutynowo podejrzewa się działanie tabu językowego, czyli społecznego zakazu używania jakiegoś słowa. Motywacje takiego zakazu bywają rozmaite. Często wiążą się z przekonaniem, że „prawdziwa” nazwa albo „prawdziwe”, rytualnie nadane imię mają moc magiczną. Mówiąc nieopatrznie wprost o czymś groźnym, niebezpiecznym lub potężnym możemy przywołać siły, których się boimy. Jak mówią stare porzekadła, „nie wywołuj wilka z lasu” i „o wilku mowa…” (a w wersji angielskiej: „speak of the devil [and he shall appear]”). Trzeba zatem mówić o tym, czego się boimy, nie wprost, używając określeń zastępczych, żeby oszukać magię słów.
Zauważmy jednak, że słowiańskie *vьlkъ i litewskie vilkas (a także germańskie *wulfaz) kontynuują sobie w najlepsze praindoeuropejskie słowo *wĺ̥kʷos i nie zastąpiły ich eufemizmy. Nie brak też przykładów słów obłożonych ciężkim tabu, które mimo to prowadzą bujne „życie podziemne” poza obiegiem oficjalnym. O niektórych z nich opowiem w przyszłości. Jeśli *wĺ̥kʷos przeżył, a *h₂ŕ̥tḱos znikł całkowicie, to siła tabu otaczającego niedźwiedzia musiała być o wiele skuteczniejsza. Czy Germanie, Bałtowie i Słowianie bali się niedźwiedzia bardziej niż wszyscy inni Indoeuropejczycy – tak bardzo, że jego nazwa stała się niewypowiadalna?
Prawdę mówiąc, trudno w to uwierzyć. Gdy nowe nazwy niedźwiedzia już się utrwaliły i całkowicie wyparły „zakazaną” starą nazwę (a musiało to być dawno, zapewne dwa do trzech tysięcy lat temu), wówczas po kilku, może kilkunastu pokoleniach zatarła się pamięć, że niedźwiedź kiedykolwiek nazywał się jakoś inaczej. Dlaczego wtedy nie zaczęto unikać jego nowej nazwy, wymyślając kolejne eufemizmy? Oczywiście istnieją „obłaskawiające”, spieszczone wersje nazwy niedźwiedzia jak litewskie meška, rosyjskie miška albo polski miś (po dziś dzień ze starym m-!), ale nie zastąpiły one słów lokys ani niedźwiedź. Czyżby niedźwiedzie po zmianie nazwy stały się łagodniejsze i mniej niebezpieczne? Warto podkreślić, że choć niedźwiedź brunatny jest największym drapieżnikiem lądowym Europy, to nawet tam, gdzie niedźwiedzie występują licznie, nie są one aż tak groźne, żeby budzić powszechną obawę. O ile mogą, schodzą człowiekowi z drogi, choćby dlatego, że człowiek nie jest naturalnym celem ich polowań, a spotkania człowieka z niedźwiedziem nieraz kończą się źle dla niedźwiedzia. Ludy mieszkające w gęsto zalesionej północnej Europie zapewne miały z niedźwiedziami do czynienia częściej, wiedziały o nich więcej niż na przykład mieszkańcy stepów i miały dość realistyczny obraz ich obyczajów, bez nadmiernej demonizacji.
Również tabu łowieckie nie wyjaśnia zaniku odziedziczonego słowa indoeuropejskiego. W wielu kulturach myśliwi nie używają „prawdziwej” nazwy zwierzęcia, na które polują, co przypisuje się obawie przed spłoszeniem zwierzyny, która mogłaby w magiczny sposób podsłuchać wzmiankę o sobie. Istnienie gwary łowieckiej, kultywowanej od setek lat, nie doprowadziło jednak do tego, żeby powszechnie odrzucić nazwę zając i nazywać zająca kotem. W części świata, gdzie używano języków indoeuropejskich, na niewiele zwierząt polowano tak chętnie i intensywnie jak na jelenie, a jednak słowo *h₁el-h₁on- i jego feminatyw *h₁el-h₁n-ih₂, z nienagannym indoeuropejskim rodowodem, przeżyły w językach bałtosłowiańskich (litewskie elenis [elenis, elnis], elnė [alnė], prasłowiańskie *ely/*elen-, *ólni > polskie jeleń, łania). Co prawda w językach germańskich, italskich i częściowo celtyckich zostało wyparte przez opisowe synonimy oznaczające najczęściej ‘rogacza’, a współczesne angielskie deer pochodzi od pragermańskiego *deuza- oznaczające ogólnie ‘zwierzę’. Nie widać jednak jakiejś wyraźnej zależności między znaczeniem zwierzęcia jako zwierzyny łownej a trwałością nazwy.
Pozostaje możliwość, że tabu otaczające niektóre gatunki zwierząt miało podłoże religijne. Kult niedźwiedzia jest (lub był do niedawna) rozpowszechniony wśród ludów północno-wschodniej Eurazji i Ameryki Północnej. Niedźwiedź przypomina człowieka wielkością i zdolnością do stawania na dwu nogach. Jego przednie łapy przypominają ludzkie ręce; bywa zatem uważany za istotę prawie ludzką, łącznika między ludźmi a przyrodą i światem duchów lub dusz przodków (hibernacja i budzenie się z niej mogą być interpretowane jako umieranie i ożywanie). Nie powstrzymuje to ludzi przed polowaniem na niedźwiedzie (zwłaszcza dla cennej skóry i części ciała, którym medycyna ludowa przypisuje cudowne właściwości), ale nakazuje przepraszać ducha niedźwiedzia za przykrą konieczność zabicia tak dostojnej istoty. W językach mongolskich czy tunguskich często używane są wobec niedźwiedzi określenia wyrażające szacunek w rodzaju ‘ojciec’, ‘dziadek’ lub ‘starzec w futrze’. Ajnowie wprost nazywają niedźwiedzia bogiem (kamuy, słowem prawdopodobnie zapożyczonym ze starojapońskiego).
Ślady podobnego kultu widoczne są i w Europie. Możliwe, że objęty nim obszar rozciągał się na Karpaty i obszary naddunajskie, jeśli można zaufać doniesieniom greckich autorów o wierzeniach starożytnych Daków i Getów. Częsta wymiana odziedziczonej nazwy niedźwiedzia widoczna jest w językach uralskich. Skomplikowane rytuały, ceremoniały i słownictwo związane z łagodzeniem skutków zabicia świętego zwierzęcia, przebłaganiem jego ducha i zapewnieniem mu odrodzenia się w lapońskich zaświatach (sáiva) są znanym elementem kultury Samów (Lapończyków). Zamiast refleksów pralapońskiego słowa *kuomče̮ ‘niedźwiedź’, które samo nie jest pochodzenia prauralskiego, w kontekście rutualnym używa się niewiarygodnej liczby eufemizmów o znaczeniach podobnych jak u ludów syberyjskich. Także fińska nazwa niedźwiedzia, karhu, jest innowacją o pierwotnym znaczeniu ‘kudłacz’ (patrz litewskie lokys). Starsze – choć także nie ogólnouralskie – fińskie słowo ohto znikło z języka standardowego.
Wszycy chyba słyszeli o mitycznych skandynawskich bractwach wojowników ubierających się w zwierzęce skóry i znanych jako berserkowie (staronordyjskie berserkr znaczy ‘niedźwiedzia koszula’). Wprowadzali się oni w nadludzki szał bojowy (berserkgang) być może pod wpływem miodu pitnego zaprawionego lulkiem czarnym lub innym dodatkiem psychoaktywnym i walczyli w transie „jak dzikie bestie”, utożsamiając się ze swoim zwierzęcym totemem. Opowieści o przemianie ludzi w niedźwiedzie lub na odwrót, do których nawiązywał Merimée w swojej noweli, również mogą stanowić echa zapomnianego kultu.
Można pokusić się o hipotezę, że kult niedźwiedzia rozpowszechnił się na pewien czas wśród tych ludów indoeuropejskich, które migrowały do północnej Europy i zetknęły się z „okołobiegunową” strefą, gdzie taki kult istniał od tysiącleci w połączeniu z religią typu szamanistycznego. Ten epizod zaczął się po rozpadzie języka indoeuropejskiego na dialekty potomne, a trwał co najmniej do czasu, gdy przodkowie Germanów, Bałtów i Słowian stanowili już odrębne grupy językowe. Tabu, jakim obłożono refleksy słowa *h₂ŕ̥tḱos nie wynikały ze zwykłego strachu przed dużym drapieżnikiem ani z potrzeby zachowania „ciszy łowieckiej” podczas polowań, ale z przejęcia od sąsiadów idei, że niedźwiedź jest zwierzęciem magicznym i na poły ludzkim, a może nawet boskim. Jak pokazują przykłady spoza rodziny indoeuropejskiej, tego rodzaju tabu może być dostatecznie silne, żeby doprowadzić do konsekwentnego stosowania eufemizmów i wypierania przez nie odziedziczonej nazwy. Z czasem zmieniła się sytuacja etniczna w Europie, pojawiły się nowe sieci kontaktów i wpływów kulturowych (np. irańskich, celtyckich i rzymskich) i kult zanikł, a wraz z nim ulotniło się tabu otaczające niedźwiedzia. Nie było już zatem potrzeby zmieniać mu nazwy po raz kolejny.
Wyobrażenie boga z jelenim porożem (Cernunnos?) na srebrnym kotle z Gundestrup z I w. p.n.e. Kocioł, choć znaleziony w Danii na terytorium germańskich Cymbrów, był dziełem importowanym, a jego ikonografia jest wyraźnie celtycka. Germanie w tym okresie byli pod bardzo silnym wpływem kulturowym Celtów. Muzeum Narodowe w Kopenhadze. Źródło: Wikimedia, domena publiczna.
Z podobnych przyczyn mogły ulegać zmianie nazwy jelenia w Europie Zachodniej, gdzie także istnieją wyraźne ślady wierzeń zapewne przejętych od autochtonicznych ludów przedindoeuropejskich. Wśród języków indoeuropejskich „środek ciężkości” postrzegania jelenia jako zwierzęcia totemicznego i magicznego oraz łącznika z zaświatami wyznacza grupa celtycka. Wyobrażenia boga z porożem jelenia (Cernunnos) występują wielokrotnie w ikonografii celtyckiej, a opowieści o nadprzyrodzonych jeleniach zostały przejęte przez chrześcijaństwo (jako elementy legend o św. Hubercie czy św. Eustachym). Kult jelenia powstał też (być może niezależnie) u stepowych ludów irańskich (określanych zbiorowo jako Scytowie i Sarmaci), ale ponieważ ich języki udokumentowane są w znikomym stopniu, nie znamy słownikowych konsekwencji tego zjawiska.