Stalina bardzo interesowała nazistowska technika rakietowa, w szczególności metody kierowania pociskami ziemia-ziemia oraz ziemia-powietrze. W tym celu nakazał podwładnym, by ci zgromadzili jak najsilniejszy zespół niemieckich naukowców, inżynierów i techników. Wiedział, że coś takiego jak V-2, tylko wytwarzane na większą skalę, jest w stanie zapewnić mu przewagę podczas przyszłej inwazji Europy Zachodniej.
Wprawdzie ekipa Wernhera von Brauna i generała Dornbergera dostała się w ręce Amerykanów, ale to sowieckie wojsko zajęło Peenemünde i zabrało stamtąd do ZSRR dosłownie wszystko. Na celowniku ekip poszukiwawczych z Moskwy byli ludzie nie tylko wywodzący się bezpośrednio z programu V-2 (i V-1), ale także naukowcy, którzy potencjalnie mogli przejąć prowadzenie takiego programu dla Związku Sowieckiego. Nadto interesowano się ekipami, które stworzyły rozmaite pociski kierowane, w tym przeciwokrętowe i przeciwlotnicze. Zakres działalności najpierw „trofiejszczyków”, potem specjalnych ekspedycji na teren Niemiec, a następnie ośrodków i zakładów w Niemczech Wschodnich oraz w ZSRR nie jest w pełni znany, a informacje na jego temat – wyrywkowe i skąpe. Rosyjscy entuzjaści tematu zaczęli coś pisać w internecie na początku XXI wieku, ale szanse na dogłębne, uczciwe badania pod rządami Putina są zerowe. Program kosmiczny i broń rakietowa są fundamentami propagandy o samowystarczalności technicznej ZSRR i Rosji – naruszenie fundamentów rozbić może całkowicie mit potężnego mocarstwa.

Wykorzystanie niemieckich doświadczeń, projektów i ludzi w zakresie techniki rakietowej przez Moskwę można podzielić na trzy etapy. Pierwszy to działalność batalionów zbierających trofea wojenne, drugi to praca Niemców dla Sowietów na terenie Niemiec, w latach 1945-1947 i trzeci, obejmujący pracę w ZSRR w latach 1946-1953. „Trofiejszyczki” działali formalnie od dekretu z lutego 1945 roku, ale de facto różne grupy Sowietów prowadziły podobną działalność już wcześniej. Każde dowództwo frontu na terenie okupowanej Polski i Niemiec (ale nie innych zajętych krajów; potem dołączono Czechosłowację) miało w swoim składzie komisję, której zadaniem było gromadzenie sprzętu i wiedzy. Warto wspomnieć, że montowane w ZSRR w latach 20. i 30. przez niemieckich i amerykańskich specjalistów tokarki miały prędkość roboczą tylko 600 obr./min, a to ze względu na niepewne parametry sowieckich sieci energetycznych. Ukradzione z terenów Polski i Niemiec tokarki pracowały z prędkością 3000 obr./min, co skokowo poprawiło precyzję wykonywania elementów obrabianych skrawaniem.

W sumie na terenie Polski i Niemiec rozpoczęło działalność 48 tzw. brygad roboczych „trofiejszczyków”. Większość funkcjonowała na terenie Niemiec, reszta w Polsce i Czechosłowacji. O randze tej organizacji niechże świadczy fakt, że na jej czele znalazły się takie osoby jak Malenkow i Bułganin. W ramach owych struktur powstały sowieckie ekipy, które jako pierwsze zaczęły aktywnie poszukiwać ludzi, dokumentacji i sprzętu związanych z nazistowskim programem rakietowym. Pierwszą była ekipa generała Pietrowa, która, choć teoretycznie miała szukać nowoczesnej awioniki, przyrządów pokładowych, uzbrojenia lotniczego i urządzeń radiolokacyjnych, to w swoim składzie miała niejakiego Czertoka. Borys Jewsiejewicz Czertok, urodzony w 1912 roku w Łodzi, w rodzinie rosyjskich okupantów Polski (wynika to domniemanie z faktu, iż jego ojca przeniesiono służbowo do Moskwy, gdy Borys miał trzy lata) jest opisywany w internecie jako ojciec sowieckich systemów kierowania lotem rakiet kosmicznych – oczywiście jako marksistowsko-leninowski geniusz, który sam z siebie, znienacka, nagle wszedł w posiadanie stosownej wiedzy od razu w 1946 roku. W zespole Pietrowa Czertok i jego ludzie zajmowali się poszukiwaniami śladów niemieckich programów rakietowych. Już w sierpniu 1944 roku na terenie ośrodka szkoleniowego SS w widłach Wisły i Sanu, nieopodal Dębicy (SS-Truppenübungsplatz Heidelager) sowieckie wojsko znalazło kompletne rakiety V-2 oraz zdemontowane platformy startowe. Wcześniej wojska rakietowe SS szkoliły się w odpalaniu rakiet na poligonie Blizna, tym samym, z którego wywiad Armii Krajowej elementy V-2 wysłał do Londynu.

Drugim zespołem był team generała Sokołowa. Złożony był po części z inżynierów, którzy mieli za sobą pracę przy wyrzutniach „Katiusza”. Jednym z pierwszych zadań zespołu było zbadanie kompleksu w Peenemünde. Sama skala przedsięwzięcia dała sowieckim delegatom do myślenia – bez wątpienia hitlerowskiej broni rakietowej należał się priorytet. Znaleziono co najmniej jeden kompletny pocisk V-2 oraz różne dokumenty, w tym projekt naddźwiękowego samolotu bombowego o napędzie rakietowym. Do Peenemünde przyjechała też inna radziecka delegacja, z resortu produkcji amunicji, w której składzie znalazł się Siergiej Korolow, autentyczny specjalista od rakiet, wcześniej więziony w obozie, a z którego potem propaganda sowiecka zrobiła samodzielnego ojca programu kosmicznego ZSRR.

Na podstawie porozumień z Poczdamu Amerykanie przekazali Sowietom Turyngię. Ta kraina została włączona do sowieckiej strefy okupacyjnej i znajdowały się tam obiekty, które mocno interesowały Moskwę – głównie ogromny podziemny kompleks fabryczny koło Nordhausen (ten sam, któremu siły roboczej dostarczały obozy koncentracyjne Dora). Dokumentację wcześniej zabrali wysłannicy z USA, ale nagle pojawiło się sporo Niemców, którzy liczyli na to, że pracować na rzecz ZSRR będą mogli w Niemczech. W dodatku znaleziono sporo niekompletnych rakiet V-2, silników do nich i mnóstwo podzespołów. Amerykanie zabrali z Nordhausen tylko 400 ton gotowych rakiet, elementów do nich oraz urządzeń. Sowieci załadowali 717 wagonów towarowych maszynami, głowicami bojowymi i nieukończonymi rakietami o łącznej masie 5647 ton. Pod koniec 1946 roku radzieckie władze okupacyjne zmontowały jeszcze jedną falę transportów: 2270 wagonów wywiozło do ZSRR 14256 ton towaru z niemieckich fabryk broni rakietowej.

Jednym z nielicznych miejsc, ważnych dla hitlerowskiego programu rakietowego, które wpadły nietknięte w ręce Sowietów, był zespół stanowisk startowych w Lehesten. Przyjechał tam Walentin Głuszko, jeden z nielicznych radzieckich inżynierów o znacznej wiedzy na temat silników rakietowych – wcześniej zajmował się rozwojem startowych silników rakietowych dla samolotów. Głuszko wraz z kolegami zadomowili się w Lehesten, gdzie pozostali aż do 1947 roku. Już we wrześniu 1945 roku udało się dokonać pierwszych uruchomień silników, w czym ważną rolę odegrał dr Karl-Joachim Umpfenbach, urodzony w Oppeln (dziś Opolu) matematyk i inżynier-mechanik.

Przejmując po kolei tereny opuszczane przez Amerykanów, Sowieci zaraz po Nordhausen wybrali się do Bleicherode, gdzie znajdowała się ostatnia siedziba zespołu badawczo-rozwojowego Wernhera von Brauna. Wprowadził się tam wspomniany wcześniej Czertok, któremu udało się szybko zwerbować do pracy 12 Niemców. Jak widać, rzekoma nienawiść do faszystów zupełnie nie przeszkadzała ludziom radzieckim w realizacji planu rozbudowy wojsk rakietowych… Wprawdzie Niemcy ci nie mieli doświadczenia bezpośrednio w pracy nad rakietami, ale byli wprawnymi inżynierami i technikami. Zadaniem grupy Czertoka, pracującej w tej samej willi, którą wcześniej zajmował von Braun, było odtworzenie systemu kierowania lotem rakiety V-2 (A-4). Ośrodek nazwano „Institut Rabe”, przy czym „Rabe” to skrót od „Raketenbau” (budowa rakiet) i „Entwicklung” (rozwój). Do instytutu zaczęły ściągać grupy szukających pracy niemieckich specjalistów.

cdn.