O smoku i termicie

Kilka dni temu świat obiegło wideo, na którym dron Sił Zbrojnych Ukrainy latał nad rosyjskimi pozycjami “ziejąc ogniem”.

https://x.com/technicznybdg/status/1834265408758522088

Nic dziwnego, że szybko został nazwany “Dracarys”. Fanom uniwersum “Gry o Tron” nie muszę nic tłumaczyć, ale z naszego portalu korzystają nie tylko oni, więc już wyjaśniam kontekst. Słowo to pochodzi z języka Valyrian, czyli jednej z nacji, która kiedyś zamieszkiwała świat wykreowany przez G. G. Martina, i oznacza “smoczy ogień”. Jest to również komenda, którą jedna z postaci nakazywała swoim smokom zaatakowanie wroga ogniem. W tym uniwersum smoczy ogień był jedną z najpotężniejszych broni, nic więc dziwnego, że wrogowie słyszący to słowo drżeli ze strachu.

Wojny i bitwy w naszym uniwersum są równie paskudne jak w tamtym, więc wspaniale by było, gdyby pozostały wyłącznie na kartach książek. Jednakże gdy wróg atakuje, każdy ma prawo się bronić tym, czym dysponuje i co pozwoli mu skutecznie atak odeprzeć. Nie dziwię się zatem, że żołnierze skorzystali z tego, co mieli pod ręką, i zrzucili na głowy napastników straszliwy ogień, choć właściwie nie można tu mówić o ogniu. Dron zrzuca substancję bardzo prostą w produkcji i niesamowicie skuteczną, a znaną od bez mała stu lat.

Mowa tu o wynalazku Hansa Wilhelma Goldschmidta, znanym powszechnie jako termit. Sam Hans nie miał absolutnie żadnych agresywnych skłonności; był chemikiem i studentem Roberta Bunsena (którego możecie kojarzyć jako wynalazcę palnika Bunsena). Po studiach przejął należącą do jego ojca firmę Chemische Fabrik Th. Goldschmidt. Jednym z produktów, które wspomniana firma wypuściła na rynek, jest ten niepozorny proszek:

fot. CC BY-SA 2.5

Proch czarny to z pewnością nie jest, o czym świadczy głównie to, że kolor przywodzi na myśl powierzchnię Marsa, której barwa wynika z obecności tlenków żelaza w tamtejszej glebie. Czy zatem jest to proch z dodatkiem tlenku żelaza (III), będącego jednym ze składników rdzy, znienawidzonej przez posiadaczy niektórych marek aut?

Nie, to coś o wiele prostszego. Jak najbardziej jest tam obecny wspomniany tlenek; dodatkowo termit zawiera w swoim składzie sproszkowany glin i nic więcej. Prawda, że proste? Dwa składniki. Co jednak powoduje, że ten niepozorny proszek staje się tak groźną bronią? Skoro to tylko dwa składniki, to zapis równania jest dość prosty.

Zapis tej reakcji jest uproszczony, bo pomija jeszcze jedną rzecz będącą jej produktem: energię. Reakcje, w których redukujemy tlenki metali za pomocą sproszkowanego glinu, są egzotermiczne, czyli wydzielają do otoczenia energię w postaci ciepła. Ile tego ciepła? Skoro powoduje ono deszcz płynnego żelaza spadający na głowy najeźdźców, to bez wątpienia wystarczająco dużo, aby podgrzać żelazo przynajmniej do temperatury topnienia, a nawet znacznie wyższej: ten rodzaj reakcji termitowej daje temperatury rzędu trzech tysięcy stopni Celsjusza!

Prawda, że banalne w swojej prostocie? Mamy substancję, którą wyprodukuje nawet ktoś nie mający pojęcia o chemii, bo wystarczy zachować odpowiednie proporcje wagowe pomiędzy składnikami termitu, a do tego wystarczy kuchenna waga. Substancja ta daje produkt będący roztopionym żelazem o temperaturze ponad trzech tysięcy stopni, który sam spada pod wpływem grawitacji na pozycje przeciwnika. Myślę, że nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby wiedzieć, że w warunkach polowych zatrzymanie takiej reakcji jest niemożliwe – tak samo jak sensowna ochrona przed jej produktami. Owszem, istnieją sposoby, aby chronić się przed czymś tak rozpalonym. Przecież huty istnieją, a pracują tam ludzie, a nie roboty. Tylko kto na polu bitwy nosi z sobą płaszcze hutnicze, ewentualnie pokrywy ceramiczne? Sprzęt wojskowy również może być skutecznie unieszkodliwiany za pomocą termitu z dokładnie tych samych przyczyn. Pancerze są projektowane tak, aby chronić pojazd przed falą mechaniczną i odłamkami, ale nie przed stałym działaniem temperatury topiącej to, z czego pojazd został wykonany.

Czy termit ma jednak wyłącznie zastosowania militarne? Czy może być wykorzystywany tylko jako forma “napalmu” lub wypełniacza amunicji zapalającej? Nie, absolutnie nie. Pierwotnie reakcję termitową wykorzystywano do pozyskiwania czystego metalu z rud bez użycia węgla. Istotne jest to, że reakcja termitowa może zajść również wtedy, gdy zastąpimy tlenek żelaza (III) innymi tlenkami metali. Właśnie w ten sposób pozyskano uran niezbędny do produkcji bomby atomowej w projekcie “Manhattan”. Reakcją termitową można posłużyć się również, gdy chcemy połączyć trwale dwa elementy wykonane z danego metalu – bardzo łatwo można w ten sposób spawać szyny kolejowe i nie tylko.

Jak wspomniałem wyżej, termit może być sporządzony nie tylko przy użyciu tlenku żelaza, a ponieważ produktem tej reakcji jest zawsze metal w czystej postaci, to proces ten znalazł zastosowanie również w przemyśle. Jest on tam znany jako aluminotermia i służy do pozyskiwania np. wanadu, manganu czy chromu. Z punktu widzenia chemii jest to po prostu reakcja redukcji tlenku metalu za pomocą sproszkowanego glinu. Podobne właściwości posiada również magnez, który może zastąpić glin jako reduktor w tej reakcji. Oznacza to, że istnieją setki możliwych kombinacji mieszanin, w których może zajść reakcja termitowa. Tak więc, gdy mowa o termicie, najczęściej będzie to oznaczać substancję składającą się z 75% Fe2O3 + 25% Al, znaną powszechnie jako “termit Goldschmidta” lub po prostu termit. Gdy mowa jednak o “reakcji termitowej”, oznacza to każdą reakcję, w której następuje redukcja tlenku metalu za pomocą (najczęściej) glinu w postaci proszku lub pyłu i której produktem jest czysty metal oraz duże ilości ciepła.

Zwracam uwagę na jedną rzecz która być może trochę umyka – reakcja termitowa nie jest zwykłą reakcją spalania zależnego od dostępu do tlenu zawartego w powietrzu. Proces za pomocą którego uzyskujemy metale z rud wytapiające je węglem w hutach polega również na ich redukcji ale nie węglem a tlenkiem węgla powstałym wyniku jego spalania (ściśle półspalania). W przypadku reakcji termitowej nie ma konieczności spalania czegokolwiek – a jakie to ma znaczenie? Dość istotne, o czym w kolejny akapicie.

Sam, gdy byłem o wiele młodszy i zdawało mi się, że już wszystko wiem, postanowiłem przeprowadzić eksperyment z termitem w najpopularniejszej wersji. Podobny eksperyment możecie zobaczyć na poniższym filmie:

W moim przypadku było odrobinę inaczej, przygotowałem go o wiele za dużo, ale na szczęście starczyło mi rozsądku, by nie odpalać go w domu, tylko za miastem; dodatkowo na moją korzyść zadziałało to, że mieszankę umieściłem w glinianej doniczce, podobnej jak na nagraniu z tym że o grubszych ściankach, którą wkopałem w ziemię. Odpaliłem to z dość dużej odległości za pomocą lontu i wtedy zrozumiałem, jak bardzo byłem głupi. Taka reakcja przebiega naprawdę gwałtownie i niby jak ją zatrzymać, moi mili? Gaszenie tego wodą to pomysł najgłupszy z możliwych: przypominam, że reakcja termitowa to temperatura trzech tysięcy stopni Celsjusza. Woda w takich warunkach rozkłada się wybuchowo, co tylko spowoduje, że narazimy większy obszar na zniszczenia; użycie lodu jest równie głupim pomysłem. Taki termit musi się po prostu “wypalić”; nakrycie go czymś, aby odciąć dopływ tlenu, nie ma sensu z uwagi na zachodzącą tam reakcję – glin redukuje tlenek żelaza i staje się tlenkiem glinu. Wszystko co jest potrzebne aby zaszła reakcja termitowa jest zawarte w składzie termitu. Dlaczego o tym mówię? Aby was ostrzec, gdyż czytając i oglądając różne materiały do tego tekstu, zauważyłem właśnie tego rodzaju pomysły jak umieszczenie termitu na bloku lodu, dodawanie różnych składników mogących wpłynąć na przebieg reakcji i jej temperaturę etc. Składniki do produkcji różnych termitów można nabyć na popularnych portalach aukcyjnych w postaci gotowej do użycia w bardzo przystępnych cenach.

Stąd moja prośba: gdyby ktoś chciał zobaczyć na własne oczy, jak to działa to proszę – nie róbcie tego w domu, korzystajcie wyłącznie ze sprawdzonych receptur i nie przekraczajcie ilości mieszczących się na łyżeczce do herbaty. Możecie też spróbować równie efektownych, a o wiele bezpieczniejszych eksperymentów, jak na przykład “zegar jodowy”, o którym być może kolejnym razem.

(c) by Lucas Bergowsky
Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem
.

Księżyc Zatoką Perską przyszłości (4). Woda

Od pewnego czasu Księżyc stał się obiektem pożądania największych agencji kosmicznych na świecie. Dlaczego tak późno, po 55 latach? Dopiero teraz odkryto możliwość wykorzystania Księżyca w dalszym „podboju” dalekiego Kosmosu? A może dopiero teraz powstały realne możliwości techniczne dla tego typu przedsięwzięć? Pewnie jedno i drugie, ważne, że obiektem kosmicznym numer jeden jest teraz Księżyc. Ten najbliższy i przez to najłatwiej osiągalny z Ziemi naturalny obiekt kosmiczny może być doskonałą odskocznią i stacją przesiadkową do dalszej eksploracji kosmosu a także, a może przede wszystkim,  źródłem rzadkich na Ziemi surowców naturalnych. Jakich – jeszcze do końca nie wiadomo, wyobraźnię pobudza zwłaszcza hel-3, perspektywiczne źródło dla nowej energetyki jądrowej. O helu-3 już pisałem.

W tekstach Księżyc Zatoką Perską przyszłości?, Księżyc Zatoką Perską przyszłości (2)? Chang’e-6 wylądował i Księżyc Zatoką Perską przyszłości? (3). Regolit pisałem o serii chińskich misji Chang’e, a zwłaszcza ostatniej – Chang’e-6, która odwiedziła „ciemną” stronę Księżyca i przywiozła stamtąd pierwsze próbki skał powierzchniowych i głębinowych. O Chang’e-5 ledwie wspomniałem. Okazuje się, że to poważne niedopatrzenie, bo właśnie badanie próbek skał „piątki” przyniosło nieoczekiwane (a może z drżeniem serca oczekiwane) rezultaty. 

Ryc. 1. Dwie próbki gleby księżycowej przywiezione przez sondę księżycową Chang’e 5. Źródło: Hui Ren, Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0

Kapsuła powrotna sondy Chang’e-5 wróciła w 2020 roku z próbkami skał. W lipcu b.r. na łamach Nature Astronomy opublikowano wyniki badań skał księżycowych. Można je streścić w kilku sensacyjnie brzmiących słowach: na Księżycu jest woda. Woda jest uwięziona w minerale do złudzenia przypominającym nowograblenowit1 odkryty niedawno (2019) w skałach wulkanicznych. Nowograblenowit powstaje w wyniku reakcji gorącego bazaltu z bogatymi w wodę gazami wulkanicznymi, więc niewykluczone, że pochodzi z czasów, kiedy na Księżycu występowała aktywność wulkaniczna. Istotne jest, że udział wagowy wody wynosi w nim ponad 40%. Można zapytać: skąd wzięła się woda w pierwotnych skałach księżycowych i dlaczego teraz jej nie ma? Wzięła się stąd, skąd wzięła się na Ziemi, a nie ma jej teraz, bo Księżyc przez miliardy lat odgazował się. Jednak część pierwotnej wody księżycowej zdążyła się związać z niektórymi solami, uwadniając je. 

Nowograblenowit jest heksahydratem chlorku magnezu i amonu, a jego wzór chemiczny to (NH4)MgCl3·6H2O. Obecność wody cząsteczkowej i amoniaku na powierzchni „młodego” Księżyca pozwala postawić hipotezę, że w materii Księżyca mogą istnieć także inne uwodnione sole zawierające łatwą do pozyskania wodę. 

Ryc. 2. Ziarno księżycowego nowograblenowitu – minerału zawierające wodę. (Jin i in., Nature Astronomy, 2024)

To niezwykłe odkrycie ma dwa uzupełniające się aspekty. Pierwszy jest czysto naukowy i poznawczy. Pozwala lepiej poznać prehistorię Księżyca z czasów jego formowania się. Drugi, czysto utylitarny to możliwość (potencjalna, bo nie wiemy nic o wielkości zasobów i ich położeniu) pozyskiwania niezbędnej do życia wody dla przyszłej stałej stacji księżycowej. Jest to jedno z największych zmartwień planistów i projektantów stacji, bo bez naturalnych zasobów wody o stałej obecności człowieka na Księżycu można tylko pomarzyć. Stała stacja księżycowa była też jednym z podstawowych celów strategicznych wszystkich krajów biorących udział w Wielkim Powrocie na Księżyc. Wygląda na to, że ta przeszkoda może być względnie łatwo pokonana. A przynajmniej jest nadzieja.

Obecność amonu (kationu NH4+) też ma wielkie znaczenie ponieważ amoniak jest ważnym składnikiem chemicznego paliwa rakietowego.

Zakładając, że źródłem powstania  nowograblenowitu była, podobnie jak na Ziemi, aktywność wulkaniczna, można oszacować pierwotną zawartość wody w gazach wulkanicznych, a co za tym idzie oszacować rzeczywistą zawartość minerału w skałach księżycowych. Z oświadczenia chińskich naukowców wynika, że zawartość wody była porównywalna z tą w najbardziej suchym wulkanie ziemskim, czyli wulkanie Ol Doinyo Lengai w Tanzanii. 

Z naukowego punktu widzenia opisane odkrycie jest ważną cegiełką w rekonstrukcji prehistorii Ziemi i Księżyca będącego de facto fragmentem Ziemi i dziedziczącego z pierwotnego globu podobny skład chemiczny jak Ziemia. Nie powinna więc dziwić zawartość wody i amoniaku w podobnych proporcjach jak na Ziemi. Księżyc, w przeciwieństwie do Ziemi, odgazował się. To też nic dziwnego, jego masa jest 81 razy mniejsza od masy Ziemi, a księżycowa grawitacja nie mogła utrzymać przy swojej powierzchni żadnej atmosfery. Jedynie gazy, które zdążyły związać się z minerałami (na przykład uwodnić niektóre sole) nie uleciały w daleki kosmos. 

Czego jeszcze dowiemy się z analizy próbek księżycowych? Zwłaszcza tych świeżo pobranych z „ciemnej” strony Księżyca, nie tylko powierzchniowych, ale także głębinowych. W kontekście opisanego odkrycia staje się to jeszcze bardziej intrygujące, ponieważ wnętrze Księżyca może bardzo mocno się różnić od jego powierzchni. Zwłaszcza jeśli chodzi o zawartość związków chemicznych pierwiastków ulotnych, nie poddanych skrajnym warunkom erozji panującym na powierzchni Srebrnego Globu. 

O wynikach analizy próbek zebranych przez Chang’e-6 będziemy informować w Eksperymencie Myślowym, jak tylko się ukażą. Może za 4 lata, a może wcześniej.

Na koniec polonikum. Nowograblenowit odkryto również w Polsce, w hałdach węglowych, w Radlinie na Śląsku. Opisany został w 2021 roku przez zespół naukowców – Jana Parafaniuka, Marcina Stachowicza i Krzysztofa Woźniaka z Uniwersytetu Warszawskiego. (za: wyborcza.pl, 9.08.2024).

  1. novograblenovite (ang.) nie ma jeszcze nazwy polskiej, więc szukanie “nowograblenowitu” jest z góry skazane na niepowodzenie. Ale ponieważ minerał został nazwany na cześć Prokopija Trifonowicza Nowograblenowa – rosyjskiego przyrodnika i badacza Kamczatki, uzasadnione jest spolszczenie „nowograblenowit”. ↩︎

Czy naukowcy doznają „ odkrywczych objawień”, czy też dokonują odkryć dzięki permanentnej analizie problemu i czy punktoza w dokonywaniu takich odkryć pomaga?

Przyjęło się uważać, że objawienie jest zarezerwowane w zasadzie tylko dla proroków czy świętych. Jednak określenie wizjoner raczej nie ma konotacji religijnych. Skąd przychodzą więc naukowcom do głowy rozwiązania problemów? Niekiedy oczywiście wynikają z prowadzenia systematycznych analiz, w trakcie których dojście do rozwiązania jest konsekwencją mozolnej, logicznej pracy. Czasem opierają się o działania na zasadzie prób i błędów, co oczywiście nie oznacza, że wybór tego, co jest próbowane, odbywa się w sposób chaotyczny. Jednak historia nauki obfituje w anegdoty, zmyślone historie, jak również opisy udokumentowane, które sugerują, że niektóre odkrycia przypominają bardziej objawienia/wizje niż odkrycia dokonane metodą naukową. Co albo kto jest źródłem incepcji (infekcji koncepcyjnych), które spotykają naukowców? Zapewne najprostszą odpowiedź będzie taka, że świat, który obserwują. Czy nie jest to jednak spłycanie zjawiska – sprowadzanie go do banału?

Punktoza to potoczne określenie zjawiska polegającego na tym, że naukowcy prowadzą nie takie działania, które dają poważne efekty naukowe, tylko takie, które przynoszą dużo punktów w systemach oceny. Takie systemy oceny otwierają drzwi do awansów naukowych, ale nie musi to sprzyjać autentycznemu rozwojowi naukowemu.

Sny Kartezjusza, Afreda Wallace’a i Otto Loewiego

Kartezjusz twierdził, że słynne „Cogito ergo sum – Myślę więc jestem” to owoc snu – medytacji, w czasie której odkrył, że możemy śnić cały czas, a to co uznajemy za nas otaczające, może być złudzeniem. Może coś być na rzeczy, skoro twórcy takich filmów, jak „Matrix” czy „Incepcja” inspirowali się sceptycyzmem Kartezjusza.

Alfred Russel Wallace oznajmił, że idea ewolucji naturalnej nawiedziła go we śnie. Był antyszczepionkowcem i jak wielu naukowców jego czasów interesował się np. spirytualizmem, co dla niektórych stanowi argument, by podważać jego wersję o śnie ewolucjonistycznym.

Wiele opisów jest jednak bardzo wiarygodnych. Laureat nagrody Nobla Otto Loewi opisał, że zaplanował we śnie, jak badać przewodnictwo nerwowo-mięśniowe – szerzej opisał synapsy. Pierwszej nocy miał wizję. W ciągu dnia nie mógł sobie przypomnieć planu eksperymentu. Na szczęście kolejnej nocy wizjonerski sen się powtórzył, albo nawet był kontynuowany.

„W noc poprzedzającą Niedzielę Wielkanocną [1920 r.] obudziłem się, zapaliłem światło i zapisałem kilka notatek na maleńkim kawałku cienkiego papieru. Potem znowu zasnąłem. O szóstej rano przyszło mi do głowy, że w nocy zapisałem coś ważnego, ale nie udało mi się rozszyfrować bazgrołów. Następnego wieczoru o 15:00 pomysł powrócił. Był to projekt eksperymentu mającego na celu ustalenie, czy hipoteza o transmisji chemicznej, którą wypowiedziałem 17 lat temu, była słuszna. Natychmiast wstałem, poszedłem do laboratorium i przeprowadziłem prosty eksperyment na sercu żaby, zgodnie ze schematem nocnym.”

Ciekawe, że Loewi stwierdził, iż idea ta tliła się w jego umyśle przez siedemnaście lat.

Inny noblista, Niels Bohr opowiadał, że elektrony krążące wokół jądra atomowego, podobnie jak planety wokół Słońca, przyszły mu do głowy we śnie. Testując swoją „wyśnioną” hipotezę, stwierdził, że struktura atomowa jest w rzeczywistości do niej podobna.

Bohr jak na fizyka wypowiadał się w sposób, który burzy pojmowanie racjonalności.

„Musimy jasno powiedzieć, że w przypadku atomów języka można używać tylko tak, jak w poezji.”

Zwykło się uważać, że poezja jest miejscem, w którym zatraca się granicę między racjonalnością, a metafizyką. Poezja jest miejscem bliższym snów, a fizyka jawy. Tymczasem fizyk stwierdził, że istnieje związek między poezją a nauką.

Mendelejew, Elias Howe, August Kekulé, Srinivasa Ramanujan

Mendelejew tak opisuje swoją wizję, kiedy wpadł na pomysł układu okresowego.

Widziałem we śnie tablicę, na której wszystkie pierwiastki układały się zgodnie z wymaganiami. Budząc się, od razu zapisałem to na kartce papieru. Poniżej jego notatki (pamiętnik).

Ktoś złośliwy mógłby przypomnieć, że doktorat Mendelejewa dotyczył metod otrzymywania etanolu. Ale raczej nie wypada tym tłumaczyć jego odkrycia.

Amerykański wynalazca Elias Howe poświęcił wiele czasu, próbując stworzyć „maszynę do zszywania tkanin”. Wreszcie przytrafił mu się dziwny sen. W śnie został porwany przez kanibali. Dostał 24 godziny na zbudowanie maszyny do szycia. Nie zrobił tego, został więc nabity na włócznię z dziurami na obydwu końcach. Wtedy wynalazł maszynę do szycia nazwaną stębnówką.

August Kekulé odkrył strukturę benzenu również w czasie wizji sennej. Benzen śnił mu się jako wąż zjadający swój ogon. Na marginesie wąż zjadający swój ogon był w Europie znany głownie jako symbol alchemików (uroboros). Związek uroborosa z alchemią próbował nawet wyjaśnić Carl Jung.

Kekulé tak opisał swój sen:

Odwróciłem krzesło do kominka i pogrążyłem się w półśnie. Znowu atomy harcowały przed moimi oczami. Tym razem mniejsze grupy trzymały się skromnie z tyłu. Moje duchowe (mentalne) oko, wyostrzone przez powtarzające się podobne wizje, rozróżniło teraz większe twory o różnorodnym kształcie. Długie szeregi, kilkakrotnie ściśle ze sobą złączone, wszystko w ruchu, wijące się wężowato i skręcające się. Patrzę! Co się stało? Jeden z węży chwycił swój własny ogon i szyderczo kręcił się przed moimi oczami. Obudziłem się jak rażony piorunem i resztę nocy spędziłem na poznawaniu wniosków z tej hipotezy.

Friedrich August Kekulé – Biography, Facts and Pictures (famousscientists.org)

Srinivasa Ramanujan jest uznawany za ważnego matematyka, chociaż nie miał pełnego wykształcenia naukowego (zmarł niestety młodo). Twierdził, że bóstwo Hindu Namagiri ukazywało mu się w snach podpowiadając matematyczne dowody. Jeden z jego snów miał być taki.

„Podczas snu przeżyłem coś niezwykłego. We śnie pojawił się czerwony ekran utworzony przez płynącą krew. Obserwowałem go. Nagle czyjaś dłoń zaczęła pisać na ekranie. Cały zamieniłem się w uwagę. Ręka ta napisała wiele całek eliptycznych. Utkwiły mi one w pamięci. Gdy tylko się obudziłem, poświęciłem się pracy.”

Historia Ramanujana została sfabularyzowana w filmie „Człowiek, który znał nieskończoność”.

Nie wszystkie historie o snach naukowców są równie wiarygodne, ale nie tylko w trakcie snów dokonywali odkryć w odmiennych stanach świadomości.

Albert Einstein i Nikola Tesla mieli doświadczać tzw. świadomych snów, dzięki którym dokonywali odkryć. W przypadku Einsteina trzeba uważać, żeby nie pomylić powieści (noweli) (Einstein’s Dreams), w której w sposób literacki, ale mający niewiele z rzeczywistością, opisano odkrycie teorii względności.

Podobnie trzeba traktować bardzo krytycznie historię o tym, że sen o schodach przyczynił się do odkrycia struktury DNA przez Jamesa Watsona. Watson, kiedy opisuje bardzo szczegółowo odkrycie, nic o tym ni mówi.

Zjawisko to dotyczy nie tylko naukowców. Muzycy (Paul McCartney “Yesterday”), pisarze (Mary Shelley “Frankestein”), poeci, reżyserzy (James Cameron Terminator, Stephen King “Misery”), malarze (Salvador Dali), informatycy (Larry Page – Google) i wielu innych „zostali nawiedzenie w snach ideami”.

Oczywiście sam proces dokonywania takich odkryć nie musi mieć miejsca we śnie. Anegdoty o jabłku, które uderzyło w głowę Newtona czy wannie, w której miał siedzieć Archimedes mają o tyle związek z rzeczywistością, że za pomocą symbolicznych historii pokazują, iż umysły tych odkrywców permanentnie analizowały problem.

Zapewne wszystkie te osoby były skupione na problemie, którym się zajmowały przez wiele tygodni, a nawet miesięcy, przechodząc w tym czasie w stan z pogranicza analizy i medytacji. Nie da się ukryć, że nie jest to coś czego, uczą w podręcznikach metodologii prowadzenia badań naukowych. Jest to raczej połączenie bardzo długotrwałej wręcz obsesyjnej analizy z „iskrą bożą”.

Podsumowanie czyli czy można mieć takie sny, albo dokonywać takich odkryć żyjąc w punktozie…

Oczywiście większość naukowców to ani Kartezjusze, ani Mendelejewowie, ale wniosek z powyższych przykładów płynie jeszcze jeden. Ciągłe wikłanie naukowców w dziesiątki spraw administracyjnych, punktoz itp. nigdy nie będzie służyło takiemu skupieniu się na problemie, na jakie mogli sobie przyzwolić badacze, których rozwiązania opisano w powyższych przykładach. Mogą się raczej przyśnić punkty niż odkrycia.