Jad (2): płazy

Inne odcinki serii i wpisy pokrewne:

Jad (1): gady
Jad (3a): ssaki
Jad (3b): ssaki owadożerne
Krótka dygresja o kladach i gadach

W wyobraźni potocznej pokutuje jeszcze duch „drabiny bytów”, zgodnie z którym ryby wyszły na ląd i stały się płazami, płazy dały początek gadom, a gady ssakom, tworząc hierarchię, na której szczycie usadowił się człowiek (tylko gdzie upchnąć ptaki?). Tymczasem zarówno ryby promieniopłetwe jak i chrzęstnoszkieletowe, czyli dominujące dziś grupy kręgowców wodnych, są odrębnymi liniami ewolucyjnymi, które niewiele mają wspólnego z naszymi przodkami. Przodkowie ci należeli do grupy mięśniopłetwych, która obejmuje także dwudyszne i trzonopłetwe, reprezentowane dziś w sumie przez osiem reliktowych gatunków. Mięśniopłetwe i promieniopłetwe miały wspólnego przodka, ale pierwsze nie były potomkami drugich. Pierwsze czworonogi lądowe, wciąż jeszcze bardzo podobne do swoich wodnych przodków, dość szybko podzieliły się na wiele linii rodowych, z których do dziś przeżyły dwa wielkie klady: owodniowce i płazy. Następnie prymitywne owodniowce podzieliły się na dwie wielkie gałęzie drzewa rodowego. Do jednej należą gady wraz z ptakami (jedyną żyjącą linią dinozaurów), a do drugiej – ssaki. A zatem ssaki nie są potomkami gadów, tylko ich grupą siostrzaną. Podobnie owodniowce nie są potomkami płazów, lecz także ich grupą siostrzaną, wywodzącą się od wspólnego przodka.

Warto o tym pamiętać, żeby uniknąć wyobrażania sobie, że ryby są „prymitywne” w porównaniu z płazami, płazy w porównaniu z gadami itd. Ostatni wspólny przodek owodniowców i płazów żył ok. 340 mln lat temu i od tego czasu jego potomkowie rozwijali się niezależnie, gromadząc rozmaite innowacje ewolucyjne. Dzisiejsze płazy to ponad 8,5 tys. gatunków – innymi słowy, jest ich o wiele więcej niż ssaków. Nie w Polsce, oczywiście, bo najbogatsze w płazy są lasy tropikalne. Ponieważ obszary największej różnorodności płazów są wciąż słabo zbadane, liczba odkrywanych nowych gatunków szybko rośnie (w tempie ok. 150 gatunków rocznie). Od 1 stycznia 2023 r. do dziś opisano 23 nowe gatunki [UPDATE: 12 kwietnia już 27]. A jednak o płazy trzeba się martwić, bo czyha na nie wiele zagrożeń, często związanych z działalnością człowieka, w tym dewastacja ekosystemów i skutki zmian klimatycznych, oraz choroby takie jak chytridiomykoza, wywoływana przez inwazyjny gatunek pasożytniczego grzyba. Płazy narażone są na wymieranie w skali globalnej. W naszej krajowej faunie występuje tylko 19 gatunków z 6 rodzin i wszystkie bez wyjątku objęte są ochroną gatunkową.

Spośród opisanych dotąd płazów 88,2% to płazy bezogonowe (Anura); nazwijmy je dla uproszczenia żabami, nie przesadzając z pedanterią (choć spośród 54 znanych rodzin tylko jedna to „żaby właściwe”, czyli Ranidae). Kolejne 9,3% to płazy ogoniaste (Caudata); nazwijmy je salamandrami. Ostatnie 2,5% (ale nadal ponad 200 gatunków i 10 rodzin) to płazy beznogie (Gymnophiona). Różnorodność płazów jest oszałamiająca, a przy tym ich świat to nadal w dużym stopniu terra incognita nawet dla specjalistów.

Czy płazy bywają jadowite? Zacznijmy od przypomnienia sobie, że „jadowity” to nie to samo co „trujący”. Płazy wytwarzają wiele silnych toksyn. Jako zwierzęta o cienkiej, delikatnej skórze – nagiej, bo nieokrytej łuskami, tarczkami kostnymi, piórami ani sierścią, która ponadto przepuszcza wodę i umożliwia wymianę gazową – muszą jakoś dbać o swoje bezpieczeństwo. Wyspecjalizowały się więc w wytwarzaniu gruczołów skórnych najróżniejszego typu. Jedne produkują śluz nawilżający skórę, inne wytwarzają substancje, które czynią płaza niesmacznym lub trującym. Na przykład gruczoły przyuszne naszej ropuchy (Bufo bufo) wydzielają przy uszkodzeniu mieszankę kilkudziesięciu związków z grupy bufadienolidów – steroidów silnie wpływających na pracę serca – a ponadto amin biogennych, alkaloidów, peptydów i białek, których celem jest zniechęcenie drapieżników do skonsumowania ropuchy. Co prawda między płazami a ich amatorami wywiązuje się czasem wyścig zbrojeń, w którym chwilowo prowadzi drapieżnik. Na przykład jeże uodporniły się na bufadienolidy i nie tylko polują na ropuchy, ale potrafią namaszczać sobie kolce ich toksyną (używając w tym celu własnego języka), co z kolei wzmacnia ich własne zdolności obronne.

Ropuchy to zresztą pikuś w porównaniu z kilkoma gatunkami żabek tropikalnych z rodzaju Phyllobates należącego do rodziny drzewołazowatych (Dendrobatidae). Ich skóra wytwarza (oprócz kilkuset innych związków chemicznych o długich nazwach zakończonych na -toksyna) alkaloid steroidowy, batrachotoksynę (BTX), o niezwykle silnym działaniu neurotoksycznym. Otwiera ona nieodwracalnie kanały sodowe komórek nerwowych, uniemożliwiając im przewodzenie impulsów. Skutkiem jest paraliż mięśni (w tym mięśnia sercowego oraz mięśni umożliwiających oddychanie) i zgon konsumenta w bardzo krótkim czasie. Same drzewołazy są odporne na działanie batrachotoksyny – ich organizm potrafi ją neutralizować.

Co ciekawe, żabki nie syntetyzują BTX za pomocą własnego metabolizmu, ale pozyskują ją z pokarmu, prawdopodobnie z pewnych gatunków chrząszczy – silnie trujących, choć nie dla drzewołazów. Gatunki, które korzystają z takiej ochrony chemicznej, nie tylko nie stosują ubarwienia ochronnego, ale przeciwnie – przybierają kolory wyzywająco jaskrawe, wysyłając wizualne ostrzeżenie: „Nie ukrywam się, bo jestem trująca. Odżabkuj się ode mnie, jeśli ci życie miłe”. Niektóre rdzenne ludy zachodniej Kolumbii używają wydzielin skórnych drzewołazów do zatruwania pocisków do dmuchawek łowieckich. Igła strzałki zatruta w ten sposób pozostaje śmiercionośna przez około roku. Batrachotoksyna, która dostaje się do krwi, jest śmiertelna w znacznie mniejszej dawce niż spożyta doustnie i działa piorunująco, niemal natychmiast, natomiast mięso upolowanego zwierzęcia można spożyć bezpiecznie.

Jaskrawe, kontrastowe ubarwienie ma też nasza salamandra plamista (Salamandra salamandra). Jest to również przykład aposematyzmu, czyli ubarwienia ostrzegawczego. Wydzielina gruczołów przyusznych salamandry jest silnie drażniąca, piekąca w smaku i także zawiera alkaloid steroidowy, samandarynę, działający toksycznie na centralny układ nerwowy. Co prawda w dawkach stosunkowo niegroźnych dla człowieka (o ile nie zechce lizać lub zjeść salamandry), ale potencjalnie zabójczych dla małych drapieżników.

Brazylijska rzekotka Nyctomantis (Aparashpenodon) brunoi, jeden z niewielu znanych gatunków płazów, które można uznać za jadowite, a nie po prostu trujące. Foto: Renato Augusto Martins. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 4.0).

Ustaliliśmy więc, że płazy mogą być silnie trujące. Ale czy mogą być jadowite, to znaczy, czy potrafią aktywnie wprowadzić truciznę do organizmu innego zwierzęcia? Rzadko bo rzadko, ale i to się zdarza. Brazylijskie Nyctomantis (Aparashpenodon) brunoi i Corythomantis greeningi z rodziny rzekotkowatych (Hylidae) są bliskimi krewnymi naszych poczciwych rzekotek (Hyla arborea i H. orientalis), które, nawiasem mówiąc, też mają gruczoły skórne produkujące całą gamę toksyn. Jednak europejskie rzekotki bronią się biernie, podczas gdy ich tropikalni kuzyni są zdolni do kontrataku. Na ich czaszce znajdują się kolczaste wyrostki, dzięki którym rzekotka może ubóść wroga. Kolce przebijają skórę rzekotki, a następnie skórę lub śluzówkę napastnika, wprowadzając do jego organizmu odrobinę wydzieliny bardziej toksycznej niż jad żmii. To wystarczy, żeby wywołać promieniujący po ciele ból utrzymujący się przez wiele godzin. Skutek jest prawdopodobnie jeszcze dotkliwszy, jeśli kolce ugodzą np. w błonę śluzową jamy ustnej amatora rzekotek. Takich przypadków może być więcej, ponieważ nie są to jedyne żaby „kolcogłowe”; tyle tylko, że tego rodzaju zachowanie nie zawsze łatwo udokumentować.

Z kolei niektóre salamandry mają ostre końcówki ruchomych żeber, które po aktywnym „nastroszeniu” przez salamandrę mogą przekłuwać skórę i pełnić rolę podobną jak wyrostki na czaszkach rzekotek. Zbadano pod tym względem traszkę Waltla (Pleurodeles waltl), występującą na Półwyspie Iberyjskim i w Maroku. Jej mechanizm aplikowania jadu jest nieszkodliwy dla człowieka, ale skutecznie odstrasza np. jeże, chętnie polujące na salamandry. Na mniejszą skalę podobną broń stosują azjatyccy kuzyni traszki Waltla z rodzaju Echinotriton, jak E. andersoni z archipelagu Riukiu. Gruczoły salamander wydzielają przy okazji substancje bakteriobójcze, które pozwalają im uniknąć zakażeń i umożliwiają szybkie gojenie się ranek po przebiciu własnej skóry.

To nie kłębek dżdżownic, tylko samica południowoamerykańskiego płaza beznogiego, marszczelca pierścieniowego (Siphonops annulatus) z rodziny Siphonopidae, opiekująca się młodymi. Foto: Marta Maria Antoniazzi. Źródło: Gomes et al. 2012, ResearchGate.

Na zakończenia na wzmiankę zasługuje jedna z najbardziej tajemniczych grup kręgowców, Gymnophiona, czyli płazy beznogie. Są to zwierzęta grzebiące, polujące na bezkręgowce; żyją w ściółce, glebie lub w korytach strumieni w strefie tropikalnej Afryki, Azji i Nowego Świata. Laik mógłby je pomylić z ogromnymi dżdżownicami, zwłaszcza że ich skóra często układa się w fałdy do złudzenia przypominająca segmenty pierścienic. Mogą ją pokrywać drobne łuseczki, a występują w niej także, jak zwykle u płazów liczne grudczoły wydzielające śluz i toksyny zapewniające bierną ochronę. Kopalni protoplaści Gymnophiona, znani z jury, a obecnie także z późnego triasu, mieli jeszcze zredukowane, ale funkcjonalne kończyny i dobrze rozwinięte oczy. U dzisiejszych przedstawicieli grupy oczy są albo skrajnie zredukowane, albo całkowicie zanikłe; z przodu głowy występują za to czułki z chemoreceptorami. Płazy beznogie są bohaterami wielu skądinąd ciekawych historii, na które nie ma tu miejsca, ale o jednym muszę wspomnieć: od dżdżownic różnią się między innymi tym, że mają solidnie zbudowane czaszki i szczęki wyposażone w zęby oraz – uwaga – w gruczoły zębowe bardzo podobne jak u gadów z kladu Toxicofera. Ich wydzielina zawiera mieszankę enzymów zwykle spotykanych u zwierząt jadowitych. Nie udowodniono dotąd, że płazy beznogie są faktycznie jadowite, ale biorąc pod uwagę zbieżności morfologiczne między nimi a Toxicofera, nikogo by nie zdziwiło, gdyby się okazało, że Gymnophiona używają jadu do paraliżowania zdobyczy. Sprawa wymaga jednak dalszych badań, bo ich potencjał jadowitości opisano dopiero w 2020 r.

Pomoce naukowe

Prawie wszystko o płazach: https://amphibiaweb.org/

Gatunki krajowe: https://czlowiekiprzyroda.eu/plazy-polski-przewodnik-terenowy/plazy-polski

Jadowite rzekotki: https://www.nhm.ac.uk/discover/can-frogs-be-venomous.html

Czy płazy beznogie są jadowite: https://www.cell.com/iscience/fulltext/S2589-0042(20)30419-3

Jad (1): gady

Inne odcinki serii i wpisy pokrewne:
Jad (2): płazy
Jad (3a): ssaki
Jad (3b): ssaki owadożerne
Krótka dygresja o kladach i gadach

W trzech odcinkach tej serii przyjrzymy się jadowitym kręgowcom lądowym – kolejno: gadom, płazom i ssakom. Jadowitość kojarzy się przede wszystkim z wężami (Serpentes). Nie wszyscy wiedzą, że tradycyjny podział gadów łuskonośnych (Squamata) na jaszczurki, węże oraz mało znane szerokiej publiczności amfisbeny jest obecnie nieaktualny. Zarówno węże, jak i amfisbeny zagnieżdżone są dość głęboko w drzewie rodowym gadów uważanych tradycyjnie za jaszczurki. Oznacza to, że jaszczurki są parafiletyczne względem pozostałych łuskonośnych i nie można ich uważać za poprawnie zdefiniowaną jednostkę taksonomiczną. Gdybyśmy chcieli naprawić tę wadę, przyjmując, że „jaszczurki” to po prostu synonim łuskonośnych, to węże i amfisbeny należałoby uznać za wyspecjalizowane jaszczurki – choćby dlatego, że wiele jaszczurek (w sensie tradycyjnym) jest bliżej spokrewnionych z wężami niż z innymi jaszczurkami.

Węże stanowią część większego kladu – grupy wywodzącej się od wspólnego przodka i zawierającej wszystkich jego potomków. Klad ten, zidentyfikowany dzięki danym genetycznym, nazwano Toxicofera, czyli ‘jadonośne’. Oprócz węży należy do niego wiele rodzin jaszczurek, m.in. helodermowate (Helodermatidae). Jej dwaj współcześni przedstawiciele, heloderma meksykańska (Heloderma horridum) i arizońska (H. suspectum), od dawna znane są jako gatunki dysponujące dość silnym jadem. Helodermy, jako zwierzęta ociężałe, którym trudno uciec przed drapieżnikami, używają jadu w celach obronno-odstraszających. W ostatnich latach okazało się jednak, że jad wstrzykiwany przez ukąszenie można spotkać także u innych Toxicofera, zwłaszcza u różnych gatunków waranów, w tym warana z Komodo (Varanus komodoensis). Dawniej przypisywano toksyczne działanie ukąszeń waranów bakteriom żyjącym na ich zębach, jednak obecnie wiadomo, że warany produkują własny jad. Istnieją też poszlaki anatomiczne sugerujące, że wielkie jaszczurki morskie z późnej kredy, mozazaury (Mosasauroidea), mogły być jadowite. Mozazaury także zalicza się do kladu Toxicofera, a do ich najbliższych krewnych należą węże.

Jadowite węże są w świecie gadów specjalistami od śmiercionośnych toksyn, choć poszczególne linie ewolucyjne węży są bardzo zróżnicowane pod względem jadowitości. Niektóre węże nie wytwarzają jadu w ogóle, u innych jest on słaby, u jeszcze innych działa piorunująco i jest niebezpieczny nie tylko dla ich typowych ofiar, ale także dla ludzi i innych dużych zwierząt, a do jego wstrzykiwania wykorzystywane są specjalnie przystosowane, często zaopatrzone w ruchome zawiasy zęby jadowe z kanalikami doprowadzającymi jad do rany. Spośród ok. 4000 znanych gatunków węży ok. 800 (20%) jest uznawanych za jadowite, a 250 (nieco ponad 6%) jest potencjalnie zdolnych do zabicia człowieka jednym ukąszeniem. Liczba węży w jakimś sensie jadowitych może być większa, ale wytwarzany przez nie jad jest na tyle słaby, że kwestia ich jadowitości to „szara strefa”, gdzie wiele zależy od tego, jak definiujemy to pojęcie. Warto pamiętać, że „jadowity” to niekoniecznie to samo co „groźny dla człowieka”. No i oczywiście nie to samo co „trujący”, czyli po prostu zawierający truciznę. Jadowitość zakłada, że zwierzę potrafi wyprodukowaną w swoim organizmie truciznę aktywnie wprowadzić do organizmu ofiary, konkurenta lub napastnika.

Australijska zdradnica śmiercionośna, ang. death adder (Acanthophis antarcticus). Jest niebezpiecznie jadowita, ale wbrew nazwie nie taka straszna, jak ją malują. Zoo w Melbourne; zdjęcie własne autora.

Wszystkie znane gady jadowite należą do kladu Toxicofera, choć stanowią wśród jego członków zdecydowaną mniejszość. Zachodzi pytanie, czy ostatni wspólny przodek kladu (nieco ponad 200 mln lat temu) był jadowity, a znaczna część jego potomków utraciła zdolność do wytwarzania jadu, czy raczej ta zdolność wyewoluowała niezależnie w wielu liniach potomnych. Nie ma na ten temat jednomyślności wśród herpetologów (przeważa raczej sceptycyzm wobec pierwszej możliwości), ale i tak należałoby się zastanowić, dlaczego jadowitość jest ograniczona tylko do tej jednej grupy gadów, obejmującej nieco ponad połowę wszystkich łuskonośnych. Jaka szczególna cecha spowodowała, że jadowitość w ogóle mogła się wśród nich pojawić?

Wszystkie Toxicofera posiadają gruczoły zębowe, doprowadzające swoją wydzielinę kanalikami w konkretne miejsce – do nasady zębów. Jest to jedna z synapomorfii tego kladu, czyli wspólna innowacja ewolucyjna, która istniała już u ich wspólnego przodka. Wydzielina ta to po prostu ślina zawierająca (jak u wszystkich zwierząt, które ją wytwarzają) bogaty koktajl białek kodowanych przez geny, które ulegają ekspresji w gruczołach ślinowych. Białka te spełniają różne typowe funkcje: niektóre tworzą śluz nawilżający jamę ustną i ułatwiający połykanie zdobyczy, inne pełnią funkcje proteolitycznych enzymów trawiennych lub działają cytotoksycznie na mikroorganizmy; te ostatnie, jeśli występują w ślinie, służą higienie uzębienia, chroniąc je przed bakteriami czy grzybami. Wiele składników śliny to stosunkowo niewielkie polipeptydy kodowane przez geny, które wielokrotnie ulegały duplikacji. Dodatkowe kopie ewoluowały niezależnie, dając początek dużym rodzinom genów i pozwalając ewolucji eksperymentować z ubocznymi funkcjami mutujących wariantów.

Często minimalne zmiany spowodowane przez mutacje pozwalają przekształcić istniejący od dawna nietoksyczny enzym wytwarzany w gruczołach ślinowych na przykład w środek obronny wywołujący przy ukąszeniu porażający ból i długotrwały szok, które napastnik zapamięta na długo. A mogą także stworzyć silną neurotoksynę, kardiotoksynę, miotoksynę czy hemotoksynę obezwładniającą lub zabijającą zdobycz. Ślina staje się typowym jadem. Takie wynalazki ewolucyjne są bardziej prawdopodobne u zwierząt, które polują głównie przy użyciu zębów i już na starcie dysponują systemem doprowadzania śliny we właściwe miejsce. Dlatego ewolucja jadowitości była bardziej prawdopodobna u Toxicofera niż u innych łuskonośnych, nie wspominając o ryjogłowych, żółwiach, krokodylach i dinozaurach (z ptakami włącznie).

Trudno się zatem dziwić, że w tej grupie gadów widzimy przypadki ewolucji w kierunku ofensywnych lub defensywnych zastosowań śliny. U wielu z nich jad pełni funkcję marginalną, ale u kilku linii zaawansowanych ewolucyjnie węży z kladu Caenophidia (obejmującego ponad 80% wszystkich gatunków) jadowitość stała się stylem życia. Należą tu takie rodziny jak zdradnicowate (Elapidae) i żmijowate (Viperidae), których przedstawiciele wykształcili gruczoły jadowe z prawdziwego zdarzenia, gromadzące śmiertelną dawkę potężnego jadu, i wymyślne mechanizmy jego aplikowania za pomocą długich i ostrych zębów zaopatrzonych w kanaliki jadowe.

Wystarczy wspomnieć, że do zdradnicowatych należą m.in. kobry, zdradnice, mamby, niemrawce (kraity), węże morskie i pseudokobry (Pseudonaja). Do żmijowatych zaliczamy m.in. żmije (w tym swojską zygzakowatą) i grzechotniki. W tych dwóch rodzinach praktycznie wszystkie gatunki są mniej lub bardziej (a czasem naprawdę bardzo) jadowite; jedyne znane wyjątki to kilka gatunków węży morskich z rodzaju Emydocephalus, odżywiających się rybią ikrą. Inna pokrewna rodzina, połozowate (Colubridae) ma paru silnie jadowitych przedstawicieli, jak południowoafrykański boomslang (Dispholidus typus), ale ich ogromna większość (w tym nasze zaskrońce, gniewosze i węże Eskulapa) jest całkowicie niegroźna. Nie chodzi tylko o to, że wiele połozowatych w ogóle nie wytwarza jadu, ale również o „anatomię kąsania”. Zęby jadowe połozowatych (w odróżnieniu od zdradnicowatych i żmijowatych) położone są w tyle szczęki, więc żeby zostać ukąszonym, na ogół trzeba by było dosłownie wepchnąć wężowi palec do pyska. Boomslang (i to nawet młodociany) jest niebezpieczny dla ludzi, bo potrafi rozewrzeć szczęki tak, że tworzą kąt 170°. Umożliwia mu to ukąszenie człowieka mimo ograniczeń anatomicznych. Gatunki jadowite zdarzają się też w mniej znanej rodzinie gleboryjcowatych (Actraspididae).

Dlaczego ze wszystkich Toxicofera to węże zostały specjalistami od broni chemicznej? Bo ten kierunek ewolucji był atrakcyjny dla drapieżników, których kończyny uległy redukcji. Żeby obezwładnić zdobycz, zwłaszcza dużą, wąż nie może jej wstępnie przytrzymać łapami zapopatrzonymi w pazury. Może się wokół niej owinąć i udusić ją, co oczywiście wiele węży robi. A może także zabić lub sparaliżować ofiarę za pomocą umiejętnie zaaplikowanej dawki silnego jadu zawierającego setki aktywnych biologicznie składników, dopracowanych przez dobór naturalny.

Ewolucja oczywiście nie działa w ten sposób, że usłużne mutacje na zawołanie tworzą jakąś cechę, która dla danego zwierzęcia byłaby pożądana. Padalec (Anguis fragilis) nie ma nóg i należy do Toxicofera (choć chyba wszyscy wiedzą, że nie jest wężem); co więcej, jest dość blisko spokrewniony z helodermami i waranami, a przecież nie używa jadu. Jednak padalce (podrodzina Anguinae) utraciły nogi stosunkowo niedawno w porównaniu z wężami (prawdopodobnie w eocenie, czterdzieści kilka milionów lat temu), a ponadto polują na drobną zwierzynę, głównie bezkręgowce, do których upolowania wystarczy siła szczęk. Węże pojawiły się sto milionów lat temu, nieco później utraciły funkcjonalne kończyny, ale rozwijanie specjalizacji takich, jakie widzimy u kobry czy żmii, zajęło im dziesiątki milionów lat.

Tu jeszcze raz podkreślam, że „jadowitość” to pojęcie względne, stopniowalne i nieostro zdefiniowane. Liczne białka wchodzące w skład jadu grzechotnika i współodpowiedzialne za jego efekt, na przykład krotaminę, można znaleźć w ślinie takich przedstawicieli Toxicofera jak agamy, legwany, kameleony czy bazyliszki (co do pewnego stopnia usprawiedliwia nadaną trochę na wyrost i niepotrzebnie złowieszczą nazwę kladu). Czy kameleon używa śliny pokrywającej zęby do paraliżowania zdobyczy? Zapewne tak. Na ogół nie zaliczamy go jednak do gadów jadowitych, bo toksyczny efekt śliny pełni funkcję uboczną, wspomagającą główny mechanizm polowania (wystrzelenie lepkiego języka). Roślinożerne legwany nie potrzebują jadu, co nie oznacza, że białka „jadowe” nie spełniają u nich różnych pożytecznych funkcji. Jadowitość jest kwestią poziomu ekspresji potencjalnych toksyn, zdolności do ich gromadzenia na zapas w zabójczych dawkach i mechanizmu pozwalającego na wstrzyknięcie ich podczas ukąszenia. Te cechy ewoluowały mozaikowo wśród Toxifera, w kilku liniach czyniąc z nich zwierzęta jadowite, a w paru rodzinach węży – profesjonalnych zabójców.

Struktura krotaminy, jednego ze składników jadu grzechotnika. Krotamina występuje także (w niskim stężeniu) w ślinie niegroźych jaszczurek z grupy Toxicofera, np. agamy brodatej (Pogona barbata). Autor: Jsmeredith. Źródło: VisItusers.org (licencja CC A-S 3.0).

Przypominam jednak, że 80% węży to gatunki niejadowite w sensie pragmatycznym. Cokolwiek można znaleźć w ich ślinie, ich ukąszenie nie jest toksyczne dla człowieka ani innych dużych zwierząt. Mogą być oczywiście niebezpieczne z innego powodu: kilkumetrowy pyton siatkowany (Malayopython reticulatus) jest w stanie zabić, a nawet połknąć człowieka, choć nie potrzebuje do tego jadu. Tak jak u innych dusicielowatych (Boidae) gruczoły zębowe pytona uległy redukcji i przesunęły się ku kącikom paszczy, robiąc miejsce dla gruczołów wargowych, wydzielających śluz umożliwiający połykanie zdobyczy w całości. Poza takimi ekstremalnymi przypadkami większość węży jest absolutnie nieszkodliwa.

W Polsce występuje 5 gatunków węży (żmija zygzakowata, gniewosz plamisty, zaskroniec zwyczajny, zaskroniec rybołów i wąż Eskulapa, dwa ostatnie tylko na niewielkich obszarach na południu kraju). Tylko jeden z nich jest jadowity, a podobną proporcję obserwujemy także w krajach, gdzie gatunków węży jest o wiele więcej. Wyjątkiem jest Australia (wraz z Nową Gwineą), gdzie większość miejscowych gatunków węży (ponad 150) jest jadowita, co jest skutkiem radiacji przystosowawczej zdradnicowatych w tym regionie (żmijowate w ogóle tam nie występują). Ale australijskie zdradnicowate z reguły są płochliwe: wolą ucieczkę niż atak na zwierzę takie jak człowiek, które nie jest ich potencjalną zdobyczą. Mogą też kąsać „na sucho”, nie marnując cennego jadu. Liczba śmiertelnych przypadków ukąszenia przez węże w Australii wynosi około dwóch na rok. Tylko wyjątkowo zdarza się konieczność amputacji kończyny z powodu martwicy tkanek po ukąszeniu. Żmijowate bywają bardziej asertywne i skłonne do kontrataku, gdy czują się zagrożone, dlatego roczna liczba ofiar węży jest o kilka rzędów wielkości większa w takich częściach świata jak Indie, Afryka i Ameryka Południowa. Globalna liczba zgonów to ok. 100 tys. rocznie i  trzy razy tyle amputacji na 2,5 mln ukąszeń przez jadowite węże. Oczywiście statystyki skutków ukąszeń zależą też od możliwości szybkiego otrzymania pomocy lekarskiej, a zwłaszcza podania właściwej antytoksyny.

Strach ma wielkie oczy, a czarna legenda węży powoduje, że czasem trudno jest skutecznie chronić zagrożone gatunki. Populacje węży, także tych jadowitych, są ważnymi częściami ekosystemów. Ludziom zdarza się mordować węże „w obronie własnej” albo w poczuciu, że wyświadczają ludzkości przysługę. Jeśli nie potrafimy odróżnić gatunków jadowitych od niejadowitych, najlepiej w ogóle schodzić im z drogi. Jeśli potrafimy, to i tak trzeba pamiętać, że w Polsce wszystkie rodzime węże (i w ogóle wszystkie gady) objęte są ochroną gatunkową częściową lub ścisłą. Nie wolno ich umyślnie zabijać, przetrzymywać w niewoli, płoszyć ani niszczyć ich gniazd lub jaj.

Ofiarą panicznego lęku przed wężami padały też często padalce. Z niewiadomych przyczyn w dużej części Europy (w tym w Polsce) miały one opinię gadów śmiertelnie jadowitych, groźniejszych niż żmija. Po ukąszeniu żmii człowiek miał jeszcze jakieś szanse, tymczasem śmierć po ukąszeniu padalca była rzekomo nieunikniona i straszna: człowiek żywcem tracił kolejne części ciała, póki nie skonał w męczarniach. W rzeczywistości padalec ma zęby i (aczkolwiek rzadko) zdarza mu się ugryźć człowieka w palec, kiedy broni się w sytuacji zagrożenia. Nieznane są przypadki jakichkolwiek komplikacji po takim ukąszeniu, niemniej Szekspir wylicza „żądło padalca” jako jeden z upiornych składników mikstury pichconej przez trzy wiedźmy w Makbecie. Dopiero w 1762 r. wielebny Richard Forster, duchowny anglikański i przyrodnik amator z Great Shefford w hrabstwie Berkshire, opublikował w Philosophical Transactions obserwacje dowodzące, że ukąszenia padalców są całkowicie niegroźne.

Lektura dodatkowa

Warto przewinąć spis artykułów i odnaleźć sześć odcinków serii The Tale of Toxicofera:

https://biomedicalsciences.unimelb.edu.au/departments/department-of-biochemistry-and-pharmacology/engage/avru#blog