Genealogiczne i kodujące DNA: sukcesy, kontrowersje i bajki

Zestawienie bajki o Jamesie Bondzie z autentyczną historią o zabójcy autostopowiczki i Polakach wysyłających DNA do Chin może się wydawać nie na miejscu. Pokazuje to jednak, w jakim świecie się znaleźliśmy. W świecie, w którym realne odkrycia naukowe, coraz trudniej odróżnić przeciętnemu zjadaczowi chleba od fantastycznych historii. Coraz trudniej jest też wytłumaczyć, dlaczego pewne badania DNA, np. badania STR, dają ograniczoną wiedzę o nas i są dopuszczalne, a niektóre (np. badania eksomów) mogą stanowić wyciek kolejnych bardzo prywatnych danych. Taki mamy klimat, fikcja miesza się z rzeczywistością. Sukcesy biologii są coraz bardziej pozytywnie zaskakujące, ale jednocześnie coraz łatwiej tworzyć teorie spiskowe.

Sukces FBI z października tego roku, to schwytanie zabójcy po 50 latach dzięki badaniu DNA (STR) jego krewnych, zdeponowanego do badań rodowodowych. Z drugiej strony DNA polityków jest strzeżone. Zabiega się, by nie wpadło w niepowołane ręce. Filmowcy nakręcają „Nie czas umierać” (007), gdzie jakoby tworzy się „personalizowaną broń biologiczną”. Kandydat Donalda Trumpa na Szefa Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej w USA, Robert F. Kennedy Jr., insynuuje, że SARS-CoV-2 stworzyli Chińczycy, tak żeby mniej atakował Żydów (głównie aszkenazyjskich), wykorzystując dane o ich DNA. Polacy deponują DNA w Chinach, przed czym ostrzegają polskie służby.  Jak się w tym połapać? Kto opowiada bajeczki i buduje teorie spiskowe, a kto robi coś pożytecznego?

Dlaczego sprawa zabójcy z 1974 roku była trudna?

W 1974 roku w Stanach Zjednoczonych zamordowano autostopowiczkę. Przez kilkadziesiąt lat nie udawało się znaleźć mordercy, pomimo że na miejscu zbrodni znaleziono DNA, które należało do sprawcy. Badania genetyczne prowadzi się w kryminalistyce od połowy lat 80., a zabójca nie trafił do grupy osób podejrzanych lub sprawców czynów zabronionych, których DNA się analizuje. Nie można wykonać badań DNA milionów potencjalnych sprawców w kraju takim jak USA.

Jak więc ostatecznie ustalono, kto był sprawcą, pomimo że FBI nie miało w czasie śledztwa dostępu do DNA sprawcy spoza miejsca zbrodni dla porównania?

W XXI wieku w Stanach Zjednoczonych miliony ludzi wysłało jednak swoje DNA na badania. Bardzo modne są tam np. badania genealogiczne. Dzięki temu FBI (Federalne Biuro Śledcze) ma stopniowo dostęp do coraz większej liczby fragmentów sekwencji DNA Amerykanów. Wśród tych wysyłających DNA na badania rodowodowe nie było zabójcy, ale w tej grupie znaleźli się członkowie jego rodziny. FBI ma dostęp nie do całych genomów osób, które poddały się badaniom, ale do takich fragmentów genomów, które pozwalają określić tożsamość – profili DNA. FBI nie musi więc mieć w pierwszym etapie DNA pozyskanego od sprawcy (poza miejscem zbrodni do porównania), aby z sukcesem prowadzić (wznowić) śledztwo. Dzięki dostępowi do sekwencji DNA określających tożsamość różnych osób, w tym z rodziny sprawcy, DNA znalezione w miejscu zbrodni pozwala zidentyfikować najpierw jego krewnych, a dopiero potem wskazać podejrzanego i ostatecznie nawet zidentyfikować go jako sprawcę. Formalnie dostępne dla FBI są wzorce (sygnatury) – loci z charakterystyczną liczbą powtórzeń alleli mikrosatelitarnych/STR (ang. short tandem repeats, krótkie tandemowo powtarzane sekwencje DNA). Ten typ działalności nazywa się śledczą genealogią genetyczną investigative genetic genealogy (IGG). Takie DNA na potrzeby tytułu nazwano również genealogicznym. W ostatnich latach wskazywania sprawców dzięki tym badaniom prowadziło również do uniewinnienia osób skazanych. Bracia Bintz zostali oczyszczeni z zarzutu gwałtu i morderstwa po 24 latach.

Genetic Genealogy Can Stop Violent Criminals and Free the Wrongly Convicted | Scientific American

Sprawa morderstwa implikuje pewne dylematy prywatność vs. bezpieczeństwo

W opisanych przypadkach nikt nie ma wątpliwości, że takie badania i dostęp do baz danych są uzasadnione. Natomiast generalnie implikuje to pytanie o to, jaką wiedzę o członkach społeczeństwa mogą mieć instytucje rządowe. Badania STR przypominają trochę (chociaż jest ważna różnica) badania odcisków palców (daktyloskopijne). Obecnie każdy udostępnia swoje odciski palców w wielu sytuacjach, chociażby występując o paszport. Badanie STR, co do zasady, nie ujawnia żadnych danych genetycznych o osobie poza jej tożsamością. Nie da się na tej podstawie przewidzieć choroby, czy ogólnie cech zależnych od genomu. Z drugiej strony, jeśli ktoś inny jest deklarowanym rodzicem, a ktoś inny biologicznym, to FBI może mieć o tym wiedzę dzięki badaniu STR, a badanie odcisków palców takiej wiedzy nie daje. Zależność między liniami papilarnymi rodziców i dzieci jest niewielka i nawet bliźnięta jednojajowe mają inne linie papilarne, ale mają w zasadzie takie same sekwencje STR. Na podstawie odcisków palców członków rodziny sprawcy nie da się wytypować sprawcy. Analogia odcisku palca nie jest więc precyzyjna. Wydaje się jednak, że badania genealogiczne DNA będą dopuszczalne w kryminalistyce. Tym bardziej, że jak opisano powyżej, wykorzystano te badania z powodzeniem do oczyszczenia osób niewinnych a skazanych.

Więcej o badaniach DNA w kryminologii dla „Eksperyment myślowy” pisał Marcin Czerwiński.

Na tropie przestępców, czyli analiza DNA w kryminalistyce (1) – Eksperyment Myślowy

Nie każde badanie DNA daje tak ograniczoną wiedzę o jego właścicielu jak badanie fragmentów STR

Badanie części kodującej daje o wiele większą wiedzę niż badanie STR. Amerykanie są oskarżani o zbieranie DNA światowych polityków. Przy czym jednocześnie bardzo dbają o to, żeby DNA ich polityków nie dostało się w niepowołane ręce. Stało się to nawet inspiracją do fabuły „Nie czas umierać” (James Bond 007), gdzie na podstawie sekwencji DNA stworzono selektywną (personalizowaną) broń biologiczną. To oczywiście bajka. Podobnie jak to, że Chińczycy stworzyli SARS-CoV-2 w oparciu o sekwencje DNA Europejczyków i Amerykanów, w tym Żydów, żeby siać większe spustoszenie wśród pewnych grup etnicznych. Nie ma takiej możliwości. Autor próbował odnieść się do tej problematyki w tym tekście: Wirus Marburg (MARV) vs. SARS-CoV-2 – Eksperyment Myślowy. Twierdzenia Roberta F. Kennedy’ego juniora o tworzeniu SARS-CoV-2 w takim celu stanowią przykład typowej teorii spiskowej. Nie da się jej zbudować bez posiadania pewnego punktu zaczepienia. Na tym ogólnie polegają działania wielu pseudonaukowców, manipulatorów i dezinformatorów. Na podstawie pewnych realnych sytuacji, jak wykrywanie sprawców po badaniach STR czy diagnostyka chorób genetycznych po badaniach eksomów, tworzy się absurdalne narracje. Miesza się przekazy prawdziwe z całkowicie fikcyjnymi, wyolbrzymia się pewne możliwości, a przeciętna osoba ma prawo mieć problem z odróżnieniem realności od fikcji. Przecież DNA polityków jest z jakiegoś powodu chronione, a James Bond nie dla każdego jest postacią całkowicie fikcyjną.

Czy zagrożenie związane z przekazywaniem DNA do analiz w ogóle nie istnieje?

Czy Polacy deponują gdzieś swoje „DNA”? Tak, robią to np. coraz częściej właśnie w Chinach. Bo Chińczycy za stosunkowe małe pieniądze obiecują, że na podstawie badań genomu wiele dla deponujących „przepowiedzą”. Jest to często obietnica bez pokrycia. Do Chin trafiają też próbki DNA zdesperowanych rodziców, którzy próbują dokonać poważnej diagnostyki chorób genetycznych dzieci. Szacuje się, że w Chinach znajdują się próbki 100 tysięcy Polaków. Obywatele z kraju wolnościowców deponują swoje DNA (i to nie tylko sekwencje STR ale sekwencje kodujące/eksom) w kraju, który uważają za miejsce ograniczania wolności. A co z tym zrobią Chińczycy? Mogą wykorzystać to DNA np. do profilowania farmakologicznego. Tworzenia terapii, które będą skuteczniejsze dla Europejczyków, aby podbić nasz rynek jakimś lekiem. Mogą zdobyć o kimś wiedzę, która będzie uznana za jego słabość, jak np. predyspozycja do choroby.

Rozeznanie, co jest naukowe, a co pseudonaukowe, jest coraz trudniejsze. Jest to jednak nadal możliwe przy odrobinie cierpliwości i gotowości do studiowania tych zagadnień.

W trakcie pracy nad tekstem wiele cennych uwag wnieśli: Wiesław Seweryn i Tomasz Kubowicz.

Mary Schlais Wisconsin 1974 cold case solved after killer identified with genetic genealogy | CNN

Genetic genealogy: How a field pioneered by amateurs changed the way cops solve cold cases | CNN

Justice Delayed but not Denied: Bintz Brothers Exonerated After 24 Years with the Help of IGG – Investigative Genetic Genealogy Center (IGG)

Chiny posiadają ok. 100 000 polskich genomów. Komitet Genetyki Człowieka PAN alarmuje

Wirus Marburg (MARV) vs. SARS-CoV-2

Dlaczego wirus Marburg (MARV) pomimo, że odpowiedzialny za gorączkę krwotoczną, nie jest na razie tak straszny dla ludzkości, jak był SARS-CoV-2 powodujący COVID-19?

Historia wirusa Marburg pokazuje, że to, co jest wyciekiem z laboratorium, może powstać w naturze i że to, co ma wysoką śmiertelność (40-80% wirus Marburg/choroba marburska) nie musi być tak groźne dla populacji, jak coś ze śmiertelnością na poziomie 0,5% SARS-CoV-2 (COVID-19).

Dlaczego Marburg?

Nazwa „wirus Marburg” ma związek z tym, że pierwsze znane przypadki (1967 rok) wystąpiły u naukowców między innymi w tym mieście. Badali oni zakażone zwierzęta – koczkodany zielone. Siedem osób zmarło, około 25 było zakażonych. Gorączkę krwotoczną wywoływaną przez wirusa Marburg nazywa się niekiedy chorobą marburską.

Zakażeni w 1967 roku naukowcy pracowali głównie nad szczepionką przeciw polio i pozyskiwali do tego celu komórki z nerek zwierząt. Taką procedurę wykorzystywano do czasu opracowania takich linii komórkowych jak HEK-293 czy MRC5. Te ostatnie linie są pochodzenia ludzkiego.

Wyciek wystąpił więc z laboratorium, ale pochodzenie wirusa było naturalne. Dlatego niektórzy sprzeciwiają się określeniu wyciek. Jest to przykład problemu w tworzeniu przekazów. Niektórym wyciek z laboratorium (ang. lab leak) kojarzy się jednoznacznie z projektowaniem wirusa przez człowieka – co nie oddaje stanu faktycznego. Późniejsze opisane epidemie w Afryce wynikały z zakażeń odzwierzęcych bez pośrednictwa naukowców.

Wirus Marburg. Źródło Wikipedia.

Jaskinia Kitum, ekspedycja wojskowa Amerykanów i radziecki VECTOR

Instytut badawczy chorób zakaźnych armii amerykańskiej (USAMRIID, United States Army Medical Research Institute of Infectious Diseases) zorganizował ekspedycję naukową do jaskini Kitum znajdującej się w Kenii. Oficjalnie, aby badać biologię wirusów. Istniała obawa, że jaskinia to wylęgarnia m.in. wirusa Marburg, Ebola itp. Jest to niezwykłe miejsce, w którym „spotykają” się np. słonie i nietoperze (wyjątkowy ekosystem). Według niektórych geologów Kitum nie jest w ogóle jaskinią tylko, pewnego rodzaju „kopalnią” wydrążoną przez słonie pozyskujące w tym miejscu sól. Wpływająca woda dopełnia dzieła rozpoczętego przez ciosy słoni. Jest to też w związku z tym pewnego rodzaju grobowiec słoni.

Groźnych wirusów w czasie ekspedycji USAMRIID nie wykryto, chociaż lokalni Masajowie potwierdzili dziwne przypadki wykrwawień w osadach położonych w okolicy jaskini. Podobne ekspedycje do autentycznych kopalni w Ugandzie i Kenii pozwoliły wykryć zakażone nietoperze.

USAMRIID ma siedzibę w Fort Detrick w stanie Maryland. Fort Detrick był centrum amerykańskich badań nad bronią biologiczną od 1943 do 1969 roku. Po oficjalnym przerwaniu badań nad bronią biologiczną stał się siedzibą dla naukowców prowadzących Program Obrony Biologicznej Stanów Zjednoczonych – w ostatnich latach nazywany także Narodową Strategią Obrony Biologicznej.

Programy takie mają chronić przed bioterroryzmem, ale paradoksalnie prawdopodobnie to oficer/naukowiec USAMRIID stał za rozsyłaniem kopert zawierających wąglika w Stanach Zjednoczonych w 2001 roku. Było to wkrótce po atakach terrorystycznych Al-Kaidy na budynki WTC (World Trade Center). Atak wąglikowy FBI nazwało Amerithrax (zbitka wyrazowa od „America” i „anthrax”). Niestety najpewniej nie dowiemy się już, czy na pewno za atakami stała osoba z USAMRIID, bo podejrzany popełnił samobójstwo. Problem bioterroryzmu jest uznawany za bardzo poważny. Sprawa miała w USA najwyższą rangę, chociaż kopert nie rozesłano wiele, a osoba zakażona za pomocą rozpylonych zarodników zachoruje na postać płucną i nie będzie mogła zakażać innych.

Kolejne wycieki wirusa Marburg z laboratoriów miały miejsce w ZSRR w roku 1988 i 1990. Co najmniej w jednym przypadku z laboratorium związanego z produkcją broni biologicznej, ale również szczepionek przeciw takim chorobom jak gorączki krwotoczne (VECTOR). Takie incydenty przyczyniają się do utrwalenia wśród społeczeństwa przekonania o próbach wykorzystania tych wirusów jako broni biologicznej. Niestety pomimo że z filowirusami takimi jak Ebola, wirus Sudanu, wirus Marburg czy wirus Ravn pracuje się w laboratoriach BSL4 (najwyższy poziom bezpieczeństwa biologicznego ang. biosafety level 4), wypadki się zdarzały. Niektórych oczywiście przerażają takie sytuacje i widzą w tych laboratoriach – dość literalnie – puszki Pandory.

Jaskinia Kitum Źródło wikipedia.

Wirusy gorączek krwotocznych w literaturze i filmie

Zainteresowanie tymi wirusami przez armię jest przedstawione w sposób dramatyzowany np. w filmie „Epidemia”, a ekspedycja do jaskini Kitum została beletrystycznie opisana przez Richarda Prestona w „The Hot Zone” (1994). Zalążkiem tej noweli był ten artykuł Prestona w New Yorkerze.

https://www.newyorker.com/magazine/1992/10/26/ebola-outbreak-crisis-in-the-hot-zone

Nazwa „hot zone” w tym kontekście wywodzi się ze slangu laboratoriów takich jak to osadzone w Fort Detrick. Jest to miejsce, w którym doszło do kontaminacji – wydostania się patogenu spod kontroli. Jeśli w tym miejscu znajdują się zwierzęta, zabija się je natychmiast i spala. Ludzi zamyka się w skafandrach lub kapsułach i transportuje do specjalnego szpitala. Fort Detrick posiada takie oddziały szpitalne. Twórcy filmu „Epidemia” trochę inspirowali się „The Hot Zone” Prestona. Preston dużo pisał o zagrożeniu bioterroryzmem. Zapewne niekiedy dodawał swoim opisom dramatyzmu, ale inspirację czerpał z kontaktów z takimi osobami jak Clarence James Peters, Jr, który był pułkownikiem i profesorem w USAMRIID.

Nowela Prestona „The Cobra Event” (1998), była inspiracją dla Billa Clintona. Prezydent ten – krótko po tym, jak zaczął czytać tę nowelę – zainicjował prace nad wzmocnieniem działań przeciwko bioterroryzmowi w Stanach Zjednoczonych.

Bez wątpienia w przypadku zastosowania wirusa Marburg jako broni biologicznej wyobrażalne chociaż niezwykle mało prawdopodobne jest uniknięcie tzw. efektu zwrotnego. Efekt zwrotny to największy problem broni biologicznej dla jej twórców. Jest to skierowanie się wykorzystanego patogenu przeciwko temu, kto go użył. Patogen pozbawiony efektu zwrotnego może teoretycznie szybko wyeliminować osoby znajdujące się w określonym położeniu i nie rozprzestrzenić się poza ten obszar. Jest to więc patogen, który w krótkim czasie doprowadza do śmierci, czy unieszkodliwienia zakażanych, ale też taki, który nie będzie dalej transmitowany. Wirus Marburg może odegrać taką rolę tylko wtedy, jeśli zostanie użyty w odizolowanym obiekcie. Można więc np. użyć takiej broni jak wirus Marburg na pokładzie okrętu podwodnego bardzo oddalonego od innych jednostek. Typowym przykładem działania związanego z próbą uniknięcia efektu zwrotnego jest wspomniane wcześniej rozpylenie wąglika.Jak wskazano, wąglikiem w zasadzie nie można się zakazić od chorego na postać płucną. Natomiast obszar, gdzie użyje się takiej broni jak przetrwalniki wąglika, jest obszarem skażonym na długi czas szczególnie ze względu np. na zagrożenie dla zwierząt roślinożernych. Taka sytuacja miała miejsce na wyspie ​Gruinard. Po próbach z wąglikiem w czasie II wojny światowej wyspa została odcięta od świata na prawie 50 lat. U człowieka jeśli nie mamy do czynienia ze specjalnie przygotowanym preparatem wrota zakażenia dla wąglika to zraniona skóra.

Dlaczego to wirusy takie jak SARS-CoV-2 były i są większym problemem niż wirusy takie jak Marburg?

Zakażenia wirusem Marburg pokazują, że największe zagrożenie epidemiologiczne dla świata nie musi wynikać z wysokiej śmiertelności. Na ten typ gorączki krwotocznej może umierać początkowo nawet 80% zakażonych, a mimo to umieralność (liczba zmarłych w określonym czasie na 100 tysięcy) jest znikoma, w porównaniu z umieralnością COVID-19.

W przypadku wirusa Marburg zakaźność w populacji ogólnej jest niższa, m.in. dlatego, że ludzie dość instynktownie unikają kontaktu z osobą, która krwawi z wielu miejsc, w tym niekiedy z oczu. W przypadku SARS-CoV-2 objawy nie są tak szokujące i nie wzbudzają takiego niepokoju. Mniejsze zagrożenie SARS-CoV-2 niż MARV – z punktu widzenia jednego człowieka (jednostki) – stało się przyczyną poważnego zagrożenia dla współczesnej populacji.

Ponadto, do zakażenia wirusem Marburg dochodzi zazwyczaj w wyniku kontaktu z krwią, czy wydzielinami chorego, ubraniami oraz pościelą. Transmisja typowa dla SARS-CoVo-2 należy w przypadku wirusa Marburg do rzadkości. Wysoka śmiertelność nie jest jedynym wyznacznikiem niebezpieczeństwa. AIDS miał początkowo śmiertelność w granicach 99%. Umieralność jednak była znikoma (niższa niż grypy).

Oczywiście nie oznacza to, że wirusa Marburg można lekceważyć. Wiriony wirusów gorączek krwotocznych znajdowano w nasieniu ozdrowieńców po wielu latach od zachorowania.

Bioterroryzm jest, jak wskazano powyżej, traktowany poważnie i żadne zagrożenia nie są lekceważone. Rozsyłanie wąglika (Amerithrax) w 2001 roku jest tego przykładem. Co prawda działania grup antyszczepionkowych prowadziły do większej liczby zgonów niż Amerithrax w związku z COVID-19. O wiele trudniej jednak walczyć z bronią w formie idei, niż z bronią biologiczną fizycznie istniejącą. Idea jest w stanie rozwinąć się i zakażać kolejne osoby, nawet po skazaniu kogoś, kto za nią stoi. Listy z wąglikiem przestaną być rozsyłane, natomiast maile, posty („listy”) z dezinformacją po skazaniu jakiegoś guru antyszczepionkowego, mogą być rozsyłane nawet częściej.

Wyciek z laboratorium i puszka Pandory vs. to jak człowiek „czyni sobie Ziemię poddaną”

Wirusa Marburg i SARS-CoV-2 łączy rozważanie o tzw. lab leak – wycieku z laboratorium. Coraz więcej wskazuje na to, że SARS-CoV-2 pochodził z rynku w Wuhan, gdzie handlowano różnymi zabitymi zwierzętami. Oczywiście, ktoś może twierdzić, że jakieś zwierzę trafiło na rynek w Wuhan z laboratorium. Analizy genetyczne temu jednak przeczą. Samo tworzenie laboratoriów jest związane z odwiecznym problemem tego, czy próba zapobieżenia czemuś nie doprowadzi do samospełnienia się przepowiedni, której chce się zapobiec. Niektórzy uważają, że takie miejsca to właśnie „puszki Pandory”. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, że SARS-CoV-2 wyciekł z laboratorium. Natomiast zostało to udokumentowane w przypadku SARS po tym, jak wirus ten był już poznany i został wprowadzony do laboratoriów z próbek osób zakażonych (2004-2012). Po tych incydentach liczba zakażonych była bardzo ograniczona – głównie do pracowników laboratoriów. Wynikało to z innej charakterystyki zakaźności SARS niż SARS-CoV-2 i z tego, że pracownicy laboratoriów BSL4 są właściwie codziennie badani, a także izolowani po wykryciu objawów dowolnej infekcji. Laboratoria takie przypominają stacje kosmiczne, jeśli chodzi o możliwości izolacji pracowników i materiału zakaźnego. Jest prawdą, że ludzie tworzyli broń biologiczną, wykorzystując do tego chociażby bakterie wąglika. Obwinianie jednak takich laboratoriów jak w Wuhan o pandemie jest błędem. Zjawiska takie jak epidemie zoonotyczne są znacznie bardziej skomplikowane i wpisują się w ogół działań człowieka.

Szczepionka przeciw chorobie marburskiej

Opracowywanych jest kilka szczepionek przeciwko gorączce krwotocznej wywoływanej przez wirusa Marburg. Szczepionki te testuje się od pewnego czasu w tak zwanym wariancie/strategii RING, kiedy dochodzi do lokalnych zakażeń. Strategia RING oznacza, że otrzymują ją w ramach badania klinicznego osoby spokrewnione i takie, które mogły, czy mogą mieć kontakt z zakażonym(i) – krąg osób bezpośrednio narażonych. Są to głównie szczepionki wektorowe przypominające analogiczne zastosowane, aby zapobiegać COVID-19. Do badań klinicznych przygotowuje się obecnie Rwanda. Testy bezpieczeństwa na ochotnika w USA zakończyły się sukcesem.

Literatura dodatkowa

Deadly Marburg virus: scientists race to test vaccines in outbreak (nature.com)

Genetic tracing of market wildlife and viruses at the epicenter of the COVID-19 pandemic: Cell

World-first therapy using donor cells sends autoimmune diseases into remission (nature.com)

Marburg Virus in Fruit Bat, Kenya – Volume 16, Number 2—February 2010 – Emerging Infectious Diseases journal – CDC

Jak sierp, młot i swastyka odebrały Rudolfowi Weiglowi nagrodę Nobla

Polak Rudolf Weigl nigdy nie dostał nagrody Nobla, chociaż opracował szczepionkę przeciw tyfusowi, bo nie chciał być naukowcem ani spod znaku swastyki, ani czerwonej gwiazdy. Pomógł uratować miliony istnień bezpośrednio, a pośrednio Herberta, Banacha, Wisłocką i wielu innych. Tyfus występował tam, gdzie były wojna i głód.

Drugiego września 1883 roku w Przerowie (obecnie Czechy) w austriackiej rodzinie przyszedł na świat Rudolf Weigl. Był Polakiem z wyboru. Niszczyli go komuniści i hitlerowcy. Wszy tyfusowe karmił własną krwią. Odznaczali go medalami papież i król Belgii. O karmiciel(k)ach „wszy Weigla” śpiewał nawet Jacek Kaczmarski. Jak to z tym tyfusem i Weiglem było?

Prof. Rudolf Weigl (z archiwum rodzinnego Krystyny Weigl-Albert i Mai Weigl-Wojnarowskiej)

Tyfus zabijał od stuleci, szczególnie tam gdzie pojawiała się wojna i głód

Podczas odwrotu Wielkiej Armii spod Moskwy w 1812 roku, tylko w Wilnie, przebywało w szpitalach około 25 tysięcy żołnierzy Napoleona. Przeżyło zaledwie trzy tysiące. Większość umarła na tyfus plamisty. Paweł Edmund Strzelecki znany głównie z odkryć geograficznych, pomagał Irlandczykom w czasie głodu i tyfusu (1845-49). Zaraza ziemniaczana powodowana przez pierwotniaka grzybopodobnego dotarła do Irlandii z USA, gdzie była mniej groźna, bo tam występowały bardziej zróżnicowane odmiany ziemniaka.

Wielki Głód w Irlandii (an Gorta Mór, Great Famine, 1845 – 1852): ekologia i polityka – Eksperyment Myślowy (eksperymentmyslowy.pl)

Na ziemiach polskich, zaraza ta najbardziej dotknęła w 1847 Galicję i tam również wtórnie do głodu pojawił się tyfus plamisty. Lepiej broniły się regiony z żywnością otrzymywaną ze zbóż. Irlandczycy zaufali szybciej Polakowi i katolikowi niż Anglikom. Strzelecki pomagał im pomimo, że sam zachorował. Irlandczycy zaczęli masowo migrować do USA. Spowodowało to wybuch epidemii tyfusu w Nowym Jorku w 1847 roku. Tyfus był jedną z głównych przyczyn powstania Wyspy Imigrantów (Ellis Island). Na wyspie, głównie w latach 1892–1924, obserwowano między innymi, czy przybywający do USA nie chorują na jakąś chorobę zakaźną.

Rodzina imigrantów na nabrzeżu na Ellis Island, patrząca na panoramę Nowego Jorku w oczekiwaniu na prom. Bettmann Archive/Getty Images

Tyfus zabił więcej Amerykanów w czasie wojny secesyjnej niż kule. W czasie I WŚ, tyfus plamisty był tak powszechny wśród żołnierzy, że powstrzymywano działania wojenne na wiele tygodni. Między innymi dlatego żołnierzy strzyżono potem „na zapałkę”.

Na tyfus umarło wielu jeńców sowieckich po przegranej przez Rosję sowiecką wojnie polsko-bolszewickiej. Putin próbował porównać to do Katynia. Prezydent Kaczyński skrytykował to idiotyczne porównanie w znanym przemówieniu, pierwszego września 2009 roku na Westerplatte.

Również Weigl jako sanitariusz (dziś powiedzielibyśmy ratownik pola walki), był świadkiem tragedii epidemii tyfusowej. Było to w trakcie pierwszej wojny światowej. Właśnie w lazarecie armii austriackiej zdecydował się opracować szczepionkę, przeciw tyfusowi plamistemu.

Rudolf Weigl wśród austriackich lekarzy i wojskowych. Pierwsza wojna światowa.

Szczepionka Weigla ratowała miliony istnień

Szczepionkę przeciw tyfusowi plamistemu Rudolf Weigl opracował w 1920 roku. Do jej produkcji potrzebni byli karmiciele wszy (strzykacze). Weigl karmił wszy również własną krwią – był jednym z pierwszych strzykaczy. Szczepionkę Weigla wprowadzono na dużo skalę w katolickich belgijskich misjach w Chinach. Król Belgii odznaczył Weigla w 1937 roku Orderem Leopolda. Jest to jedno z najwyższych odznaczeń belgijskich. W czasie II WŚ, szczepionka potajemnie była produkowana przez Państwowy Zakład Higieny w Warszawie i dostarczana partyzantom Armii Krajowej oraz więźniom w obozach koncentracyjnych i do gett. Uratowała życie olbrzymiej liczbie ludzi. Weigl odmówił podpisania volkslisty mimo, że Niemcy obiecali mu pomoc w zdobyciu Nobla. „Człowiek raz na całe życie wybiera sobie narodowość. Ja już wybrałem”. Weigl odmówił bycia naukowcem zarówno spod czerwonej gwiazdy, jak i swastyki.

Na zdjęciu widać jak odbywało się karmienie wszy.

Zemsta Chruszczowa po zemście hitlerowców

Weigl miał powiedzieć Chruszczowowi: „Nigdzie nie ma tak wspaniałych wszy jak we Lwowie”. Weigl musiał jednak wyjechać do Krakowa. Po wybuchu rewolucji na tyfus zachorowało 25 mln ludzi, a zmarło ok. 10% chorych. „Albo socjalizm pokona wszy, albo wszy pokonają socjalizm” powiedział kiedyś Lenin. Więc zadanie Chruszczowa było ważne, a odmowa Weigla była czymś czego władza sowiecka nie mogła darować.

Plakat informujący o tym, że Rosjanie powinni chronić siebie i innych przed wszami tyfusowymi, dokładnie myjąc się i piorąc swoje ubrania.

Łatwo było postawić Weiglowi fałszywy zarzut kolaboracji z Niemcami, bo szczepionka trafiała również na front wschodni – do Wehrmachtu. Są świadectwa mówiące o tym, że duża część trafiających tam produkcji (szarż) była sabotowana przez zespół Weigla. Weigl nie dostał więc Nobla mimo, że zgłoszono jego kandydaturę kilkadziesiąt razy. Najpierw przeszkodzili w tym Niemcy, bo nie chciał z nimi współpracować. Potem przeszkodzili Sowieci twierdząc, że współpracował z Niemcami.

Zbigniew Herbert, Stefan Banach, Michalina Wisłocka czy przeżyliby wojnę gdyby nie Weigl?

Szczepionka Weigla uratowała wielu ludzi również w innym sensie. Karmiciele wszy mogli liczyć na lepsze warunki życia w okupowanej Polsce. Był wśród nich poeta Herbert, matematyk Banach.

Karmicielką wszy była Basia w serialu „Polskie drogi”. W przenośni była nią bohaterka wiersza Jacka Kaczmarskiego „Nawiedzona”. Realnie strzykaczką była autorka „Sztuki kochania” Michalina Wisłocka.

Władysław Szpilman, którego historia przetrwania w Warszawie opisana została w filmie „Pianista”, twierdził, że Weigl był w getcie równie znany jak Hitler, ale z zupełnie innych powodów. Za ratowanie Żydów Weiglowi został wręczony Medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.

Papież Pius XI odznaczył go Orderem Świętego Grzegorza. Tak honorowani byli tylko wyjątkowi świeccy.

Skuteczniejsze od szczepionki Weigla okazały się w przypadku tyfusu plamistego: pokój, antybiotyki, higiena. Antybiotyki są nadużywane, a głód i wojna zaczynają wracać tam gdzie dawno ich nie było.

Wykorzystano fotografie ze stron:

Rudolf Weigl (lwow.com.pl)

MPH-8516 – Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej – zbiory zwizualizowane (mnzp.pl)