Hitler z Hindenburgiem.

WSPÓLNOTA CZERWIENI cz. 27

Nie dotrzymam obietnicy z poprzedniego odcinka – na rok 1939 we współpracy ZSRR i hitlerowskich Niemiec trzeba nieco poczekać. Dzieje się tak dlatego, że zwyczajnie zapomniałem o bardzo ciekawym człowieku, który walczył o podtrzymanie kooperacji tych dwóch krajów także w okresie po 1933 roku.

Powszechne przekonanie, że – zgodnie z powtarzanymi ad infinitum treściami z internetu i wielu książek historycznych – ZSRR i Niemcy całkowicie zerwały stosunki militarne i gospodarcze po objęciu przez Adolfa Hitlera urzędu kanclerza, jest z gruntu fałszywe. To udało mi się wykazać już wcześniej. Opublikowane w Niemczech gigantyczne zbiory dokumentów dyplomatycznych, zebranych przez tandem naukowców z Rosji i Niemiec (Siergieja Słucza i Carolę Tischler), obejmują okres do 1937 roku i wyraźnie pokazują, że obok objawów wrogości trwała normalna działalność handlowa i negocjacje handlowe. Marszałek Tuchaczewski odwiedział kumpli generałów w Niemczech i odwrotnie. W sierpniu 2023 roku ma ukazać się część trzecia zbioru, obejmująca lata 1937-1939, a później także księga sięgająca do 1941 roku. Być może wtedy wreszcie historycy przestaną wmawiać czytelnikom, że zły Hitler przestał współpracować z dobrym Stalinem tylko dlatego, że partia NSDAP przejęła władzę w państwie niemieckim.

Stalin z Tuchaczewskim. (Wikimedia Commons)

Obsesją istotnych postaci hitlerowskiego reżimu wydawał się być Komintern, który był szeroko wykorzystywany przez wywiad Stalina do wzniecania niepokojów w różnych rejonach Europy – ale jednocześnie, mimo głośnych publicznych deklaracji, służył głównie jako straszak i pretekst – chocby dla zawarcia tzw. paktu antykominternowskiego. To interesujce także dlatego, że z polecenia Kominternu właśnie niemieccy komuniści udzielili pomocy Hitlerowi w walce z socjaldemokratami o władzę – wbrew logice, ale zgodnie z potrzebami Stalina. Sowiecki dyktator potrzebował, by ktoś inny rozpoczął wojnę w Europie, z której on mogł potem skorzystać, uderzając ogromnymi siłami na osłabiony konfliktem zbrojnym kontynent. Hitler jako inicjator takiej wojny podobał mu się od publikacji Mein Kampf – którą to książkę na jego polecenie błyskawicznie przetłumaczono na rosyjski i wydrukowano w jednym egzemplarzu. Dalekosiężne plany imperium sowieckiego to jedno, ale kontakty między siłami zbrojnymi ZSRR i Niemiec były nadal bardzo zażyłe – setki oficerów znały się świetnie dzięki wspólnej eksploatacji tajnych ośrodków na terenie Związku Sowieckiego. Czołowi sowieccy oficerowie świetnie znali niemiecki, wielu Niemców biegle mówiło po rosyjsku.

Defilada Armii Czerwonej w Chabarowsku w 1936 roku. (Wikimedia Commons)

Animozje rodziły się raczej nie u praktyków, tylko u polityków – bułgarski historyk Samuił Sziwaczew zwraca uwagę, że Alfred Hugenberg, mianowany przez nowego kanclerza minister gospodarki i rolnictwa, od razu zademonstrował antymoskiewską retorykę. Ale… jego otoczenie świetnie zdawało sobie sprawę, że niemiecki przemysł przetrwał trudny okres 1928-1932 głównie dzięki sowieckim zamówieniom na maszyny i urzadzenia. Jak stwierdził Gustav Hiller, wieloletni pracownik niemieckiej ambasady w Moskwie, „jeżeli niemieckie przedsiębiorstwa, szczególnie w dziedzinie produkcji czołgów, przetrwały okres kryzysu, to tylko dzięki zamówieniom sowieckim”. Niestety niewiele wiemy o tej współpracy, jej szczegóły wykraczające poza działalność ośrodka KAMA zostały bowiem wymazane z oficjalnej historii.

Ribbentrop i Goebbels podczas posiedzenia Reichstagu. (Wikimedia Commons)

Sowieckie kierownictwo obawiało się – wbrew dzisiejszym wikipediowym „prawdom” – zerwania stosunków gospodarczych z Niemcami. Politycy niemieccy uspokajali Moskwę, że nic się nie zmieni i na życzenie Kremla 25 lutego 1933 roku podpisano nową międzypaństwową umowę dotyczącą finansów i handlu. 9 marca 1933 publicysta Berliner Börsen-Zeitung napisał: „Niemiecko-sowieckie stosunki polityczne opierają się na twardych fundamentach. Z jednej strony, w warunkach narzuconych przez traktat wersalski oraz istniejącą naturę stosunków niemiecko-polskich, ZSRR był naturalnym partnerem Niemiec. Z drugiej strony dobre relacje z Niemcami dawały ZSRR potężne gwarancje, że nie powstanie front antysowiecki. Podpisanie nowego porozumienia kredytowego ze Związkiem Radzieckim to dowód, że rząd Niemiec nie skupia się na wewnętrznej walce z komunizmem, tylko absolutnie pragnie zachować nienaruszone relacje niemiecko-sowieckie”.

Bernhard von Bülow. (Wikimedia Commons)

13 marca 1933 sekretarz stanu w niemieckim MSZ, Bernhard von Bülow, napisał w memorandum do ministra von Neuratha w taki sposób: „co się tyczy Rosji, najważniejsze, co trzeba powiedzieć, to zdanie, że nie mamy innego wyboru jak tylko podanie sobie rąk przeciwko Polsce.” Hrabia von Bülow podkreślał także, jak ważne są dla Niemiec dobre stosunki z sowieckim wojskiem. Od 23 marca 1933 roku rząd już swobodnie mógł zmieniać konstytucję bez udziału parlamentu i na tym tle odbyły się intensywne konsultacje z Moskwą, zakończone w kwietniu podpisaniem protokołu przedłużającego ważność Traktatu Berlińskiego z 1926 roku. Nawet agresywny Völkischer Beobachter skomentował ten fakt tak: „utrzymanie przyjaznych stosunków ze Związkiem Sowieckim oznacza obopólne korzyści”.

Plakat z Azerbejdżanu. (Wikimedia Commons)

Sytuacja zaczęła zmieniać się w maju – zdelegalizowano Komunistyczną Partię Niemiec, a wysłannicy Hitlera zaczęli sondować rządy krajów zachodnich w kwestii remilitaryzacji Niemiec. W Moskwie OGPU raportowało, że wpływy ZSRR w Niemczech mogą ulec ograniczeniu – co było wbrew woli Stalina, który nie był jeszcze gotowy na odkrycie wszystkich kart. Niemcy wystąpiły z Ligi Narodów, ale Mołotow w przemówieniu na forum Komitetu Centralnego zapewniał nadal, że ZSRR pozostaje wierny idei współpracy gospodarczej z Niemcami.

Rudolf Nadolny (pierwszy z prawej w dolnym rzędzie) z perskimi nacjonalistami w roku 1917. (Wikimedia Commons)

Do Moskwy wysłano nowego ambasadora w randze ministra pełnomocnego – Rudolf Nadolny, bo on nim był, mógł wykazać się imponującym CV. Pochodzący z Prus Wschodnich Nadolny, absolwent uniwerstytetu w Królewcu, karierę w dyplomacji zaczął w 1902. Przez kilka lat pracował w St. Petersburgu, gdzie był świadkiem rewolucji 1905 roku; potem wysłano go do Persji, Bośni i Albanii. Podczas pierwszej wojny światowej kierował komórką wywiadu wojskowego, która zajmowała się sabotażem przy zastosowaniu broni biologicznej. Organizował transporty zarazków wąglika i nosacizny do niemieckiej ambasady w Rumunii, aby były wykorzystane do zarażania koni kupowanych tam przez Imperium Rosyjskie, te same mikroby wysyłano do innych krajów, które dostarczały wrogom Niemiec koni (w tym do USA, gdzie zarażać konie miał niejaki Anton Dilger). Później znalazł się na placówce w Persji, skąd odwołano go do Niemiec i skierowano do działań, których wynikiem m.in. było podpisanie traktatu brzeskiego. Po wojnie był brany pod uwagę jako przyszły minister spraw zagranicznych.

Został ambasadorem Niemiec w Turcji. Wierzył, że zmieszanie krwi pruskiej i słowiańskiej doprowadzi do powstania nowej rasy ludzi… Gdy nienawidzący błyskotliwego Nadolnego von Neurath wysłał go jako ambasadora do Moskwy, wielu uważało, że uczynił to w celu zniszczenia kariery pruskiego dyplomaty. Jako ambasador, Nadolny prowadził rozmowy z Litwinowem, Komisarzem Ludowym Spraw Zagranicznych ZSRR, zmierzające do zacieśnienia stosunków politycznych i gospodarczych, a także zapobieżenia porozumieniu Litwy, Łotwy i Estonii. Upór Nadolnego spotykał się ze stałymi odmowami ze strony jego przełożonych w Berlinie, którzy nawet pisemnie zabronili mu uzgadniania czegokolwiek z Sowietami.

Alexanderplatz w Berlinie w 1933 roku. (Wikimedia Commons)

Piewcy tradycyjnego widzenia historii tu wskazują na przemówienie Hitlera w maju 1934, będące konsekwencją kampanii informacyjnej w prasie niemieckiej na temat głodu w ZSRR. Wódz Niemiec powiedział jasno, że przemysł sowiecki powstaje wyłącznie dzięki zachodnim kapitalistom i że powinni oni wstrzymać swoje dostawy. Hitler o wspólnym bojkocie gospodarczym ZSRR rozmawiał nawet z przedstawicielem rządu brytyjskiego. Uparty Nadolny wciąż dyskutował z von Bülowem, von Neurathem i Hitlerem, przekonując ich, że muszą zapewnić Moskwę o nieustająco pozytywnych intencjach rządu niemieckiego wobec Kremla. W maju memorandum Nadolnego w tej sprawie zostało nawet zaakceptowane przez przełożonych – mówiło między innymi o nowym kredycie dla ZSRR i dalszym rozwinięciu handlu, ale w końcu zniechęcony ciągłymi kłótniami z Berlinem ambasador podał się do dymisji.

Sowieckie propagandowe zdjęcia pieców martenowskich z 1938 roku. (Wikimedia Commons)

Przyjęło się mówić, że gwałtowne pogorszenie stosunków sowiecko-niemieckich to wynik nienawiści Hitlera wobec ZSRR, który to kraj już wtedy planował zaatakować (czym?). Ocena sytuacji nie jest jednak prosta – z jednej strony oficjalnie głoszono agresywną retorykę, z drugiej zaś sowieccy inżynierowie nadal jeździli do niemieckich zakładów zbrojeniowych, zaś marszałek Tuchaczewski to odwiedzał niemieckich kolegów generałów, to przyjmował ich w ZSRR. Dopóki nie uda się dotrzeć do większej liczby dokumentów z tego okresu, przechowywanych w Rosji i Niemczech, ustalenie prawdy historycznej musi poczekać.

W kolejnym odcinku przejdę do współpracy rozpoczętej oficjalnie w roku 1939. Tym razem na pewno, obiecuję.

cdn

Pięciolatki nie przerwą. Sowiecki Plakat

WSPÓLNOTA CZERWIENI cz. 23

Wśród amerykańskich przedsiębiorców, którzy dorobili się niewyobrażalnego majątku, wspierając Rosję Sowiecką w budowie przemysłu, jeden wyróżnia się w sposób szczególny: Armand Hammer. Niemieccy przemysłowcy, którzy wzbogacili się dzięki wiernej służbie III Rzeszy, to przy nim drobni sklepikarze.

Jeśli komuś stalinowskie wstrząsowe uprzemysłowienie ZSRR kojarzy się z finansowaniem rozbudowy potęgi militarnej dzisiejszych Chin przez Zachód szukający niższych kosztów produkcji, to jest to porównanie ze wszech miar uprawnione. Jedną z rodzin, która zaopatrywała Lenina, a potem Stalina i jego następców w towary, których Związek Sowiecki nie potrafił produkować, a także zaopatrywała siebie w gotówkę i dzieła sztuki, była rodzina Hammerów z Bronxu. Byli rosyjskimi Żydami, którzy wyemigrowali do Ameryki pod koniec XIX wieku.

Ostatnia fotografia Lenina (Wikimedia Commons)

Julius Hammer prowadził praktykę lekarską i aptekę, ale zajmował się także agitacją polityczną: to on sprawił, że kierowany przezeń probolszewicki odłam Socjalistycznej Amerykańskiej Partii Pracy stał się zalążkiem Partii Komunistycznej USA. Julius, jako prawdziwy, ideowy bolszewik oczywiście nie miał zamiaru ruszyć na front wojny domowej w Rosji i ryzykować życie dla sprawy i dla Lenina – w izolacji nowopowstałego państwa znalazł bowiem niezawodny patent na zarabianie pieniędzy. A przy okazji pomagał w ten sposób swoim ideowym przewodnikom.

Założona przez niego, niewinnie nazwana organizacja „Soviet Bureau”, miała za zadanie poprawianie wizerunku sowieckiego państwowego nowotworu, a także lobbowanie za zniesieniem handlowego embarga wobec kraju pod wodzą Lenina. Jednocześnie firma Hammera o nazwie Allied Drug, pozornie zajmująca się handlem lekami, była wykorzystywana – pod przykrywką humanitarnej pomocy podczas epidemii tyfusu – do przemycania do Moskwy przez Rygę towarów objętych zakazem eksportu. Najważniejszym dobrem, które Hammer przewoził nielegalnie do USA, były diamenty. Sprzedaż tychże na czarnym rynku generowała środki pieniężne, część z których finansowała działalność propagandową. Reszta trafiała do kieszeni przedsiębiorcy. Handlował też zarekwirowaną przez władze sowieckie biżuterią rodziny carskiej.

Ulica w Moskwie, 1930. (Wikimedia Commons)

Jego współpracownika, Ludwiga Martensa, który od 1919 roku ukrywał się, deportowano z USA w 1921 roku (potem przez wiele lat w ZSRR zarządzał różnymi instytucjami i konstruował wysokoprężne silniki lotnicze), ale Juliusa Hammera, poza obserwacją przez agentów federalnych, nie spotkały żadne konsekwencje bolszewickiej działalności. Zamiast tego wsadzono go do więzienia Sing Sing w konsekwencji skazania za nieumyślne spowodowanie śmierci kobiety podczas zabiegu usunięcia ciąży – wygląda jednak na to, że Julius świadomie poświęcił siebie zamiast syna Armanda, który naprawdę dokonał zabiegu, nie mając uprawnień. Notabene imię syna przedsiębiorcy miało znaczenie symboliczne – „arm and hammer”, czyli ramię uzbrojone w młotek, było godłem socjalistycznej partii SLP.

Armand Hammer w latach 20. (Wikimedia Commons)

Dawny druh Martens wysłał z ZSRR list do Juliusa, osadzonego w więzieniu do 1924 roku, deklarujący udostępnienie koncesji na handel z Rosją Sowiecką jego firmie Allied Drug and Chemical, cierpiącej wówczas biedę z powodu długów, wywołanych przez przerwanie przemytniczego procederu. Zanim handel ten się na nowo rozpoczął, firma zarabiała ze sprzedaży wyciągu z imbiru, zawierającego sporo alkoholu – sprzedaż tego specyfiku była legalna podczas Prohibicji i przyniosła w końcu kolosalne zyski. Armand Hammer pojechał do Związku Radzieckiego po raz pierwszy w 1921 roku – podróżował tam i z powrotem bardzo intensywnie przez niemal 10 lat. Teoretycznie pojechał organizować moskiewskie biuro Allied Drug and Chemical, ale należy domniemywać, że pracował jako kurier Kominternu i sowieckiego wywiadu; pozwolił, by firma jego i ojca stała się oficjalną przykrywką dla Czeka. Oficjalnie zawsze mówił, że pobyt w Rosji Sowieckiej obudził w nim przemożną chęć niesienia charytatywnej pomocy cierpiącemu głód proletariatowi…

Feliks Dzierżyński w otoczeniu kolegów-czekistów. Z nim musiał porozumieć się Hammer, by mógł prowadzić swoją działalność. (Wikimedia Commons)

Lenin podobno zagwarantował mu 25-letnią wyłączność na wydobycie azbestu na Uralu, ale jakby tego było mało, Hammer za sprowadzenie do ZSRR nadwyżki amerykańskiego zboża otrzymał zapłatę w futrach, kawiorze i biżuterii zarekwirowanej u milionów Rosjan. Był ekspertem w zarządzaniu łapówkami i szantażem, więc interes szedł wyśmienicie. W okresie NEP Lenina pozbawiony jakichkolwiek skrupułów Amerykanin z Bronxu został oficjalnym przedstawicielem 38 międzynarodowych koncernów w ZSRR. Za jego sprawą Ford sprzedał w 1919 roku Sowietom 25 tysięcy traktorów Fordson – stali się oni największym eksportowym klientem przemysłowca z Detroit, który potem zbudował także wraz z Amtorgiem wielką fabrykę samochodów plus zakład w Leningradzie, który produkował na licencji wspomniane ciągniki rolnicze.

Licencyjny traktor Fordson Putiłowiec. (Wikimedia Commons)

Założona przez Hammera firma Allied American, w której udziałowcem był wspomniany przeze mnie wcześniej Averell Harriman, pośredniczyła w transakcjach związanych z tajną współpracą Republiki Weimarskiej i Sowietów – rozliczenia wykonywane były za pośrednictwem przejętego przez Hammerów Harju Banku w Estonii. Przez Łotwę i Estonię, gdzie Hammer miał wpływy po ojcu jeszcze z 1919 roku, transportowano rozmaite zakazane niemieckie towary. Po śmierci Lenina Hammer wcale nie stracił pozycji, przeciwnie: Stalin zaufał mu jeszcze bardziej, powierzając rolę oficjalnego negocjatora handlowego między ZSRR i USA.

Reklama firmy papierniczej Hammera. (Wikimedia Commons)

Armand Hammer praktycznie przeprowadził się do ZSRR, gdzie mieszkał do 1930 roku. W tym czasie jego firma otrzymała koncesję na import przedmiotów z branży papierniczej, w tym ołówków, maszyn do pisania oraz części zamiennych do tychże. Według ludzi z Mieżdunarodnoj Knigi, państwowej firmy, która miała stanowić rodzimą konkurencję dla imperium Hammera, Amerykanin zarobił na de facto monopolu co najmniej 5 mln rubli w złocie (!). Choć w Rosji Sowieckiej uruchomiono produkcję niektórych przedmiotów papierniczych, były one tak podłej jakości, że partia nadal kupowała wszystko od swojego amerykańskiego pupilka.

Jedno z autentycznych jaj Fabergé. (Wikimedia Commons)

Gdy przedsiębiorca znany jako „ulubiony kapitalista Lenina” wracał do USA, nie czynił tego z pustymi rękami. Od Anastasa Mikojana otrzymał zestaw jaj Fabergé, które potem sprzedał na aukcjach dzieł sztuki za kosmiczne sumy. Niektórzy badacze twierdzą, że wraz z owymi artefaktami otrzymał oryginalne narzędzia Petera Carla Fabergé, umożliwiające umieszczanie znaków złotniczych i probierczych na kopiach słynnych jaj. Brat Armanda, Victor, który razem z nim prowadził handel z ZSRR, zajął się potem handlem dziełami sztuki.

Leonid Breżniew z Armandem Hammerem. (Wikimedia Commons)

Zebrane ogromne środki pozwoliły na ekspansję biznesu Hammera w dziedzinie produkcji alkoholu (United Distillers of America) oraz budowę wielkiej firmy naftowej, Occidental Petroleum. Ta ostatnia, której zasoby Libia znacjonalizowała w 1973 roku, już w roku następnym podpisała umowę z Muammarem Kaddafim, na mocy której mogła wydobywać w Dżamahiriji ropę naftową przez 35 lat. Przez kolejne dekady Hammer stale był pośrednikiem między kolejnymi amerykańskimi rządami i władzami ZSRR – od lat 60. był bardzo bliskim znajomym Jurija Andropowa (współodpowiedzialnego za krwawe stłumienie powstania na Węgrzech w 1956 roku i wodza KGB od 1967 roku). Współdziałał z JFK, zorganizował za prezydentury Nixona podpisanie wielkiej umowy na produkcję i handel nawozami sztucznymi – i zasilał finansowo fundusze związane z kampanią wyborczą prezydenta. Za nielegalne subwencje polityczne został ukarany grzywną w wysokości 3 tysięcy dolarów, ale w 1989 prezydent George Bush ułaskawił go, uwalniając od wszelkich zarzutów.

JFK z Anastasem Mikojanem. (National Security Archive/Wikimedia Commons)

Wydał sporo pieniędzy na to, by otrzymać Nagrodę Nobla, do której podobno nominował go Menachem Begin, ale się to w końcu nie udało. Miał bliskie stosunki z obecnym królem brytyjskim, Karolem III, i bardzo chciał zostać ojcem chrzestnym księcia Williama – na przeszkodzie rzekomo stanęła stanowcza odmowa Diany. Armand Hammer był niezwykle barwną postacią, o której trzeba pamiętać, że pomogła Sowietom finansować działalność wywiadowczą przez kilkadziesiąt lat, budować kolosalne siły zbrojne, użyte do podboju wielu krajów, a także ciemiężyć własny naród i pośrednio doprowadzić do śmierci milionów Ukraińców. Jego biografia stawia w nowym świetle zimnowojenne stosunki ZSRR z USA.

Skrajna hipokryzja – „ich koszmar – pięciolatka w cztery lata”, plakat propagandowy skierowany przeciw kapitalistom, którzy w istocie nie tylko plan 5-letni stworzyli, ale także go zrealizowali. (Wikimedia Commons)

Dość dygresji, w następnym odcinku cyklu powoli wrócimy do niemieckich i innych kapitalistycznych silników lotniczych, produkowanych w „samodzielnym” Związku Sowieckim.

cdn.

Ciekawe biografie – 1 – Stefan Sękowski

Myślę, że chyba nie ma w Polsce chemika (przynajmniej w wieku 50+), który nie zna tej legendarnej już postaci. Na książkach/poradnikach/artykułach Sękowskiego wychowało się kilka pokoleń ludzi, dla których chemia była czymś znaczącym. Oczywiście dotyczy to także mnie. Pozwolę sobie na wspomnienie. Było to na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Mój śp. Tata (notabene – też Stefan) miał w zwyczaju zaglądać w drodze z pracy do księgarni. Pewnego dnia wróciwszy do domu rzucił „zajrzyj do księgarni, jest książka, która może cię zainteresować. Autor – Stefan Sękowski, zielona okładka z retortą, mały format”. Oczywiście jeszcze tego samego dnia popędziłem tam, żeby ją zobaczyć. Po kilku minutach wyszedłem lżejszy o kilkanaście złotych dumnie trzymając w ręku małą książeczkę „Moje laboratorium”. Przeczytałem ją jednym tchem (potem znałem ją niemal na pamięć). I w zasadzie od tego dnia wiedziałem już na pewno, że chcę zostać chemikiem.

fot. własna
fot. własna

A sam Sękowski był postacią godną filmu biograficznego. Działał m.in. w dywersji (AK), a potem walczył w powstaniu warszawskim, gdzie został ranny. Jego wojenne wspomnienia możecie przeczytać tutaj. Po powstaniu trafił do obozu w Niemczech, z którego wraz z grupą kolegów uciekł i trafił do wojska generała Maczka.

Stefan Sękowski z żoną rok 1946, 10. pułk strzelców
fot. (c) archiwum rodziny Sękowskich

Tam w ramach służby uzyskał wykształcenie średnie zakończone maturą i po dłuższym wahaniu postanowił jednak wrócić do Polski. Po wojnie, w 1952 roku, ukończył chemię na Uniwersytecie Warszawskim. Jako ciekawostkę dodam, że w owym czasie studenci byli zobowiązani przynosić na zajęcia zdobyty sprzęt i odczynniki. Nie było konkretnego planu ćwiczeń laboratoryjnych, asystenci wymyślali je na bazie tego, co było danego dnia dostępne. Po studiach zaczął pracę, najpierw w Urzędzie Miar, potem w Instytucie Mechaniki Precyzyjnej. Zajmował się badaniem powłok galwanicznych. Od 1976 współpracował z Komitetem Obrony Robotników – na jego działce (o której jeszcze za chwilę) mieściła się nielegalna drukarnia KOR. W 1978 został aresztowany i wyrzucony z pracy. Wrócił na dawne stanowisko po 2 latach, w trakcie „karnawału Solidarności”.

Już w 1952 r. zaczął publikować artykuły chemiczne w „Młodym Techniku” (czytało się!). Pierwsza książka stricte dla młodzieży („Galwanotechnika domowa”) wyszła w 1963 – jest ewenementem, bo wznawiano ją 15 razy, w łącznym nakładzie kilkuset tys. Napisał łącznie kilkadziesiąt książek, w tym 16 w serii „Chemia dla ciebie”, w której propagował tworzenie własnych domowych laboratoriów. Przez pewien czas eksperymenty chemiczne pana Sękowskiego gościły nawet na ekranie TVP. Tytan pracy – cały czas przecież pracował na pełen etat, a oprócz tego część czasu poświęcał na knucie przeciw komunie.

W tamtym czasie wyobrażałem sobie jego laboratorium jako tak profesjonalne, jak na uczelniach. Dopiero synowie, z którymi się skontaktowałem po śmierci pana Stefana, uświadomili mi, że ta „pracownia” mieściła się w starej przyczepie kempingowej na działce. Właśnie tam testował wszystkie swoje eksperymenty i przygotowywał opisy, które potem trafiały do książek albo artykułów w „Młodym Techniku”. Ważne jest to, że w swoich chemicznych gawędach nie szedł na łatwiznę. Nie kupował odczynników w specjalistycznych sklepach, nie brał ich z pracy. W każdej książce pieczołowicie wyjaśniał co i gdzie można kupić. Uczył też jak giąć i obrabiać szklane rurki, jak wiercić otwory w korkach i jak je impregnować, pokazywał np. jak zrobić chłodnicę laboratoryjną używając szkła od lampy naftowej(!) Dlatego też każdy miał szansę stworzyć w domu laboratorium, niezależnie od statusu materialnego rodziców. Wszystkie te opisy towarzyszyły młodym adeptom chemii przez dziesiątki lat. Jestem pewien, że kilka pokoleń chemików to wychowankowie Mistrza. W 1997 r. Polskie Towarzystwo Chemiczne uhonorowało tego niestrudzonego popularyzatora Medalem Jana Harabaszewskiego, przyznawanym wybitnym dydaktykom chemii. Stefan Sękowski dożył niemal 89 lat – zmarł w 2014 r. Wielka postać, godna upamiętnienia.

(c) by Mirosław Dworniczak

Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem. Linkować oczywiście można.