Pierwiastki, których nie było

Takiego układu okresowego zapewne nie znacie – stworzył go Chat GPT

W każdej dziedzinie działalności człowieka doceniamy zwycięstwa. Opisujemy wielkie odkrycia, wynalazki, osiągnięcia. Ale życie nigdy nie jest pasmem sukcesów. Najczęściej są one poprzedzone wieloma mniej lub bardziej spektakularnymi klęskami. Nie inaczej jest w przypadku nauki. Znanych jest wiele przypadków odkryć, które prędzej czy później okazywały się być błędne. Niestety, często jest tak, że człowiek widzi tylko to, co chce widzieć.

Dotyczy to także chemii i innych nauk ścisłych. Wystarczy wspomnieć rozwijaną w XVII w. teorię flogistonu, wywodzącą się z doświadczeń starożytnych i średniowiecznych alchemików. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku elementarnych chemicznych składników materii, czyli pierwiastków. Już od czasów Boyle’a chemicy intuicyjnie rozumieli, że materia składa się z różnorodnych prostych „cegiełek”, które łącząc się ze sobą, mogą tworzyć rozmaite związki chemiczne. Wielu uczonych zabrało się za izolowanie czystych pierwiastków – każdy chciał się trwale zapisać na kartach historii nauki.

Pod koniec XVIII w., w epoce Lavoisiera, znano 33 pierwiastki, choć tak naprawdę niektóre z nich okazały się nieco później związkami (zwykle tlenkami). Ba, Lavoisier umieścił w swoim układzie cieplik i świetlik jako pierwiastki. W 1869 r. Dymitr Mendelejew umieścił w swojej słynnej tablicy 66 prawdziwych pierwiastków. Jak wiadomo, ówczesny układ okresowy zawierał sporo luk, co było z jednej strony impulsem do poszukiwania brakujących fragmentów tych chemicznych puzzli, ale z drugiej powodowało, że niektórzy uczeni, chcąc zapisać się w historii, błędnie interpretowali wyniki swoich doświadczeń.

Sytuacji nie ułatwiał fakt, że w niektórych przypadkach pierwiastki chemiczne mają bardzo podobne właściwości i czasem niesamowicie trudno je od siebie oddzielić. Błędnymi ścieżkami chodzą nawet najwięksi. Przekonał się o tym m.in. Carl Gustaf Mosander, wybitny szwedzki badacz pierwiastków z grupy lantanowców. To on w 1839 r. wydzielił z mieszaniny lantan (La), ale nieszczęśliwie uznał, że inny metal, który mu towarzyszył, był czystym pierwiastkiem. Nazwał go dydymem (czasem zapisywanym jako didym) i zaproponował dla niego symbol Di. Pierwiastek ten trafił nawet do pierwszej wersji tablicy Mendelejewa. Jednakże w 1874 r. inny Szwed, Per Teodor Cleve, przyjrzał się dydymowi dokładniej i stwierdził, że musi być on mieszaniną co najmniej dwóch, bardzo do siebie podobnych chemicznie pierwiastków. Ostatecznie potwierdził to Carl Auer von Welsbach, który rozdzielił dydym na dwa pierwiastki. Znamy je dziś jako prazeodym (Pr) i neodym (Nd). Co ciekawe, nazwa dydym jest nadal w użyciu – mieszaniny prazeodymu i neodymu używa się do produkcji specjalnego szkła do wyrobu okularów dla spawaczy czy dmuchaczy szkła. Obecność tych dwóch pierwiastków pozwala na efektywne filtrowanie męczącej oczy żółtej barwy płomienia, pochodzącej od jonów sodu obecnych w obrabianym materiale.

Lantanowce zwiodły wielu uczonych z przełomu XIX i XX w. Jednym z nich był wybitny Brytyjczyk, William Crookes. Wsławił się on odkryciem talu, prawdziwego pierwiastka, ale później niestety miał pecha. Z wielką pompą na posiedzeniu British Association for the Advancement of Science ogłosił, że udało mu się odkryć zupełnie nowy pierwiastek, który nazwał monium. Potem zmienił zdanie i przemianował go na victorium (Vc), dla uczczenia 80. urodzin panującej wtedy królowej Wiktorii. Zaledwie kilka lat później francuski chemik Georges Urbain, dokonawszy wielu bardzo precyzyjnych analiz, dowiódł, że „pierwiastek” Crookesa to tak naprawdę mieszanina dwóch lantanowców – gadolinu i terbu. Podobny los spotkał dwa inne odkrycia Crookesa – pierwiastki ionium oraz incognitium, które też okazały się znanymi już wcześniej lantanowcami, nieco zanieczyszczonymi innymi pierwiastkami.

Jak powszechnie wiadomo, pierwszym pierwiastkiem, którego obecność odkryto najpierw poza Ziemią, był hel. Zaobserwowano go podczas zaćmienia Słońca w 1868 r., przy użyciu rozwijającej się właśnie techniki spektroskopowej, badającej widma emisyjne pierwiastków. Przez pewien czas uważano, że pierwiastek ten nie występuje na Ziemi, ale ostatecznie po ponad 20 latach okazało się, że nie jest to prawdą. Odkrycie helu zainicjowało wiele badań spektroskopowych, zmierzających do wykrycia innych pierwiastków w kosmosie. I tutaj od samego początku badacze powędrowali zdecydowanie złym tropem. W widmie słonecznym znaleźli linie czegoś, co nie pasowało do żadnego ze znanych pierwiastków. Uznano, że są to dwa zupełnie nowe pierwiastki, które nazwano nebulium i coronium. Ze względu na to, że poza widmem wiedziano o nich niewiele, nie bardzo można było je wstawić do układu okresowego. Dziś wiemy, że nebulium i coronium to faktycznie pierwiastki widma. Pierwszy z nich to tak naprawdę zjonizowany tlen, a drugi – silnie zjonizowane żelazo (dokładniej Fe13+).

Podobny los spotkał pierwiastek aurorium, znaleziony w widmie zorzy polarnej (aurora borealis), charakteryzujący się silną zieloną linią spektralną. Niektórzy badacze spekulowali nawet, że pierwiastek ten powinien znajdować się w układzie okresowym przed wodorem, co dziś może wydawać się śmieszną koncepcją. W tym przypadku okazało się jednak, że domniemany aurorium to też jedna z form tlenu, a zielona linia pochodzi od tzw. przejścia wzbronionego.

Zupełnie innym przypadkiem ulotnego pierwiastka jest gnomium. Tutaj nie było nawet jednej linii widmowej, lecz tylko chęć zrobienia porządku w układzie okresowym. Podejrzewano, że właśnie domieszka gnomium powoduje odwrócenie kolejności charakterystycznej trójki pierwiastków w układzie okresowym, a mianowicie żelaza – kobaltu – niklu. Poszukiwania gnomium z góry skazane były na porażkę, ponieważ pierwiastki w układzie okresowym uporządkowane są według rosnącej liczby atomowej (liczby protonów w jądrze), a nie liczby masowej. W tym przypadku widzimy doskonale sens stosowania brzytwy Ockhama.

Niedługo przed odkryciem neutronu, cząstki elementarnej nieposiadającej ładunku elektrycznego, niemiecki chemik pochodzenia estońskiego, Andreas von Antropoff, zaproponował nazwę neutronium (neutrium) dla pierwiastka składającego się z samych neutronów. W jego wersji układu okresowego neutronium miało się znajdować przed wodorem, a więc być oznaczone numerem 0. Była to oczywiście bardzo dziwaczna idea, ponieważ atom każdego pierwiastka musi poza jądrem zawierać elektrony – a tu ich z definicji być nie mogło. Dziś wiemy, że neutrony potrafią się gromadzić w jednym miejscu, tworząc niezwykle gęstą materię. Od dawna obserwujemy gwiazdy neutronowe, ale oczywiście nie możemy mówić o istnieniu pierwiastka 0.

Historia nauki pokazuje, że nawet wybitni specjaliści w jakiejś dziedzinie mogą się bardzo mylić. Tak było w przypadku włoskiego specjalisty od reakcji jądrowych, genialnego Enrica Fermiego. Jego zespół w 1934 roku doniósł o otrzymaniu dwóch nowych pierwiastków leżących w układzie okresowym za uranem. Uzyskano je, bombardując atomy uranu neutronami. Pierwiastki otrzymały nazwy ausonium (Ao) oraz (h)esperium (Es) – od greckich nazw Włoch. W tym samym roku niemiecka uczona Ida Noddack inaczej zinterpretowała obserwacje Fermiego, jednak pozycja Włocha była na tyle silna, że to jemu uwierzono. Kilka lat później Hahn i Strassmann przeprowadzili słynny eksperyment, w którym wykazali, że jądra uranu bombardowane neutronami ulegają rozpadowi na znacznie mniejsze fragmenty, głównie bar i krypton. I tak zakończyła się krótka kariera ausonium i hesperium.

Jak już wspominamy Idę Noddack, trzeba też wspomnieć o innym odkryciu. Chodzi tu o pierwiastek, znany dziś jako technet. Jest to bardzo ciekawe indywiduum – lekki (liczba atomowa 43), a promieniotwórczy – do tego stopnia, że w zasadzie nie występuje na Ziemi. W 1925 roku Walther Noddack oraz Ida Tacke (późniejsza pani Noddack) poinformowali o odkryciu pierwiastka 43, który był przewidziany już przez Mendelejewa i nazwany eka-manganem. Odkrycie było niejednoznaczne, ale uczeni już nawet zdążyli go nazwać. I tak w układzie okresowym pojawił się mazur (symbol Ma).

Układ okresowy z pierwiastkiem mazur – Politechnika Gdańska
Zwraca uwagę brak polonu, odkrytego wiele lat wcześniej. No cóż… Skłodowska nie była Niemką.

źródło: Wikimedia, licencja: CC BY SA 4.0

Odkrycie nie zostało jednak potwierdzone przez innych badaczy, więc luka pozostała. Dopiero w 1937 roku Emilio Segrè (współpracownik Fermiego) z zespołem odkrył technet, który w 1947 roku uzyskał tę nazwę. Warto tu dodać, że jeden z izotopów, technet-99m jest dziś szeroko stosowany w diagnostyce medycznej. Pisał o tym Lucas Bergowsky.

Dziś układ okresowy jest zapełniony pierwiastkami o liczbie atomowej od 1 do 118. Brak już w nim jakichkolwiek luk. Oczywiście trwają poszukiwania kolejnych, ale sytuacja jest dość klarowna. Zespoły badawcze, które zajmują się takimi badaniami (jest ich kilka na świecie), zgłaszają swoje odkrycia i oczekują na powtórzenie ich w innych ośrodkach. Jeśli się potwierdzą, Międzynarodowa Unia Chemii Czystej i Stosowanej oraz Międzynarodowa Unia Fizyki Czystej i Stosowanej decydują o nadaniu nowej nazwy. Zaczyna ona obowiązywać po publikacji w czasopiśmie „Pure and Applied Chemistry”.

Czasy samotnych romantycznych odkrywców już dawno minęły, a wraz z nimi – na całe szczęście – spektakularne porażki.

Literatura uzupełniająca

Zjonizowane żelazo, które namieszało

Tajemnica zielonej linii

Minął rok – refleksje założyciela bloga

Pracownia alchemika – obraz stworzony przez sztuczną inteligencję – Binga

Kiedy 16 listopada 2022 roku z pewną taką nieśmiałością uruchomiłem blog, zastanawiałem się, na jak długo wystarczy nam cierpliwości. Na początku była nas tak naprawdę garstka. Przez dwa miesiące funkcjonowaliśmy pod adresem tymczasowym naukowy2022.wordpress.com (istnieje do dziś, możecie zajrzeć). Spotkaliśmy się od samego początku z bardzo ciepłym przyjęciem, za co serdecznie dziękuję. W styczniu 2023 postanowiliśmy przenieść się na adres docelowy – eksperymentmyslowy.pl. Zakupiliśmy domenę, a hosting dostaliśmy w prezencie od Macieja. No i tak się to kula do dziś.

Czas na drobne podsumowanie. W ciągu tego roku opublikowaliśmy ponad 430 wpisów o rozmaitej tematyce (średnio więcej niż jeden wpis dziennie!), licznik komentarzy dobija do 1200. I jakoś tak się złożyło, że właśnie w tych dniach licznik wyświetleń przekroczył pół miliona. Wszystko to było możliwe dzięki pracy kilkunastu autorów i autorek oraz setek czytelników. Jakoś tak wyszło, że znaleźli się mądrzy ludzie chętni do dzielenia się wiedzą i dyskutowania. Dziękuję Autorom serdecznie za wszystko – za pisanie, merytoryczne dyskusje i uwagi. Jesteście fajną kompanią!

Blog wyszedł z wieku niemowlęcego, pora na ciąg dalszy. Nieustannie zapraszamy do współpracy każdego, kto chciałby się podzielić wiedzą. Nie ograniczamy tematyki ani stylu. Jak zapewne zauważyliście, każda i każdy z nas pisze zupełnie inaczej. Stawiamy na różnorodność. Zachęcamy też do komentowania i dyskusji, chętnie też przyjmiemy propozycje nowych tematów, o których chcielibyście poczytać. A my piszemy kolejne teksty. O językoznawstwie, historii, biologii, medycynie, astronomii, chemii, fizyce. I cieszę się, że tak wiele osób je czyta. Jeszcze raz serdecznie za to dziękuję!

O antybiotykach słów kilka – wpis gościnny

Kolejny wpis gościnny – tym razem pan dr Wiesław Mrotek. Możliwe, że dołączy do grona stałych autorów.

Gdyby Aleksander Fleming przeczytał „Potop” Sienkiewicza (1886 r.), lub chociaż obejrzał ekranizację (1915 r.), nie czekałby do 1928 r. z powiązaniem działania hamującego wzrost bakterii i obecności pleśni (grzybów) z rodzaju Penicillium. Widok Kiemlicza zagniatającego zwilżony chleb z pajęczyną jako opatrunek na ranę postrzałową dla Kmicica z pewnością dałby mu do myślenia. A tak czekał do 1928 r. roku, aż na jednej pozostawionej na wakacje kolonii bakterii zauważył brak wzrostu wokół pleśni.

Aleksander Fleming

źródło: wikimedia, licencja: domena publiczna

Zamiast wyrzucić zanieczyszczoną płytkę, postanowił sprawdzić, dlaczego obecność pleśni zabiła i powstrzymała rozwój bakterii. W efekcie, po dociekliwych i długich badaniach, odkrył penicylinę.

Ogólny wzór penicylin
źródło: wikimedia, licencja: domena publiczna

A Paul Ehrlich, wynalazca pierwszego chemioterapeutyku (salwarsan), który marzył o „magicznej kuli” zabijającej wszystkie patogeny, z pewnością ucieszyłby się na wieść o odkryciu antybiotyków.

„Jestem zdecydowanym wrogiem stosowania antybiotyków”

Taką deklarację słyszę nieraz od rodziców dziecka z infekcją. Czy mają rację? I tak, i nie.

„Antybiotyki osłabiają organizm”

Tak, mają działania uboczne, mogą np. zaburzać mikrobiotę jelitową. Ale tak naprawdę organizm jest osłabiony przez infekcję, której nie może sam zwalczyć. Organizm człowieka ma mechanizmy do obrony przed infekcjami. Białe krwinki potrafią zidentyfikować, zneutralizować i usunąć wnikające do organizmu drobnoustroje, tworząc jednocześnie mechanizmy odpornościowe (przeciwciała). Jednak ich wydolność może zostać pokonana – przy wcześniejszej infekcji wirusowej, z powodu przyjmowania leków obniżających odporność czy chorób współistniejących.

Antybiotyki mają tylko i aż wspomóc organizm w pokonaniu infekcji, poprzez zmniejszenie liczby bakterii do poziomu, z którym układ odpornościowy już sobie poradzi.

Przed zastosowaniem antybiotyku lekarz zawsze rozważa, czy w ogóle należy go podać. Czyli czy mamy do czynienia z infekcją drobnoustrojami, które można zwalczać antybiotykami. Jeżeli tak, to w zależności od stanu pacjenta, czy jeden antybiotyk wystarczy. Następnie, bazując na rozpoznaniu i badaniach dodatkowych, wybiera odpowiedni do sytuacji antybiotyk i ustala odpowiednie leczenie. W trudniejszych przypadkach przed leczeniem pobiera materiał do badań mikrobiologicznych, podaje antybiotyk o szerokim spektrum działania (zabijający możliwie wiele rodzajów bakterii) i po uzyskaniu antybiogramu (wykaz wyhodowanych bakterii i ich wrażliwości na antybiotyki) modyfikuje leczenie.

Antybiotyk zadziała prawidłowo tylko wtedy, gdy:
– bakteria będzie na niego wrażliwa,
– dotrze do miejsca infekcji w odpowiednim stężeniu, a stężenie to będzie odpowiednie przez cały czas leczenia,
– będzie podawany do momentu, gdy układ odpornościowy sam dokończy eliminowanie patogenów.

Antybiotyki można klasyfikować pod kątem różnych cech:
– budowy chemicznej,
– spektrum działania przeciwbakteryjnego,
– penetracji do tkanek,
– drogi podawania związane z wchłanianiem z przewodu pokarmowego,
– drogi eliminacji z organizmu.

Ma to znaczenie np. w doborze odpowiedniego antybiotyku do rodzaju (miejsca) infekcji. Bo jaki sens ma podanie w zapaleniu opon mózgowo-rdzeniowych antybiotyku, który nie przekracza bariery krew – mózg? Jak ma zadziałać niewchłaniająca się z przewodu pokarmowego nystatyna, podana doustnie w grzybicy pochwy?

Dlaczego leczenie zapalenia płuc może trwać krócej niż anginy?

Otóż wywołujący ropną anginę paciorkowiec beta-hemolizujący grupy A (szybki test może pomóc) ma na swojej powierzchni struktury podobne do tych, które naturalnie występują na komórkach stawów, kłębków nerkowych i wsierdzia (wewnętrzna wyściółka serca). Powoduje to mylne rozpoznanie własnych komórek jako wrogich przez białe krwinki i produkcję przeciwciał niszczących własne tkanki. Grozi to poważnymi powikłaniami (choroby autoimmunologiczne – gorączka reumatyczna, kłębuszkowe zapalenie nerek, zapalenie wsierdzia, reumatoidalne zapalenie stawów). Leczenie ropnej anginy paciorkowcowej musi trwać 10 dni, kropka.

Bakterie jednak nie pozostają bezczynne. Wykształciły mechanizmy obronne. Produkują enzymy dezaktywujące antybiotyki (np. beta-laktamazy), białka usuwające antybiotyk z komórki bakterii, a nawet zmieniają budowę swojej ściany, uniemożliwiając antybiotykom działanie. Takie modyfikacje nie dość, że są przekazywane bakteriom potomnym, to jeszcze mogą być przekazywane innym bakteriom (przez plazmidy, cząstki DNA, czy przy pomocy wirusów atakujących bakterie – bakteriofagów).

Jest to prawdziwy wyścig zbrojeń, w którym trup się ściele gęsto. W 2019 r. z powodu antybiotykooporności zmarło ok. 1 270 000 ludzi. Pojawiają się wciąż nowe szczepy bakterii niewrażliwych na poprzednio skuteczne antybiotyki – stąd coraz częściej trzeba wykonywać badania mikrobiologiczne.

Dlaczego tak się dzieje? Przecież przy zastosowaniu odpowiedniego antybiotyku, we właściwej dawce i częstotliwości oraz czasie leczenia, uzyskamy odpowiednie stężenie leku w zakażonych tkankach, ograniczenie infekcji, a organizm sam dokończy dzieła eliminacji.
Tak. Ale wtedy i tylko wtedy, gdy wszystkie wymienione warunki będą spełnione. Inaczej niedobitki bakterii mogą wytworzyć oporność, kontynuować dzieło zniszczenia, i, co gorsza, przekazać oporność dalej.

Niestety zbyt często nie dochowujemy należytej staranności w prowadzeniu antybiotykoterapii. Podawanie antybiotyku w infekcji wirusowej, niewłaściwy dobór antybiotyku, zbyt mała dawka czy za krótki czas nie tylko powodują niepowodzenie w leczeniu, ale również generują oporność. Absurdalne jest tłumaczenie pacjenta, który przyjął kilka dawek antybiotyku (zostało w domu po leczeniu członka rodziny, to wziął). Pacjent powinien otrzymać ilość leku na planowaną kurację – i ani tabletki więcej.

Niestety, niektóre antybiotyki są dostępne bez recepty. Na szczęście są to preparaty przeznaczone do leczenia łupieżu czy grzybicy stóp. Ale słychać też głosy o ograniczaniu wolności obywateli przez konieczność uzyskiwania recepty na inne leki. To krótka ścieżka do kompletnego wytrącenia z rąk medycyny potężnej broni, jaką są antybiotyki, przez wytworzenie szczepów bakterii opornych na wszystko. Przykład autodestrukcyjnego działania społeczeństwa zamieszkującego Ziemię mieliśmy niedawno – potężne ruchy antyszczepionkowe w pandemii SARS-CoV-2. Gdyby nie działania ograniczające transmisję wirusa i następnie podniesienie odporności populacji przez szczepienia… Strach pomyśleć.

Osobnym problemem jest stosowanie antybiotyków w przemyśle spożywczym. W skórkach niektórych żółtych serów znajdziemy natamycynę, lek o działaniu przeciwgrzybiczym (omijam szerokim łukiem). Hodowla zwierząt to również ich leczenie, które powinno być wdrażane i prowadzone zgodnie z regułami sztuki. Czyli jak u ludzi, pod kontrolą lekarza weterynarii, a nie tak, że kiedy jedna chora owca kichnie, całe stado dostaje antybiotyk.

Dodawanie antybiotyków do paszy to już zdecydowanie nadużycie. Zakazane w EU, ale czy przestrzegane? Kurczaki stłoczone w fermach może i nie mają wtedy objawów ze strony przewodu pokarmowego, może szybciej przybierają na wadze, ale czy tędy droga? Mięso nafaszerowane antybiotykami, bakteriami opornymi na podawany antybiotyk nie może być zdrowe. Pomyślmy o dżumie i cholerze, trądzie i durze brzusznym, błonicy i gruźlicy. Gdzie bylibyśmy dziś, gdyby nie antybiotyki (i oczywiście szczepienia)?

Stosowanie probiotyków

Probiotyki mają być odporne na antybiotyki. Hmm… Czyli są to nieszkodliwe, potrzebne bakterie, które wykształciły mechanizmy antybiotykooporności. Czy na pewno nie przekażą tych umiejętności bakteriom odpowiedzialnym za infekcję? Naturalny jogurt prawdopodobnie takich bakterii nie zawiera. Dlatego polecam go, szczególnie po antybiotykoterapii. Czy wobec tego jestem entuzjastą antybiotyków? A czy jestem entuzjastą opon zimowych? Zimą tak, ale latem już nie. Tak samo z antybiotykami – stosowanie we właściwych wskazaniach, dawkach i czasie owszem, ale jestem stanowczo wrogiem ich stosowania bez potrzeby i w niewłaściwy sposób. Pamiętajmy o tym w gabinecie lekarza. Odmowa i wymuszanie antybiotykoterapii to dwie strony medalu, obie równie niebezpieczne. Tak, jak nie można lubić czy nie lubić noży (bo można nimi kroić chleb, ale i zabijać), tak i antybiotyk jest tylko narzędziem. Dokładnie zapiszmy, jaką dawkę, jak często i jak długo przyjmować, czy przed, w trakcie czy po posiłku.

PS Nie cierpię tępych noży. Antybiotyk, na który bakterie są oporne, jest właśnie takim tępym nożem.