Niesprawiedliwa ewolucja

Czym są rangi i dlaczego ich jeszcze używamy

Ktokolwiek interesuje się biologią, wie, że ssaki (Mammalia) to grupa kręgowców w randze gromady i że dzielimy tę grupę na jednostki niższej rangi zwane rzędami. Rzędy z kolei dzielą się na rodziny, te zaś na rodzaje i ostatecznie na gatunki. Tak wygląda tradycyjny system hierarchicznej klasyfikacji zapoczątkowany przez Linneusza. Rozumie się niemal samo przez się, że gatunki należące do tej samej jednostki taksonomicznej (taksonu) łączy bliższe pokrewieństwo ewolucyjne, ale w przeszłości nie trzymano się tej zasady konsekwentnie. Dopiero pod koniec XX w. w taksonomii zaczęło dominować podejście kladystyczne: zaczęto wymagać, aby taksony były jednocześnie poprawnie zdefiniowanymi kladami, czyli grupami wywodzącymi się od jednego wspólnego przodka i zawierającymi wszystkich jego potomków.

Jeśli potrafimy zrekonstruować filogenezę (drzewo rodowe) danej grupy organizmów, to odcinając dowolną jego gałąź, uzyskujemy klad, czyli mniejsze drzewo (poddrzewo) wyrastające z miejsca, gdzie dokonaliśmy cięcia. Nie ma znaczenia, jak duży jest ten klad i czy w tradycyjnej klasyfikacji byłby rodzajem, rodziną, rzędem czy jeszcze czymś innym.

Drzewa rodowe w biologii są zwykle binarne, czyli składają się z gałęzi wielokrotnie dzielących się na dwie części. Wiele gałęzi kończy się ślepo, co oznacza wymieranie gatunków. Taka struktura niezbyt pasuje do tradycyjnej taksonomii. Jeśli rząd nietoperzy (Chiroptera) podzielimy na 21 współczesnych rodzin (a właśnie tyle ich się wyróżnia), to jak uwzględnić w klasyfikacji fakt, że wspólny przodek nietoperzy dał początek tym rodzinom dzięki wielokrotnym podziałom binarnym? Wyróżnianie jednostek pomocniczych o randze pośredniej (np. podrzędów, infrarzędów, parworzędów czy nadrodzin) nie rozwiązuje sprawy, bo drzewo rodowe obejmuje wiele taksonów pozagnieżdżanych jeden w drugim i nie daje się wtłoczyć w sztywny system klasyfikacji. Repertuar rang taksonomicznych, jakimi dysponujemy, szybko się wyczerpuje w przypadku dużych i zróżnicowanych kladów.

Kłopotliwe cięcie drzew na kawałki

Podobnie jest przy dzieleniu rodzin na gatunki. Na przykład rodzina nietoperzy mroczkowatych (Vespertilionidae) obejmuje 61 żyjących rodzajów i 534 żyjące gatunki.1 Klasyfikacja tradycyjna jest „spłaszczona”: piszemy nazwę rodziny, a poniżej umieszczamy długą listę rodzajów. Ignorujemy w ten sposób fakt, że rodzaje grupują się w jednostki pośrednie. Oczywiście możemy podzielić rodzinę na podrodziny (w tym przypadku cztery), a w obrębie największej z nich wyróżnić około dziesięciu plemion (jednostka większa niż rodzaj), ale i tak nie oddajemy w ten sposób faktycznej złożoności drzewa rodowego.

To zresztą jeszcze pół biedy. Co prawda wiele tradycyjnych taksonów (w tym nietoperze) okazało się kladami, więc można je było zostawić bez zmian, ale inne trzeba było poddać rewizji. W obrębie ssaków jedną z najbardziej spektakularnych zmian było włączenie dawnego rzędu waleni (Cetacea) do parzystokopytnych (Artiodactyla). Okazało się to konieczne, ponieważ walenie są bliskimi krewnymi hipopotamów, a w dalszej kolejności – przeżuwaczy. Walenie, hipopotamy i przeżuwacze łącznie stanowią tylko jedną z kilku gałęzi ewolucyjnych Artiodactyla, siostrzaną względem świniokształtnych (Suina). Dalszymi kuzynami obu tych gałęzi są Tylopoda, współcześnie obejmujące jedną rodzinę wielbłądowatych (Camelidae). A mówimy tylko o grupach współczesnych, bo kopalne parzystokopytne były jeszcze bardziej różnorodne.

Ryc. 1.

A zatem walenie zagnieżdżone są głęboko wewnątrz drzewa rodowego parzystokopytnych i nie ma sposobu, żeby zrobić z nich osobny takson – chyba żeby porozbijać klad Artiodactyla na cztery lub pięć rzędów. Ale po co, skoro łączy je duża liczba rzucających się w oczy cech wspólnych, a jedyną grupą zdecydowanie niepodobną do pozostałych są właśnie walenie? Już wiemy, że podobieństwo i pokrewieństwo często nie idą w parze. Gdyby nie badania genomów, wsparte przez odkrycia szczątków prymitywnych waleni sprzed ok. 50 mln lat, trudno byłoby uwierzyć, jak bliskie pokrewieństwo łączy kaszalota z owcą, sarną lub żyrafą.

Skąd wiemy, jaką rangę nadać fragmentom, na które dzielimy drzewo rodowe? Dlaczego daną grupę spokrewnionych gatunków nazywamy rodziną, a nie rzędem? Nie ma tu jasnych kryteriów. Przypisywanie taksonom takiej czy innej rangi jest w dużym stopniu subiektywne i podyktowane praktyczną wygodą (łatwiej się z grubsza orientować w klasyfikacji „spłaszczonej” niż w binarnie porozgałęzianym drzewie rodowym). Tradycyjne rangi wyróżniane są „dla ustalenia uwagi”, a ich łacińskie nazwy zawierają pewne charakterystyczne przyrostki (np. w zoologii każda rodzina ma w nazwie sufiks ‐idae, co na polski można tłumaczyć jako ‐owate). Dlatego taksonomia kladystyczna, choć rangi nie mają w niej żadnego umocowania teoretycznego, zachowuje je dla świętego spokoju i z szacunku dla tradycji.

Ssak ssakowi nierówny, czyli fundamentalna niesprawiedliwość

Nie sposób w konsekwentny sposób podzielić na rzędy kompletne drzewo rodowe ssaków zawierające także wszystkie grupy wymarłe, ale przynajmniej próbujemy to robić dla ssaków żyjących współcześnie. Dzielą się one dość na dużą liczbę dość wyraźnie odrębnych gałęzi, z których każda miała ostatniego wspólnego przodka mniej więcej 100–50 mln lat temu (gdzieś między późną kredą a eocenem). Ich wczesne odgałęzienia powymierały, a linie rodowe, które przeżyły, nagromadziły wiele wspólnych innowacji genetycznych i anatomicznych, zanim zróżnicowały się we współczesne rodziny i rodzaje.

Poprawne zinterpretowanie tych innowacji okazało się zadaniem znacznie trudniejszym, niż wydawało się dawniejszym biologom, ale obecnie mamy w tej sprawie dość zgodne stanowisko specjalistów. Taksony odpowiadające takim gałęziom nazywany dla wygody rzędami i w przypadku ssaków wyróżniamy ich obecnie dwadzieścia siedem. Jeden z nich, stekowce ma o wiele głębszy rodowód niż inne i zaliczany jest do osobnej podgromady (Yinotheria). Pozostałe ssaki (Theria) dzielą się na dwa siostrzane klady: torbacze i łożyskowce. Torbacze obejmują siedem współczesnych rzędów: dydelfokształtne, skąpoguzkowce, torbiki, niełazokształtne, jamrajokształtne, kretowory i dwuprzodozębowce. Łożyskowce obejmują dziewiętnaście rzędów: pancerniki, włochacze, trąbowce, brzegowce, góralki, rurkozębne, ryjoskoczki, afrosorkowce, gryzonie, zajęczaki, wiewióreczniki, latawce, naczelne, owadożery, nietoperze, łuskowce, drapieżne, nieparzystokopytne i parzystokopytne.

Jak widać, ewolucja niezbyt równo (a raczej skrajnie nierówno) obdzieliła sukcesem poszczególne odgałęzienia drzewa rodowego ssaków. Stekowce to zaledwie dwie rodziny z trzema rodzajami i pięcioma gatunkami, występujące dziś tylko w Australii, na Tasmanii i na Nowej Gwinei. Torbacze mają większy zasięg występowania, obejmujący prócz regionu australijskiego część wysp Azji Południowo-Wschodniej, całą Amerykę Południową i część Północnej, a dzielone są na 21 rodzin i 396 znanych gatunków współczesnych. Jednak w dzisiejszym świecie zdecydowanie dominują łożyskowce, zamieszkujące wszystkie kontynenty (włącznie z wybrzeżami Antarktydy) i oceany Ziemi. Wyróżniamy wśród nich 144 klady w randze rodzin i 6288 gatunków (94% wszystkich żyjących ssaków).

Skąd się wzięły te różnice? Sukces ewolucyjny zależny jest od wielkiej liczby czynników, w tym takich, które działają w sposób losowy i nieprzewidywalny. Często jeden z dwóch gatunków siostrzanych, bardzo do siebie podobnych, odnosi sukces, dając początek wielu zróżnicowanym liniom potomnym, podczas gdy drugi ma pecha i jeśli nawet nie wymrze, to jego potomstwo zostanie zmarginalizowane. Takie asymetrie, kumulujące się w przebiegu filogenezy, powodują skrajne dysproporcje w strukturze drzewa rodowego. Nieoczekiwany splot okoliczności albo przypadkowo osiągnięta korzyść z jakiejś zmiany ewolucyjnej może nagle stworzyć warunki dla rozkwitu linii rodowej, która ni stąd, ni zowąd poszerza swój zasięg i ulega „wybuchowej” radiacji przystosowawczej, dzieląc się na tuziny nowych gatunków. Z kolei zmiany środowiskowe, na przykład wahania klimatu lub zderzenia kontynentów, którym towarzyszą inwazje obcej fauny, mogą powodować masowe wymieranie gatunków, którym wcześniej wiodło się znakomicie.

Ryc. 2.

Ryc. 2 przedstawia 27 współczesnych rzędów ssaków uszeregowanych według liczby żyjących gatunków. Dwa największe rzędy – gryzonie i nietoperze – obejmują łącznie prawie dwie trzecie wszystkich gatunków ssaków, przy czym pierwszy z nich jest niemal dwukrotnie liczniejszy od drugiego. Dwie trzecie rzędów to klady małe, obejmujące od jednego do kilkudziesięciu gatunków. Między tymi skrajnościami mieści się siedem rzędów o liczebności od stu do kilkuset gatunków. Jeden z nich to nasz własny rząd, czyli naczelne (Primates). Jak widać, rząd rządowi nierówny, bo jak porównać grupy, które co prawda mają tę samą rangę taksonomiczną, ale liczebnością różnią się ponad dwa tysiące razy?

Właściwie wszystko jedno, jak zdefiniujemy sobie pojęcie rzędu lub innej rangi taksonomicznej. Jeśli spróbujemy ją zastosować do klasyfikacji gatunków tworzących naturalne drzewo rodowe, skutek będzie z reguły podobny: los jest niesprawiedliwy. Wewnątrz rzędu, który odniósł widowiskowy sukces, znajdziemy zarówno rodziny liczące setki gatunków, jak i złożone z jednego osieroconego gatunku, którego bliscy krewni wymarli. A wewnątrz dużej rodziny znajdziemy zarówno duże, jak i małe rodzaje. Takie zróżnicowanie, a nie równowaga między jednostkami tej samej rangi, jest normą w biologii. Zresztą nie tylko w biologii, bo identyczne asymetrie obserwujemy, badając rodziny języków.2

Szczęściarze i pechowcy

Jakie ssaki odniosły największy sukces? Spróbujmy to ocenić, odnosząc się do klasycznych rang. Ze wszystkich podjednostek największego rzędu, czyli gryzoni (Rodentia) największa jest rodzina chomikowatych (Cricetidae), do której należy 865 żyjących gatunków. Największym rodzajem w jej obrębie jest północno- i środkowoamerykański myszak (Peromyscus) – 82 gatunki.3 A może pierwsze miejsce należy się rodzinie z największą liczbą rodzajów? W tym przypadku wygrałyby myszowate (Muridae) – 162 rodzaje. Najliczniejszym rodzajem myszowatych jest szczur (Rattus) – 71 żyjących gatunków (patrz ryc. 3). Zresztą według aktualnych danych liczba gatunków myszowatych wynosi 851, więc trudno mieć pewność, że chomikowatych jest więcej, bo nowi przedstawiciele obu rodzin odkrywani są dość często. Od roku 2020 opisano sześć gatunków myszowatych nowych dla nauki. Chyba sprawiedliwie będzie uznać, że myszak i szczur dzielą ex aequo pierwsze miejsce na podium wśród ssaków, którym się naprawdę powiodło.

Ryc. 3.

A jakie ssaki miały najmniej szczęścia? Oczywiście te, które wymarły bezpotomnie (a dotyczy o także sporej liczby kladów, które można uznać za osobne rzędy). Spośród rzędów nadal istniejących wyróżniają się rurkozębne (Tubulidentata), do których należy jedna rodzina z jednym rodzajem i jednym gatunkiem. Jest to mrównik afrykański (Orycteropus afer). Pierwotnie opisano go w XVIII w. jako gatunek mrówkojada, ale okazało się z czasem, że podobieństwo mrówników do amerykańskich szczerbaków nie wynika z pokrewieństwa, tylko z przystosowań do podobnego trybu życia (mrównik odżywia się niemal wyłącznie mrówkami i termitami).4 Mrównika zaliczono zatem do osobnego rzędu i przez dłuższy czas zastanawiano się, gdzie go ulokować na drzewie rodowym ssaków. Dopiero badania genetyczne dowiodły, że słupozębne są częścią kladu Afrotheria, który wyewoluował w Afryce i podzielił się na kilka grup zupełnie do siebie niepodobnych. Należą do niego (oprócz mrówników) trąbowce, brzegowce (znane też jako syreny), góralki, afrosorkowce (złotokrety, wodnice i tenreki) oraz ryjoskoczki.

Czy mrównik jest naprawdę ewolucyjnym „przegrywem”? Niekoniecznie. O pechu mogą mówić trąbowce, które jeszcze kilkadziesiąt tysięcy lat temu miały wielu przedstawicieli w Afryce, Europie, Azji i obu Amerykach, a obecnie obejmują trzy gatunki słoni, wszystkie w niepokojącym stopniu zagrożone. Słupozębne – ssaki skrajnie wyspecjalizowane – nigdy nie były liczne ani różnorodne, choć znamy kilka rodzajów kopalnych. W miocenie część z nich wyemigrowała z Afryki do południowo-zachodniej Eurazji (od Francji po Pakistan). Wymarły później poza Afryką, ale ostatni żyjący gatunek ma się całkiem nieźle na swoim ojczystym kontynencie. Zajmuje niemal całą Afrykę subsaharyjską, podzielony jest na wiele populacji regionalnych wyróżnianych jako podgatunki, a jako zwierzę skryte i nocne nie wchodzi ludziom w drogę. Ewentualnym zagrożeniem dla mrówników mogą być zmiany klimatyczne wpływające na obfitość owadów, które stanowią ich pożywienie. Można zatem być pechowcem, ale cieszącym się dość ustabilizowaną sytuacją życiową.

Ryc. 4.

Czasem (choć rzadko) zdarza się, że siostrzane gałęzie ewolucyjne odnoszą niemal równy sukces. Na przykład wśród naczelnych (Primates) wyróżniamy klad małp (Simiiformes). Z braku bardziej stosownej rangi uważa się je za infrarząd (jednostkę niższą od podrzędu). Wskutek przypadkowego rejsu na naturalnej tratwie przez Atlantyk 35 mln lat temu pierwotne małpy dotarły z Afryki do Ameryki Południowej, gdzie dały początek małpom szerokonosym (Platyrrhini). Ich siostrzaną grupą są małpy wąskonose (Catarrhini), nazywane też małpami Starego Świata.5 Trudno stwierdzić na pewno, który klad zawiera więcej gatunków, bo liczba jednych i drugich stale się powiększa, w miarę jak prymatolodzy przetrząsają lasy tropikalne. Chwilowo wąskonose prowadzą „na gatunki” 193 : 168, ale za to szerokonose są bardziej różnorodne, jeśli chodzi o liczbę rodzin.

Przyjrzyjmy się jednak bliżej małpom wąskonosym. Wewnątrz tego kladu nie ma już mowy o symetrii i równowadze sił. Dzieli się on na dwie gałęzie rodowe. Do jednej z nich należy wielka rodzina koczkodanowatych (Cercopithecidae) – 165 opisanych dotąd gatunków (85,5% wszystkich wąskonosych). Druga gałąź to małpy człekokształtne (Hominoidea) – w sumie 28 gatunków. Człekokształtne odniosły zatem znacznie skromniejszy sukces ewolucyjny niż gałąź siostrzana. Dzielą się one z kolei na dwie rodziny: większą stanowią gibony (Hylobatidae) z dwudziestoma gatunkami, a mniejszą – człowiekowate (Hominidae) z ośmioma gatunkami. Spośród czterech rodzajów należących do człowiekowatych orangutany (Pongo) liczą trzy gatunki, a goryle (Gorilla) i szympansy (Pan) po dwa gatunki. Najmniejszy jest rodzaj Homo z jednym współczesnym gatunkiem, H. sapiens. Można więc uznać, że jesteśmy szczególnymi pechowcami wśród wąskonosych – a jednak nie mamy powodu uskarżać się na swój los.

Przypisy

  1. Większość cytowanych tu danych liczbowych (na podstawie Mammal Diversity Database) odpowiada aktualnemu stanowi badań, który jednak trzeba traktować jako chwilowy i nieustannie poddawany rewizji. Nowe gatunki są stale odkrywane lub wyróżniane w obrębie opisanych wcześniej (zwykle w wyniku analiz genomowych). Niestety gatunki także wymierają w tempie, które powinno nas niepokoić. ↩︎
  2. Patrz też artykuł Wiesława Seweryna na temat reguły Pareta. Niesprawiedliwość ewolucji jest w istocie jednym ze sposobów, na jakie manifestuje się ta wszędobylska zasada. ↩︎
  3. Myszaki należą do tzw. „myszy Nowego Świata”. Są to trzy podrodziny rodziny chomikowatych występujące w obu Amerykach, powierzchownie podobne do myszy, choć bliżej spokrewnione z chomikami i karczownikami. ↩︎
  4. Ale nie tylko owadami mrównik żyje. W odróżnieniu od mrówkojadów mrówniki zachowały uzębienie boczne. Prawdopodobnie zęby potrzebne im są głównie w jednym celu: do rozdrabniania owoców ogórka mrównikowego (Cucumis humifructus), gatunku równie osobliwego jak sam mrównik. Jego soczyste owoce rosną pod ziemią (ewenement wśród dyniowatych). Jest to jedyna roślina, jaką jada mrównik. Nasiona ogórka trafiają do kupy mrównika, którą ten starannie zakopuje, rozsiewając przy okazji ogórki. Ta symbioza ogórków z mrównikami jest wynikiem koewolucji trwającej od milionów lat. ↩︎
  5. Szerokonosym i wąskonosym nadaje się rangę parworzędów (czegoś pośredniego między infrarzędem a nadrodziną. Takie mnożenie poziomów klasyfikacji mówi samo za siebie: jest to zabieg sztuczny, choć do pewnego stopnia ułatwiający orientację w systematyce. ↩︎

Opis ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Rekonstrukcja drzewa filogenetycznego wszystkich współczesnych ssaków wg obecnego stanu wiedzy (pominięto wymarłe linie rodowe). Korzeń drzewa znajduje się w centrum okręgu, a gałęzie rozchodzą się wachlarzowato ku obwodowi. Widać wyraźnie dysproporcje wielkości poszczególnych gałęzi. Źródło: Upham, Jesselstyn & Jetz 2019, PLOS Biology (licencja CC BY 4.0).
Ryc. 1. Butlonos indyjski (Tursiops aduncus), obecnie zaliczany (wraz z innymi delfinami i ogólnie waleniami) do rzędu parzystokopytnych, choć jako żywo nie posiada kopyt. Walenie (102 gatunki współczesne w 13 rodzinach) stanowią zresztą jeden z najbardziej udanych eksperymentów ewolucyjnych wśród parzystokopytnych. Foto: Tal Shema 2028. Lokalizacja: Morze Czerwone, rafa koralowa w pobliżu Eilat (Izrael). Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 4.0).
Ryc. 2. Szczur długowłosy (Rattus villosissimus) z Australii. Choć Australię kojarzymy zwykle z torbaczami i stekowcami, rodzime ssaki łożyskowe dorównują torbaczom co do liczebności gatunków. Oprócz łożyskowców związanych z morzem, czyli parzystokopytnych (waleni), drapieżnych (foki, uchatki) i brzegowców (diugoń), na długo przed przybyciem ludzi Australię zamieszkiwały liczne nietoperze (które pojawiły się tu w eocenie, równocześnie z torbaczami) i gryzonie myszowate, które skolonizowały Australię w kilku falach. Najmłodszym przybyszem (4–3 mln lat temu, w pliocenie) był rodzaj Rattus (szczur), który wyewoluował na miejscu w siedem rodzimych gatunków. Foto: Ged Tranter 2020. Lokalizacja: Farrars Creek, Queensland. Źródło: iNaturalist (licencja CC BY 4.0).
Ryc. 3. Mrównik (Orycteropus afer ssp. afer) Foto: kevinjolliffe 2014. Lokalizacja: Rezerwat Drie Kuilen, RPA. Źródło: iNaturalist (licencja CC BY-NC 4.0).

Dodatkowe źródła

The Mammal Diversity Database – stale uzupełniana i korygowana baza zawierająca informacje o wszystkich gatunkach ssaków, także tych odkrywanych każdego roku.

Komplikacje dziesiętne. Część 3: Ście, sta i set

Inne odcinki serii

Część 1. Naście
Część 2. Dzieścia, dzieści i dziesiąt

Ta seria stanowi część cyklu „Czy znacie język polski?”

Prolog praindoeuropejski

Praindoeuropejczycy potrafili liczyć co najmniej do stu, co w okresie chalkolitu – sześć czy siedem tysięcy lat temu – było dość imponującym osiągnięciem intelektualnym.1 Liczbę ‘100’ wyrażali słowem *ḱm̥tóm. Uważa się niemal powszechnie (a ja nie widzę powodu, żeby nie zgadzać się z tym poglądem), że *ḱm̥tóm powstało jako uproszczenie fonetyczne formy *dḱm̥t‐ó‐m, przymiotnika rodzaju nijakiego (nieożywionego) utworzonego przez dodanie przyrostka *‐ó‐ do podstawy słowotwórczej *deḱm̥t, czyli do liczebnika ‘10’. Przymiotnik uległ „substantywizacji”, czyli został potraktowany jak rzeczownik o znaczeniu ‘dziesiąte (w domyśle: dziesięć)’, czyli setka.2 Być może pierwotnie używano zwrotu *déḱm̥t dḱm̥tóm, ale nawet jeśli tak było, to pierwszy człon opuszczano już w epoce praindoeuropejskiej.

Słowo *ḱm̥tóm jest poświadczone w większości głównych gałęzi rodziny indoeuropejskiej – zob. greckie (he)katón, łacińskie centum, walijskie cant, gockie hund, staroindyjskie śatám i awestyjskie satəm. Dawny podział języków indoeuropejskich na „kentumowe” i „satemowe” wziął nazwę od różnego traktowania początkowej spółgłoski * w różnych grupach języków (pisałem o tym przy innej okazji). Ma on dziś znaczenie tylko historyczne, ale używany jest nadal w podręcznikach. Języki bałtosłowiańskie są „satemowe”, bo podobnie jak w indoirańskich, * przekształciło się w nich w spółgłoskę szczelinową o artykulacji przedniojęzykowej (litewskie š, słowiańskie, łotewskie i staropruskie s). Praindoeuropejskie *ḱm̥tóm rozwinęło się regularnie w prabałtosłowiańskie *ćimto‐. Języki wschodniobałtyjskie (litewski i łotewski) straciły rodzaj nijaki, dlatego liczebnik przybrał w nich końcówki rodzaju męskiego (litewskie šimtas, łotewskie simts). W językach słowiańskich spodziewalibyśmy się regularnej zmiany w *sęto z zachowaniem rodzaju nijakiego. Istotnie, rodzaj się zgadza, ale nie zgadza się samogłoska. Zamiast oczekiwanej formy z przednią samogłoską nosową mamy prasłowiańskie *sъto z tylną samogłoską słabą (jerem) [ʊ].

Co nam dali Scytowie?

Ta forma przyprawia językoznawców o ból głowy. Rozwój *ę w *ъ jest nie tylko nieregularny, ale do tego mało prawdopodobny i bez precedensu w języku prasłowiańskim. Wczesna utrata nosowości (obojętnie, z jakiego powodu) dałaby w wyniku *sьto albo *seto z samogłoską przednią. Wśród możliwych wyjaśnień nietypowego rozwoju jest następująca hipoteza: *sъto nie jest kontynuacją formy prabałtosłowiańskiej, tylko zapożyczeniem. Jego źródłem mógłby któryś z dialektów irańskich używanych z starożytności przez południowych sąsiadów Słowian – scytyjskich lub sarmackich koczowników zamieszkujących stepy nad Morzem Czarnym.

Nie byłby to wypadek bez precedensu, bo na przykład języki ugrofińskie (z rodziny uralskiej) z całą pewnością zapożyczyły liczebnik ‘100’ z języka prairańskiego, a może nawet praindoirańskiego jako *śëta (stąd fińskie sata, estońskie sada czy węgierskie száz). Również języki indoeuropejskie, choć posiadały odziedziczony liczebnik ‘100’, niejednokrotnie zastępowały go zapożyczeniami. Albańskie ‐qind występujące w nazwach setek (np. njëqind ‘[jedno] sto’) to nic innego jak łacińskie centum, a z kolei rumuńskie sută ma genealogię słowiańską z czasów, kiedy jer *ъ był jeszcze wymawiany jako samogłoska tylna [ʊ]. Ormiańskie haryur (staroormiańskie hariwr) ‘100’ jest niewiadomego pochodzenia, ale na pewno nie kontynuuje formy indoeuropejskiej.

Ryc. 1.

Praindoeuropejskie *ḱm̥tó‐ rozwinęło się w praindoirańskie *ćatá‐ i prairańskie *cata‐. W większości języków irańskich *c [ts] przekształciło się w [s]. Załóżmy, że Słowianie zapożyczyli stepowoirańskie *sata‐. Wyjaśniałoby to dwie zagadki: brak nosowości i nieobecność samogłoski przedniej. Co prawda *a obcego pochodzenia było przez Prasłowian zastępowane przez *o, pozostaje więc pytanie, dlaczego mamy *sъto, a nie *soto, ale z drugiej strony dystans fonetyczny między *o a *ъ jest znacznie mniejszy niż w przypadku *ę, co przekłada się na większe prawdopodobieństwo zmiany jednej z tych samogłosek w drugą. Za mało wiemy o językach Scytów i Sarmatów, żeby ustalić dokładnie, jak wymawiano w nich odziedziczone *sata‐. Hipoteza o irańskim pochodzeniu *sъto redukuje zatem liczbę problemów, ale nie usuwa ich do końca.

Setki prasłowiańskie

Tak czy siak, w języku prasłowiańskim liczebnik ‘100’ miał postać *sъto i zachowywał się jak rzeczownik rodzaju nijakiego, odmieniany przez liczby i przypadki. Towarzyszący mu rzeczownik przybierał formę dopełniacza liczby mnogiej (podobnie jak na przykład w litewskim, staroindyjskim i dawnych językach germańskich). Kluczowe dla dalszej dyskusji są następujące formy:

kategoria gramatycznaprasłowiańskistaropolski
M/B l.poj.*sъtosto
D l.poj.*sъtasta
M/B l.pd.*sъtěście
D l.pd.*sъtustu
M/B l.mn.*sъtasta
D l.mn.*sъtъset

Zauważmy, że odmiana sto była identyczna jak rzeczowników typu dno (prasłowiańskie *dъno). Samogłoska widoczna w dopełniaczu liczby mnogiej (set, den) to efekt rozwoju jeru, który zgodnie z prawem Havlíka uległ wzmocnieniu i ostatecznie zmienił się w polskie e, jeśli następna sylaba także zawierała jer (*sъtъ, *dъnъ). Jeśli w drugiej sylabie była samogłoska pełna (niezredukowana), to jer w pierwszej sylabie znikał.

Dwiemastoma, trzemisty, cztyrzemstom, piąciąset, czyli staropolszczyzna

Jak zatem wyrażano po prasłowiańsku ‘200’? To proste: *dъvě sъtě. Oba elementy mają tu końcówki liczby podwójnej rodzaju nijakiego. Gdy wyrażenie to odmieniano przez przypadki, każdy element przybierał odpowiednią końcówkę. Dopełniacz i miejscownik brzmiały *dъvoju sъtu, a celownik i narzędnik *dъvěma sъtoma. W staropolskim, zgodnie z oczekiwaniami, mamy dwieście, dwustu, dwiemastoma (często pisane łącznie, bo liczebniki setkowe były już odczuwane jako zrosty). Dwie pierwsze formy przeżyły do naszych czasów. Co się stało z trzecią, wkrótce zobaczymy.

Liczebniki ‘3’ i ‘4’ łączą się – jak przymiotniki – z liczbą mnogą rzeczownika, przybierając te same końcówki przypadków. Zatem ‘300’ i ‘400’ to po prasłowiańsku *tri sъta, *četyri sъta (w mianowniku i bierniku); *trьjь sъtъ, *četyrъ sъtъ (w dopełniaczu); *trьmъ sъtomъ, *četyrьmъ sъtomъ (w celowniku); *trьmi sъty, *četyrьmi sъty (w narzędniku); *trьxъ sъtěxъ, *četyrьxъ sъtěxъ (w miejscowniku). Są one mniej więcej regularnie kontynuowane przez najstarsze formy staropolskie: trzysta, cztyrzysta; trzyset, cztyrset; trzemstom, cztyrzemstom; trzemisty, cztyrzmisty; trzechściech, cztyrzechściech.3 Dla współczesnego Polaka mianownik/biernik wygląda swojsko, ale wszystkie pozostałe formy – całkowicie egzotycznie. Ewidentnie zaszedł tu jakiś proces ewolucyjny, który zniszczył większą część prasłowiańskiej deklinacji liczebników setkowych.

Liczebniki od ‘5’ do ‘9’ przybierały w języku prasłowiańskim i staropolskim końcówki rzeczowników rodzaju żeńskiego (inne niż obecne, specyficzne dla liczebników) i wymagały – tak jak dzisiaj – rzeczownika w dopełniaczu liczby mnogiej. Zatem liczebnik taki jak ‘500’ brzmiał w mianowniku *pętь sъtъ, w dopełniaczu, celowniku i miejscowniku *pęti sъtъ, w narzędniku *pętьjǫ sъtъ. Oczekiwane – i faktycznie występujące w tekstach – formy staropolskie to pięćset, piąciset, piąciąset. Kolejne liczebniki setkowe to sześćset, siedḿset, ośḿset, dziewięćset z podobnymi formami odmiany: sześciset, siedmiset, ośmiset, dziewiąciset, a narzędniku sześciąset, siedmiąset, ośmiąset i dziewiąciąset. Zauważmy, że odmieniał się tylko pierwszy człon zrostu. Drugim było niezmienne set (czyli dopełniacz liczby mnogiej od sto).

I znowu czas eksperymentów

Co się stało później, łatwo zgadnąć, znając losy liczebników nastkowych i dziesiątkowych. W epoce średniopolskiej (XVI–XVIII w.) nastąpił czas eksperymentów ewolucyjnych. Formy odmiany zakonserwowane w liczebnikach złożonych zaczęły się wydawać mówiącym przestarzałe i nieprzejrzyste, próbowano więc uporządkować i uprościć cały system, wyrównując odmianę na zasadzie analogii gramatycznej. Ponieważ jednak odmiana sto nie była aż tak nietypowa i nieregularna jak odmiana *desęt‐, dość długo przetrwała świadomość, czym są formy takie jak sta, stu, stem, set, stoma itp. Dlatego też dłużej stawiały one opór próbom zastąpienia ich przez twory analogiczne. Dość szybko wyszły z użycia warianty zawierające stare, coraz trudniej rozpoznawalne formy odmiany. Na przykład dawne trzyset, cztyrset ustąpiły miejsca nowszym wersjom trzechset i cztyrzechset (później cztérechset), ponieważ dopełniacze/miejscowniki liczebników ‘3’, ‘4’ (pierwotnie trzy, cztyr) uzyskały nowe końcówki (trzech, czterech) zapożyczone z tzw. odmiany złożonej przymiotników.

Podobnie jak w wielu innych działach systemu liczebników, końcówka dopełniacza/miejscownika liczby podwójnej ‐u (jak w obu członach dwustu) wykazywała szczególną żywotność i tendencję do szerzenia się jako uogólniona końcówka liczebników w różnych przypadkach gramatycznych. Obok trzechset i czterechset (gdzie oba człony przybierały formę dopełniacza/miejscownika) powstały warianty trzystu i czterystu, gdzie liczebnik odmieniany był jako niepodzielna całość z wszędobylską końcówką ‐u (niekojarzoną już z liczbą podwójną). Co ciekawe, inaczej niż w przypadku liczebników dziesiątkowych, w wyższych liczebnikach setkowych, czyli od ‘500’ do ‘900’ drugi człon pozostał nieodmienny, a końcówkę ‐u doczepiono do pierwszego. Na przykład formy takie jak piąciset zostały zastąpione przez piąciuset, a następnie pięciuset, ale nie przez *pięćstu (ani nic w tym rodzaju).

Nawet formy przypadków słowa sto przybrały nowe końcówki. Najpierw miejscownik ście, a następnie narzędnik stem ustąpiły miejsca formom stu i stoma (przez analogię do dwu i dwoma). Dopełniacz sta trzymał się długo. Nawet współcześnie spotyka się książkowe wyrażenia pół sta ‘50’ i półtora sta ‘150’ (pisane także łącznie), a jeszcze niedawno używano od sta w znaczeniu „procent” (np. „oszczędności ulokowane na trzy od sta”), ale już w XIX w. dopełniacz zaczął przybierać formę stu. Dziś mówimy także w narzędniku „stu złotymi”, rzadziej „stoma złotymi”, ale na pewno nie „stem złotych” (wariant najstarszy).

Trzysetny czy trzechsetny?

Liczebnik ‘200’ zachował szczególnie wiele nadal współistniejących oboczności. Najczęściej używaną formą dopełniacza jest znane od najdawniejszych czasów dwustu, ale spotka się też warianty dwuset i dwóchset (późniejszego pochodzenia, utworzone przez analogię do pięciuset i trzechset). Internetowy Wielki Słownik Języka Polskiego obok narzędnika dwustu dopuszcza nie tylko wariant dwustoma, ale nawet dwomaset, którego, jako żywo, nie spotyka się raczej od XIX w. Nadal konkurują z sobą dopełniacze/miejscowniki nowszego typu trzystu, czterystu oraz starsze trzechset, czterechset. Te pierwsze są zdecydowanie częstsze. Nawet uczony polonista może się zakałapućkać, jeśli go spytamy, czy lepiej jest powiedzieć trzysetny, czy może trzechsetny. Za poprawny uchodzi z jakiegoś tajemniczego powodu wariant drugi, ale pierwszy jest co najmniej równie częsty, zwłaszcza w stylu potocznym, a istnieje nieprzerwanie od XV w. (analogicznie ma się sprawa z obocznością czterysetny, czterechsetny).

Ryc. 2.

A co u innych Słowian?

Część innych języków słowiańskich zachowała podobne relikty dawnej odmiany jak polszczyzna: odróżnienie liczby podwójnej *dъvě sъtě od mnogiej *tri sъta i od konstrukcji z dopełniaczem, np. *pętь sъtъ.4 Na przykład w czeskim występują formy dvě stě, tři sta, pět set (nadal pisane rozłącznie). Rosyjski ma dvésti (zamiast dawniejszego dvěstě), trísta, pjatʹsót (podobne są formy białoruskie i ukraińskie). Zdarza się jednak całkowita utrata odmienności liczebników setkowych i ich wyrównanie „pod jedną sztancę”, jak w słowackim (dvesto, tristo, päťsto) i słoweńskim (dvesto, tristo, petsto). W bułgarskim i macedońskim D l.mn. *sъtъ w liczebnikach ‘500’–‘900’ został zastąpiony przez formy rzeczownika stotina ‘setka’. Mamy zatem bułgarskie dvesta (z zastąpieniem liczby podwójnej przez mnogą) i trista, ale petstotin (dosłownie: pięć setek).5 Macedoński różni się tylko użyciem formy ‐stotini (mianownik liczby mnogiej zamiast dopełniacza). W serbsko-chorwackim stotina ma M l.mn. stotine i D. l.mn. stotina. Liczebniki setkowe można wyrazić w następujący sposób: dve/dvije stotine, tri stotine, pet stotina, ale istnieje też sposób alternatywny: dv(j)esta lub dv(j)esto, trista (w standardzie serbskim) lub tristo (w chorwackim), a dalej četiristo, petsto itd.

Szejset to nic złego

Na zakończenie kilka zwyczajowych uwag o wymowie liczebników setkowych. Ponieważ oba ich człony dość długo zachowywały swoją indywidualność, pozostawiło to ślady w ich akcentowaniu. Jeśli pierwszy człon ma więcej niż jedną sylabę (tak jest w przypadku czterysta, siedemset, osiemset i dziewięćset), to w wymowie wzorcowej główny akcent pada na jego przedostatnią sylabę, czyli na trzecią od końca sylabę całego liczebnika: ˈczterysta itd. (tak jakby nadal były to dwa osobne wyrazy: cztery sta, z których pierwszy jest mocniej akcentowany). Podobnie jest w formach deklinacyjnych takich jak ˈpięciuset i w liczebnikach nieokreślonych typu ˈkilkaset. Część rodzimych użytkowników języka polskiego nie przejmuje się jednak tym zaleceniem i uogólnia na liczebniki dominującą w języku polskim zasadę akcentowania przedostatniej sylaby wyrazu: czteˈrysta, pięˈciuset, kilˈkaset itd.

Podobnie jak w liczebnikach nastkowych i dziesiątkowych, skomplikowane grupy spółgłosek powstające na styku pierwszego i drugiego członu liczebnika mogą ulegać uproszczeniu, czego skutkiem jest rozbieżność między pisownią a wymową. Pięćset i dziewięćset realizowane są w swobodnej mowie jako „pieńcet” i „dziewieńcet”. Sześćset łatwo upraszcza się do „sześset”, a im szybsze tempo mowy, tym większe prawdopodobieństwo, że z „sześset” zrobi się „szejset”. Wymowa „sześset” bywa uznawana za wzorcową, „sześćset” za pedantyczną, a „szejset” za swobodną. Nie ma jednak, Bogiem a prawdą, żadnego szczególnego powodu, żeby którąkolwiek z nich piętnować jako niepoprawną.

Warto przy tym zauważyć, że zmiana /ʂɛɕsɛt/ > /ʂɛjsɛt/ nie różni się od innych przekształceń zbitek spółgłoskowych podobnego typu, np. zdradź+cazdrajca; radź+carajca; Zamość+skizamojski itp.6 Pierwotną formą słowa ojciec było ociec (z prasłowiańskiego *otьcь). Dopełniacz oćca przekształcił się w ojca. Spółgłoska /j/ została następnie wprowadzona przez analogię do mianownika, czego efektem był nowy wariant ojciec.7 Podobnie miasto zwane Grodziec miało w dopełniaczu formę Gródźca > Grójca. Przez analogię utworzono nową formę mianownika, lepiej pasującą do przypadków zależnych, dlatego dzisiejsza nazwa miasta to Grójec.

Przypisy

  1. Pytanie, czy potrafili liczyć do tysiąca, a jeśli tak, to jak go nazywali, pozostawię na inną okazję. ↩︎
  2. Typowe przykłady substantywizacji w języku polskim to uczony, ranny, chory, położna, znajoma, dobro, ciepło. ↩︎
  3. Pisano je bardzo niekonsekwentnie albo łącznie, albo jako dwa słowa. ↩︎
  4. Kontrast między ‘200’ a ‘300’ zanikł w kaszubskim (dwasta, trzësta, piãcset). ↩︎
  5. Występuje tu „żywa skamieniałość” dopełniacza liczby mnogiej zakonserwowana przez zwyczaj językowy, ponieważ w grupie bułgarsko-macedońskiej odmiana przez przypadki zanikła ok. XVI w. (przetrwał tylko wołacz i relikty deklinacji w systemie zaimków osobowych). ↩︎
  6. Zob. też przymiotniki utworzone od słów wieś i miasto: wieś+skiwiejski; mieść+skimiejski. Pochodną rzeczownika miasto (z sufiksem ce) było staropolskie mieśćce > miejsce. Dopełniacz liczby mnogiej brzmiałby mieściec, gdyby nie analogia, czyli uogólnienie w całej odmianie tej samej postaci rzeczownika, za której sprawą w roli D l.mn. pojawiły się formy mieśćc > miejsc. ↩︎
  7. Jest to osobliwy wariant hybrydowy, bo zachował zarówno pierwotne ć, jak i wynik jego rozwoju w przypadkach zależnych, czyli j. Częściej, tak jak w przypadku nazwy Grójca, j zastępowało starą spółgłoskę szczelinową lub zwartoszczelinową, a nie było wstawiane obok niej. Innym przykładem jest kojec < kociec. Spółgłoskę j wprowadzono do mianownika/biernika przez analogię do form takich jak koćca, w koćcu > kojca, w kojcu (z oczekiwaną zmianą ćc > jc). ↩︎

Opis ilustracji

Ryc. 1. Rekonstrukcja wyglądu Scytów, ich ozdób, broni i rzędów końskich na podstawie znalezisk archeologicznych w grobach scytyjskich w strefie stepów Eurazji (od Ukrainy po Azję Centralną i południową Syberię). Autor: Simeon Netchev 2021. Źródło: World History Encyclopedia (licencja CC BY-NC 4.0).
Ryc. 2. Józef Muczkowski. 1849. Mała gramatyka języka polskiego. Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego. Fragment (str. 57) ilustrujący wariantywność odmiany liczebników ‘200’–‘400’ w połowie XIX w. Język polski nadal ewoluuje dynamicznie i warianty takie jak dwomset, trzemset czy czteremaset nie są w naszych czasach używane. (Domena publiczna).

Komplikacje dziesiętne. Część 2: Dzieścia, dzieści i dziesiąt

Inne odcinki serii

Część 1. Naście
Część 3. Ście, sta i set

Ta seria stanowi część cyklu „Czy znacie język polski?”

Dziesiątki prasłowiańskie

Jak pisałem w poprzednim odcinku, języki słowiańskie zastąpiły praindoeuropejski liczebnik główny *deḱm̥t ‘10’ nową formą, która z pochodzenia była rzeczownikiem zbiorowym rodzaju żeńskiego, *deḱm̥tis ‘dziesiątka’ > prasłowiańskie *desętь > polskie dziesięć. Staropolska odmiana tego liczebnika była podobna jak w przypadku pięć, sześć, siedḿ, ośḿ i dziewięć: dziesięć dni, dopełniacz dziesiąci dni, narzędnik dziesiącią dni. Ale zachowały się także ślady dawnego tematu zakończonego na spółgłoskę, czyli deḱm̥t‐ > *desęt‐, zmieniono tylko jego rodzaj z nijakiego na męski. Jego miejscownik, *na desęte, został wykorzystany do tworzenia nazw liczebników „nastkowych”, czyli ‘11’–‘19’.

Na tym jednak nie kończą się jego zastosowania. Wiedząc, jak tworzono słowiańskie formy przypadków od tematów spółgłoskowych, możemy zrekonstruować oczekiwaną odmianę żeńskiego *desętь i męskiego *desęt‐:

Niektóre formy wymienione w tabelce (biernik liczby pojedynczej i mianownik liczby podwójnej) są takie same dla obu wariantów liczebnika, inne jednak różnią się od siebie, dlatego, porównując języki słowiańskie i rekonstruując na tej podstawie prasłowiańskie liczebniki złożone, jesteśmy w stanie stwierdzić, czy tworzono je na podstawie pierwszego, czy też drugiego wariantu. Nawet wówczas, gdy oba warianty mają wspólną formę przypadka, towarzyszący jej liczebnik może wskazywać na rodzaj gramatyczny. Na przykład prasłowiański liczebnik ‘20’ brzmiał *dъva desęti. Forma *dъva jednoznacznie wskazuje na rodzaj męski. Gdyby chodziło o liczbę podwójną od żeńskiego *desętь, towarzyszyłaby jej forma żeńska *dъvě. Jednak żaden język słowiański nie zachował śladów wyrażenia *dъvě desęti w funkcji liczebnika ‘20’.1

Sytuacja liczebników ‘30’ i ‘40’ jest nieco bardziej skomplikowana. W tekstach staro-cerkiewno-słowiańskich nie zachowały się przykłady użycia ‘30’ (wyrażonego słowami) w mianowniku, ale dla ‘40’ poświadczone są dwa warianty: męskie četyre desęte i żeńskie četyri desęti. Zapewne współistniały też wyrażenia *trьje desęte i *tri desęti, ale we wszystkich współczesnych językach słowiańskich wygrał wariant z żeńską formą *tri. Co do wyższych liczebników dziesiątkowych, sprawa jest jasna. Zawierają one liczebnik prosty z zakresu ‘5’–‘9’ i dopełniacz liczby mnogiej *desętъ (rodzaj męski): *pętь desętъ, *šestь desętъ, *sedmь desętъ, *osmь desętъ, *devętь desętъ (dosłownie: tyle a tyle dziesiątek). Można na tej podstawie wnioskować, że pierwotnie liczebniki złożone były budowane za pomocą form wariantu męskiego (zacieniowanych w tabelce powyżej), ale pod wpływem nowego liczebnika głównego *desętь tworzono czasem formy alternatywne, co widać wyraźnie w przypadku ‘30’ i ‘40’. Tu dominują warianty innowacyjne: *tri desęti i *četyri desęti.

Dziesiątki staropolskie

Biorąc pod uwagę powyższą rekonstrukcję i tendencje ogólnosłowiańskie, oczekiwalibyśmy następujących form staropolskich: *dwa dziesięci, *trzy dziesięci, *cztyrzy dziesięci (zamiast starszych wariantów *trzē dziesięcie, cztyrze dziesięcie), *pięć dziesiąt, *sześć dziesiąt itd. Oczekiwanie jest z grubsza spełnione, tyle tylko, że już w najdawniejszej polszczyźnie wyrażenia te zaczęły się przekształcać w jednowyrazowe zrostami, a forma *dziesięci straciła środkową sylabę wskutek uproszczenia fonetycznego, które w liczebnikach jest zjawiskiem nagminnym (czego przykłady widzieliśmy już w części 1). Krótko mówiąc, podobnie jak z *na desęte zrobiło się ‐nåście, tak samo liczba mnoga *desęti przekształciła się w zredukowane ‐dzieści.

Pozostają do wyjaśnienia drobiazgi. Spodziewane dwadzieści pojawia się w zabytkach staropolskich tylko raz (w 1425 r.). Poza tym jednym przypadkiem mamy dwadzieścia lub (sporadycznie) dwadzieście. Zmiana ta nastąpiła dlatego, że odziedziczona z prasłowiańskiego forma liczby podwójnej *dziesięci nie różniła się od liczby mnogiej, a język prapolski stracił inne ślady odmiany tematów spółgłoskowych rodzaju męskiego w liczbie podwójnej. Zastąpiła ją utworzona na nowo „regularna” liczba podwójna *dziesięcia, z końcówką przeniesioną z innego typu odmiany (analogicznie do kmieć, dwa kmiecia). Po utracie środkowej sylaby w szybkiej mowie rozwinęła się ona w znane do dzisiaj (dwa)dzieścia. Z kolei dwadzieście mogło powstać przez upodobnienie do liczebników „nastkowych” zakończonych na ‐ście, po których w seryjnym liczeniu bezpośrednio następowało dwadzieścia.

Drugi drobiazg to staropolskie cztyrdzieści lub czterdzieści (z regularną zmianą yr > er) zamiast oczekiwanego cztyrzydzieści lub czter(z)ydzieści < *četyri desęti. Co prawda od końca XV aż do XVII w. pojawia się czasem wariant czterydzieści, ale od najdawniejszych czasów zdecydowanie dominuje forma krótsza. Mogła ona powstać przez opuszczenie sylaby przy rytmicznym liczeniu (przez analogię do trójsylabowych dwadzieścia i trzydzieści), ale bardziej prawdopodobny jest wpływ formy dopełniacza, który brzmiał cztyrdzieści lub cztyrdziesiąt. Formy te kontynuują regularnie prasłowiańskie *četyrъ desęti (wariant żeński) lub *četyrъ desętъ (wariant męski), Dopełniacz cztyr znany był w polszczyźnie XIV i XV w. obok nowej formy cztyrzech (później czterech), która powstała wskutek zrównania dopełniacza z miejscownikiem.

Na osobną uwagę zasługuje osobliwa forma dziewiętnosto ‘90’, zapisana tylko dwukrotnie w rotach sądowych z 1420 r. Miejsce powstania tych zapisków (Kościan w Wielkopolsce) wyklucza zapożyczenie podobnej formy występującej w językach wschodniosłowiańskich, zob. staro-wschodnio-słowiańskie devęnosъto, staronowogrodzkie devęnosoto, rosyjskie devjanósto, białoruskie dzjevjanósta, ukraińskie dev’janósto. Mamy tu wyraźny ślad alternatywnego liczebnika prasłowiańskiego *devęno sъto jako synonimu szerzej rozpowszechnionego wyrażenia *devętь desętъ.2 Istnieje kilka hipotez na temat pochodzenia pierwszego z tych wyrażeń. Najbardziej prawdopodobna tłumaczy *devęno sъto jako ‘dziewiętną setkę’ („mniejsze sto”). Można jej było używać jako jednostki liczenia: w gwarach rosyjskich dva devjanósta = 2 · 90 = 180. Analogiczne konstrukcje wyrażające pojęcie „mniejszej” (siódemkowej, ósemkowej, dziewiątkowej), a także „większej” (jedenastkowej, dwunastkowej) setki znane są z języków germańskich. Za przykład mogą służyć staroangielskie hundnigontiġ (‘sto z dziewięciu dziesiątek’ = 90), hundtēontiġ (‘sto z dziesięciu dziesiątek’ = 100, występujące obok synonimów hund i hundred) albo hundtwelftiġ (‘sto z dwunastu dziesiątek’ = 120).

Czas chaotycznych eksperymentów

Jak zwykle w przypadku zrostów, użytkownicy języka staropolskiego musieli sobie zadać pytanie, czy końcówki odmiany przyłączać do obu członów, czy tylko do drugiego, a może tylko do pierwszego. Weźmy formę dwadzieścia, wciąż rozumianą jako *dwa dziesięcia, gdzie oba składniki mają końcówki liczby podwójnej. Dopełniacz i miejscownik brzmiały *dъvoju desętu (w prasłowiańskim) > *dwu dziesiętu, a po utworzeniu zrostu wyrażenie zredukowało się do dwudziestu. Narzędnik brzmiał początkowo dwiemadziestoma (dwiema < *dъvěma było pierwotnie narzędnikiem liczebnika ‘2’ także w rodzaju męskim, z końcówką liczby podwójnej)3, jednak tendencja do upraszczania odmiany zrostów powodowała, że w pierwszym członie uogólniano formę dwa‐ lub dwu‐, a odmiana drugiego zmieniała się w sposób dziko chaotyczny, zapożyczając końcówki deklinacyjne różnych innych liczebników. W XVI–XVII w. szerzyły się takie formy jak dwiemadzieściama, dwiemadziesty, dwudziestu, dwudziestą, dwudzieścią, dwadzieścią itp. Wahania trwają do naszych czasów: narzędnik może brzmieć dwudziestoma lub dwudziestu (czyli może, ale nie musi się w pełni upodobnić do dopełniacza, miejscownika i celownika).

Liczebniki ‘30’ i ‘40’ również padły ofiarą najróżniejszych eksperymentów fleksyjnych. Najstarsze formy (kontynuujące z niewielkimi zmianami stan prasłowiański) brzmiały następująco: dopełniacz trzydziesiąt, cztyrdziesiąt, celownik trzemdziestom, cztyrzemdziestom, narzędnik trzemidziesty, cztyr(z)midziesty, miejscownik trzechdziestoch, cztyrdziestoch (zamiast *cztyrzechdziestoch, przez analogię do dopełniacza). Ich budowa szybko stała się zbyt nieprzejrzysta, żeby miały szansę na przeżycie. W pierwszym członie utrwaliły się nieodmienne formy trzy‐ i cztyr‐/czter‐, a odmianę drugiego stopniowo upraszczano. W XVI−XVII w. systematycznie likwidowano kolejne oboczności. W późniejszej polszczyźnie pozostały tylko formy trzydziestu, czterdziestu (wspólne dla dopełniacza, celownika, narzędnika i miejscownika) plus oboczne formy narzędnika: trzydziestoma, czterdziestoma.

Liczebniki dziesiątkowe ‘50’–‘90’ miały pierwotnie człon pierwszy odmieniany przez przypadki, podczas gdy w drugim członie występował niezmienny dopełniacz liczby mnogiej *desętъ > dziesiąt. Na przykład pięćdziesiąt miało dopełniacz, celownik i miejscownik piącidziesiąt, a narzędnik piąciądziesiąt. Taki stan rzeczy przetrwał do XVI w., później jednak nasiliła się tendencja do odmieniania zrostu jako całości. Pierwszy element został unieruchomiony fleksyjnie, a do drugiego doczepiano końcówki inspirowane odmianą liczebników ‘5’–‘10’. Rezultatem jest dzisiejsze pięćdziesiąt, a w przypadkach innych niż mianownik i biernik pięćdziesięciu (w narzędniku także pięćdziesięcioma). Obok nich aż do XIX w. używano także wariantów typu pięciudziesiąt (ze szczątkową odmianą pierwszego członu), hybrydowego pięciudziesięciu, a także obocznego celownika pięćdziesięciom (przez analogię do dwom).

Liczebniki dziesiątkowe traktowane były z punktu widzenia składni jak rzeczowniki, a nie przymiotniki, zatem występował po nich rzeczownik w dopełniaczu liczby mnogiej. Tak jest oczywiście do dziś, na przykład dwadzieścia psów, siedemdziesiąt lat (a w przypadkach zależnych dwudziestu psów, siedemdziesięciu lat). Tak jak w przypadku liczebników nastkowych, system dostosował się do istnienia nowej kategorii: rodzaju męskoosobowego. Z rzeczownikami, które do niego należą, używamy dziś liczebnika w formie dopełniacza zamiast pierwotnego mianownika lub biernika: trzydziestu posłów (zamiast dawnego trzydzieści posłów). 

Tu pojawia się pewna komplikacja: jaką formę powinien mieć czasownik, którego podmiotem jest połączenie liczebnika z rzeczownikiem? Pierwotnie dostosowywał się on do charakteru liczebnika. Ponieważ na przykład liczebnik pięć zachowywał się jak rzeczownik rodzaju żeńskiego, mówiono: pięć panów przyszła. To samo dotyczyło liczebników nastkowych. Skoro piętnaście było skrótem od *pięć na dziesięcie, mówiono także: piętnåście panów przyszła. W przypadku liczebników dziesiątkowych spodziewalibyśmy się w staropolskim czegoś w rodzaju *dwadzieścia panów przyszła (z czasownikiem w liczbie podwójnej rodzaju męskiego narzuconego przez liczebnik *desęt), *trzydzieści panów przyszli (z liczbą mnogą rodzaju męskiego), *pięćdziesiąt panów przyszła (z liczbą pojedynczą rodzaju żeńskiego narzuconą z kolei przez liczebnik pięć).

Trudno się dziwić naszym przodkom, że poszli na skróty, zamiast akceptować taki galimatias liczb i rodzajów. Już w początkach literackiej polszczyzny potraktowano całą grupę liczebnikowo-rzeczownikową jako nierozerwalną całość, nie wnikając w subtelności jej struktury wewnętrznej. Domyślnie dołączano do niej orzeczenie w liczbie pojedynczej i rodzaju nijakim: pięćdziesiąt panów przyszło.[może przez analogię do sto] To proste rozwiązanie nie tylko przetrwało do naszych czasów, ale rozszerzono je na liczebniki nastkowe (piętnaście pań przyszło), a także na liczebniki ‘5’–‘10’ (pięć pań przyszło, minęło pięć lat) i na wszystkie formy męskoosobowe z liczebnikiem w formie dopełniacza: pięćdziesięciu panów przyszło, piętnastu panów przyszło, pięciu panów przyszło, a nawet dwóch panów przyszło (obok wariantu dwaj panowie przyszli).

Na wzór liczebników zbiorowych dziesięcioro, dwanaścioro i porządkowych dziesiąty, dwunasty powstały analogiczne formy liczebników dziesiątkowych: zbiorowe dwadzieścioro, pięćdziesięcioro oraz porządkowe dwudziesty, pięćdziesiąty. Są to (podobnie jak w przypadku liczebników nastkowych) dość późne innowacje specyficzne dla naszego języka, stąd ich przewidywalna, regularna postać, odzwierciedlająca tendencje charakterystyczne dla polszczyzny. Jeszcze w XVI w. zdarzały się inne formy eksperymentalne, jak dwadziesty (słowo do dziś spotykane w gwarach), dwadziestny, pięćdziesty, piątydziesty, pięćdziesiątny i inne.

Inne dziesiątki słowiańskie

Inne języki słowiańskie startowały z tego samego punktu wyjścia co polski i często podążały w tym samym kierunku. Często redukcja drugiego członu liczebników dziesiątkowych posuwała się dalej niż w języku polskim. Na przykład u naszych południowych sąsiadów *dъva desęti rozwinęło się w staroczeskie dvadsěti lub dvadcěti i ostatecznie we współczesne dvacet. Z *tri desęti (ten sam wariant co w polskim) zrobiło się třidsěti lub třidcěti i współczesne třicet. Podobnie rozwijał się liczebnik *četyri desęti > čtyřicet. Od ‘50’ w górę mamy nową serię z końcowym *desętъ (dopełniacz liczby mnogiej). które przekształciło się w ‐desát (w staroczeskim i w gwarach także obocznie ‐dsát lub ‐cát). Stąd np. sedmdesát ‘70’. Redukcje sylab i uproszczenia wymowy przebiegały w czeskim inaczej niż w polskim, a zatem niezależnie, ale zgodnie z tą samą tendencją.

W językach wschodniosłowiańskich liczba podwójna lub mnoga *desęti, *desęte przeszła najpierw w desjati, desjate a następnie przeszła typowy proces upraszczania, jak w rosyjskim ‐dsjatʹ > ‐dcatʹ (wymawiane [ts(s)ɨtj]): dvádcatʹ ‘20’, trídcatʹ ‘30’. Liczebniki dziesiątkowe od ‘50’ do ‘80’ zawierają jako drugi człon *desętъ > rosyjskie ‐desjat. Rosyjski akcent w mianowniku/bierniku pada na ostatnią sylabę w liczebnikach pjatʹdesját ‘50’ i šestʹdesját ‘60’, ale na pierwszą w sémʹdesjat ‘70’ i vósemʹdesjat ‘80’. Osobliwością rosyjską zarówno w porównaniu z językiem prasłowiańskim, jak i polskim, jest to, że oba człony się odmieniają: pierwszy tak jak odpowiedni liczebniki prosty, podczas gdy drugi przybiera te same końcówki na zasadzie „echa”, np. dopełniacz, celownik i miejscownik od ‘50’ brzmią pjatídejsati, a narzędnik pjatjúdesjatju. W formach odmienianych w ten sposób akcent pada zawsze na pierwszy człon liczebnika. W ukraińskim (podobnie jak w polskim) odmieniany jest w tych liczebnikach tylko drugi komponent; na niego też pada akcent zarówno w mianowniku, jak i w pozostałych przypadkach.

O szczególnej formie wschodniosłowiańskiego (i staropolskiego) liczebnika ‘90’ była już mowa, ale języki wschodniosłowiańskie mają jeszcze jedną nietypową formę: liczebnik sórok ‘40’ (soroká w przypadkach innych niż mianownik i biernik), który w późnym średniowieczu zastąpił staro-wschodnio-słowiańskie četyredesęte. Pochodzenie tego słowa nie jest jasne, wiadomo jednak, że było także rzeczownikiem o znaczeniu ‘pęk czterdziestu skór sobolowych’.4 Wygląda na to, że liczebnik pomocniczy, używany początkowo tylko w handlu jako miara liczby skórek, awansował do rangi liczebnika głównego. Podobną rolę w języku staropolskim (a także w czeskim i w językach wschodniosłowiańskich) odgrywała kopa ‘60 sztuk’, wyraz ogólnosłowiański o pierwotnym znaczeniu ‘stos, sterta’. Na kopy liczono np. zboże lub siano (kopa rży oznaczała stóg złożony z 60 snopków żyta), ale też towary i pieniądze. Staropolska kopa zawierała 60 srebrnych groszy. Stąd pół kopy (30 groszy) i półtory kopy (90 groszy). W XV w. były to całkiem poważne sumy. Za dwie kopie (liczba podwójna) można było kupić konia.

Ryc. 1.

Język staro-cerkiewno-słowiański (czyli literacka odmiana starobułgarskiego) zachował wiernie formy prasłowiańskie, natomiast wszystkie współczesne języki południowosłowiańskie uprościły system, uogólniając formę ‐deset jako drugi człon liczebników dziesiątkowych. Na przykład bułgarski ma dvádeset, trídeset, petdesét (tylko miejsce akcentu odróżnia liczebniki niższe od wyższych); podobne formy (choć z inną akcentuacją) występują w serbsko-chorwackim. Słoweński wyróżnia się tylko tym, że liczebnik dvadeset, szczególnie częsty w szybkim liczeniu, uprościł się fonetycznie do dvajset (i tak jest obecnie zapisywany).

Drobiazgi na zakończenie

Skoro mowa o uproszczeniach fonetycznych, widzieliśmy już, że liczebniki wielosylabowe ulegają im szczególnie często. W języku polskim piszemy pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, dziewiędziesiąt, ale wymawiamy (nawet w najstaranniejszym stylu) „piędziesiąt, szeździesiąt, dziewiędziesiąt”, upraszczając grupy spółgłoskowe. Wahania pisowni staropolskiej dowodzą, że wymowa taka była rozpowszechniona już setki lat temu. Tak jak w słoweńskim (i w innych językach południowosłowiańskich w stylu potocznym) liczebnik dwadzieścia w szybkiej mowie, a szczególnie w seryjnym liczeniu, często zmienia się w „dwa(j)eścia” lub „dwajścia” wskutek osłabienia artykulacji spółgłoski /dʑ/ w śródgłosie. Formy te są rytualnie piętnowane przez językoznawców poprawnościowców, ale jest to walka z wiatrakami, tyleż beznadziejna, co nikomu niepotrzebna. W gwarach polskich także dominują w swobodnej mowie formy ściągnięte (dwaścia, trzyjści). Język czeski całkowicie usankcjonował wymowę uproszczoną, dostosowując do niej urzędową pisownię: padesat ‘50’, šedesát ‘60’, devadesát ‘90’.

Poruszyłem tylko część zagadnień dotyczących liczebników dziesiątkowych, ale obawiam się, że Czytelnicy i tak mogą już być znużeni nadmiarem szczegółów. Przerywam zatem i zapowiadam, że w kolejnym odcinku przyjrzymy się polskim (a także słowiańskim) liczebnikom setkowym.

Przypisy

  1. Zapewne starszym tworem jest bałtyjskie złożenie widoczne w litewskim dvidešimt i łotewskim divdesmit. Przypomina ono praindoeuropejskie *wi‐dḱm̥t‐ poddane „renowacji”, czyli przywróceniu obu komponentom przejrzystszej formy *dwi‐deḱm̥t pod wpływem liczebników ‘2’ i ‘10’ występujących samodzielnie. ↩︎
  2. Spółgłoska /t/ w staropolskim dziewiętnosto wygląda na wprowadzoną wtórnie pod wpływem dziewięć, dziewiąty. Indoeuropejski liczebnik ‘9’ brzmiał *h1newn̥. Gdyby rozwijał się regularnie, dałby słowiańskie *nevę. Jednak w językach słowiańskich (i wschodniobałtyckich) uległ wpływowi następującego po nim ‘10’ i przybrał nagłosowe *d. Powstała w ten sposób forma *devę, która w czasach prasłowiańskich jeszcze bardziej upodobniła się do *desętь, przybierając ten sam wygłos: *devętь. Istnieją jednak reliktowe formy bez *t, np. złożenie *devę‐silъ, nazwa różnych roślin leczniczych, występująca w tej postaci w językach wschodnio- i południowosłowiańskich. Odpowiada jej zachodniosłowiańskie *devętь‐silъ (patrz polskie dziewięćsił, czyli rodzaj Carlina). Pierwszy wariant jest niewątpliwie starszy. Element *devęno‐ to z kolei stara forma *devę rozszerzona o przyrostek tworzący przymiotniki. ↩︎
  3. Forma ta występuje w jednej z kościańskich rot sądowych (przysiąg świadków) z roku 1398: „Jako to świadczymy, jako kiedy Budziwoj przyszedł żędać prawa na złodzieja, tedy Mikołaj przyszedw ze dwiemanaciema panicoma a ze dwiemadziestoma kmiecioma i dał mu [w lice] policzek [i k temu ji bił] i ranę tylcem”. Zawarte tu wyrażenia (wyróżnione pogrubieniem) zawierają nadmiar końcówek liczby podwójnej, które „infekowały” wszystkie składniki grupy liczebnikowo-rzeczownikowej. Roty sądowe stanowią bezcenne źródło informacji i o języku staropolskim; patrz wyżej o poświadczeniu w nich formy dziewiętnosto. ↩︎
  4. Niewykluczony jest związek z germańskim *sarkiz (staronordyjskie serkr) ‘koszula, odzienie’, jako że Skandynawowie byli ważnymi partnerami Rusi w handlu futrami. ↩︎

Opisy ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Jeśli chodzi o opis, patrz Część 1. Prasłowianie określiliby liczbę koralików liczydła widocznych na zdjęciu jako *četyre desęte (młodszy wariant: *četyri desęti).
Ryc. 1. Pęk skór sobolowych szczególnie cenionej odmiany barguzińskiej, czyli populacji ciemno umaszczonych soboli pochodzącej z okolic rzeki Barguzin w Buriacji, w azjatyckiej część Rosji. Skóry soboli (Martes zibellina) były niezwykle cenione jako towar eksportowy, stanowiły symbol luksusu i bogactwa, pełniły funkcję waluty, a Rosjanie pobierali je od rdzennych ludów Syberii jako daninę. Handel skórami soboli hodowanych na fermach futrzarskich niestety nadal kwitnie. Foto: Kuerschner 2008. Źródło: Wikipedia (domena publiczna).