Dwóch arystokratów polskiego pochodzenia, ojciec i syn o nazwisku Zborowski, miało ogromnie istotny wpływ na historię światowych sportów motorowych, lecz niewiele osób orientuje się choćby z grubsza w ich poplątanych życiorysach. Poplątanych, a zarazem tak przesyconych mieszaniną euforii i rozpaczy, że przy nich scenariusz serialu The Crown wygląda jak streszczenie historii o Teletubisiach.
Wszystko zaczęło się w 1633 roku w Żółkwi, na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, gdy urodził się Albert Zborowski. Podobno spokrewniony był z późniejszym królem, Janem III Sobieskim – z drugiej zaś strony wielu się do takiego powinowactwa przyznawało. Może to i prawda. Miał zostać księdzem. Rodzina wysłała go do Holandii, by tam kontynuował swą edukację w tym kierunku, aczkolwiek ten plan nie do końca wypalił.
Historie opowiadane przez marynarzy, napotykanych przez Polaka w holenderskich karczmach były tak barwne, że zapragnął na własne oczy zobaczyć kontynent amerykański. Porzucił seminarium, wsiadł na statek kierujący się na zachód i w 1659 roku zszedł na ląd w Nowym Amsterdamie, dziś lepiej znanym jako Nowy Jork. Bystry Albert porządnie rozejrzał się po okolicy i, z prawdziwie polską determinacją, zaczął handlować z Indianami. Skutecznie. Potem spróbował uprawy roli i w tej dziedzinie, ku swojemu zaskoczeniu, także zaczął odnosić sukcesy. Założył rodzinę i każde kolejne jej pokolenie gromadziło coraz większy majątek.
Jego praprapraprawnuk, Martin, zmarł w 1879. W testamencie zapisał rodzinie 40 milionów dolarów – dziś byłoby to około miliarda. Jak napisano w jednej z amerykańskich gazet, „Obecnie nie jest możliwe oszacowanie wielkości majątku zmarłego”. W ówczesnych warunkach, gdy gospodarka Stanów Zjednoczonych rozwijała się lawinowo, a wielkie rody oligarchów rosły w siłę, nawet wtedy, bogactwo Martina Zborowskiego uznawano za wyjątkowe. Co ciekawe, Martin, jako pierwszy członek rodziny od wielu pokoleń zapragnął powrócić do swoich korzeni i zaczął ponownie używać oryginalnej pisowni nazwiska „Zborowski” po tym, jak zdegenerowało się z czasem do postaci „Zabriskie”. Ów niewyobrażalny majątek Martin Zborowski podzielił w testamencie na trzy równe części, przyznając je córce, pasierbicy i synowi. Syn miał na imię Eliot.
Eliot, gdy dorósł, wiódł żywot playboya, uwielbiała go nowojorska socjeta, a on sam świetnie się przy tym bawił. Bawił się także sportami, najchętniej takimi, które wiązały się z ryzykiem postradania życia. Grał w polo, znakomicie i gdy podczas turnieju spadł z konia, łamiąc kilka kości, pisały o tym wszystkie gazety. Świetnie radził sobie z inwestowaniem w nowojorskie nieruchomości, ewidentnie gen uzdolnień finansowych w jego rodzinie nie zanikł od siedemnastego wieku. Ale… Ameryka go nudziła. Zaczął regularnie podróżować do Anglii, by brać udział w konnych pogoniach za lisem. W pewnym momencie przeprowadził się tam na stałe, nie tylko ze względu na tereny odpowiednie do takich polowań. Chciał oto poślubić rozwódkę, a w jego kręgach, po amerykańsku pełnych purytańskich hipokrytów, patrzono na to z pogardą. Kobieta owa, o której więcej opowiem później, pochodziła z niezwykle zamożnej rodziny Astorów, więc przynajmniej znajomi Eliota mogli być pewni, że nie weszła w nim w związek dla jego kolosalnej fortuny.
Eliot Zborowski zachował potężny majątek w USA, głównie nieruchomości, ale w chwili szczodrości podarował niewielki park miastu Nowy Jork – długo później Antonioni uwiecznił go w swoim filmie, nazwanym od parku „Zabriskie Point”. Rodzina od pokoleń używała właśnie pisowni „Zabriskie” i to dopiero ojciec Eliota, Martin, ponownie spolszczył nazwisko rodowe. Tenże Martin Zborowski zaczął także posługiwać się tytułem hrabiowskim, opisując siebie jako „hrabia Mountsalvain” albo „hrabia Montsaulnin”, zależnie od źródła. Czy naprawdę był hrabią? Może i tak, ale o to mniejsza, nikt nie ośmielił się przeprowadzić badań, które mogłyby zaprzeczyć arystokratycznemu pochodzeniu magnata finansowego. Według mnie jakiś tytuł zapewne w Polsce przodkowie posiadali, a Martin zaczął się do niego przyznawać wówczas, gdy powrócił do prawidłowej pisowni nazwiska. Jego syn Eliot także nazywał siebie hrabią i trzeba przyznać, że do jego zawadiackiego charakteru oraz wielkich zasobów tytuł ten pasował idealnie.

Eliot Zborowski, jak zaznaczyłem wyżej, zachował wiele nieruchomości w USA, miał posiadłości we Francji, a w Anglii zakupił dom o nazwie Coventry House w miejscowości Melton Mowbray, który zresztą istnieje do dziś. Lokalna populacja lisów zadrżała z przerażenia. Hrabia uwielbiał wszelkiego rodzaju współzawodnictwo i, gdy się nudził, proponował kumplom dzikie zawody. Przykład? Bardzo proszę. Gdy w 1890 roku atrakcyjna córka jednego z okolicznych właścicieli ziemskich go sprowokowała, zaproponował, że wraz z kolegami odbędzie nocny, konny wyścig z przeszkodami przy świetle Księżyca. W strojach do jazdy konnej jeźdźcy byliby całkiem niewidoczni, zatem zaproponował, aby wszyscy przyodziali nocne koszule, z których jedną pożyczono od którejś z dam, w kolorze różowym. Eliot i jego ekipa ogołocili stację kolejową w Melton Mowbray ze wszystkich latarń, by nimi oznaczyć wszystkie przeszkody na trasie wyścigu. Wyścig się odbył, ale koń hrabiego potknął się tuż przed metą i arystokrata zajął tylko drugą pozycję. Stanowiło to zwiastun zjawiska, które czasem współcześni określali mianem klątwy, wiszącej nad rodziną: Eliota i potem jego syna często bowiem określano lekceważąco jako „zawsze drugich”.
cd.