Wyścig 24h Le Mans organizowany jest od 1923 roku. Gdy w 2014 wystartowałem w Le Mans Classic jako kierowca oficjalnego teamu Renault, samochodem Alpine M65 z 1965 roku, polska flaga po raz pierwszy załopotała nad trybunami francuskiego toru. Sprawdzałem to dla pewności wielokrotnie – okazałem się bowiem pierwszym obywatelem Polski, który wziął udział w zawodach samochodowych w Le Mans. Przede mną już raz startował w Le Mans Polak, który jednakże polskim obywatelem nie był, hrabia Stanisław Czaykowski, posiadacz paszportów holenderskiego i francuskiego. Warto dowiedzieć o nim nieco więcej…
Start hrabiego Czaykowskiego w kwietniu 1932 roku w Reale Premio Roma na lotnisku Littorio pod Rzymem, za kierownicą T.35C, nie przebiegł pomyślnie – w jednym z biegów zawodnik zajął trzecie miejsce, ale w finałowym wyścigu miał problemy z odpadającym układem wydechowym. Musiał dwukrotnie zjechać do boksów. Próba naprawy podczas pierwszej wizyty w alei serwisowej zakończyła się fiaskiem i za drugim razem Czaykowski kazał mechanikom odkręcić wydech i wyrzucić go na bok. W takich okolicznościach piąte miejsce wydaje się całkiem niezłe. Kilka tygodni potem odbyły się nieco drugorzędne zawody o puchar Prowansji – w biegu dla aut o pojemności do 2 litrów niby wystartowały tylko trzy auta, ale sam wyścig stał się sceną pojedynku Czaykowskiego z Louisem Trintignantem. Bardzo uzdolniony Francuz nie wytrzymał presji Polaka, jadącego identycznym Bugatti, i wykonał piruet na nawrocie – zwycięstwo hrabiego było w pełni zasłużone.
Niezmordowany Czaykowski nie poprzestał na tym. Zameldował się na starcie kolejnego wyścigu o Grand Prix Casablanki, w którym miało wziąć udział aż 14 samochodów Bugatti. Znakomity Jean-Pierre Wimille od razu wysforował się na prowadzenie, za nim pędził Lehoux, zaś o trzecią pozycję toczyła się zacięta walka między Czaykowskim w T.51, Benoit Falchetto w identycznym wozie i Philippem Etancelin w Alfie Monza. Znajdujący się w świetnej formie Etancelin przebił się przez kolegów i znalazł się tuż za Lehoux. Stanisław Czaykowski skutecznie obronił trzecie miejsce i dowiózł je do mety zawodów.

Wypełniony wydarzeniami sezon trwał nadal. Polski hrabia wyraźnie chciał wystartować w maksymalnej możliwej liczbie wyścigów – niezłe wyniki musiały utwierdzać go w przekonaniu, że podjął właściwą decyzję. Następny punkt rocznego programu miał stanowić debiut kierowcy w zupełnie innym rodzaju współzawodnictwa – zgłosił się bowiem do udziału w 24-godzinnym wyścigu w Le Mans. Jako partnera do jazdy obrał sobie Ernesta Fridericha, dealera Bugatti w Nicei, dobrego przyjaciela i sąsiada z Francuskiej Riwiery. Upalna pogoda powodowała wiele problemów z autami, których silniki niechętnie pracowały na francuskim paliwie. Od początku prowadziły trzy bardzo szybkie Alfy Romeo, ale tuż za nimi trzymało się Bugatti Czaykowskiego i Fridericha. Do wieczora wiele się działo na trasie. Nasz hrabia równo i pewnie jechał w nocy, by rano zobaczyć, jak jedna z Alf z czołówki zjeżdża kilkakrotnie do boksów, by przytwierdzić odpadające błotniki, reflektory i akumulator. Bugatti zbliżało się do Alfy Romeo, jadącej nadal na trzeciej pozycji. Podium wydawało się w zasięgu! Niestety, po 21 godzinach jazdy, pękł przewód olejowy i Friderich musiał zatrzymać się na torze z zatartym silnikiem. W chwili, gdy się to stało, Bugatti Czaykowskiego i Fridericha znajdowało się na czwartej pozycji ze stratą czterech okrążeń. Debiut w La Sarthe dowiódł dojrzałości hrabiego jako kierowcy.

Żeby nie wyjść z wprawy, Czaykowski natychmiast po Le Mans pojechał w wyścigu o Wielką Nagrodę Lotaryngii, zajmując ostatecznie znakomite, drugie miejsce, zaraz za Trintignantem w klasie do 2 litrów. Być może wygrałby zawody, gdyby nie tragiczny wypadek Tetaldiego, w którym życie straciło kilku widzów – niedługo po tragedii wyścig przerwano, a hrabiemu do dogonienia francuskiego kolegi brakowało jedynie 35 sekund. Po usunięciu wraka rozegrano wyścig w klasie aut z silnikami o większej pojemności. Czaykowski, który przesiadł się z Bugatti T.35C do T.51, dotarł do mety na czwartej pozycji, notując zwycięstwo nad swoim częstym rywalem, panem Etancelin. Grand Prix Francji w Reims Czaykowski zdecydował się sobie odpuścić, być może dlatego, że jego samochody wymagały remontów.

Zameldował się za to na starcie Grand Prix Dieppe pod koniec lipca 1932 roku, zgłaszając się w klasie do dwóch litrów z Bugatti T.35C. Przyjął strategię jazdy bez zatrzymań w boksach i strategia ta zaprocentowała. Polak prowadził w swej klasie od startu do mety; ukończył zawody na czwartym miejscu w klasyfikacji generalnej, tuż za trzema znacznie szybszymi Bugatti T.51. W wyścigu startował także brytyjski arystokrata, Earl Howe, z którym Czaykowski szybko się zaprzyjaźnił – w tym pomogła jego biegła znajomość angielskiego. Anglik namawiał hrabiego do startu w jednym z wyścigów na torze Brooklands.
Tydzień później Czaykowski – którego małżonka musiała w pełni akceptować jego pasję – pojawił się na kolejnym wyścigu, w Nicei. Zgłosił się do startu w dwóch klasach i w tym celu mechanicy przygotowali mu dwa samochody. O ile start na T.35C, po świetnej walce z Trintignantem, zakończył się świetnym drugim miejscem (Pierre Veyron w Maserati był dopiero czwarty), o tyle start na T.51 w kolejnym biegu nie powiódł się. Powalczywszy w dobrym stylu o trzecie miejsce z Falchetto i Zehenderem, Czaykowski miał awarię i musiał się wycofać w chwili, gdy wielki Raymond Sommer nie potrafił go dogonić. Lista startowa, na której znajdowali się także Dreyfus i Chiron, wskazuje na to, że polski kierowca z francuskim paszportem traktowany był jak równoprawny przeciwnik przez najlepszych kierowców kontynentu.

(Wikimedia Commons)
Znowu pokazał klasę pod koniec sierpnia podczas znanego mu dobrze Grand Prix de Comminges, dominując od startu klasę poniżej dwóch litrów i wygrywając z przewagą prawie siedemnastu minut (!) nad kolejnym zawodnikiem, jadącym identycznym Bugatti T.35C. Tamże pogłębił swoją przyjaźń z Jeanem Gaupillat, bardzo dobrym kierowcą Bugatti, z którym planował w przyszłości wystartować w wyścigu długodystansowym. Sezon zakończył się dla hrabiego Czaykowskiego w Brooklands, gdzie wystartował w British Empire Trophy, wyścigu na dystansie 500 mil – zapewne namówił go Earl Howe. Szybki, niebezpieczny tor bardzo przypadł Polakowi do gustu, lecz niestety musiał się wycofać z powodu awarii auta (urwany korbowód). Obiecał wrócić za rok. Nie zniechęcił go straszliwy wypadek, w którym na jego oczach zginął kierowca Bentleya, Clive Dunfee.
cdn.