Pierwsza część wpisu na temat e-papierosów znajduje się tutaj.
E-papierosy a zdrowie
O właśnie… zdrowie, czyli temat podstawowy. Idea polegała na tym, aby stworzyć produkt, który będzie dostarczał nikotynę, ale bez obciążania organizmu substancjami smolistymi. I to się jak najbardziej udało. Co więcej, w aerozolu tworzonym w e-papierosie nie ma też niewielkiego związku, który cały czas truje palaczy, a mianowicie tlenku węgla. W dymie z konwencjonalnego papierosa mamy zawsze ten związek, unosi się on też w tzw. strumieniu bocznym, czyli tym, co się wydziela wtedy, gdy zapalony papieros zostaje odłożony pomiędzy zaciągnięciami. Co ważne, w tym strumieniu bocznym jest go nawet więcej, ponieważ mamy tu do czynienia z niepełnym spalaniem substancji organicznych. A tlenek węgla (czyli czad, CO) jest niebezpieczny, ponieważ związek ten wiąże się z hemoglobiną 250x silniej niż tlen, a więc w jakimś sensie poddusza organizm. Tu dodam, że wykrywanie tlenku węgla w wydychanym powietrzu jest jedną z prostych metod stwierdzenia, czy pacjent nie kłamie, mówiąc, że rzucił palenie. Jeszcze po kilku dniach będzie wydychał CO.
Dla porządku muszę napisać, że wdychanie czegokolwiek poza czystym powietrzem do płuc jest zawsze ryzykowne. Musimy więc ważyć potencjalne niebezpieczeństwa. Patrząc na to wszystko przez pryzmat redukcji szkód powodowanych paleniem tytoniu, wiemy, że aerozol z e-papierosów jest zdecydowanie mniej szkodliwy niż koktajl substancji zawartych w dymie ze zwykłego papierosa. Czy to oznacza, że e-papieros jest nieszkodliwy? Absolutnie nie! Ale po kilkunastu latach bardzo różnych badań wiemy już, że jego używanie jest znacznie mniej szkodliwe niż palenie tytoniu.
Tu warto wspomnieć o (r)ewolucji, która dokonała się w Wielkiej Brytanii. Kilkanaście lat temu e-papierosy były tam traktowane jako straszne zło. Potem jednak zaczęto się przyglądać tematowi i na zlecenie rządu JKM Elżbiety II powstał specjalny raport o wapowaniu, czyli używaniu e-papierosów. Oszacowano, że używanie e-papierosa jest co najmniej 20x mniej szkodliwe niż palenie tytoniu. Poszły za tym różne działania – m.in. obowiązek, aby w sklepach w brytyjskich szpitalach e-papierosy były dostępne na równi z gumami i plastrami. W niektórych miastach i hrabstwach są też programy, w ramach których osoby chcące rzucić palenie są wyposażane w e-papierosy i liquidy. Co ważne – nie był to jednorazowy raport, ponieważ kolejne jego edycje są publikowane co roku i możemy się z nich dowiedzieć tego, co w ostatnich 12 miesiącach zostało osiągnięte w tej dziedzinie.
Tu jeszcze jedna uwaga dotycząca rakotwórczości. Wbrew temu, co sądzi większość ludzi, nikotyna nie jest związkiem rakotwórczym. Przypisywano jej te właściwości na podstawie badań nad paleniem tytoniu. Dziś wiemy już, że rakotwórcze są substancje smoliste obecne w spalanym tytoniu, jest ich tam co najmniej kilkadziesiąt.
Mało tego, nikotyna od jakiegoś czasu jest testowana jako substancja lecznicza! Tu mamy pionierskie wieloletnie prace dr. Paula Newhouse’a, który bada stosowanie tego alkaloidu w leczeniu chorób neurodegeneracyjnych. Może kiedyś napiszę osobny tekst na ten temat, bo te badania są wielce ciekawe. Drobne zastrzeżenie: używanie e-papierosa nie jest metodą leczniczą.
A jeśli nie e-papieros, to co?
Dziś na rynku mamy cały szereg metod wspomagających rzucanie palenia. Najstarszymi są gumy i plastry nikotynowe. To prawda, dostarczają one nikotynę w konkretnych dawkach i odpowiednim tempie, powinny więc być doskonałym rozwiązaniem. Problem jednak tkwi w głowie. Każdy palacz doskonale wie, że palenie wiąże się z całym rytuałem. Trzeba wyjąć papierosa z paczki, czasem trochę ugnieść, zapalić i zaciągnąć się. Potem wydmuchujemy dym, widzimy go itd. To dodatkowe uzależnienie – behawioralne. W przypadku gum i plastrów tego nie ma, dostajemy tylko dawkę nikotyny, nie mamy czym zająć rąk. W wielu wypadkach to ludziom nie wystarcza. Użytkownicy e-papierosa mają zachowany ten rytuał, stąd większy odsetek sukcesów.
W ostatnich latach powstały jeszcze inne urządzenia, których zadaniem jest redukcja szkód. Są to tzw. produkty H’n’B (heat not burn – podgrzewanie bez spalania). W tym przypadku mamy specjalnie spreparowane wkłady tytoniowe, w które jest wbijane specjalne ostrze-grzałka. Nie dochodzi tu do procesu spalania, jak to ma miejsce w przypadku zwykłych papierosów. Dlatego nie mamy tutaj mierzalnej emisji smół. Jednak badania wskazują, że produkty te ulegają pirolizie, czyli rozkładowi bez dostępu tlenu, co skutkuje emisją tlenku węgla. Niewielkiej w stosunku do zwykłych, jednak mierzalnej. Niemniej każda z tych technologii mieści się w kategorii redukcji szkód (ang. harm reduction).
Na co zwracać uwagę
Załóżmy, że mamy już dość nałogu tytoniowego i chcemy rzucić palenie. Oczywiście najlepiej byłoby zrobić tak, jak mój Tata: przyjść któregoś dnia do domu i powiedzieć „od dziś nie palę”. Jemu się udało, od tego dnia aż do końca życia nie zapalił ani jednego. Ale wiadomo, że nie każdy ma tak silną wolę. Może pomogą plastry albo gumy nikotynowe – też byłoby fajnie. One dostarczają także w kontrolowany sposób nikotynę, ale nie mamy tu tej typowej otoczki behawioralnej – trzymania czegoś w rękach, zaciągania się, wydmuchiwania chmurki. Jeśli jednak się nie uda, można rozważyć e-papierosy albo podgrzewacze (czyli H’n’B). Tu tylko jedna uwaga, wynikająca z mojego wieloletniego doświadczenia. Jeśli decydujesz się na ten krok, odstaw jednocześnie zwykłe papierosy. Próba używania jednocześnie zwykłych papierosów i nowych urządzeń zwykle się nie udaje. Piszę to na podstawie doświadczeń wielu znajomych. Bycie tzw. palaczem hybrydowym (ang. dual user) najczęściej się nie udaje. Szkoda zdrowia, bo nigdy nie rzucimy zwykłych, będziemy tylko się oszukiwać.
Warto też pamiętać o innej kwestii. Gdy zapalamy zwykłego papierosa, kończymy go po 15 zaciągnięciach (średnio). Ten elektroniczny jest w jakimś sensie wieczny – wystarczy podłączyć do ładowania albo zmienić baterię. Dlatego tu trzeba jednak używać rozumu.
Jeszcze jedno: dobieramy stężenie nikotyny w zależności od potrzeb. Jeśli się uda, warto je po jakimś czasie zmniejszać, optymalnie aż do zera, a potem w ogóle się pozbyć i tego nałogu. Jeśli się na to zdecydujecie, życzę powodzenia.
Drobna uwaga ekologiczna: jeśli używasz jednorazowych e-papierosów, nie wyrzucaj ich byle gdzie. W środku mamy baterię oraz elektronikę – są to odpady potencjalnie niebezpieczne. Wyrzucajcie je do specjalnych pojemników na baterie, np. w supermarketach. To samo dotyczy oczywiście akumulatorów używanych w e-papierosach. Od dłuższego czasu postuluję, aby jednorazówki były objęte programem kaucji, którą zwraca punkt sprzedaży.
I na sam koniec raz jeszcze: e-papieros nie jest modnym gadżetem ani zabawką. Jest to metoda ograniczania szkodliwości nałogu, przeznaczona wyłącznie dla dorosłych palaczy chcących rzucić palenie tytoniu.
Literatura dodatkowa
Dodajmy jeszcze dla jasności, że rakotwórcze substancje smoliste zawarte w dymie papierosowym, odpowiedzialne za najbardziej szkodliwe działanie papierosów, nie są swoiste dla spalania tytoniu. Takie same występują w dymie z palonej marihuany, a szerzej – w każdym dymie ze spalania drewna. Więc nasi dalsi przodkowie nie palili papierosów, ale to nie znaczy, że nie wdychali substancji smolistych. Jeśli, jak większość ludzi powiedzmy w XVII czy XIX wieku, mieszkali w wiejskich chałupach, kontakt z dymem mieli na okrągło. A jeżeli nie chorowali na raka płuca, co zresztą ciężko sprawdzić, to głównie dlatego, że rzadko dożywali wieku, w którym ujawniają się nowotwory.