Lotnicze zdobycze Związku Sowieckiego, pozyskane w Niemczech po zakończeniu drugiej wojny światowej, to temat tak szeroki, że wystarczy na osobną książkę. Z konieczności skupię się na wybranych zagadnieniach.
Zazwyczaj w kontekście wykorzystania ogromnych zasobów intelektualnych niemieckiej aeronautyki po 1945 roku wspomina się o operacji Paperclip i wywiezieniu ponad tysiąca hitlerowskich naukowców i inżynierów do USA, razem z tysiącami ton (!) dokumentacji (militarnej tudzież cywilnej, przemysłowej), licznymi samolotami oraz pociskami rakietowymi. Sowieci wypominali Amerykanom przed wiele dekad Wernhera von Brauna i jego kolegów, czyniąc to tak skutecznie, że i dziś większość opinii publicznej wierzy w kłamstwo, że tylko Zachód skorzystał z zastrzyku nazistowskiej wiedzy, a stalinowski Kraj Rad wszystko osiągnął samodzielnie. Trzeba naprawdę wierzyć w cuda, by w XXI wieku upierać się, że kraj, który jeszcze w naszych czasach nie umie zbudować toalet w budynkach mieszkalnych, w epoce komunizmu potrafił autonomicznie rozwiązać wszystkie problemy, których wraży Zachód nie umiał pokonać bez udziału hitlerowców.
Sęk w tym, że o ile faktycznie francuski przemysł lotniczy, w tym silników odrzutowych, brytyjski i amerykański nie uzyskałyby szybkich postępów bez niemieckich emigrantów, to sowiecki potrzebował ich jak powietrza. W latach 30. kupowano wiele technologii, ale stalinowskiej Rosji brakowało fachowców, by technikę rozwijać i zmuszać fabryki do prawidłowej produkcji. W latach 1945-46 ustrzeżono się tych błędów, zabierając z Niemiec dokumentację i prototypy wraz z ludźmi, którzy posiadali stosowną wiedzę i umiejętności. Na początku kazano im pracować w Niemczech Wschodnich, ale wywiady alianckie dowiedziały się o tym ewidentnym łamaniu porozumień poczdamskich i Sowieci zmuszeni byli ewakuować „swoich” Niemców.
W tym samym czasie podwaliny nowych technologii w Wielkiej Brytanii czy Francji tworzyli już Niemcy. Pierwsze silniki odrzutowe francuskiej firmy Turboméca, założonej przez polskiego Żyda, Józefa Szydłowskiego, konstruował zespół inżynierów pod kierunkiem Fritza Nallingera, byłego szefa działu badawczo-rozwojowego Mercedesa. Założone od zera konsorcjum ATAR tworzyło silniki turboodrzutowe rękami Niemców z BMW pod wodzą Hermanna Oestricha (który wcześniej już zaprojektował dla Brytyjczyków silnik turbośmigłowy). W Wielkiej Brytanii pracował Hans Multhopp, który już w 1947 roku stworzył projekt myśliwskiego samolotu naddźwiękowego – ale Brytyjczycy uznali, że latanie szybciej niż dźwięk jest niebezpieczne i nie należy się nim zajmować; projekt utajniono, zabraniając autorowi dostępu do własnej pracy. Multhopp wyjechał do USA i dzięki niemu powstał amerykański prom kosmiczny Space Shuttle. Bez niemieckiej dokumentacji nie powstałyby angielskie bombowce Avro Vulcan (prace Lippischa) i Handley Page Victor (skrzydło projektu Arado), ale Brytyjczycy wstydzili się swojej przemysłowej prowizorki i szybko pozbyli się większości Niemców. Zostali tylko tacy ludzie jak Dietrich Küchemann, który uratował od klęski bombowiec Victor i uczestniczył w projektowaniu samolotu Concorde.
Sowiecki wywiad wiedział na pewno o większości tych prac – w końcu przynajmniej brytyjski establishment był przezeń spenetrowany. W atmosferze oskarżeń ze strony pozostałych aliantów, zaplanowano potężną operację wywozu z radzieckiej strefy okupacyjnej wszelkich istotnych naukowców, inżynierów i techników – część jechała chętnie, chcąc uniknąć biedy w zrujnowanej ojczyźnie, część jechała tylko dlatego, że nie zainteresowali się nimi zachodni alianci, innych zaś zabrano siłą. Wywożono naukowców, inżynierów i techników wraz z rodzinami. Operację nazwano dla niepoznaki „Osoawiachim”, czyli tak, jak nazywał się pseudocywilny aeroklub narodowy ZSRR, szkolący załogi de facto dla lotnictwa bojowego. 22 października 1946 jednocześnie wysłano specgrupy NKWD do 3500 niemieckich specjalistów (amerykańska operacja Paperclip w sumie dotyczyła ok. 1600 osób) i wraz z rodzinami wywieziono ich do ZSRR (w sumie prawdopodobnie ok. 6 tysięcy Niemców). Większość fachowców zajmowała się lotnictwem bądź rozwojem techniki rakietowej. Reszta specjalizowała się w konstrukcji broni strzeleckiej, pojazdów, elektroniki itd. – szczegółowe dane nie są dostępne.
Operację zorganizował na polecenie Stalina i kierował nią jeden z najbardziej zaufanych ludzi sowieckiego dyktatora. Iwan Sierow był tym samym enkawudzistą, który wcześniej stanął na czele organizacji Smiersz i który jeszcze w 1944 na warszawskiej Pradze uruchomił przesłuchania oraz tortury polskich patriotów. Wielu z nich zginęło z ręki jego siepaczy w piwnicach domów, w których urządzono prowizoryczne więzienia. Z kolei w 1947 roku to on stał na czele ekipy, w skład której wchodził m. in. zespół matematyków, fałszującej wybory w Polsce.
Operacja Osoawiachim udała się w pełni, część specjalistów zabrano także z amerykańskiej strefy okupacyjnej. Moskwa była wściekła, że nie udało się zgarnąć Wernhera von Brauna i musiała się zadowolić specjalistą od naprowadzania rakiet z Peenemünde, Helmutem Gröttrupem wraz z ekipą współpracowników. Stalin zażądał pozyskania lub porwania znakomitego konstruktora firmy Focke-Wulf, Kurta Tanka oraz profesora Eugena Sängera, twórcy koncepcji pojadu suborbitalnego dalekiego zasięgu (zabawne, ale w XXI wieku wraca się do jego pomysłów!), lecz się to nie powiodło.
O ile mocarstwa zachodnie miały za sobą początek własnej ścieżki rozwoju samolotów o napędzie odrzutowym, to Sowieci musieli wykonać znacznie większy skok technologiczny w tej materii, jeśli chcieli nadal myśleć o podboju świata. Alianci skorzystali z technologii budowy płatowców, silników odrzutowych i turbośmigłowych, foteli wyrzucanych, aerodynamiki skrzydeł skośnych, w układzie delta i układów bezogonowych, a także medycyny lotniczej – tu szczególnie wyróżnił się doktor Hubertus Strughold, badacz korzystający z więźniów obozów koncentracyjnych. Bez jego badań (których wyniki znali także Sowieci) nie byłyby możliwe loty w stratosferze oraz załogowe loty kosmiczne.
cdn.