Natychmiast po udzieleniu sojusznikowi obiecanej pomocy przy napaści na Polskę we wrześniu 1939 roku, do Niemiec ruszyły dosłownie setki sowieckich inżynierów, oficerów i pilnujących ich enkawudzistów. Jechali na zakupy.
Najpierw zajęto się masowymi zakupami maszyn i narzędzi dla fabryk przemysłu zbrojeniowego. Pełne dane na ten temat pozostają nieznane, ale Niemcy np. tylko w okresie od stycznia do czerwca 1941 roku dostarczyli Sowietom 4500 maszyn i urządzeń o łącznej wartości 65 milionów Reichsmarek. Na samym początku zintensyfikowanej po sierpniu 1939 roku wymiany handlowej Niemcy planowali wysłać do ZSRR maszyny o wartości 90 milionów RM, niestety nie mam jak zweryfikować tych wielkości – skoro jednak eksport trwał przez kolejne lata, należy domniemywać, że słowa dotrzymano. Nadto eksportowano na wschód także aluminium (początkowo 50 tysięcy ton) dla sowieckich fabryk lotniczych, być może głównie jako blachę duraluminiową (Dural był wszak wynalazkiem niemieckim).
Liczne sowieckie delegacje zbrojeniowe już w październiku rozpierzchły się po terytorium Niemiec. Pokazano im bardzo dużo, szokująco dużo w przemyśle lotniczym, stoczniowym i produkującym artylerię oraz broń strzelecką. Choć dziś każdy rosyjski historyk ad nauseam wmawia swoim czytelnikom, że Sowieci wiedzieli, iż Niemcy pokazują im „same stare rzeczy”, że ukrywają najnowsze produkty, że tak naprawdę przyjaciół z ZSRR oszukują, to po przeczytaniu list sprzętu zakupionego przez ZSRR m.in. za ropę naftową i ukraińskie zboże jasno widać, że Niemcy udostępnili swojemu najbliższemu sojusznikowi towary absolutnie aktualne, stosowane w tym samym czasie przez siły zbrojne Niemiec. Ba, ulegając żądaniom Moskwy nadawano zamówieniom Stalina wysoki priorytet, opóźniając dostawy dla innych krajów! Göring utworzył specjalną komisję ds. handlu z ZSRR, której zadaniem było poganianie przemysłu. Sam wygłosił apel do tegoż przemysłu, nakłaniając go do włożenia maksymalnego wysiłku w zaspokajanie sowieckich potrzeb. Dało to efekt na pewno w kwestii samolotów, gdyż partię 23 sztuk różnych typów dostarczono do ZSRR między 26 kwietnia i 11 maja 1940 roku.
Co jakiś czas podpisywano nowe umowy, a Ribbentrop i Mołotow kursowali między stolicami niczym kurierzy. Ostatnia z umów, podpisana w 1940 roku przez Mołotowa w Berlinie (przyjętego z honorami niczym głowa państwa), sięgała do sierpnia 1942 roku. Kupiono niewiarygodne wprost ilości broni, prototypów/wzorców broni oraz dokumentacji technicznej. Dość powiedzieć, że Sowieci chcieli kupić trzy ciężkie krążowniki klasy Admiral Hipper („Lützow”, „Seydlitz” i „Prinz Eugen”) – odmówiono im, albowiem brakowało w Niemczech stali wysokiej jakości i mocy przerobowych stoczni. W końcu Niemcy zgodzili się sprzedać nieukończony krążownik „Lützow” – niemieccy inżynierowie i technicy pracowali w Leningradzie przy jego wykończeniu, już pod nazwą „Pietropawłowsk”, jeszcze 22 czerwca 1941 roku.
Sprzedano także Moskwie kompletne plany konstrukcyjne pancernika Bismarck (!), kompletną maszynownię dla ciężkiego niszczyciela, różne działa ciężkiej artylerii okrętowej, trzy kompletne dwudziałowe wieże z działami kalibru 381 mm, rysunki techniczne trzydziałowej wieży z działami kalibru 406 mm, osiem takich gotowych dział, dokumentację techniczną wieży okrętowej z działami kalibru 280 mm, mnóstwo innego sprzętu dla marynarki wojennej, w tym urządzenia łączności, narzędzia stoczniowe, dwa peryskopy dla okrętów podwodnych, pięć dźwigów pływających, torpedy, urządzenia nawigacyjne. O tym, dzięki poszukiwaniach w wielu źródłach, wiemy.
Związek Sowiecki udostępnił nadto Niemcom bazę dla U-bootów w porcie Zapadnaja Lica na zachód od Murmańska (Basis Nord) oraz możliwość żeglugi Północną Drogą Morską na Pacyfik (skorzystał z tej możliwości co najmniej jeden niemiecki okręt-pułapka, „Komet”). Od 1935 roku wszystkie sowieckie stocznie budowały wyłącznie okręty wojenne. Gdy zaczynała się wojna, w 1939 roku, Niemcy dysponowali np. 51 okrętami podwodnymi. A ZSRR miał ich 165! Radzieckie U-booty powstawały według projektów, przygotowanych w niemieckiej stoczni DeSchiMAG AG Weser w Bremie – tu ciekawostka: okręty projektu E-2, których pierwsze egzemplarze zawierały także niemieckie urządzenia, skierowano do produkcji w 1933 roku jako klasę „Staliniec” i wyprodukowano w liczbie ponad 40 egzemplarzy. Bez niemieckiego wkładu sowiecka flota wyglądałaby kiepsko.
Jakby tego było mało, Rzesza wysyłała do swego najlepszego sojusznika oleje silnikowe, turbiny dla elektrowni, lokomotywy, silniki wysokoprężne (w tym lotnicze Jumo), czołgi, okręty inne niż „Lützow” (o tych nic konkretnego nie wiemy), materiały wybuchowe, amunicję, sprzęt dla wojsk chemicznych i cały przegląd najnowszej broni artyleryjskiej wojsk lądowych wraz z dokumentacją techniczną (ma to zapewne związek z powstaniem wówczas „skonstruowanych samodzielnie” nowych typów sowieckich dział). Umożliwiono Niemcom korzystanie z Kolei Transsyberyjskiej za pół ceny, a dodatkowo zezwolono na tranzyt towarów na liniach kolejowych wiodących do Rumunii, Iranu i Afganistanu. Stalin naprawdę bardzo chciał, by Niemcy uznali zaopatrzenie swojej armii w surowce i żywność za wystarczające do szerokiej ofensywy w zachodniej Europie. W tym samym czasie Ribbentrop dwoił się i troił, by przekonać Stalina do jawnego wstąpienia do grona państw Osi.
Wśród broni zakupionej przez Sowietów znalazła się znaczna liczba pistoletów Walther PP/PPK kalibru 7,65 mm oraz ogromna ilość amunicji do nich, wyprodukowanej przez firmę GECO. Zamówiono je dla NKWD, bo lepiej się sprawdzały przy masowych egzekucjach, nie męczyły morderców strzelających ofiarom w tył głowy i nie nawalały tak często jak tandetna broń radziecka. Tej właśnie broni użyto do wymordowania polskich jeńców w Katyniu – a sowiecka propaganda użyła niemieckiego pochodzenia amunicji jako „dowodu” na niemieckie pochodzenie sprawców zbrodni. Tak zamieszano naiwnym ludziom w głowach, że najgłupsi z nich do dziś wierzą w tę wersję – tylko skąd niemieckie, sojusznicze wobec ZSRR wojska mogły się wziąć w okolicy Smoleńska w 1940 roku? Skłonność do przyjmowania sowieckiej wersji wydarzeń jako obowiązującej to niestety nadal bolączka zachodnich historyków i publicystów, którzy za wszelką cenę nie chcą przyznać, że Stalin rozpoczął druga wojnę światową wespół z Hitlerem.
cdn.