Marynarskie opowieści (5) czyli historie z brudnego Wacka.

Kochani. Brudny Wacek, to nie to, co Wam się brzydko kojarzy, a służbówka statkowa, brudna messa, miejsce, w którym w ciuchach roboczych (czy to z lenistwa czy też z braku czasu) marynarz spożywa szybki posiłek, pali fajeczkę, dogrzewa się czym tam w płynie ma i gdzie oczywiście snuje historie.

Czy prawdziwe czy nie, nie mnie rozstrzygać, ale mam akurat na podorędziu jedną taką, prawdziwą oczywiście. A zatem:

Za siódma zęzą i szóstą grodzią był sobie statek, na którym pracował pewien Chief oficer (ja) i pewien straszny Kapitan (w sumie nie taki straszny, bo mój przyjaciel, kiedyś Komendant Daru Młodzieży, człowiek prawy, zdyscyplinowany i szlachetny – mój mentor i przykład życiowy) – dzięki taki słowom dostałem awans, hrmmmhmm zatem się uczcie…

Otóż na tym statku, jak i na większości innych, co miesiąc kapitan wysyła marynarzom tzw. allotmenty lub tzw. Master Payment Order (MPO). Rodzaj przydziału, wypłaty z dodatkowych pieniędzy, które marynarz zarabia na górkę pensji podstawowej. Musicie Kochani wiedzieć, że na Filipinach marynarz jest zatrudniany przez rządowa agencję i musi obowiązkowo wpłacać 80% pensji podstawowej na z góry zadeklarowane konto. Ponieważ jednak zarabia więcej z nadgodzinami, bonusami i urlopowym – dodatkowe pieniądze może przesłać na inne konto, czy to na poczet przyszłej kochanki i spodziewanych problemów, czy też na konto już byłej kochanki i już zaakceptowanych problemów wraz z „Bąbelkiem”, który gdzieś tam z szalonej miłości się w Brazylii urodził i wymaga finansowego wsparcia. Żona nie musi wiedzieć o tym drugim koncie i z reguły nie wie a marynarze zgodnie trzymają się tej tradycji.

Otóż pewnego razu steward statkowy poprosił kapitana, aby ten przesłał na to drugie konto allotment w wysokości około 900 dolarów. 20 lat temu suma na Filipinach dość zacna, bo przy kosztach życiowych 150-200 dolarów miesięcznie, w tamtych czasach spełniająca wszelkie symptomy znaczenia: „być bogatym”. Ponieważ chłopiec dopiero uczył się życia, dostęp do konta miała i mamusia i była kochanka a przyszła żona jednocześnie (taką chłopak miał nadzieję). Ponieważ w tamtych czasach Internetów nie było, satelitarne telefony w standardzie INM-A kosztowały nerkę, dzwoniło się rzadko.

Podczas jednego z telefonów kilka dni później, steward dowiedział się od mamusi, że jest dumna z syna i że jest cudownie, bo na konto wpłynęło 9000 dolarów i nie wiedziała, że jej syn już tak dobrze zarabia i w ogóle. Chłopak oczywiście dostał małego zawału, popędził do kapitana czym prędzej i opowiedział mu, że coś tu jest nie tak. Kapitan sprawdził papiery wysłane do biura i faktycznie okazało się, że nóżka się omsknęła i paluszek wstukał jedno zero więcej przy wypełnianiu dokumentów.

Kapitan uspokoił chłopaka, poprosił go, aby nie ruszał pieniędzy, powiedział, że powiadomi agencję na Filipinach i ta w porozumieniu z bankiem sprawę odkręci. Zatem spokojna twoja rozczochrana.

Jednak kilka dni później, podczas następnej rozmowy telefonicznej, mamusia stewarda przerażona, zeznała, że konto jest puste i że pieniądze zniknęły a agencja, która miała je odebrać, jeszcze nie dokonała wstecznego przelewu. Zatem kasy nie ma.

I właśnie w tym momencie, chłopak przypomniał sobie kto jeszcze ma dostęp do konta…..

Tu suspens. Tak, możecie się śmiać. Czekam.

Czekam

OK, już się pośmiali? Zatem ciąg dalszy – do brzegu.

Chłopaka dziewczyna, oczywiście wyparła się, że wie cokolwiek o jakichkolwiek pieniądzach, ale dość szybko okazało się, po informacji z banku i agencji, że kasę wypłaciła właśnie ona.

No i właściwie można by tu zakończyć tę historię, gdyby nie szczęśliwy ciąg dalszy.

Zjechałem do domu i po czterech miesiącach znowu spotykam się z moim dobrym, strasznym Kapitanem na tym samym statku. Słucham dalszej opowieści i nie wierzę….

Jak się okazało, dziewczyna wypłaciła pieniądze, dała je swoim rodzicom, ci za tą kasę spłacili kredyt za dom, chłopak następnie dogadał się z rodzicami dziewczyny, aby ci przepisali dom na niego, po czym ożenił się z dziewczyną a firmę poprosił, aby dała mu zatrudnienie na następne 5 lat, aby spokojnie, powoli mógł te 9000 dolarów spłacić. Dziewczyna szybko zaszła w ciążę i młodzi ludzie z już ustawionym życiem, postanowili, że bąbelek będzie miał na imię „Zero” a kapitan, którego paluszek można by rzec, stał się mimowolnym ojcem chrzestnym bąbelka, dostąpił zaszczytu zaproszenia na chrzciny na Filipinach.

I tak się przędą losy ludzkie, czasem zerem znaczone.

Na koniec Kochani tylko mała historyjka w temacie omskniętej nóżki:

Była sobie ostra zima. Na gałęzi siedział wróbelek i zmarznięty tupał sobie nóżką, aż tu jedna się omsknęła i zmarznięty wróbelek spadł na ziemię. Leży i kona. Umiera omsknięty.

Tymczasem drogą przechodziła krowa, narobiła na wróbelka, któremu pod kupa zrobiło się cieplutko i milusio. Wystawił łepek z łajna i śpiewa.

Tymczasem przechodził drogą lis. Zobaczył śpiewającego wróbelka, po czym się długo się nie zastanawiając, odgryzł wróbelkowi łeb.

Jaki z tego morał (a właściwe trzy morały)?

  1. Nie każdy kto na ciebie narobi jest twoim wrogiem
  2. Nie każdy, kto cię z łajna wyciągnie jest twoim przyjacielem
  3. A na koniec: Nie ciesz się z byle ……

Do następnej opowieści…

Udostępnij wpis

2 thoughts on “Marynarskie opowieści (5) czyli historie z brudnego Wacka.

  1. Ja ten trzeci morał znalem trochę inny – Jak jesteś po uszy w gównie, to siedź cicho.

    4
    • No tu wersji, co bardziej siarczystych i ubarwionych jest sporo ale grzecznym mi kazali być…. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *