W tym odcinku opiszę ostatni etap tajnej współpracy Reichswehry z Armią Czerwoną w zakresie rozwoju i produkcji broni chemicznej.
W 1927 roku, po chwilowym osłabieniu stosunków niemiecko-sowieckich ze względu na aferę z Junkersem (o której opowiem niebawem), minister spraw zagranicznych Gustav Stresemann został przekonany co do słuszności tajnego współdziałania z Sowietami. W związku z tym militarystom łatwiej było powrócić do działań mających na celu rozbudowę programu broni chemicznej. W 1928, po negocjacjach, połączone delegacje radziecko-niemieckie odwiedziły tereny obok miasteczka Wolsk, 150 km od Saratowa, z dostępem do Wołgi, otoczone nieużytkami, które nadawały się na poligony.
Nowy ośrodek, mający kontynuować dzieło rozpoczęte w Podosinkach, nazwano kryptonimem TOMKA. Równolegle z budową tegoż rozpoczęto konstruowanie osobnego, czysto sowieckiego ośrodka w odległości ok. 10 kilometrów – pod względem wyposażenia był on kopią tego wspólnego. Wiosną 1928 roku dwudziestu dziewięciu niemieckich “cywili” zebrało się potajemnie w Berlinie, by przygotować się do wyjazdu do ZSRR – wśród nich byli chemicy, filmowcy, inżynierowie i nawet pielęgniarze zwierząt laboratoryjnych. Ośrodkiem TOMKA dowodził generał artylerii Wilhelm von Trepper, który także, jak to było przyjęte, formalnie “odszedł” z Reichswehry, by wyjechać jako osoba cywilna. Niemiecki kontyngent jechał do ośrodka TOMKA etapami, z którym ostatnim był rejs rozpadającym się statkiem parowym po Wołdze – bo władza robotniczo-chłopska nie zbudowała w tym rejonie żadnych dróg. W okolice ośrodka trafiono dzięki temu, że miejscowi chłopi wiedzieli, gdzie odbywa się budowa “czegoś tajnego”.
Tak jak w przypadku praktycznie wszystkich niemieckich sekretnych ośrodków wojskowych w Rosji Sowieckiej, Niemcy dostarczali wszystkie materiały i sprzęt, a ZSRR tylko siłę roboczą. Mozolnie transportowano do ZSRR, okrężną drogą, koleją i ciężarówkami, nie tylko prefabrykowane budynki, ale nawet pościel i papier do maszyn do pisania. Ogromna amplituda temperatur, napotykanych w tym rejonie sowieckiego imperium, wymusiła zabudowanie w absolutnie każdym budynku potężnych pieców grzewczych, także w każdym powstałym tunelu i podziemnym magazynie – tak, aby zbyt niskie temperatury nie zafałszowały wyników prób broni chemicznej.
Całość świetnie zorganizowano, znalazło się w kompleksie nawet miejsce na klasyczne kasyno oficerskie. Generał von Blomberg, który wizytował ośrodek TOMKA, okazał głębokie zadowolenie wobec tego, co ujrzał. Ośrodek podzielono na trzy działy. Pierwszy badał opryski z powietrza i lotnicze bomby chemiczne, drugi pracował nad rozprowadzaniem środków chemicznych za pomocą instalacji na ciężarówkach i specjalnych “czołgach chemicznych”, zaś trzeci pracował nad ochroną przed atakami chemicznymi. Każdemu działowi przewodził doświadczony niemiecki naukowiec, któremu przydzielono Rosjan z nienajgorszym wykształceniem, mówiących biegle po niemiecku. Niczego przed sowieckimi partnerami nie ukrywano.
Do 1929 roku spędzanie wolnego czasu z radzieckimi kolegami było zakazane, ale potem oficerowie bardzo się do siebie zbliżyli – sprzyjała temu znajomość niemieckiego u praktycznie wszystkich oficerów Armii Czerwonej przydzielonych do obiektu TOMKA. Aby nie wywoływać konfliktów między mocno prawicowo nastawionymi Niemcami i indoktrynowanymi w imię przaśnego stalinizmu Rosjanami, przestrzegano niepisanej umowy o unikaniu jakichkolwiek tematów politycznych. Pracowano intensywnie. Krótka przerwa zimowa z 1930 na 1931 rok podyktowana była nie tylko rosnącym dyskomfortem Niemców, ale także pragnieniem sztabu generalnego Reichswehry, by przeprowadzić głęboką analizę dokonań ośrodka przy fizycznej obecności jego kadry oficerskiej w ojczyźnie.
W 1931 roku powrócono do programu badań, przy czym obejmowały one kilka nowych obszarów. Pracowano nad gazem musztardowym w stałym stanie skupienia, nad składnikami zwiększającymi adhezję środków bojowych, nad nowymi kalibrami chemicznej amunicji artyleryjskiej i bomb lotniczych, nad zbiornikami do wypuszczania gazu nad okopy wroga, nad nowymi zapalnikami, nad nowym typem natryskowego urządzenia do rozprowadzania bojowych środków trujących… Rozwijano bojowe zastosowanie dwufenylochloroarsyny oraz pochodnych fosgenu, ale także biedzono się nad metodami odkażania i pomocy medycznej ofiarom ataku chemicznego.
Pierwsze próby poligonowe w nowym sezonie zakończyły się rozległymi poparzeniami gazem musztardowym u tych oficerów, którym ze względu na upały nie chciało się dokładnie uszczelnić kombinezonów ochronnych. Traktowano jednakże takie obrażenia jako coś oczywistego. Poligony artyleryjskie drżały od salw z armat – testowano amunicję chemiczną, używając do tego sześciu dział polowych, czterech haubic lekkich, dwóch haubic ciężkich tudzież rozmaitych dział mniejszych kalibrów. Trzyosiowy samochód pancerny konstrukcji zakładów Kruppa służył do badania skuteczności oprysków nawierzchni dróg środkami bojowymi – okazało się, że odpowiednio dobrane składniki cieczy sprawiają, że dana droga, gruntowa czy utwardzona, staje się niemożliwa do pokonania przez żołnierzy nieprzyjaciela jeszcze po godzinie od wykonania oprysku.
Największą wagę obydwie strony przywiązywały do szczególnie obiecującej dziedziny badań, mianowicie chemicznych bombardowań lotniczych. Na poligonach rozstawiano klatki z psami i królikami w ustalonych odległościach od celu bombardowań. Następnie pilot, zwykle radziecki, rzadziej niemiecki, zrzucał niewielkie bomby z jednego z czterech aeroplanów znajdujących się w ośrodku. Zapalnik czasowy powodował detonację bomby na pewnej wysokości nad ziemią, co zapewniało pokrycie środkiem bojowym większego obszaru. Tradycyjne rozpraszanie gazów bojowych z pojemników znajdujących się na ziemi okazało się skuteczniejsze – zabijały one 83 procent rozmieszczonych na poligonie zwierząt laboratoryjnych, podczas gdy bombardowanie z powietrza czy lotnicze opryski dawały zaledwie 50 procent śmiertelności.
Niemcy relatywnie szybko przekonali się, że strategiczne bombardowania z większej wysokości przy użyciu bomb wypełnionych środkiem chemicznym mają znikomą skuteczność, ale Rosjanie upierali się przy tej metodzie stosowania broni chemicznej. Sowiecki komendant ośrodka powiedział na forum kadry oficerskiej, że “metody te są wystarczające do usunięcia wroga ze znacznej powierzchni terenów przyfrontowych. Niby żartem dodał, że ataki na małej wysokości wystarczą, by dać wrogowi, na przykład polskiemu wojsku – ale także polskim robotnikom i chłopom – lekcję, po której pozbierają się dopiero po kilku tygodniach”. Powiększanie terytorium sowieckiego imperium nadal stanowiło główny cel zbrojeń ZSRR, a broń chemiczna miała pomóc w osiągnięciu tego celu.
Rosjanie rutynowo testowali chemiczne środki bojowe także na własnym wojsku, oficjalnie oczywiście na “ochotnikach”, tracąc przy tym część z nich – uznawano to jednak za możliwą do zaakceptowania ofiarę, składaną na ołtarzu przyszłych wojennych zwycięstw. Niemcy także badali działanie niektórych substancji na swoim personelu, byli to jednak naprawdę ochotnicy. Po następnej zimie kontynuowano prace w ośrodku TOMKA przez jakiś czas, w tym badając mieszaninę gazu musztardowego i dwufenylochloroarsyny zwaną “Pfiffikus”, ale generalnie Niemcy byli rozczarowani wynikami prac. Uznali, że na skalę strategiczną broni chemicznej z dostateczną skutecznością stosować się nie da. W tym samym czasie Rosjanie także stwierdzili, że dalsza działalność ośrodka nie ma sensu, bo w innych tajnych obiektach bada się już te same substancje na znacznie większą skalę. Rosjanie byli gotowi do napełnienia 5 milionów pocisków artyleryjskich chemicznymi środkami bojowymi, produkowali maski przeciwgazowe w ogromnych ilościach i wyszkolili pięć pełnych batalionów chemicznych. Notabene w roku 1941 niemiecki wywiad oceniał, że zdolności produkcyjne przemysłu ZSRR w zakresie broni chemicznej przekraczały zdolności każdego innego kraju na Ziemi.
W 1933 ostatecznie Niemcy przestali łożyć na utrzymanie obiektu TOMKA, który Rosjanie w szybkim tempie od tej pory samodzielnie rozbudowywali. Niemcom użycie broni chemicznej kłóciło się z koncepcją bardzo ruchliwych ugrupowań pancernych, ale Rosjanie jeszcze długo uważali broń chemiczną za podstawową broń w przyszłej wojnie.
W kolejnych odcinkach cyklu zajmę się współpracą ZSRR i Niemiec w dziedzinie lotnictwa.
Wspaniały cykl. Fantastycznie się czytało. Mocno tekst nalegał miejscami, aby posiłkować się internetem w celu szerszego zobrazowania (osoba mało historyczna). Fantastyczna sprawa, świetnie się czytało. Liczę na kolejne, tak dobre publikacje!
B.