Na zdjęciu powyżej: blotter nasycony LSD przygotowany z okazji rocznicy Bicycle Day
Mija właśnie dokładnie 80 lat od chwili, gdy szwajcarski chemik Albert Hofmann dość przypadkowo odkrył psychodeliczne efekty towarzyszące zażyciu otrzymanego przez niego dwuetyloamidu kwasu lizergowego, znanego pod skrótem LSD (a dokładniej LSD-25). Historia towarzysząca temu odkryciu i jego skutkom jest niezwykle fascynująca.
Wzór strukturalny LSD
Źródło: Wikimedia, licencja: domena publiczna
Hofmann, po otrzymaniu w wieku 23 lat doktoratu na uniwersytecie w Zurychu, został pracownikiem działu farmaceutycznego firmy Sandoz (dziś część koncernu Novartis). Jego zainteresowanie naturalnymi związkami obecnymi w roślinach i zwierzętach zaowocowało wieloma istotnymi odkryciami. Prace badawcze na początku koncentrowały się wokół kwestii izolacji aktywnych biologicznie związków z cebuli morskiej. Wybór rośliny był nieprzypadkowy – stosowano ją już w starożytności do leczenia obrzęków, drgawek, jak też żółtaczki. Równolegle badał także sporysz, będący źródłem toksycznych alkaloidów (napiszę o nim osobny tekst). I właśnie ten przetrwalnik grzyba – buławinki czerwonej – spowodował jego zainteresowanie pewną klasą związków, będących pochodnymi kwasu lizergowego (m.in. ergotyna i ergotamina). W swojej pracowni zaczął syntetyzować nieobecne w naturze pochodne tego kwasu. Synteza nr 25 dała w efekcie dwuetyloamid kwasu lizergowego, który miał w założeniu mieć zastosowanie medyczne, a konkretnie pobudzające układ krwionośny i oddechowy. Wstępne badania na zwierzętach pokazały jednak, że związek ten nie wykazuje pożądanego działania, został więc odłożony. Pięć lat później uczony zdjął preparat z półki i, jak sam twierdzi, zupełnie przypadkowo spożył niewielką ilość. Był zszokowany efektem – niemal od razu pojawiły się halucynacje, intensywnie kolorowe obrazy i niezwykłe kształty.
Trzy dni później postanowił zbadać zagadnienie, ponownie sam będąc królikiem doświadczalnym. Przyjął dawkę, którą dziś uważa się za olbrzymią, po czym bardzo źle się poczuł i poprosił, aby w drodze do domu (rowerem) towarzyszył mu asystent. Podróż ta była na tyle niezwykła, że dzień 19 kwietnia 1943 w kręgach miłośników psychodelii nosi nazwę „Bicycle Day”. Co ciekawe – wezwany natychmiast lekarz nie stwierdził żadnych niepożądanych efektów zdrowotnych poza nienaturalnie rozszerzonymi źrenicami. Informacje szybko rozeszły się po firmie i kilku innych badaczy zaczęło własne eksperymenty ze znacznie mniejszymi dawkami. Okazało się, że już 250 μg (0,25 mg – mniej więcej tyle, ile waży ziarenko soli) wywołuje efekty psychodeliczne. Związek zdecydowanie poprawiał samopoczucie, więc dość szybko zaczęto go stosować w psychiatrii, głównie do leczenia osób z uzależnieniem od alkoholu i cierpiących na schizofrenię. Dalsze badania wykazały, że LSD można stosować w przypadku depresji, stanów lękowych oraz pomocniczo w leczeniu bólu u pacjentów z nowotworami.
W drugim odcinku napiszę o LSD w czasach bitników i hippisów.
(c) by Mirosław Dworniczak. Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem. Linkować oczywiście można.