Sowiecki program budowy przemysłu produkującego broń chemiczną początkowo znajdował się w jeszcze gorszym stanie niż niemiecki, ale nie przeszkadzało to Armii Czerwonej w stosowaniu takiej broni na masową skalę przeciwko własnym obywatelom.
Jak już pisałem wcześniej, carska armia miała spore zaległości wobec swoich sojuszników i wrogów w rozwijaniu broni chemicznej, zaś nowe, radzieckie władze Rosji początkowo zadowoliły się przejęciem magazynów w Piotrogrodzie. Podczas wojny domowej płynność sytuacji frontowej teoretycznie utrudniała użycie broni chemicznej, ale komunistom teoria nie wchodziła w paradę: to właśnie wówczas po raz pierwszy na świecie użyto bomb chemicznych zrzucanych z samolotów (30 czerwca 1919 roku). Sprzeciw wobec tego stwierdzenia zgłaszają Brytyjczycy, upierając się, że to oni jako pierwsi, kilka miesięcy wcześniej, zrzucili takie bomby na Rosjan.
Mniejsza o palmę pierwszeństwa w dość niechlubnej klasyfikacji, Sowieci chętnie bowiem korzystali z chemicznych środków walki przeciw ludności cywilnej, w szczególności podczas tłumienia powstań przeciw władzy sowieckiej na tyłach frontu. Co najmniej trzykrotnie użyli ich na wielką skalę, zaopatrując się w przejętych carskich magazynach. Pierwsze zastosowanie miało miejsce w mieście Jarosław nad Wołgą w 1918 roku, drugie w atakach na kozackie wioski, zaś trzecie, o najpotężniejszych konsekwencjach, w 1921, właściwie już po utrwaleniu wyniku wojny domowej, w guberni tambowskiej.
Jaka była geneza tego ostatniego wydarzenia? Otóż w styczniu 1919 roku Lenin wydał dekret, dotyczący rekwizycji „nadmiaru” zboża. W rejonie Tambowa, gdzie miały miejsce spore zmagania białogwardzistów z Armią Czerwoną, brutalność Armii Czerwonej doprowadziła do pobudzenia wiejskiej działalności partyzanckiej, która, pod wodzą młodego wojskowego nazwiskiem Antonow, przekształciła się w prawdziwe powstanie. Po przegranej wojnie z Polską bolszewickie dowództwo mogło skierować w ten rejon większe siły, co uczyniono – lecz siły te zebrały cięgi od powstańców, którzy mieli dość narzuconego siłą kolektywnego ustroju. Moskwa wysłała więc do Tambowa Tuchaczewskiego. Ten zorientował się, że bagnisty, gęsto zalesiony teren ułatwia życie rebeliantom, dając im ukrycie i uniemożliwiając atak na nich przeważającymi siłami Armii Czerwonej. Generał Tuchaczewski wydał więc rozkaz: „lasy, gdzie ukrywają się się bandyci, należy wyczyścić trującymi gazami”. Przywieziono z centralnych magazynów dwa tysiące pocisków artyleryjskich, wypełnionych gazami duszącymi.
Systematycznie mordowano ludność wiosek, które stanowiły zaplecze sił partyzanckich. Podczas likwidacji osad ogniem artylerii zdarzało się, że baterie wystrzeliwały w stronę bezbronnych cywili więcej pocisków chemicznych niż konwencjonalnej amunicji. Opór zdławiono po miesiącu działań, wspomagając broń chemiczną celowo wywołanym głodem. W efekcie w Moskwie uznano, że broń chemiczna powinna w przyszłości stanowić istotny element sowieckiego arsenału. A co stało się z broniącymi swego zboża cywilami? Zabito ich około 240 tysięcy, a resztę zamknięto w siedmiu obozach koncentracyjnych. Chętnych do dalszej walki z władzą radziecką już nie było.
Tak bardzo podobała się broń chemiczna władzom ZSRR, że nawet na zjeździe partii mówiono o tym, że przyszła wojna powinna zostać zdominowana przez ten rodzaj uzbrojenia. Interesował się nią sam Trocki, powołano nawet do życia twór, który nazywał się „Stowarzyszenie Przyjaciół Wojny Chemicznej” (sic!). Wszystkie jednostki, zajmujące się taką bronią, niebawem zgrupowano pod jedną „czapką”, w Zarządzie Obrony Chemicznej. Jednostką tą de facto kierował Jakow Fiszman, Żyd z Odessy, posiadacz doktoratu w dziedzinie chemii, zastępca attaché wojskowego ZSRR w Niemczech. Podczas pobytu w Republice Weimarskiej Fiszman dobrze poznał niemiecki przemysł chemiczny, korespondował także z Fritzem Haberem. Miał stosowne „plecy”, by mógł sobie na to pozwolić – jego patronem w partii był wspomniany wcześniej Józef Unszlicht, jedna z najważniejszych postaci w militarnych strukturach ZSRR.
Fiszman szybko awansował i został szefem WoChiMU, nowej instytucji mającej opanować kwestię broni chemicznej. Zorientował się, że pozostałe po carskiej Rosji zapasy broni chemicznej ulegają degradacji i praktycznie nie nadają się już do niczego. Nie sprostał zadaniu wyprodukowania trzech milionów masek przeciwgazowych, bo sowiecki przemysł zwyczajnie nie potrafił wyprodukować żadnych produktów dobrej jakości – setki tysięcy masek zutylizowano, bo w każdej znajdował się negujący jej skuteczność otwór! Sowieckiego przemysłu chemicznego wtedy jeszcze dostatecznie nie wspierano finansowo, wielu półproduktów w ogóle nie wytwarzano. Fiszman szukał więc ratunku u Niemców…
cdn