Inne odcinki serii:
Cztery zaskoczenia (1): Biologia (systematyka i ewolucja)
Cztery zaskoczenia (2): Astronomia
Cztery zaskoczenia (3): Chemia
Cztery zaskoczenia (4b): Fizyka
Cztery zaskoczenia (4c): Fizyka
Tu także, jak w poprzednich odcinkach cyklu, mam problem typu l’embarras du choix, czyli nadmiaru możliwości do wyboru. Co prawda niektóre z zaskoczeń astronomicznych czy chemicznych można jednocześnie uznać za fizyczne. Dlatego, skoro wspominałem już przy innej okazji np. o badaniu czarnych dziur czy detekcji fal grawitacyjnych, to nie będę już do nich wracał. Tym razem ucieknę od kosmologii i astrofizyki w stronę mikroświata cząstek elementarnych i zjawisk kwantowych. Oczywiście za mojej pamięci i tu wiele się działo. Spróbuję o tym opowiedzieć. Przepraszam z góry, jeśli jako niespecjalista być może popełniam tu i ówdzie błędy rzeczowe. Skłamałbym, twierdząc, że moja wiedza o mechanice kwantowej i cząstkach elementarnych jest głęboka. „Ale staram się, Ringo” – jak deklarował Jules Winnfield w Pulp Fiction. Na pewno warto mieć w tych sprawach jako taką orientację.
Żeby jednak nie wystraszyć Czytelników nadmiarem szczegółów technicznych, przedstawię swoje cztery zaskoczenia fizyczne w trzech rozsądnych dawkach – dwa w jednym wpisie, a potem po jednym w kolejnych. Przyczyna jest prozaiczna: o niektórych rzeczach nie sposób opowiedzieć krótko. Jeśli uważacie, że coś przedstawiłem nieprzejrzyście, zachęcam do dyskusji w komentarzach. Chętnie doprecyzuję wszelkie niejasności.
1. Burzliwe morze wewnątrz protonu
Nukleony (protony i neutrony) uchodziły kiedyś za cząstki elementarne. W 1964 r. pojawiła się teoria oddziaływań silnych Murraya Gell-Manna i George’a Zweiga, a wraz z nią hipoteza, że każdy nukleon składa się trzech silnie związanych mniejszych cząstek – kwarków. Doświadczenia z głębokim rozpraszaniem niesprężystym elektronów na nukleonach, przeprowadzone cztery lata później na wielkim akceleratorze liniowym Uniwersytetu Stanforda dowiodły, że nukleony faktycznie nie są miniaturowymi odpowiednikami kul bilardowych, tylko posiadają ziarnistą strukturę wewnętrzną. Innymi słowy, coś w nich siedzi. Zgodnie z przewidywaniami teoretyków w przypadku protonu p są to dwa kwarki górne u (każdy o ładunku +⅔ e) i jeden kwark dolny d (o ładunku −⅓ e). Symbolicznie: p = uud. Zauważmy, że suma ładunków elektrycznych kwarków wynosi +1 e i taki też jest ładunek protonu.
Proton nie jest jednak prostą sumą swoich składników: zawiera także oddziaływania między nimi, a zgodnie z formułą Einsteina (E = mc²) energia oddziaływań uwięziona w jakimś układzie wnosi wkład w jego masę. Suma mas u, u, d – tzw. kwarków walencyjnych, decydujących o tym, że proton jest protonem – odpowiada tylko za ok. 1% masy protonu. Reszta – to ekwiwalent energii kinetycznej i potencjalnej kwarków oraz tego, co je wiąże: energii oddziaływań silnych, których nośnikami są gluony. Wewnętrzna energia protonu generuje wirtualne pary kwark–antykwark, ulegające niemal natychmiast anihilacji. W rezultacie proton wypełniony jest nie tylko polem gluonowym, ale i „morzem” pojawiających się i znikających kwarków i antykwarków. Innymi słowy, stanowi gmatwaninę cząstek i oddziaływań, w której niełatwo się rozeznać. Choć swobodny proton jest cząstką trwałą i niezmienną, a jeśli go zostawić w spokoju, ma szansę „żyć wiecznie”, to uwięziona w nim energia nieustannie wrze.
Im większe zderzacze i im wyższa energia zderzeń, z tym lepszą rozdzielczością możemy sondować strukturę protonu i obserwować jego składniki. W ostatnich dziesięcioleciach postęp w tej dziedzinie jest imponujący. W eksperymentach, w których na przykład ciekły wodór i deuter bombardowane są strumieniem rozpędzonych protonów, analiza produktów zderzeń ujawnia znaczenie składników wirtualnych. Jeśli zaobserwujemy kwark u lub d, to nie sposób stwierdzić, czy jest on jednym ze stałych rezydentów (kwarków walencyjnych), czy też należy do morza cząstek wirtualnych. Jeśli jednak dostrzeżemy wewnątrz protonu antykwark ū lub d̄, ewentualnie kwark o innym, bardziej egzotycznym „zapachu” (np. kwark dziwny s), to wiemy na pewno, że natknęliśmy się na wirtualny składnik morza podczas jego przelotnej egzystencji. A oprócz masy także spin, czyli wewnętrzny moment pędu protonu, jest tylko w kilku lub kilkunastu procentach sumą spinów kwarków walencyjnych, poza tym zaś stanowi kombinację momentów pędu wszystkiego, co w protonie siedzi. Zdarza się, że w danej chwili jeden wirtualny antykwark wnosi prawie połowę wkładu w całkowity spin protonu, choć formalnie rzecz biorąc nie jest jego składnikiem.
To samo oczywiście dotyczy neutronu, z tą tylko różnicą, że jego skład kwarkowy jest nieco inny (n = udd), że w związku z tym suma ładunków kwarków (czyli ładunek neutronu) wynosi 0 i że swobodny neutron jest cząstką nietrwałą (a przez to nieco trudniejszym obiektem do badania). Mimo że znamy już budowę nukleonów, zachodzące w nich oddziaływania są na tyle skomplikowne, że brak dotąd teorii wyjaśniającej szczegółowo cechy nukleonów na podstawie właściwości ich składników. A pamiętam czasy, kiedy proton czy neutron był gładką kulką, której odmawiano prawa do życia wewnętrznego!
2. Splątanie i informacja kwantowa
W roku 2022 nagrodę Nobla z fizyki zdobyli trzej uczeni (Alain Aspect, John Clauser i Anton Zeilinger), którzy w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX w. prowadzili badania nad różnymi aspektami splątania kwantowego. Jest to przewidywane przez mechanikę kwantową zjawisko, które może się wydawać sprzeczne nie tylko z intuicją, ale także z fundamentalną wiedzą o właściwościach czasoprzestrzeni. O ile to pierwsze nie jest w fizyce nowością (wiemy, jak zawodny jest „zdrowy rozsądek” czerpany z potocznego doświadczenia), o tyle to drugie było powodem do niepokoju. Zwrócili na to uwagę Albert Einstein, Boris Podolsky i Nathan Rosen (EPR) w publikacji z roku 1935. Ich zdaniem przewidywane zachowanie układów kwantowych było nie do pogodzenia ze szczególną teorią względności i relatywistycznym pojmowaniem zasady przyczynowości. Miało to świadczyć o ukrytych wadach mechaniki kwantowej, podważających całą teorię.
Na czym polega splątanie? Otóż może się tak zdarzyć, że stan kwantowy złożonego układu jest dobrze określony, podczas gdy stany jego lokalnych składników pozostają nieokreślone. Wyobraźmy sobie, że układ składa się z dwu cząstek wyemitowanych w przeciwnych kierunkach. Cząstki wygenerowano w taki sposób, że znamy ich własność wspólną (stan układu jako całości), ale każda z nich jest opisana przez superpozycję, czyli kwantowe złożenie różnych stanów. Mimo oddalenia cząstki pozostają z sobą „splątane” w tym sensie, że ich stany kwantowe są z sobą wzajemnie skorelowane. Jeżeli dokonujemy pomiaru stanu jednej z cząstek splątanych, powodujemy, że przybiera on określoną wartość. Jaką – tego nie da się z góry przewidzieć, bo możliwe wyniki pomiaru mają rozkład losowy. Pomiar wpływa jednak na cały układ objęty splątaniem, co pozwala nam przewidzieć – w idealnym przypadku z pewnością, w praktyce z większą dozą pewności niż przy zgadywaniu w ciemno – jaki okaże się wynik pomiaru dokonanego przez innego obserwatora na drugiej cząstce, choćby znajdowała się w dużej odległości od pierwszej.
Spójność układu kwantowego, dopóki nie zostanie naruszona przez pomiar (oznaczający fizyczną ingerencję), nie zanika z odległością. Panowie EPR uważali, że oznacza to możliwość natychmiastowego przekazania informacji z nieskończoną prędkością, czyli „upiornego oddziaływania na odległość”, co rzeczywiście byłoby sprzeczne ze szczególną teorią względności. Jednak – aczkolwiek dzięki eksperymentom nagrodzonym zeszłorocznym Noblem wiemy, że splątanie jest zjawiskiem całkowicie rzeczywistym – z rozważań teoretycznych wynika, że nie można go użyć do przesłania z prędkością nadświetlną informacji mogącej posłużyć do naruszenia zasady przyczynowości. Dokładniej – nie można za jego pomocą sprawić, że kolejność w czasie przyczyny i skutku ulegnie odwróceniu w jakimkolwiek inercjalnym układzie odniesienia. A zatem paradoks EPR nie prowadzi do prawdziwej sprzeczności.
Splątanie przejawia się na różne sposoby. Jednym z efektów specjalnych, jakie mu zawdzięczamy, jest „teleportacja kwantowa” – możliwość przeniesienia na odległość stanu kwantowego z wykorzystaniem obiektów splątanych kwantowo, bez przesyłania materii lub energii. Można ją wykorzystać np. do bezpiecznego szyfrowania: zakodowana wiadomość jest przesyłana kanałem klasycznym (np. przez światłowód lub drogą radiową), a klucz umożliwiający jej odczytanie – „teleportowany” w postaci informacji kwantowej. Jeśli komunikat zostanie przechwycony, to bez klucza jest bezużyteczny, natomiast próba przechwycenia klucza nie jest możliwa w sposób niezdradzający interwencji podsłuchującego. Sam klucz nie jest komunikatem i nie da się za jego pomocą przekazać informacji „klasycznej”.
Warto też pamiętać, że możliwość splątania dużych zbiorów kubitów (jednostek informacji kwantowej) decyduje o szybkości i efektywności działania komputera kwantowego w porównaniu z komputerem klasycznym. Kubit tym się różni od klasycznego bitu (mogącego przyjąć dwie wartości, 0 lub 1), że dopóki nie zostanie odczytany („zaobserwowany”), jego stan jest kwantową mieszanką, czyli superpozycją obu możliwości. Większa liczba kubitów może tworzyć tzw. rejestr kwantowy. Ciąg dwudziestu bitów klasycznych pozwala na zapamiętanie jednej z 2²⁰ = 1 048 576 kombinacji zero-jedynkowych. Ciąg dwudziestu kubitów utrzymywanych w stanie splątania umożliwia jednoczesne zapamiętanie wszystkich (czyli ponad miliona) kombinacji w formie superpozycji na potrzeby obliczeń kwantowych. Aczkolwiek informatyka kwantowa jeszcze nie całkiem wyszła z powijaków, to jej zastosowaniom można wróżyć świetlaną przyszłość. Ale nawet pomijając zastosowania praktyczne i technologie przyszłości, samo zrozumienie znaczenia splątania jako fundamentalnej cechy rzeczywistości zasługuje na wyróżnienie wśród osiągnięć fizyki współczesnej.
Lektura uzupełniająca
Co siedzi wewnątrz protonu (i często sprawia badaczom niespodzianki)
https://cerncourier.com/a/the-proton-laid-bare/
https://www.nature.com/articles/s41586-021-03282-z
Za co przyznano Noble z fizyki w roku 2022
https://www.nobelprize.org/prizes/physics/2022/press-release/
Cytuję – „nie można za jego pomocą sprawić, że kolejność w czasie przyczyny i skutku ulegnie odwróceniu” – Naturalnym się wydaje uznanie z dwóch zdarzeń powiązanych zależnością przyczyna – skutek, tego wcześniejszego za przyczynę, późniejszego za jej skutek. No to proszę, taki eksperyment myślowy: Strzelam do tarczy. Pociągam za spust, następuje strzał i w tarczy pojawia się dziura. Owa dziura jest skutkiem naciśnięcia spustu. Ale obserwator widzi tarczę, mnie nie widzi. I oto spostrzega, że w tarczy pojawiła się dziura. Jego wniosek – strzelec musiał nacisnąć spust. W jego rozumowaniu to dziura w tarczy jest przyczyną, a naciśnięcie przeze mnie spustu logicznym skutkiem tego, że dziura się pojawiła. A więc logicznym jest, że zależność skutek-przyczyna jest de facto odwracalna. Odnieśmy to do znanego interesującym się podróżami w czasie (fizycy nie wykluczają ich możliwości) „paradoksu dziadka”. Oto podróżnik w czasie przebywając w przeszłości tam spotyka swego dziadka, jeszcze wówczas bezdzietnego i z jakiejś przyczyny go zabija. Skoro tak, to nie mógł się urodzić ojciec podróżnika, w konsekwencji i sam podróżnik. Nie miał więc kto zabić dziadka. Przeciwnicy idei podróży w czasie uznają takie paradoksy za dowód, że taka podróż jest niemożliwa. Ale – jeżeli jak napisałem na początku zależność skutek – przyczyna uznać za odwracalną, a więc zarówno wcześniejsze jest przyczyną, późniejsze skutkiem (co dla nas naturalne), jak i odwrotnie – późniejsze jest przyczyną dla której musiało (!) nastąpić wcześniejsze – skutek, to paradoks dziadka nie istnieje. Po prostu podróżnik w czasie nawet gdyby bardzo chciał, nie może zabić bezdzietnego dziadka, bo jego (dziadka) przeżycie jest faktem dokonanym i nieodwracalnym. Jest skutkiem późniejszej przyczyny, którą jest narodzenie podróżnika.
Czy takie założenie, że „podróżnik w czasie nawet gdyby bardzo chciał, nie może zabić bezdzietnego dziadka”, nie jest determinizmem? Czy, innymi słowy, hipotetyczny podróżnik w czasie traci wolną wolę w zakresie dotyczącym zabicia własnego dziadka (czy też dowolnego przodka – co oznacza, że liczba protoplastów, których nie może zabić, rośnie z każdym pokoleniem, o które się cofa)? I jak mogłoby wyglądać to „nie może”? Z tego, co pamiętam z dzieł SF, hipotetyzujących na temat podróży w czasie, autorzy próbowali wybrnąć z takiego paradoksu, twierdząc, że we Wszechświat (czy też jeden z wszechświatów) wbudowany jest „bezpiecznik”, uniemożliwiający taki paradoks. Ale już z pokazaniem działania takiego bezpiecznika było różnie.
Do mnie przemawia teoria wieloświata, w którym każdy wybór człowieka powoduje rozgałęzienie się potencjalnych wszechświatów w jakieś wielowymiarowe kwantowe „drzewko” – w tej koncepcji cofnięcie się w czasie nie miałoby wpływu na wszechświat, w którym (z którego) cofnął się nasz podróżnik, tylko na następny wszechświat, odgałęziony w tym momencie, w którym podróżnik zaczął wpływać na swoją przeszłość, tworząc nową przyszłość (jak w „I uderzy grom” Bradbury’ego albo w „Operacji Proteusz” Hogana).
Teorię wieloświata Hugh Everetta III uwielbiam od dawna. Uważam ją za niesamowicie spójną.
Przy okazji – znasz opowiadanie Fiałkowskiego „Włókno Claperiusa”?
Nie, trzeba nadrobić!
(kiedyż, ach, kiedyż?!)
Przy okazji wieloświata kojarzy mi się również koncepcja przedstawiona u Heinleina (ale nie wiem, czy autorska, czy zgrabnie skądś zwinięta) w „The Number of The Beast”, o trzech wymiarach przestrzennych i trzech czasowych i o tym, co się dzieje, kiedy zamienimy je miejscami – w całości albo w części. Np. że można przeżyć pewien okres pod kątem prostym do dotychczasowej linii swojego czasu.
Dobra, nadrobiłem.
No, to jest dość bezpośredni bezpiecznik chroniący przed problemami z czasem 🙂 To jednak już wolę wieloświat.
No tak, ale to nie ma nic wspólnego z fizyką. Nie chodzi nawet o filozofię związków przyczynowo-skutkowych, termodynamiczną strzałkę czasu ani o dywagacje na temat tego, czy dziura w tarczy może być przyczyną naciśnięcia spustu. Sprawa jest prosta i dotyczy podstaw szczególnej teorii względności. Jeśli w jakimkolwiek układzie odniesienia zdarzenie A leży w przeszłej części stożka świetlnego zdarzenia B, to w KAŻDYM układzie odniesienia A jest wcześniejsze niż B i z A do B można przesłać sygnał z prędkością nie większą od c. Natomiast jeśli A leży poza stożkiem świetlnym B, to (1) dla niektórych obserwatorów A może być późniejsze niż B i (2) nie da się przesłać sygnału z A do B.