Majowie to istniejąca do dziś grupa ludów indiańskich zamieszkujących obszar Ameryki Środkowej. Kiedyś, w czasach prekolumbijskich, była to bardzo rozwinięta cywilizacja, wznosząca niesamowite budowle, z których wiele było efektownie ozdabianych. Niestety, upadła pod wpływem hiszpańskiego podboju w XVI w. Ale jej ślady pozostały do dziś – i nadal budzą zainteresowanie, a czasami zdumiewają.
W poprzednim odcinku pisałem o blaknących pigmentach na obrazach z XIX/XX w. Żółta barwa, szczególnie żółcień chromowa i kadmowa, ulega rozkładowi. Tymczasem w sztuce Majów niektóre barwniki (w tym także żółty) pozostały intensywnie kolorowe pomimo upływu kilkunastu wieków. Jak oni tego dokonali? Odpowiedź jest ciekawa – wykorzystali nanotechnologię! Charakterystycznymi kolorami używanymi przez Majów były niebieski i żółty. Barwa niebieska była symbolem nieba, oceanu i potęgi bogów, szczególnie Chaaka (dosł. powodujący wyrastanie) – bóstwa deszczu i grzmotu. Żółta z kolei miała reprezentować dobrobyt, dobre plony (kolor kukurydzy) i szczególne więzi rodzinne. Wyznaczała też kierunek południowy.

Źródło: Wikipedia
Licencja: domena publiczna
„Maya blue”, czyli uzyskany niebieski pigment, został na pewno otrzymany przypadkowo. Cywilizacja Majów była oczywiście bardzo rozwinięta, ale mało prawdopodobne, by mieli oni jakiekolwiek pojęcie o nanotechnologii. No i na pewno nie przypuszczali, że stworzą coś, co przetrwa kilkanaście stuleci.
Ciekawostką może też być to, że żółty pigment Majów („Maya yellow”) był uzyskiwany z tej samej rośliny, a źródłem było też indygo. Wykorzystano tutaj łatwość utleniania tego związku. W tej reakcji powstaje izatyna – związek o pomarańczowej barwie. W innym procesie utleniania można z kolei uzyskać dehydroindygo – ten związek ma barwę żółtą – a rozmiary cząsteczki są podobne do indygo. I tak właśnie z niebieskiego pigmentu Majów można uzyskać wiele różnych odcieni – aż do czysto żółtego. Kluczem w tym przypadku był czas ogrzewania mieszaniny – im dłużej ono trwało, tym bardziej żółty stawał się pigment. Przechodził od barwy niebieskiej przez różne odcienie zieleni (mieszanka niebieskiego z żółtym) do czysto żółtej. Jak oni na to wpadli? Ta zagadka czeka na rozwiązanie. Ba, do dziś nie wiadomo, jak udało im się otrzymać izatynę. Owszem, powstaje ona przez utlenianie indygo, ale trzeba do tego mocnego kwasu azotowego i kwasów chromowych. Skąd mogli je mieć?
Ale na rozwiązanie tej zagadki zapewne poczekamy. Tymczasem nieco o samym pomyśle Majów. Otóż wymyślili oni sobie, że jeśli się do roztworu barwnika wrzuci dobrze wysuszoną glinkę (konkretnie pałygorskit) i pozostawi na dłuższy czas, nabierze ona intensywnej niebieskiej barwy. Cząsteczki indygo wchodzą w kanaliki w strukturze glinki i tam pozostają – są wtedy zdecydowanie trwalsze, m.in. dzięki tworzeniu się wiązań wodorowych między cząsteczkami indygo a szkieletem glinokrzemianu. Dlatego też pigment staje się tak odporny na różne, nawet dość żrące substancje. A średnica tych kanalików jest właśnie rzędu nanometrów – stąd nanotechnologia.
Jest jeszcze jedno ważne pytanie: skąd Majowie brali pałygorskit? Przecież to minerał, którego złoża znajdują się głównie w okolicach Uralu, śladowe ilości są w Polsce, nieco większe w USA, w stanie Georgia. Okazuje się, że można go znaleźć w jednym konkretnym miejscu: w kopalni Yo’ Sah Kab na Jukatanie, w okolicach gminy Sacalum w Meksyku. Badania wykazały, że Majowie wydobyli stamtąd niemal 600 m3 tej glinki. Większość została użyta do celów medycznych (jest środkiem przeciwbiegunkowym stosowanym do dziś!), ale sporą część wykorzystano do produkcji pigmentów. Ostatnio doniesiono o odkryciu drugiej, mniejszej kopalni, też na Jukatanie.
Czy dzisiejsi artyści mogą skopiować prace Majów? Jasne! Jeśli zdobędą pałygorskit, sprawa będzie względnie łatwa. Źródłem indygo w Polsce mogą być liście urzetu barwierskiego (Isatis tinctoria). Wystarczy je zdobyć, poddać fermentacji i dokonać ekstrakcji.

Źródło: Wikipedia
Licencja: domena publiczna
Tylko jedna dodatkowa uwaga dla ewentualnych eksperymentatorów: w trakcie fermentacji liście potwornie cuchną. Dlatego angielska królowa Elżbieta I zakazała prowadzenia takich prac w odległości mniejszej niż 5 mil od swoich posiadłości.
A o pozyskiwaniu indygo i jego zastosowaniach napiszę w osobnym odcinku.
Dla zainteresowanych kilka źródeł do poczytania:
Mayan blue and Mayan yellow – ancient nanostructured materials
What Each Color Represented In The Ancient Maya Civilization
Hold the Maya: ancient pigments analysed
A propos smrodku indygo, rzypomniała mi się książka „Chemia organiczna” w której przeczytałem o najgorszym smrodzie Świata. 1967, Esso lab, krakowanie trihioacetonu. W labie smród akceptowalny ale rozcieńczony, nie do zniesienia w odległości połowy kilometra. Zatem królowej nakaz trzymania odległości nie zawsze się sprawdzał:-)
Ciekawą konsekwencją słabej dostępności barwników niebieskich jest to, że w wielu językach aż do czasów bliskich współczesności nie było podstawowej nazwy koloru (basic colour term, BCT) 'niebieski’. W polskim widać, że jest to późny derywat od słowa „niebo”, nie jakieś pradawne dziedzictwo (fioletowy i pomarańczowy są oczywiście jeszcze późniejsze). Rosyjski ma dwa słowa na różne odmiany niebieskości (sinij ≈ granatowy i goluboj ≈ błękitny), traktowane jako dwa odrębne BCT. W angielskim „blue” zostało zapożyczone ze starofrancuskiego po najeździe normańskim. W staroangielskim w zasadzie nie było standardowej nazwy koloru nazywanego dziś blue, ale było kilka nazw opisowych, z których najbliższy niebieskiemu był wǣden, czyli 'indygowy’, pochodzący od rzeczownika wād 'urzet’ (dzisiejsze „woad”). Widać gołym okiem, jak dostępność pigmentów wpływała na ewolucję systemu nazywania kolorów. Życie codzienne stawało się bardziej kolorowe i język musiał się do tego dostosować.
O, dzięki za ten komentarz – sporo ciekawostek, o których nie wiedziałem. To prawda, że z kolorem niebieskim jest problem, bo nawet w przyrodzie występuje on dość rzadko. Zwykle jest efektem dyfrakcji/interferencji, jak u motyli czy niektórych ptaków.
Najczęściej widywaną rzeczą niebieską było (nomen omen) niebo. Myślę, że duża część ludzi znających określenie „niebieski ptak” nie kojarzy go z ewangelistą Mateuszem i wizualizuje go sobie w kolorze niebieskim. Pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem, śmieszyło mnie, że „panna porodziła niebieskie dzieciątko”.
Właśnie sprawdziłem, że słownik staropolski (korpusu tekstów do końca XV w.) w ogóle nie notuje użycia przymiotnika niebieśski/niebieski jako określenia koloru. Cytatów jest dużo, ale znaczenie jest wszędzie 'niebiański, odnoszący się do nieba, mieszkający w niebie’ albo coś pokrewnego. Jeśli już ktoś chciał nazwać odcienie obejmowane dzisiaj nazwą „niebieski”, to do dyspozycji były takie wyrazy jak „modry” lub „siny”, sporadycznie „błękitny” (piętnastowieczne zapożyczenie niemieckie za pośrednictwem czeskim).
Skoro mowa o rzadkich kolorach, wyczytałam gdzieś ostatnio, że kolor fioletowy w ogóle nie występuje w przyrodzie – zawsze jest wyłącznie efektem złudzenia optycznego. Czy to prawda? Bo wydaje się to mocno nieintuicyjne – jest przecież mnóstwo roślin o fioletowych kwiatach – rozmaite żeniszki, bodziszki i tym podobne kampanule. Niektóre fragmenty fuksji też. I orlików. Strasznie dużo odcieni jak na nieistniejący kolor….
Raczej chodzi o kolor niebieski. To prawda, że występuje wyjątkowo rzadko. W większości przypadków jest to efekt wtórny.
Polecam ten artykuł
https://tech.wp.pl/najrzadszy-kolor-w-przyrodzie-dlaczego-niebieski-tak-trudno-spotkac-w-naturze,6399216215668865a
Ale też rzuć okiem na hasło „irydescencja” (iryzacja). Piękne pióra pawia są tak naprawdę koloru brązowego, reszta to gra świateł, dyfrakcja i interferencja.