Rtęć – część I – Fascynująca i zabójcza

Rtęć metaliczna
Źródło: Wikimedia Commons
licencja: CC BY 3.0
autor: Dnn87

Rtęć to jedyny metal będący cieczą w temperaturze pokojowej, a zamarzający dopiero w -39 stopniach. Od wieków fascynowała nie tylko uczonych, ale też zwykłych ludzi. Starsi czytelnicy zapewne pamiętają klasyczne medyczne termometry rtęciowe, jak też zabawy, gdy taki szklany termometr się stłukł. Dzielenie tych ruchliwych kulek, a potem ponowne ich łączenie. Oczywiście ta rtęć parowała i truła, ale mimo wszystko fascynacja była silniejsza od strachu. Grecka nazwa „hydrargyrum” oznacza dosłownie „wodne srebro”. W języku angielskim rtęć nazywano „quicksilver”, czyli żywe srebro (analogicznie jak w Biblii króla Jakuba, gdzie sądzeni będą “the quick and the dead” – “żywi i martwi”). Dziś angielska nazwa to „mercury”. Polska nazwa „rtęć” pochodzi od prasłowiańskego *rъtǫtь, ale dalsze pochodzenie jest bardzo niejasne.

Pierwiastek ten jest dość rzadki, jeśli chodzi o jego zawartość w skorupie ziemskiej (0,08 ppm). Podobnie jak złoto, może występować w stanie wolnym, czyli jako tzw. rtęć rodzima, ale głównie jest składnikiem minerału znanego jako cynober (siarczek rtęci(II) – HgS). I właśnie z tego związku uzyskuje się czystą rtęć przez ogrzewanie w strumieniu powietrza i skraplanie otrzymanego metalu. Proces ten jest znany od tysiącleci. Największa w Europie kopalnia rtęci znajdowała się w Almaden (Hiszpania). Istniała od czasów starożytnych. Druga pod względem znaczenia była kopalnia w miejscowości Idrija (Słowenia) – tu rtęć znaleziono w XV w. W obu tych miejscach występuje zarówno cynober (HgS), jak też rtęć rodzima.

Rtęć fascynowała starożytnych władców. Pojemniki z rtęcią metaliczną, datowane na XVI w. p.n.e. znaleziono m.in. w egipskich grobowcach. Maharadżowie i kalifowie budowali w swoich siedzibach baseny wypełnione rtęcią. Chodzili tam po dywanach rozłożonych na powierzchni, nie wiedząc oczywiście, że metal ten paruje (szczególnie w wyższych temperaturach), a pary są toksyczne. Obserwatorów fascynowało to, że nawet duże i ciężkie kamienie, jak też przedmioty wykonane z żelaza nie toną w rtęci, lecz swobodnie pływają na powierzchni. Jedynym znanym w tamtych czasach metalem, który tonął w rtęci, było złoto.

Rtęć w postaci par jest bardzo trująca – działa silnie przede wszystkim na układ nerwowy człowieka. Pierwiastek ten powoli kumuluje się w organizmie powodując zatrucia przewlekłe. W medycynie znane są one pod nazwą eretyzmu (erethismus mercuralis). Nosi ona też popularną nazwę choroby szalonych kapeluszników. Wynika to z tego, że w danych czasach do oddzielania futra od skóry kapelusznicy używali toksycznego azotanu rtęci(II). Długotrwała ekspozycja na ten związek powodowała poważne problemy neurologiczne. Stąd też mamy w literaturze (Alicja w Krainie Czarów) postać Szalonego Kapelusznika. W języku angielskim znamy też określenie „mad as a hatter” („szalony jak kapelusznik”).

Ale tak naprawdę najbardziej toksyczna jest rtęć w związkach organicznych. Tu niestety negatywną rolę spełniają mikroby, które potrafią nieorganiczne jony rtęci połączyć z atomami węgla. Podstawowym, bardzo szkodliwym związkiem, jest metylortęć CH3HgX (gdzie X – dowolny anion). Gromadzi się ona przede wszystkim w organizmach morskich skąd, poprzez łańcuch pokarmowy, trafia też do organizmów ludzi. Tutaj też się akumuluje, powodując w skrajnych przypadkach problemy neurologiczne. Kiedyś (w czasach PGR-ów) organiczne związki rtęci były stosowane jako środki ochrony roślin – sporo tego zostało w środowisku. Podobnym związkiem jest etylortęć (C2H5HgX), także toksyczna, ale w tym przypadku sytuacja jest inna – ona się niespecjalnie akumuluje. Po kilku dniach połowa tego związku jest wydalana z organizmu.

Tu krótko wspomnę też o rtęci w szczepionkach. Owszem, kiedyś w wielu z nich znajdował się konserwant, tiomersal (thimerosal), organiczny związek rtęci, który rozkłada się z wydzieleniem etylortęci. Właśnie – nie metylo-, ale etylo-, czyli taki związek, który się nie akumuluje. Co więcej, dziś rtęć została praktycznie wyeliminowana ze szczepionek. Dlatego gorąco zalecam – dzieci trzeba szczepić, nie można się zasłaniać mityczną “rtęcią w szczepionkach”.

(c) by Mirosław Dworniczak

Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem. Linkować oczywiście można.

Udostępnij wpis

5 thoughts on “Rtęć – część I – Fascynująca i zabójcza

  1. “dziś rtęć została praktycznie wyeliminowana ze szczepionek. Dlatego gorąco zalecam – dzieci trzeba szczepić, nie można się zasłaniać mityczną “rtęcią w szczepionkach”.
    Problem z przekonywaniem do tej oczywistości w tym leży, że apologeci teorii spiskowych przekonać się nie dadzą. Oni wszak “wiedzą” (!), że naukowcy przecież kłamią. Niestety, na głupotę szczepionki nie wynaleziono.

    • Niestety, taka jest prawda. Ale jeśli dotrze choćby do jednej osoby, będę szczęśliwy.

  2. Tiomersal był też często stosowany jako konserwant w lekach ocznych np. w kroplach.
    W każdym razie jego zawartość w lekach czy szczepionkach była na tyle nikła, że śmiem twierdzić, iż wielokrotnie więcej rtęci spożywano np. w rybach, niż dostawało się do organizmu wraz z produktami medycznymi.
    Niestety, aż do XIX wieku powszechnie stosowano sole rtęci – kalomel i sublimat jako panaceum na liczne schorzenia, zwłaszcza gastryczne. Z kolei inhalacje z par metalicznej rtęci były zalecane w leczeniu syfilisu czyli kiły. Było to pokazane m.in. w znakomitym serialu “The Knick”. Ostatnia ciekawostka – przypadkowe spożycie metalicznej rtęci jest praktycznie… nieszkodliwe, o ile nie jest w postaci zmikronizowanej, jak toongiś bywało z różnymi dziwnymi lekami np. z błękitnym proszkiem konsumowanym namiętnie przez Abrahama Lincolna.

    • Tak, to prawda – to były ilości nanogramowe, zważywszy na to, że tych kropel było niewiele. Trzeba by pewnie 3x dziennie przez rok wkraplać, aby wyrównać z jedną puszką szprotek.
      Rtęć w medycynie to szeroki temat. Ja z czasów młodości (lata 70. XX w)pamiętam znajomą mamy – aptekarkę, która w ramach leków galenowych ucierała rtęć metaliczną m.in. z lanoliną. Głównie na wszawicę łonową.

      1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *