Około 3600 lat temu na wyspach Archipelagu Bismarcka, na wschód od Nowej Gwinei, pojawili się ludzie oceanu. Przybyli najprawdopodobniej z północnych Filipin. Osiedlali się na wybrzeżach wysp, budując swoje domy (często na palach) nie dalej niż kilometr lub dwa w głąb lądu. Na dużych wyspach, które miały już swoich dawniejszych mieszkańców, tubylcy i przybysze uprawiali handel wymienny, przejmowali od siebie nawzajem gatunki udomowionych roślin i zwierząt, ale poza tym nie wchodzili sobie w drogę. Śladem obecności żeglarzy z północy jest tak zwana kultura Lapita. Jej znaki rozpoznawcze to charakterystyczna czerwona ceramika z geometrycznymi ornamentami odciskanymi za pomocą ząbkowanych stempli, narzędzia z obsydianu, a także introdukcje świń i kur domowych oraz pasażerów na gapę – szczurów polinezyjskich (Rattus exulans). Wszystkie te zwierzęta wywodziły się z Azji Południowo-Wschodniej, podobnie jak dalecy przodkowie ludzi, którzy je przywieźli.
Przybysze mówili językiem praoceanicznym z rodziny austronezyjskiej. Po około czterystu latach, czyli 3200 lat temu, nastąpiła migracja części żeglarzy z Archipelagu Bismarcka na wschód, w poszukiwaniu nowych wysp do zasiedlenia. Migracja postępowała w tak szybkim tempie, że ustalane przez archeologów różnice czasu zasiedlania kolejnych wysp wschodniej Melanezji i zachodniej Polinezji są mniejsze niż margines niepewności metody radiowęglowej. Niektórzy koloniści zajęli wybrzeża Wyspy Bougainville’a i pozostałych Wysp Salomona, gdzie mieszkała już od tysiącleci miejsciowa ludność rdzenna. Inni ominęli ten archipelag w poszukiwaniu wysp całkowicie bezludnych, gdzie nigdy wcześniej nie stanęła ludzka stopa. Na zachodnim Pacyfiku odkryli ich wiele: archipelag Vanuatu, Nową Kaledonię, Fidżi, Tonga i Samoa. Grupę języków, która uształtowała się na pierwszych dwóch archipelagach, nazywamy południowooceaniczną. Natomiast spośród grupy centralnopacyficznej, wysuniętej dalej na wschód, wyodrębniły się później języki polinezyjskie.
Skupimy się obecnie na wyspach Vanuatu. Początek obecności ludzi na nich udokumentowany jest przez stanowiska archeologiczne kultury Lapita. Niestety, podobnie jak w innych dziewiczych miejscach globu, przybycie człowieka oznaczało także naruszenie delikatnej równowagi ekologicznej. Pierwszymi ofiarami były gatunki zwierząt stanowiące miejscową megafaunę: krokodyl lądowy Mekosuchus kalpokasi, ostatni na Ziemi przedstawiciel całkowicie wymarłej podrodziny Mekosuchinae, i wielki żółw, być może należący do jeszcze bardziej reliktowego rodzaju Meiolania, choć tę identyfikację podawano w wątpliwość. W każdym razie, czymkolwiek był – wymarł, a jego kości licznie występują w odpadkach kuchennych sprzed 3000 lat.
Badanie szkieletów z cmentarzysk kultury Lapita oraz DNA, które udało się uzyskać ze szczątków kostnych, wskazuje, że pod względem fizycznym i genetycznym byli to ludzie pierwotnego typu austronezyjskiego, spokrewnieni z rdzenną ludnością Tajwanu. Jednak 2500 lat temu na Vanuatu zaczęły docierać fale kolejnych migracji z zachodu. Byli to Melanezyjczycy będący potomkami zarówno dawnych Austronezyjczyków, jak i rdzennej ludności regionu nowogwinejskiego. Do tego czasu Austronezyjczycy zasiedlili już wschodnie brzegi Nowej Gwinei, zachowując swoją tożsamość językową, ale integrując się biologicznie z miejscową ludnością; podobnie działo się na wyspach Archipelagu Bismarcka. Melanezyjska domieszka genetyczna rozpowszechniła się na Vanuatu, sięgając nawet Polinezji, choć słabnąc stopniowo z zachodu na wschód. Zanikła także kultura Lapita, lecz języki południowooceaniczne oparły się zewnętrznym wpływom. Około tysiąca lat temu Vanuatu przyjęło grupy migrantów ze wschodu, używających języków polinezyjskich. W roku 1606 na Vanuatu po raz pierwszy pojawili się przelotnie Europejczycy – hiszpańska ekspedycja pod dowództwem Portugalczyka, Pedra de Queirós. W drugiej połowie XVIII w. dotarły tam kolejne wyprawy: francuska (Louisa Bougainville’a) i angielska (Jamesa Cooka).
W XIX w. wyspy nawiedzali wielorybnicy, misjonarze, przedsiębiorcy wycinający miejscowe drzewa sandałowe, wreszcie brytyjscy i francuscy kolonizatorzy. W latach 60. XIX w. rozwinął się blackbirding – haniebna praktyka „zatrudniania” ludności Melanezji (od Nowej Gwinei po Fidżi) na plantacjach, głównie w północno-wschodniej Australii. Robotnicy byli rekrutowani przemocą; w najlepszym razie traktowano ich jako tanią siłę najemną, oszukiwaną i wykorzystywaną bez skrupułów, w najgorszym –jako niewolników pozbawionych jakichkolwiek praw. Śmiertelność wśród robotników była zatrważająca, szanse na powrót do domu po latach pracy – marne. Przez takie piekło przeszła niemal połowa dorosłej ludności Vanuatu, co spowodowało poważny spadek populacji pod koniec XIX w. Po około stu dość burzliwych latach funkcjonowania jako kondominium brytyjsko-francuskie Vanuatu wreszcie stało się niepodległą republiką w 1980 r. Od połowy XX w. liczba ludności wzrosła kilkakrotnie i obecnie przekroczyła 300 tysięcy. W całej Republice Vanuatu mieszka zatem mniej więcej tyle ludzi, co w Lublinie, na obszarze o powierzchni dwa razy mniejszej niż województwo lubelskie.
Między Vanuatu a Lubelszczyzną istnieją oczywiście istotne różnice. Vanuatu składa się z 83 wysp, z których 65 jest zamieszkałych. Tylko 14 wysp ma powierzchnię powyżej 100 km². Choć turystom Vanuatu wydaje się tropikalnym rajem, życie na archipelagu nie zawsze bywa łatwe. Utrudniają je czynne wulkany, aktywność sejsmiczna, fale tsunami i tropikalne cyklony, które nieraz dawały się wyspiarzom we znaki. Ze względu na warunki terenowe przemieszczanie się bywa trudne nie tylko między wyspami, ale nawet w ich obrębie. Co jednak szczególnie wyróżnia Vanuatu, to liczba miejscowych języków. Nie sposób powiedzieć dokładnie, ile ich jest. Szacunki wahają się w granicach od 52 do 138. Nie zawsze łatwo stwierdzić, czy mamy do czynienia z odrębnymi językami, czy z dialektami jednego języka. Czasem ten sam język jest znany pod kilkoma nazwami, czasem ta sama nazwa odnosi się do kilku różnych języków, a niektóre języki nawet nie mają nazwy. Rzeczywista liczba prawdopodobnie mieści się między 80 a 100. Trzy z miejscowych języków są polinezyjskie (ale endemiczne dla Vanuatu), reszta należy do grupy południowooceanicznej. Dzięki tym statystykom Vanuatu cieszy się zasłużoną opinią państwa o największej różnorodności językowej względem liczby ludności.
Prócz języków rodzimych na wyspach Vanuatu istnieją trzy języki mające status urzędowych: bislama, który służy jako narodowa lingua franca, oraz angielski i francuski, traktowane jako języki zaawansowanej edukacji. Do tego można dodać języki miejskiej ludności imigranckiej, na przykład języki chińskie, język samoański czy wietnamski. Bislama to bardzo bliski krewny tok-pisin, o którym wspominałem już na tym blogu, a także języka kreolskiego z Wysp Salomona. Wszystkie trzy wywodzą się z pidżynu melanezyjskiego, który powstał w XIX w. wśród wyspiarzy porywanych do robót na plantacjach. Angielski, język plantatorów i nadzorców, używany był ponad barierami językowymi, więc na bazie słownictwa angielskiego rozwinął się język hybrydowy, którzy szczęśliwcy powracający z robót przymusowych przynosili z sobą w rodzinne strony jako język szerszego kontaktu. Język bislama jest obecnie kultywowany na Vanuatu z dumą, ale trzeba też stwierdzić, że stanowi on pewne zagrożenie dla sytuacji językowej, ponieważ ze względu na swoją wszechobecność może wypierać języki etniczne łatwiej niż angielski czy francuski.
Rozdrobnienie językowe Vanuatu jest do pewnego stopnia zrozumiałe, biorąc pod uwagę warunki geograficzne i topograficzne, ale i tak szokuje. Rodzina austronezyjska jest gigantyczna, druga co do liczebności na Ziemi – ok. 1200 języków (± spory margines niepewności). Cała gałąź oceaniczna to ok. 450 języków, a zatem ok. 20% tej gałęzi mieści się na jednym niewielkim archipelagu. Wszystkich języków polinezyjskich jest 38 – dwa lub trzy razy mniej niż języków Vanuatu. Archipelag Fidżi ma trzykrotnie więcej zamieszkałych wysp i trzy razy więcej ludności, ale tylko siedem języków endemicznych (plus kilka napływowych, jak angielski i hindi). Ewidentnie stosunek do języków etnicznych jest na Vanuatu szczególny, jeśli chodzi o identyfikowanie się z nimi i podkreślanie różnic lokalnych. Nie oznacza to, że językom miejscowym nic nie zagraża. Jak zwykle w takich przypadkach ich status jest zróżnicowany. Trzydzieści kilka z nich ma tysiąc lub więcej użytkowników (język lenakel nawet ponad 10 tys.). Ale są i takie, którym pozostało kilku lub kilkunastu rodzimych użytkowników; niektóre być może już wymarły. Przy tej liczbie języków to jednak zjawisko naturalne, choć smutne. Dysproporcja wielkości wspólnot językowych jest czymś, czego trzeba się spodziewać przy ich wielkiej liczbie. Skutkiem tego są topniejące szanse na utrzymanie języka zmarginalizowanego z przyczyn losowych, nawet wówczas, gdy nie ma innych zagrożeń dla jego egzystencji.
W odróżnieniu od sytuacji języków Vaupés, o której pisałem w poprzednim odcinków miniserii, na Vanuatu nie ma instytucji języków rodowych ani egzogamii językowej, choć na wielu wyspach istnieje zwykła egzogamia społeczna – małżeństwa zawierane są między ludźmi z różnych wiosek, przy czym ich język nie odgrywa roli. Jednakże przy takim stopniu rozdrobnienia językowego, że nawet pobliska wieś może używać innego języka, skutkiem ubocznym egzogamii jest rozpowszechniona wielojęzyczność. Na przykład na wyspie Malekula (drugiej co do wielkości i mającej 24 tys. mieszkańców) mamy 40 języków podzielonych na ok. 100 dialektów. Praktycznie każda wieś ma tam własny język. Wskutek praktykowania egzogamii większość rodzin jest wielojęzyczna, a ok. 70% dorosłych mieszkańców posługuje się co najmniej trzema językami. Tak jak w Amazonii, to żona sprowadza się do męża. Nie porzuca przy tym własnego języka, a rodzinne wizyty i rewizyty podtrzymują jego używanie. Dzieci od urodzenia zanurzone są w świecie wielojęzycznym i uczą się języka matki. Również mąż czasem się go uczy, choć tradycja nakazuje, żeby to język męża dominował w domu. Instytucje wspólne dla całej okolicy, takie jak szkoła czy kościół, wymagają częstego przemieszczania się pomiędzy wioskami, a zatem także między terytoriami językowymi. Toteż ludzie żyjący na Malekula łatwo i powszechnie identyfikują się z wieloma tożsamościami językowymi jednocześnie.
Z kolei na wyspie Emae dwie wsi używają polinezyjskiego języka fakamae, ale stosunek do niego jest w każdej z nich innych. We wsi Makatu fakamae używają wszyscy; jest to dla nich ważny element identyfikacji z dziedzictwem polinezyjskim. Choć często praktykowana jest egzogamia, żona, sprowadziwszy się do Makatu, przyjmuje język męża. Tego samego oczekuje się od każdego, kto osiedla się we wsi. Choć część mieszkańców jest dwujęzyczna, nie używają oni innych języków we własnym gronie, zachowując demonstracyjną, purustyczną jednojęzyczność. Z kolei we wsi Tongamea, o pół godziny drogi piechotą of Makatu, dla 65% mieszkańców pierwszym językiem jest fakamae, a dla 25% – południowooceaniczny język namakura. Niemal wszyscy znają oba języki, a ponad 60% posługuje się dodatkowo językiem nakanamanga. Ponadto 100% populacji zna język bislama.
W odróżnieniu od zagrożonego fakamae, pozostałe dwa języki etniczne używane są szeroko (także na sąsiednich wyspach) i mają wielu użytkowników. Namakura jest często używany jako narzędzie komunikacji wewnątrz wsi. W przeszłości wyparł on fakamae w innych miejscach na wyspie i jego rosnąca popularność w Tongamea może świadczyć o kontynuacji tego procesu. Trudno powstrzymać taką tendencję, choć oba języki mają jednakowy status społeczny. Język o większym zasięgu i mający więcej użytkowników wygrywa tylko z powodu przewagi liczebnej. Użytkownicy fakamae, aczkolwiek uważają zanikanie ich dziedzictwa językowego za zjawisko negatywne i godne pożałowania, fatalistycznie uważają ten proces za nieunikniony, a dobrowolne przechodzenie na namakura mimo wszystko za wygodne, bo ułatwia ono porozumienie i w wiosce, i poza nią. Zresztą zważywszy, że namakura również jest językowym endemitem, tyle że zajmującym większy obszar, także on nadaje się do wyrażania lokalnego patriotyzmu.
Właściwie każda zamieszkana wyspa archipelagu Vanuatu to osobny naturalny poligon zróżnicowania językowego, wielojęzyczności i skomplikowanej tożsamości etniczno-językowej. Lokalna sytuacja zależy od liczby języków na danej wyspie, od tego, jaką strukturę ma ich zasięg (wyraźnie zlokalizowane terytoria językowe czy rozproszona sieć przenikających się obszarów występowania) i do jakiego stopnia ludzie utożsamiają się z językiem, którego używają. Tylko część wspólnot językowych Vanuatu systematycznie badano, ale jedno jest jasne: mamy do czynienia z dużą rozmaitością odcieni wielojęzyczności i postaw wobec niej. Miejmy nadzieję, że mozaika językowa archipelagu zaadaptuje się do współczesnych warunków życia, bo tak niezwykły produkt ewolucji kulturowej zasługuje na szczególną ochronę.
Lektura dodatkowa
Archeologia Vanuatu
Języki Vanuatu
https://openresearch-repository.anu.edu.au/bitstream/1885/146135/1/PL-517.pdf
Wielojęzyczność w Republice Vanuatu
https://journals.sagepub.com/doi/full/10.1177/13670069211023132
Znakomite, a przede wszystkim jakże odmienne od sytuacji w Europie, gdzie język często definiował naród, a naród – państwowość. Tam wiele języków współistnieje w ramach jednego państwa.
Tak zdarza się i w Europie (jako przykład mogłaby posłużyć Szwajcaria). Nawet Wielka Brytania wciąż ma kilka języków rdzennych prócz angielskiego, co swoją drogą jest imponujące, biorąc pod uwagę morderczą konkurencyjność angielszczyzny. Ale oczywiście trudno to porównywać z sytuacją Vanuatu.