Spójrzmy na dzieje litery wāw okiem ewolucjonisty. Co się właściwie stało? Zaczęło się od tego, że kiedy Grecy zapożyczyli fenicki system pisma, litera wāw uległa duplikacji. Powstał jej wariant, nieco przekształcony graficznie, który został potraktowany jako odrębna litera z inną wartością fonetyczną. Który z wariantów greckich, digamma/wau (Ϝ, ϝ) czy ypsilon (Y, υ) jest „oryginałem”, a który zmutowaną „kopią”? Wydawałoby się, że odpowiedź jest prosta: ypsilon bardziej przypomina kształtem fenickie wāw, więc to on jest literą oryginalną. Zauważmy jednak, że Grecy oprócz tego, że zapożyczyli ideę pisma, w którym litery odpowiadają głoskom, zachowali też kolejność liter fenickiego alfabetu spółgłoskowego, która nie jest oparta na żadnej podstawie fonetycznej; porządek liter jest w zasadzie czysto umowny i przypadkowy, a utrwalił się tylko jako tradycja kulturalna przez powtarzanie w procesie nauki czytania i pisania. Litera Ϝ (dopóki była używana) zajmowała szóste miejsce po Α, Β, Γ, Δ, Ε, dokładnie tak jak litera wāw po ʔālep, bēt, gīml, dālet, hē. Zauważmy, że taka sama jest pozycja łacińskiego F po A, B, C, D, E, które genetycznie dokładnie odpowiadają pierwszym pięciu literom fenickim i greckim. Digamma/wau przejęła także funkcję fonetyczną wāw, czyli reprezentowanie głoski [w]. Natomiast Y umieszczono blisko końca alfabetu greckiego wraz z kilkoma znakami wymyślonymi przez Greków na oznaczenie głosek, dla których nie było symboli fenickich.
Używając żargonu zapożyczonego z biologii, można zaryzykować twierdzenie, że to Ϝ jest właściwym ortologiem litery wāw, ponieważ (mimo zmodyfikowanego kształtu) pochodzi od niej wprost i zajmuje to samo miejsce w utrwalonej przez tradycję sekwencji liter; Y jest natomiast paralogiem, czyli duplikatem, który został przeniesiony do innej lokalizacji w alfabecie i przyjął inną funkcję: reprezentowanie samogłosek (krótkiej i długiej) o barwie [u] w grece archaicznej, a następnie [y] w grece klasycznej.
Większość odmian języka starogreckiego (głównym wyjątkiem był dialekt eolski) straciła głoskę [w] na długo przed okresem klasycznym (V–IV w. p.n.e.). Choć w czasach, gdy powstawały Iliada i Odyseja, głoska [w] miała się jeszcze świetnie, oba eposy znamy z kopii rękopisów późniejszych o setki lat, w których nie używano digammy. Dlatego we współczesnych wydaniach Homera nie ma zwyczaju zapisywać np. słowa ‘król’ jako ϝάναξ [wanaks] zgodnie z wymową „z epoki”, tylko w postaci klasycznej jako ἄναξ [anaks]. Digamma znikła zatem z alfabetu. Kolejność liter nie uległa przy tym zmianie, tylko litery następujące po Ϝ przesunęły się o jedną pozycję bliżej początku alfabetu, zapełniając lukę. Genetyk powiedziałby, że nastąpiła delecja (ubytek fragmentu sekwencji).
Rzymianie, tak jak Grecy, z grubsza zachowali linearny porządek alfabetu. W szczególności litery F i V, pochodzące od greckich Ϝ i Y, znalazły się w miejscach odpowiadających pozycji liter greckich. Zmieniła się co prawda ich funkcja, bo F zaczęło oznaczać [f], a V – nie tylko samogłoskę o barwie [u] (krótką lub długą), ale także spółgłoskę [w]. Mimo to kontynuacja historyczna jest tu niewątpliwa. Jednak za sprawą wewnętrznej ewolucji alfabetu łacińskiego zaszły kolejne zmiany wpływające na strukturę systemu. Po kilkuset latach litera Y została przeniesiona z alfabetu greckiego wraz z zapożyczanym słownictwem. Potraktowano ją jako nowy znak pisma i umieszczono tam, gdzie nakazywała tradycja: na końcu alfabetu, zaraz po V i X, które, nawiasem mówiąc, również znalazły się w tej pozycji jako wywodzące się z greckich uzupełnień systemu fenickiego. Na samym końcu umieszczono kolejny import z greki, literę Z.
Tu warto zauważyć, że Z (co prawda o nieco innym, ale pokrewnym kształcie) istniało w pierwotnej wersji alfabetu łacińskiego i oznaczało głoskę [z], a zajmowało w sekwencji liter miejsce siódme, zaraz po F, czyli to samo, co grecka zēta (Ζ, ζ), a jeszcze wcześniej fenickie zayin. Delecja starego Z nastąpiła około 300 r. p.n.e. Usunięto je z alfabetu oficjalnie, jak głosi wieść, na mocy decyzji wysokiego urzędnika, cenzora Appiusza Klaudiusza zwanego Ślepym (Appius Claudius Caecus), ponieważ wskutek postępujących zmian fonetycznych łacina straciła głoskę [z] (w większości pozycji zmieniła się ona w [r]). Wkrótce po delecji dokonano jednak insercji (czyli wstawienia nowej litery) w tym samym miejscu alfabetu. Miejsce siódme zajął duplikat litery C z mutacją polegającą na dopisaniu kreski, czyli G. Była to pożyteczna innowacja, bo mimo że głoski [k] i [g] były w łacinie odrębnymi fonemami, to tradycyjnie zapisywano je tą samą literą C. Teraz wreszcie naprawiono zadawnioną usterkę sięgającą początków alfabetu łacińskiego i można było odróżnić słowa takie jak crūs ‘goleń’ i grūs ‘żuraw’, pierwotnie zapisywane jednakowo jako CRVS. Stare Z było jednak potomkiem greckiej zety w prostej linii, odziedziczonym przez pisma staroitalskie wraz z całym systemem, natomiast nowe Z było takim samym importem jak Y. Obie litery dostały się do alfabetu łacińskiego nie jako kontynuacja historyczna dawniejszych liter italskich, ale jako import z greki hellenistycznej w I w. p.n.e. Biolog nazwałby to transferem poziomym.
Czytelnicy łatwo zauważą, że późniejsza rozbudowa systemu znów polegała na duplikacjach. Najpierw (w późnym średniowieczu) pojawiła się tendencja do traktowania występujących obok siebie dwóch VV jako jednej litery W. Motywacją do takiej zmiany statusu był fakt, że podwójne VV wyspecjalizowało się funkcjonalnie: oznaczało spółgłoskę [w] w odróżnieniu od [u] lub [v] w konwencji przyjętej przez skrybów zapisujących niektóre języki germańskie (do których dołączył m.in. także polski). Wreszcie w XVIII w. nastąpił podział funkcji między dwa kształty litery V, zaokrąglony i kanciasty, w związku z czym stały się one pełnoprawnymi, osobnymi literami, samogłoskową i spółgłoskową. A zatem miejsce w alfabecie zajmowane przez V rozszczepiło się na V, W, a następnie duplikacja V → U, V doprowadziła do powstania obecnej sekwencji U, V, W. Jako ćwiczenie domowe pozostawiam rozrysowanie wymienionych zmian ewolucyjnych w formie drzewa rodowego, czyli filogenezy rodziny liter (z uwzględnieniem komplikacji, jaką był transfer poziomy Y).
Oczywiście analogia między alfabetem i literami a – na przykład – genomem i genami jest tylko analogią i nie warto trzymać się jej niewolniczo ani przywiązywać do niej większej wagi, niż na to zasługuje. Niemniej zarówno w przypadku ewolucji biologicznej, jak i kulturowej, mamy do czynienia z podobnymi motywami: duplikacja połączona ze zróżnicowaniem funkcji obu kopii pierwotnego elementu jest częstym źródłem innowacji systemowych niezależnie od tego, z jaką ewolucją mamy do czynienia. Zanik elementu, który stracił dawną funkcję, a nie zyskał nowej, też jest powszednim zjawiskiem ewolucyjnym. Podobny jest również charakter obiektów, na które działa ewolucja. Są one do pewnego stopnia plastyczne, podatne na drobne zmiany i wariantywność bez utraty swojej tożsamości. Dopóki białko kodowane przez jakiś gen wypełnia swoje funkcje, nie ma znaczenia, czy wszystkie elementy kodującej sekwencji DNA są identyczne. Co więcej, różne warianty sekwencji, czyli allele, traktujemy jako kodujące „w zasadzie to samo” białko, nawet jeśli różnice między nimi mają pewien wpływ na sekwencję aminokwasów, a zatem na strukturę i funkcjonalność białka. Białko pozostaje „to samo” w sensie ewolucyjnym, nawet wówczas, gdy jego funkcja ulega zmianom w czasie w sposób płynny, bez dramatycznych rewolucji. Podobnie nie ma znaczenia, jak zapisujemy ręcznie czy też drukujemy daną literę, o ile inni ludzie interpretują ją jako ten sam element systemu pisma i odczytują ją zgodnie z naszą intencją (patrz ilustracja).
Tą interdyscyplinarną refleksją kończę niniejszą miniserię wpisów i zachęcam do szukania inspiracji intelektualnej ponad przegródkami, które dzielą naukę na wąskie specjalności.