Nie wszyscy wiedzą, że w język polskim używano dawniej, obok liczby pojedynczej i mnogiej, także liczby podwójnej, odziedziczonej z czasów prasłowiańskich i indoeuropejskich. Liczono na przykład tak: jedno drzewo, dwie drzewie, trzy drzewa, albo: jeden wilk, dwa wilka, trzé wilcy. Specjalne formy liczby podwójnej istniały dla wszystkich odmiennych części mowy. Istniały też reguły zgody gramatycznej, nakazującej np. używanie orzeczenia w liczbie podwójnej z podmiotem w takiejże liczbie, albo przymiotnika w odpowiedniej formie jako przydawki rzeczownika w liczbie podwójnej. Jednak już w XIV–XV w. widać objawy zanikania liczby podwójnej. Wypierały ją formy zwykłej liczby mnogiej. W drugiej połowie XVI w. świadomość odrębności liczby podwójnej wyraźnie zanikała, choć np. Jan Kochanowski używał jej jeszcze dość regularnie. W XVII w. liczba podwójna występowała już tylko sporadycznie. Pozostała z niej garść reliktowych form, które stopniowo przestały być odczuwane jako żywa kategoria gramatyczna.
Do tych reliktów należą nietypowe formy liczby mnogiej kilku rzeczowników oznaczających parzyste części ciała: oczy, uszy, ręce. Gdyby rozwinęły się one podobnie jak inne rzeczowniki rodzaju nijakiego i żeńskiego, miałyby formę „oka”, „ucha”, „ręki”. Zresztą mamy oka sieci i ucha dzbanów, ale w sensie anatomicznym obowiązują formy pierwotnie podwójne, które „od zawsze” były używane częściej niż liczba mnoga. Powód jest prosty i naturalny: jako dwuokie i dwuuche ssaki wielokrotnie częściej myślimy i mówimy o parze oczu lub uszu jednego człowieka lub innego zwierzęcia niż o ich większej liczbie. Zauważmy, że do dziś mamy trochę kłopotów z łączliwością gramatyczną tych słów. O ile mówimy dwie/trzy/cztery ręce (ta forma stała się już pełnoprawną liczbą mnogą), to unikamy łączenia form oczy i uszy z liczebnikami kardynalnymi. Formy „dwa oczy” lub „trzy uszy” uchodzą za niegramatyczne (wyjątkiem jest utarty zabytkowy zwrot w cztery oczy). Używamy konstrukcji zastępczych: dwoje oczu, troje uszu (choć przecież nie mówimy „dwoje drzew”). Prawdopodobna przyczyna jest taka, że ze względu na unikatową końcówkę wciąż trudno nam uznać oczy i uszy za normalną liczbę mnogą rodzaju nijakiego.
Można by się było spodziewać także utrzymania formy nodze (dawna liczba podwójna od rzeczownika noga), ale wyparły ją nogi, z pewnością dlatego, że nogi odczuwane są jako mniej podwójne z natury: pies, koń czy krowa, a także stół, mają po cztery nogi, więc liczba podwójna nie miała takiej przewagi nad mnogą jak w przypadku rąk. Historycznie podwójne są także oboczne warianty przypadków liczby mnogiej nadal używane w języku polskim: oczyma, uszyma, rękoma (obok częściowo wyrównanych przez analogię form oczami, uszami, rękami) oraz oczu, uszu i ręku (obok oczach, uszach, rękach). Jednak forma ręku, nieprzejrzysta gramatycznie dla użytkowników współczesnej polszczyzny, przestała być odczuwana jako podwójna, ewentualnie mnoga, w wyrażeniach typu w ręku, na ręku. Możemy dziś powiedzieć w jednym ręku zamiast w jednej ręce, ale nie mówimy już, jak nasi przodkowie, w obu ręku. Nie używamy już ręku w dopełniaczu, choć dawniej mówiono np. dać komuś coś do ręku (czyli do obu rąk). Trudno dziś uwierzyć, ale gramatycy jeszcze sto lat temu uważali formy w tym ręku i w jednym ręku za niepoprawne, a nawet „niedorzeczne”. Dawną formą liczby podwójnej są też plecy (nieposiadające obecnie odpowiednika pojedynczego, którym kiedyś było plece ‘bark’, rzeczownik rodzaju nijakiego).
Mamy ponadto relikty liczby podwójnej w systemie liczebników. Stąd wzięła się np. różnica między końcówkami liczebników dwadzieścia i trzydzieści. Nazwy liczebników oznaczających setki pochodzą od dawnych wyrażeń: sto, dwie ście, trzy sta, cztery sta, pięć set (gdzie ście było regularną liczbą podwójną od sto odmienianego jak zwykły rzeczownik rodzaju nijakiego). Część dawnych końcówek liczby podwójnej zachowała się w odmianie słów dwa/dwie i oba/obie. Niektóre zostały nawet przeniesione do odmiany innych liczebników, dlatego używamy dziś trzema i siedmioma (przez analogię do dwoma) zamiast dawnych form narzędnika trzemi i siedmią.
W polskich gwarach ludowych zachowały się jeszcze stare formy liczby podwójnej czasowników, używane jednak w funkcji liczby mnogiej: robiwa, robita zamiast standardowych robimy, robicie. Stąd oczywiście hasło: Róbta, co chceta. Używamy też nadal przysłowia: Mądrej głowie dość dwie słowie, choć mało kto rozumie że dwie słowie to archaiczna liczba podwójna. Wielu ludziom ta forma wydaje się dziwna i bezsensowna, dlatego próbują „naprawić” zdanie, zmieniając jego sens: „Mądrej głowie dość po słowie”.
Chciałem zwrócić uwagę na formy wyjątkowo zabytkowe: oczy i uszy. W języku prasłowiańskim oba rzeczowniki: *oko, *uxo, miały dwa warianty odmiany (nieróżniące się w mianowniku/bierniku liczby pojedynczej): jako zwykły rzeczownik rodzaju nijakiego na -o (liczba mnoga *oka, *uxa) lub jako tzw. „temat na -es” (liczba mnoga *očesa, *ušesa). Drugi wariant możemy chwilowo odłożyć na bok, bo nie zachował się w polszczyźnie. Pierwszy mógł tworzyć własną regularną liczbę podwójną: *ocě, *uśě. Pojawiała się ona czasem w staropolszczyźnie jako (dwie) oce, usze, ale nigdy nie wyparła form oczy, uszy. Istniały one także w prasłowiańskim jako *oči, *uši i już wtedy były wyraźnie nieregularne, utworzone od innego tematu niż liczba pojedyncza. Mówiąc dokładniej, powstały z połączenia tematów *ok-, *ux- z końcówką *-i, tworzącą liczbę podwójną tematów rodzaju nijakiego zakończonych na spółgłoskę.
Tematy *ok- i *ux- wywodzą się w prostej linii z praidoeuropejskich *h₃okʷ- ‘oko’ i *h₂aws- ‘ucho’. Na początku swojej historii odmieniały się one bezsufiksowo, przez dołączanie końcówek przypadków bezpośrednio do rdzenia, ale ponieważ takie jednosylabowe „rzeczowniki rdzenne” rodzaju nijakiego już w bardzo dalekiej przeszłości stały się kategorią wymierającą, z ich odmiany pozostały jedynie nieliczne szczątki. Praindoeuropejski rzeczownik oznaczający ‘oko’ miałby w mianowniku/bierniku liczby pojedynczej formę *h₃okʷ (bez końcówki deklinacyjnej), ale nie zachowała się ona w żadnym znanym języku potomnym. Wszędzie mamy do czynienia z jej rozszerzaniem o rozmaite przyrostki ułatwiające odmianę, ponieważ przenosiły one rzeczownik do jakiejś pospolitszej i poręczniejszej w użyciu klasy deklinacyjnej. W każdej gałęzi języków indoeuropoejskich to rozszerzanie następowało niezależnie, toteż wykorzystywano wiele rozmaitych przyrostków. Jednak wiemy, że rzeczownik w formie prostej musiał istnieć, bo została po nim liczba podwójna *h₃okʷ-ih₁, zachowana w kilku odlegle spokrewnionych grupach języków. W języku prabałtosłowiańskim rozwinęła się ona w *akī; stąd prasłowiańskie *oči i polskie oczy. Podobnie *h₂aws-ih₁ rozwinęło się w prabałtosłowiańskie *auš-ī, prasłowiańskie *uši i w końcu polskie uszy.
Można by było skonstatować, że ze wszystkich rzeczy występująch podwójnie oczy i uszy są odczuwane przez ludzi jako najbardziej podwójne. Trudno inaczej wytłumaczyć wręcz niesamowitą trwałość ich pierwotnych form liczby podwójnej, które istniały już około 6 tys. lat temu i tu i ówdzie trwają nadal. Są to prawdziwe żywe skamieniałości językowe, które ze względu na wielką częstość występowania oparły się działaniu analogii i tendencji do wyrównywania schematów odmiany. Ciekawą sytuację widzimy w języku słoweńskim, gdzie (przynajmniej w języku literackim) liczba podwójna jest nadal używana jako żywa kategoria gramatyczna. Tam słowo oči stało się nieregularną liczbą mnogą rzeczownika oko (podobnie jak w polskim), choć może też jak najbardziej oznaczać dwoje oczu jednej osoby. Dla szczególnego podkreślenia podwójności używana jest forma podwójna obocznego słowiańskiego tematu na -es, očesi (jak w wyrażeniu obe očesi ‘oboje oczu’). Forma mnoga tego samego tematu, očesa, oznacza wszelkie „oka” nieanatomiczne. Natomiast formy słoweńskiego rzeczownika uho uległy wyrównaniu: liczba podwójna brzmi ušesi, a mnoga ušesa.
Uwagi końcowe
1. Będzie to miniseria w dwu częściach. W pierwszej skupiliśmy się na języku polskim, w drugiej przyjrzymy się zjawisku językoznawczemu, jakim jest istnienie liczby podwójnej, w szerszym, a nawet globalnym kontekście.
2. Proszę się nie przejmować dziwnymi symbolami *h₁, *h₂, *h₃ w rekonstrukcjach indoeuropejskich. Były to trzy tak zwane „spółgłoski laryngalne”, wymawiane nieco podobnie jak te, które w wielu językach są zapisywane jako „h” lub „ch”. Ich wymowa w języku praindoeuropejskim jest znana tylko w przybliżeniu, toteż, żeby uniknąć sporów o szczegółową transkrypcję fonetyczną, oznacza się je za pomocą „h z indeksem”. Warto wiedzieć, że w bezpośrednim sąsiedztwie *h₂ praindoeropejska samogłoska *e zmieniała się w *a, natomiast w sąsiedztwie *h₃ zmieniała się w *o, co widać w zacytowanych formach słów oznaczających ‘oko’ i ‘ucho’. Spółgłoska *h₁ nie wywierała takiego wpływu na barwę sąsiedniej samogłoski. W większości języków indoeuropejskich spółgłoski laryngalne znikły na wczesnym etapie rozwoju, choć pozostawiły wiele śladów swojej obecności.