Człowiek (Homo sapiens) sam nadał sobie nazwę gatunkową „rozumny”. Lubimy się przechwalać naszym wielkim mózgiem i wysoką inteligencją, ale pod tym względem nie ma przepaści między człowiekiem i innymi gatunkami. Na przykład – jak się niedawno okazało – wielki delfin zwany grindwalem (Globicephala melas) posiada w korze nowej mózgu 37,2 mld neuronów i 127 mld komórek glejowych, które odżywiają i chronią neurony. Odpowiednie liczby dla człowieka wynoszą 20 mld i 28 mld. Trzeba przy tym zaznaczyć, że kora nowa odpowiada u ssaków m.in. za przetwarzanie wrażeń zmysłowych i zaawansowane procesy poznawcze, dlatego jesteśmy z niej szczególnie dumni i utrata rekordu na rzecz innego gatunku może nas zaboleć. Co prawda grindwal waży 1,3–2,3 t, a masa ciała częściowo determinuje masę mózgu, ale nawet tzw. współczynnik encefalizacji (EQ), który bierze pod uwagę tę dość skomplikowną zależność i informuje nas, ile razy wielkość mózgu przekracza wartość oczekiwaną dla typowego ssaka o danej masie, nie wyróżnia człowieka aż tak bardzo, jak nam się wydaje. Pospolity delfin butlonos (Tursiops truncatus) ma EQ = 4,36, znacznie przewyższając pod tym względem szympansa (2,48) i niemal dorównując człowiekowi (6,62).
Związek wielkości mózgu, liczby neuronów czy EQ z inteligencją jest zresztą dość niejasny, zwłaszcza że inteligencja jest cechą wieloskładnikową i trudną do wyrażenia w liczbach. Trudno też przy jej definiowaniu uniknąć naiwnego antropocentryzmu, czyli uznawania inteligencji za wyższą, jeśli bardziej przypomina ludzką. Wiemy, że niewątpliwie wysoka inteligencja wyewoluowała niezależnie w wielu liniach ewolucyjnych zwierząt. Nie tylko u naczelnych i u waleni, ale także np. u niektórych ptaków (jak papugi czy krukowate), a nawet u bezkręgowców (jak ośmiornice). W ogóle każde zwierzę obdarzone mózgiem posiada tyle inteligencji, ile potrzeba w jego niszy ekologicznej, aby zbudować sobie mentalną mapę świata, orientować się w otoczeniu, przeżyć i dochować się potomstwa. Nadmiar inteligencji niekoniecznie jest premiowany przez dobór naturalny, bo mózg jest narządem wyjątkowo kosztownym. U człowieka koszt zasilania mózgu stanowi ok. 20% budżetu energii metabolicznej. Gdyby inteligencja była tańsza, a jednocześnie sama w sobie gwarantowała sukces reprodukcyjny, ewolucja pchałaby wszystkie zwierzęta ku jej zwiększaniu. Nie robi tego jednak, zadowalając się ustaleniem równowagi między korzyściami wynikającymi ze sprawnego działania mózgu a ceną, jaką zwierzę płaci za ten luksus.
Wiemy, że mózgi naszych przodków urosły znacznie w czasie, gdy istniał gatunek Homo erectus. Wyewoluował on w Afryce ok. 2 mln lat temu, ale część jego populacji skolonizowała także południową Azję. Mniej więcej 700 tys. lat temu afrykańska odmiana H. erectus dała początek nowej linii rodowej, z której wyodrębnił się m.in. nasz gatunek. Przez ten czas (ponad milion lat) mózg H. erectus urósł, zwiększając swoją objętość ponaddwukrotnie i osiągając rozmiary prawie takie jak u ludzi współczesnych. Wielkie mózgi odziedziczyli potomkowie H. erectus, szczególnie H. heidelbergensis i trzy główne linie, które od niego pochodzą: H. sapiens oraz neandertalczycy i denisowianie, o których jeszcze opowiem. Ponieważ mózgi nie rosną ot tak sobie, musiał istnieć jakiś powód, dla którego akurat w tej grupie naczelnych radykalne zwiększenie rozmiarów mózgu okazało się ewolucyjnie opłacalne.
Kiedy patrzymy na zdumiewające osiągnięcia naszego gatunku, często zapominamy, że zwykle są one niedawnego pochodzenia i wynikają z przyśpieszającej ewolucji kulturowej, nie biologicznej. Internet, jaki znamy, powstał 30–40 lat temu. Latamy w kosmos od 60 lat. Rozwój nauk przyrodniczych zaczął się ok. 400 lat temu, a pełnego rozpędu nabrał w XVIII–XIX w. Wielkie piramidy egipskie zbudowano w XXVI w. p.n.e. Pismo pojawiło się po raz pierwszy nieco ponad 5 tys. lat temu, mniej więcej jednocześnie w Egipcie i Mezopotamii. Rolnictwo i hodowla zwierząt zaczęły zastępować zbieractwo i łowiectwo w różnych częściach świata ok. 12 tys. lat temu, po ustąpieniu ostatniego zlodowacenia. Oswojenie wilczych przodków psa miało miejsce ok. 23 tys. lat temu. A jednak już ponad 300 tys. lat temu istnieli ludzie bez wątpienia należący do naszego gatunku i nieróżniący się od nas w istotny sposób ani cechami anatomicznymi, ani wielkością mózgu. Szczerze mówiąc, także nasi dalsi przodkowie sprzed 700 tys. lat mieli mózgi równie imponujące jak my, a mózg neandertalczyka był nawet o 25% większy. Biologicznie jesteśmy tacy sami od setek tysięcy lat, a ponieważ ewolucja nie robi planów na daleką przyszłość, jest rzeczą oczywistą, że cechy biologiczne, które umożliwiły powstanie kultury i cywilizacji, nie rozwinęły się po to, żebyśmy kiedyś mogli pisać książki, zakładać imperia, programować komputery i wysyłać sondy na Marsa. Musiał istnieć powód bezpośredni, przynoszący natychmiastowy zysk.
Co spowodowało, że potrafimy robić te wszystkie wspaniałe rzeczy? Zauważmy, że robimy je zbiorowo jako gatunek, a nie jako poszczególni ludzie. Większość z nas nie była w kosmosie, nie skomponowała opery ani nie stworzyła nowej teorii naukowej. W pojedynkę nie potrafilibyśmy nawet wyprodukować śrubki, mając do dyspozycji surową grudkę rudy żelaza. Bez osiągnięć cywilizacji i pomocy innych ludzi nie przeżylibyśmy zimy w puszczy zdani wyłącznie na własne siły, choć podobno przewyższamy inteligencją borsuka lub zająca. Jesteśmy mądrzy wiedzą zbiorową, tworzoną i przekazywaną społecznie, oraz silni dzięki współpracy z innymi ludźmi. Jesteśmy gatunkiem wybitnie społecznym, dlatego chętnie podpisujemy się pod zbiorowymi osiągnięciami Homo sapiens, używając pierwszej osoby liczby mnogiej.
Co sprawia, że potrafimy gromadzić i przekazywać wiedzę, dzielić się doświadczeniami, wspólnie planować i organizować współpracę? Jedna cecha naprawdę wyróżnia nas spośród innych zwierząt. Używamy języka – czyli systemu pozwalającego nam precyzyjnie kodować myśli i przekazywać je innym ludziom, którzy z kolei potrafią odczytać i zrozumieć nasz komunikat. Oczywiście porozumiewanie się nie jest wyłączną cechą człowieka. Wiele zwierząt robi to nawet w sposób podobny jak my, za pomocą dźwięków; dobrym przykładem są wspomniane wyżej delfiny. Jednak, o ile wiadomo, żaden inny żyjący gatunek nie posiada systemu tak wyrafinowanego jak ludzki język. Nie mają go nawet nasi najbliżsi żyjący krewni, szympans i bonobo. Używają wokalizacji i mowy ciała, żeby się porozumiewać, ale nie potrafią opowiedzieć współplemieńcom, co im się śniło, jak smakowało śniadanie ani co planują zrobić za dwa dni.
Ludzie także porozumiewają się za pomocą gestykulacji, min czy dźwięków nieartykułowanych – czyli kanałów przekazu informacji o wiele starszych niż nasz gatunek. Obok języka posiadamy muzykę, która oddziałuje na nasze emocje za pomocą kombinacji tonów i rytmu. Potrafimy w sporym zakresie porozumiewać się z innymi gatunkami, o czym wie każdy, kto dzieli dom z psem. Ale kiedy chcemy przekazać jakąkolwiek skomplikowaną treść, język okazuje się medium niezastąpionym. Kodujemy swoje myśli w postaci ciągu dźwięków mowy, tworzących jednostki niosące skomplikowane znaczenie: słowa uporządkowane w zdania. Gdy mówimy niezbyt pośpiesznie, wypowiadamy średnio ok. 150 słów na minutę, czyli 2,5 słowa na sekundę. W ciągu tej sekundy nasz mózg i narządy mowy pracują nad wyartykułowaniem sekwencji kilkunastu spółgłosek i samogłosek. W tym samym tempie ucho i mózg odbiorcy odbierają nadawany przez nas sygnał, a w mózgu innym niż nasz własny powstaje odbicie naszej myśli. Nawet myśląc na własny użytek, zwykle układamy sobie myśli w formie reprezentacji językowej, jak gdyby przygotowując się z góry na przekazanie ich innym ludziom.
W postaci języka utrwalamy wiedzę i tworzymy tradycję kulturową. Dziś służą temu książki i bazy wiedzy, ale nawet w najdalszej przeszłości naszego gatunku tworzono tradycję ustną: opowieści – pakiety wiedzy przekazywane z pokolenia na pokolenie w formie, która ułatwiała ich zapamiętywanie i replikację czyli wierne powtarzanie. Pamiętajmy, że dzieła takie jak Iliada i hymny Rygwedy nie powstały na piśmie, tylko stanowią szczytowe osiągnięcia literatury ustnej. Wiele pokoleń przekazywało je sobie w formie śpiewu lub melorecytacji, zanim zostały utrwalone w postaci materialnej. Dotąd są dla nas dostępne w całości po prawie trzech tysiącach lat.
Zachodzi zatem podejrzenie, że nie inteligencja jako wartość autonomiczna, ale jej zastosowanie do tworzenia, odbierania i analizowania informacji językowej było korzyścią, która spowodowała, że dobór naturalny zaczął premiować konieczne przystosowania mózgu. Gatunek dysponujący mądrością praktyczną i wiedzą o świecie przekazywanymi nowym osobnikom w środowisku społecznym mógł tworzyć grupy dające sobie zbiorowo radę nawet w warunkach teoretycznie niekorzystnych dla ssaków naczelnych, choćby na stepach mamucich północnej Eurazji.
Mózg to jednak nie wszystko. Sprawne używanie języka wymaga wielu przystosowań natury biologicznej, których nie widzimy u innych małp człekokształtnych. Silnie obniżona krtań pozwala nam wzmacniać drgania strun głosowych w dużym zakresie częstotliwości. Podniebienie miękkie swobodnie otwiera lub zamyka przepływ powietrza przez jamę nosową. Wysoko sklepione podniebienie twarde i unerwienie ruchowe mięśni języka i warg pozwalają modyfikować kształt i właściwości rezonansowe jamy ustnej na setki sposobów, dzięki czemu powstają rozróżnialne spółgłoski i samogłoski o różnej charakterystyce akustycznej. Unerwienie mięśni klatki piersiowej i przepony zapewnia kontrolę oddechu podczas mówienia. Nasze ucho środkowe dobrze odbiera drgania o wysokiej częstotliwości, dzięki którym lepiej słyszymy różnice między spółgłoskami szczelinowymi lub zwartymi. Na tym poprzestanę, bo pełna lista innowacji anatomicznych związanych z mówieniem i rozumieniem mowy zanudziłaby czytelników.
Zwłaszcza nasz wyjątkowo ruchliwy i precyzyjnie kontrolowany język jest tak ważny jako narząd artykulacji, że jego nazwa stała się synonimem mowy wśród ludów całej Ziemi. A przecież ruchomy, umięśniony język wyewoluował u prymitywnych czworonogów ponad 300 mln lat temu i do dziś pełni wiele użytecznych funkcji u tysięcy gatunków płazów, gadów, ptaków i ssaków. My też używamy go na przykład jako narządu smaku, do manipulowania kąskami pokarmu i ich zwilżania przed połknięciem, albo do dotykowej kontroli stanu uzębienia. Ale słowo „język” symbolicznie przypomina nam, że ewolucja nadała temu narządowi u rodzaju Homo szczególną rolę, nieznaną u innych zwierząt.
Z jednej strony język – jako system komunikacji, nie jako narząd liżąco-smakujący – umożliwił przyśpieszenie naszej ewolucji kulturowej. Z drugiej strony zdolność do używania systemu tego typu, czyli któregokolwiek z tysięcy języków używanych obecnie lub w przeszłości, jest cechą biologiczną, utrwaloną we wszystkich populacjach naszego gatunku i w jakiś sposób zapisaną w naszym DNA. Jak dowodzą eksperymenty, szympansa można nauczyć komunikacji symbolicznej, ale nie można go nauczyć mówienia. Nie dlatego, że szympansowi ogólnie brakuje błyskotliwości, ale dlatego, że jego anatomia nie sprzyja wytwarzaniu i odbieraniu mowy artykułowanej, a jego mózg nie wyspecjalizował się w błyskawicznym przetwarzaniu informacji przekazywanej w ten sposób.
W kolejnych odcinkach poruszę zagadnienia takie jak genetyczne podłoże języka i możliwość datowania początków mowy. Porozmawiamy także o tym, czy kiedykolwiek mógł istnieć jeden prajęzyk wspólny dla wszystkich ludzi.