Każdej jesieni i zimy w mediach pojawiają się informacje o kolejnych zatruciach czadem (tlenkiem węgla), przy czym często są to niestety przypadki śmiertelne.
Zacznijmy od samego tlenku węgla. Skąd on się bierze? Jeśli mamy źle działający piec czy np. junkers, paliwo spala się w nim w sposób niecałkowity. Obok dwutlenku węgla (CO2), który jest normalnym produktem pełnego spalania, powstaje mniejsza lub większa ilość gazowego tlenku węgla (CO) nazywanego popularnie czadem. Jest to prosty związek, ale na nasze nieszczęście charakteryzuje się dwoma właściwościami, które są dla ludzi zabójcze. Jego gęstość jest praktycznie taka sama jak powietrza, a więc bez problemu miesza się z nim, czego człowiek nie jest w stanie wykryć, ponieważ CO jest bezbarwny i bezwonny. Ale gorsze jest coś innego: doskonale łączy się z hemoglobiną, która służy do transportu tlenu w organizmie (tworzy się karboksyhemoglobina). To powinowactwo jest 250-300x większe niż powinowactwo tlen-hemoglobina.
Jeśli zaledwie 0,15% CO zawarte jest w powietrzu, organizm bardzo szybko zaczyna się dosłownie dusić na poziomie komórkowym. Człowiek zaczyna być senny, traci kontrolę, w końcu traci przytomność, co może dość szybko doprowadzić do zgonu. Co robić, gdy mamy do czynienia z taką sytuacją? Natychmiast wynieść poszkodowaną osobę na zewnątrz! Wezwać służby (pogotowie, straż pożarna), podając jako przyczynę zaczadzenie – zarówno pogotowie jak straż mają na pokładzie tlen, który w tym przypadku ratuje życie. Wysycenie tlenem pozwala powoli rozłożyć karboksyhemoglobinę i zastąpić ją ożywczą oksyhemoglobiną. Oczywiście wyłączyć piec/junkers i nie używać go przed zbadaniem przez fachowców. Wywietrzyć dobrze pomieszczenia.
I oczywiście zainwestować wreszcie w czujnik czadu i dymu – on ratuje życie!